Przejdź do treści

„Wspólne polowanie buduje relację z dzieckiem”? Psycholożka: „Syndrom sztokholmski to też budowa relacji”

dziecko głaszcze konia
„Wspólne polowanie buduje relacje z dzieckiem”? Psycholożka Anna Prokop obnaża absurdy argumentacji myśliwych / Rawpixel
Podoba Ci
się ten artykuł?

Wygląda jak fake, ale niestety fałszywką nie jest. Polski Związek Łowiecki stworzył grafikę, na której promuje korzyści, jakie dzieciom rzekomo przynosi udział w polowaniach. W rozmowie z „Hello Zdrowie” największe absurdy tej argumentacji pokazuje Anna Prokop, psycholożka kliniczna, psychoterapeutka integracyjna z Warszawskiego Centrum Psychologicznego.

Anna Jastrzębska: Czy polowania z dziećmi promują zdrowy styl życia?

Anna Prokop: Zdrowy styl to są przede wszystkim zdrowe relacje z samym sobą i innymi. Narażanie dzieci na obserwowanie przemocy – bo odbieranie życia jakiemukolwiek stworzeniu jest przemocą, choćby nie wiem co – absolutnie nie może być uznane za zdrowy styl życia i budowanie zdrowych relacji.

Polski Związek Łowiecki upiera się, że polowanie z dziećmi „umożliwia rodzinne spędzanie wolnego czasu” i „buduje więź z dzieckiem poprzez wspólne przeżycia”.

To jest tak absurdalne, że najchętniej użyłabym niecenzuralnych słów. Jaką więź? Więź można budować poprzez różne rzeczy, które nie zawsze są zdrowe. Biciem swoich podwładnych również można tworzyć więź. Istnieje teoria syndromu sztokholmskiego, gdzie ofiara także buduje więź z oprawcą!

Umówmy się – przymuszanie dziecka do przyglądania się przemocy jest jego molestowaniem. Dziecko nie jest gotowe na taki widok. Zresztą nikt nie jest gotowy, jeśli wcześniej nie zostanie odpowiednio przygotowany. Zmuszanie dziecka, by patrzyło, jak odbiera się życia stworzeniu, które wcześniej widziało, czuło, miało serduszko, kochało, miało dzieci, jest narażaniem młodego człowieka na traumę.

alt=”Anna Prokop” width=”638″ height=”850″ /> Psycholożka Anna Prokop / archiwum prywatne

Może to później wpływać na zachowanie dziecka?

Oczywiście – taka trauma może się objawiać w dwóch kierunkach. Może stać się tak, że dziecko po tego typu przeżyciu będzie nadmiernie wrażliwe, nie będzie sobie potrafiło poradzić w żadnej kryzysowej sytuacji. Może być nadmiernie uwrażliwione na siebie, może mieć fobie i lęki do końca życia. Innymi słowy – przeżycie takiej traumy może zrobić potworne rzeczy w psychice dziecka.

Ale może się również wydarzyć coś odwrotnego. Jeżeli system obronny dziecka sobie nie poradzi (bo jego mechanizmy radzenia sobie w trudnych sytuacjach jeszcze nie są wykształcone), dziecko, żeby nie zwariować, odetnie się od bólu, cierpienia. A kiedy się odetnie, prawdopodobnie powieli wzorce i będzie stosowało przemoc w przyszłości. Bo będzie pozbawione empatii, kontaktu ze współczuciem – i to nie tylko wobec zwierząt, ale również wobec ludzi.

Przymuszanie dziecka do przyglądania się przemocy jest jego molestowaniem. Dziecko nie jest gotowe na taki widok. Zresztą nikt nie jest gotowy, jeśli wcześniej nie zostanie odpowiednio przygotowany.

O zależnościach między przemocą wobec ludzi (przede wszystkim kobiet i dzieci) a przemocą wobec zwierząt mówi wiele badań.

Tak, bo jeśli ktoś jest odcięty od emocji, to nie jest od nich odcięty wybiórczo – ten mechanizm nie działa na zasadzie: do tych będę coś czuł, a do tamtych już nie. Jeżeli człowiek jest zamknięty na empatię, miłość, współczucie wobec zwierząt, będzie też zamknięty na odczuwanie ich wobec ludzi. Oczywiście, na co dzień będzie prawdopodobnie stosował się do ustalonych społecznie zasad. Ale gdy te zasady zostaną odłożone na bok, w jakiejś sytuacji przestaną obowiązywać, bezsprzecznie taka osoba będzie w stanie dokonać rzezi również na człowieku.

Warto przy tej okazji wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. W latach 70. XX w. kanadyjski psycholog Albert Bandura robił badania na temat uczenia się, z których wynikało jasno, że dzieci w największym stopniu uczą się przez modelowanie. Dzieci obserwują i naśladują.

W jednym ze swoich eksperymentów Bandura pokazywał dzieciom film, na którym dorosła kobieta uderzała kijem gumową lalkę czy manekina. Maluchy, które później dostały podobną lalkę do zabawy, powtarzały te same sekwencje, co dorosła osoba. Natomiast dzieci, którym wcześniej nie pokazano tego filmu, nie niszczyły lalki.

No dobrze, ale czy nie ma tu pewnej hipokryzji? Czy dzieciaki nie powinny wiedzieć, skąd się bierze jedzenie, które ląduje na ich talerzu? Czy nie powinny być oswajane z tematem śmierci, cierpienia?

Oczywiście, cierpienie jest częścią życia, dlatego – jeśli na przykład dziecko ma zwierzątko, które umiera, lub babcia czy ciocia miały zwierzątko, które zmarło – nie można przed dzieckiem zatajać tego faktu. Albo udawać, że się nic nie stało, kupić kolejnego zwierzaka i w nocy podmienić. Młodego człowieka powinno się oswajać z trudnymi tematami, bo nie da się przeżyć życia bez doświadczania cierpienia. Każdy z nas na pewnym etapie życia doświadcza straty.

W związku z tym dzieci należy przygotowywać do bolesnych przeżyć, ale ich nie prowokując! Nie „zaszczepimy” dzieci na trudne uczucia, stwarzając im sytuacje straszne. A zabijanie innego stworzenia, w dodatku w taki sposób, jak to ma miejsce na polowaniu, jest brutalne. Nie można przygotować dziecka na takie obrazy.

Ale przecież, jak twierdzą myśliwi, polowanie „pomaga rozwijać dziecięce pasje i zainteresowania”!

Patrzeć, jak ktoś się wyżywa na bezbronnej istocie i czerpie z tego przyjemność – to ma być rozwijanie pasji? Na tej samej zasadzie moglibyśmy prowadzać dzieci do bimbrowni czy kasyn, gdzie ludzie też oddają się bez reszty swoim zainteresowaniom.

Pozytywna Dyscyplina

Tylko że w bimbrowni czy kasynie dziecko nie zdobędzie „kluczowej i empirycznej wiedzy na temat przyrody”, nie nauczy się „szacunku do pożywienia”, nie posiądzie „szacunku do środowiska”. A to wszystko – przekonują przedstawiciele PZŁ – umożliwiają polowania.

Oczywiście, jeśli zabierzemy dziecko do lasu, to prawdopodobnie usłyszy śpiew ptaków. Tylko że to jest racjonalizacja, jeden z mechanizmów obronnych ludzi.

Jakiś czas temu głośna była sprawa reklamy „szampana” dla dzieci Piccolo. Przekonywano w niej, że dobra zabawa łączy się z Piccolo. Reklamę wycofano, bo – choć promowała napój bezalkoholowy – utrwalała w dzieciach przekonanie, że do udanej zabawy niezbędny jest alkohol.

To samo jest w przypadku polowań. Przecież nie chodzi w nich o przyrodę, tylko o pasję zabijania.

No to może chociaż polowanie z dziećmi „uczy świadomego podejmowania wyborów”, jak zapewniają myśliwi?

Jakiego świadomego wyboru? Dziecko nie ma wyboru, skoro jest przymuszane do oglądania zabijania. Dzieci w różnym wieku nie mają świadomości swoich praw, możliwości i ograniczeń, dlatego nie dokonują świadomych wyborów. To rodzice za nie wybierają. A narażając młodą osobę na tak bolesny, przekraczający jej zasoby widok, jak zabite zwierzę, odbieramy jej możliwość decydowania.

Jeżeli człowiek jest zamknięty na empatię, miłość, współczucie wobec zwierząt, będzie też zamknięty na odczuwanie ich wobec ludzi.

Absolutnie do tego nie namawiam, bo samo takie zapytanie może być dla dziecka traumatyczne, ale prawdopodobnie gdybyśmy zapytali: „czy mogę zabić twojego pieska?”, dziecko odpowiedziałoby „nie”. Gdybyśmy zapytali: „czy chcesz iść do lasu, gdzie będziemy zabijali sarenki?”, dziecko prawdopodobnie również odpowiedziałoby „nie” (oczywiście jeśli będzie miało poczucie bezpieczeństwo, bo jeżeli będzie się bało, może zareagować inaczej).

A co z „budowaniem tożsamości społecznej, kulturowej i narodowej”, do którego według myśliwych przyczyniają się wspólne polowania?

Najmocniejszym bodźcem w polowaniu jest odbieranie życia. Wszystkie te elementy dodatkowe – uczenie szacunku, budowanie tożsamości itd. –  możemy dopisać niemal do każdej aktywności.

Weźmy dziecko na salę operacyjną i pokażmy mu, jak chirurg kroi nogę. W taki sposób możemy przecież nauczyć je szacunku do pracy, do ludzi, do ludzkiego ciała, czyż nie? Naprawdę WSZYSTKO można zracjonalizować. Potrzeba matką wynalazku.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?