Największe błędy odchudzania. Rozmowa z dietetyczką Aliną Olczak
Chcemy schudnąć, bo chcemy zadbać o zdrowie, a jeszcze częściej – bo się sobie nie podobamy. Niestety, zwykle początkowe, racjonalne podejście do odchudzania kończy się przedziwnymi dietami, nie zawsze skutecznymi i zdrowymi. Dlaczego tak się dzieje? O tym rozmawiamy z psycholożką i dietetyczką Aliną Olczak.
W latach 70. nadmierna masa ciała dotyczyła 1 proc. społeczeństwa. Dziś Instytut Żywności i Żywienia szacuje, że 64 proc. mężczyzn i 49 proc. kobiet ma nadwagę lub otyłość, a co piąte dziecko w wieku szkolnym waży zdecydowanie za dużo i już ponosi tego konsekwencje – zarówno psychiczne, jak i zdrowotne. W ciągu ostatnich 40 lat styl życia, sposób odżywiania i w ogóle podejście do jedzenia zmieniły się diametralnie. Ówczesne tak zwane dobra luksusowe dziś są dostępne w każdym sklepie. Rarytasy i dania na specjalne okazje stały się codziennością. Domowe jedzenie i samodzielne gotowanie w przedziwny sposób stają się symbolem komfortu, a nie normą. I tyjemy…
Tyjemy na potęgę, takie są fakty. Kiedy przychodzi czas opamiętania?
Alina Olczak: Nie ma reguły. Są osoby, u których dodatkowe 2-3 kilogramy włączają lampkę awaryjną i uruchamiają „czujność żywieniową”: zjem mniej, ugotuję inaczej, pójdę na dwa treningi, a nie jeden, pojadę rowerem zamiast samochodem. Ale to są ludzie świadomi tego, jak ogromne znaczenie dla ciała ma to, co jedzą i jakie aktywności fizyczne mu fundują. Większość ludzi zaczyna dostrzegać problem po 10-15 kilogramach albo gdy kupione wcześniej o rozmiar większe od poprzednich spodnie znów są za małe. Najtrudniej zauważyć problem osobom, które są otyłe „od zawsze” i przebywają w środowisku, gdzie nadwaga jest powszechnie akceptowana – wówczas dodatkowe kilogramy po prostu nie są dostrzegane, chyba że pojawią problemy zdrowotne.
I wpadamy na pomysł odchudzania…
Alina Olczak: Tak, niezależnie od skali nadwagi decyzję o rozpoczęciu procesu odchudzania podejmujemy z trzech powodów: zdrowotnych, niezadowolenia z własnego wyglądu i presji społecznej.
Czy niezależnie od powodów proces odchudzania przebiega tak samo?
Alina Olczak: Kiedy musimy schudnąć ze względów zdrowotnych, znaczy to, że konsekwencje nadwagi czy otyłości były już dla nas odczuwalne, a spadek wagi jest najpewniej jednym z zaleceń lekarza. Wówczas jesteśmy bardziej skłonni do skorzystania z porady specjalisty do spraw żywienia, stosowania się do jego zaleceń i żmudnej pracy nad nawykami, zmianą trybu życia, przyzwyczajeniami kulinarnymi. Decyzja o odchudzaniu wynikająca z niezadowolenia z własnego wyglądu często jest kompulsywna i wynika z emocji danej chwili. Np. w sklepowej przymierzalni, gdy z uporem próbujemy się wcisnąć w niby swój rozmiar, a okazuje się, że to dane sprzed pół roku i bokami spodni wylewają się fałdki. „Dość! Od jutra przechodzę na dietę!”.
I przechodzi na dietę?
Alina Olczak: Tak. I najczęściej są to chaotyczne działania. Ludzie są skłonni do przeróżnych poświęceń, byle efekt był spektakularny i widoczny szybko. I tu jak złota recepta pojawiają nam się wszelkie diety cud i inne zatrważające pomysły…
Na przekór poradnikom „jak się odchudzać” stwórzmy więc listę najgorszych pomysłów na odchudzanie!
Alina Olczak: Wszelkie kapsułki „cud”, sproszkowane koktajle niewiadomego pochodzenia, środki przeczyszczające – to bardzo szkodliwe sposoby utraty wagi. Przede wszystkim dają złudną nadzieję, że szybko, łatwo i przyjemnie zrzucimy niechciane 5, 15 czy 30 kilogramów. Ofertę często uwiarygodniają zdjęcia przemian zadowolonych klientów i ich opowieść o tym, że po tylu latach nieskutecznych prób utraty wagi wreszcie znaleźli sposób. „I Ty też możesz!”. Nic bardziej mylnego. To nie działa.
Skrajne diety redukcyjne dają podobne złudzenie. Waga spadnie, to oczywiste, ale się nie utrzyma. To wielki problem. Osoba, która zmaga się z nadwagą i spożywa pewnie ok. 4000 kalorii albo więcej, nagle z dnia na dzień przechodzi na 1000 kalorii. Nawet jeśli te 1000 kalorii jest dobrze zbilansowane, to nadal nie jest to bezpieczne. Waga będzie spadać, owszem, ale pojawi się zmęczenie, problemy z koncentracją, nerwowość. Łatwo też o niedobory. I co najważniejsze – efekt jo-jo jest gwarantowany.
Monodiety to kolejna zmora. Jedni piją same soki owocowe, inni tylko warzywne albo jedzą same warzywa. Jest dieta bananowa, grejpfrutowa, kapuściana, jaglana… To wszystko musi się skończyć spadkiem wagi, ale też wielkim osłabieniem. Na monodiecie nie dostarczamy niezbędnych dla organizmu składników odżywczych. Niedobory są gwarantowane. Łatwo też o rozchwianie organizmu.
A dieta Atkinsa i Dukana?
Alina Olczak: Pomimo wielu publikacji ostrzegających przed tymi dietami i wyjaśniających ich niekorzystny wpływ na organizm ludzie nadal niestety po nie sięgają. Bo są skuteczne. Pozornie. Dieta Atkinsa, znana jako dieta tłuszczowa, zakłada eliminację węglowodanów do maksymalnie 50 g na dobę i zastąpienie produktów takich jak: pieczywo, makarony, ziemniaki, a także soki owocowe, większość owoców i warzyw, produktami bogatymi w tłuszcz: mięsem, serami, oliwą, smalcem, śmietaną, masłem, majonezem. Efekt: spadek wagi wynikający z utraty wody i glikogenu z mięśni oraz ze skomplikowanego procesu czerpania energii z ciał ketonowych, które w ogromnej ilości wytwarzane są przez organizm karmiony tłuszczem. Plus takie drobiazgi jak: obciążenie nerek i wątroby, zaparcia, zmęczenie, niedobory witamin, składników mineralnych, błonnika. I oczywiście jo-jo, bo na tej diecie nikt długo nie wytrzyma.
Z kolei w diecie Dukana węglowodany zastępujemy białkiem. Wysokobiałkowa dieta jest sprzeczna z zasadami zdrowego żywienia, ale daje szybkie efekty. Jednak lista niebezpiecznych skutków ubocznych jest wyjątkowo długa, a zmęczenie, zaburzenia koncentracji i niedobory składników jedynie ją otwierają. Dieta Dukana może się skończyć przewlekłą chorobą nerek, kamicą nerkową, nadciśnieniem, uszkodzeniem wątroby, dną moczanową, zaburzeniami wodno-elektrolitowymi. Badania szwedzkich naukowców przeprowadzone w ciągu 12 lat na ponad 42 tysiącach kobiet wykazały, że dieta wysokobiałkowa skutkuje 37-procentowym wzrostem ryzyka śmierci na choroby układu naczyniowo-sercowego. Efekt jo-jo przy tym to drobiazg.
Chyba już nie może być gorszego pomysłu na odchudzanie…
Alina Olczak: Otóż może! W jednym z popularnych tygodników społeczno-politycznych pojawił się artykuł promujący picie wina jako sposób na odchudzanie. „Zapomnijcie o katorżniczych dietach i wykańczających ćwiczeniach, przestańcie wylewać pot na siłowni” – grzmiał nagłówek. Byłam zszokowana…
Decyzja o przejściu na dietę jest dopiero pierwszym krokiem w kierunku zdrowia i lepszego samopoczucia. Kluczowe jest to, jak się do tego zabierzemy – pójdziemy na skróty czy zrobimy to jak należy? Odchudzanie wiąże się z rezygnacją z pewnych produktów, z całkowitym usunięciem ich z menu, ograniczeniem innych, wprowadzeniem nowych, zmianą trybu życia, zwiększoną aktywnością fizyczną. To jest proces. Zmiany wprowadzajmy stopniowo, najlepiej pod opieką specjalisty, i oczekujmy efektów długofalowo. Zwieńczeniem tej drogi jest konsekwencja i niewracanie do starych nawyków.
Alina Olczak – psychodietetyczka, poradnia „Back to Shape”.
Zobacz także
Odchudzam się! Cardio czy trening siłowy? Rozmowa z trenerem personalnym Maćkiem Gmurczykiem
„Gotowanie do pudełek nie jest skomplikowane i nie musi zajmować wiele czasu”. Malwina Bareła zdradza, jak tanio i szybko przygotować apetyczne lunchboxy
„Odchudzam się, ale znów zatrzymała mi się woda w organiźmie”. Nie szukaj wymówki, to nie przeszkoda!
Polecamy
Jak odchudzić dziecko? Poradnik dla rodziców
Robert Kudelski: „Oczekuje się od nas, osób z otyłością, większej dyscypliny. Jakby ta dyscyplina miała załatwić sprawę”
Ozempic i Wegovy pomocne w walce z uzależnieniami? Zaskakujący efekt uboczny leków na odchudzanie
Skąd bierze się efekt jo-jo? Co zrobić, by go uniknąć?
się ten artykuł?