Kiedy spokój budzi niepokój. „Osoba z traumą więzi przyciąga partnerów, którzy nie dostrzegają jej potrzeb” – mówi psychotraumatolog Katarzyna Tutko
– Każdy chce być w udanym związku, a jednak mając za sobą traumę relacyjną, przyciągamy osoby, które do nas „pasują” – tłumaczy Katarzyna Tutko, psycholog i psychotraumatolog z Gabinetu Terapii Traumy i Rozwoju.
Ewa Podsiadły-Natorska: „Trama więzi” – to określenie może wywoływać konsternację i niepokój; z jednej strony mamy traumę, a z drugiej więź. Teoretycznie to wzajemnie się wyklucza. Co konkretnie kryje się pod tą nazwą?
Katarzyna Tutko: Trauma więzi przede wszystkim dotyczy relacji dziecka z opiekunem. To jest jednak pewien start, fundament, bo później dziecko z traumą więzi wnosi wypracowane schematy w dorosłość. Ogólnie trauma więzi czy trauma relacyjna odnosi się do tego, że dziecko często ma zaspokojone podstawowe potrzeby: jest najedzone, ma gdzie spać, w co się ubrać, chodzi do szkoły, ale dla opiekunów jest niewidzialne, nie ma więc szans, by wyrazić swoje emocje, potrzeby. Powstaje tzw. więź zdezorganizowana. Np. matka, słysząc, że jej dziecko płacze, stosuje strategię, żeby się wypłakało. Albo uważa, że ono nią w ten sposób manipuluje. Dziecko uczy się wtedy, że jego potrzeby nie zostaną zaspokojone, nawet gdy będzie złe czy smutne. Uczy się również, by tłumić swoje emocje, skutkiem czego w dorosłym życiu nie zna siebie i wchodzi w relacje, w których ta osoba może być nadużywana.
Często trafiają do pani dorosłe osoby z traumą więzi?
U dorosłych to się faktycznie zdarza. Tkwią w trudnych, przemocowych, niesatysfakcjonujących związkach i gdy zaczynamy analizować ich przeszłość, to okazuje się, że ci dorośli w dzieciństwie doświadczyli traumy relacyjnej z opiekunem. Następnie poprzez obserwację swoich opiekunów oraz otoczenia nauczyli się modelowania, tzn. powtarzali te same schematy, bo tylko to potrafili. Tacy dorośli wiedzą, jak się w takich relacjach poruszać, więc czują się w nich bezpiecznie.
Bezpiecznie w związku przemocowym?
Tak, bo nawet jeśli dorośli, którzy doświadczyli traumy więzi, wiedzą, że bycie w przemocowym związku – albo w związku, który nie spełnia oczekiwań – im nie służy, to w nim zostają, ponieważ pod względem emocjonalnym nie potrafią poruszać się w „normalnych”, spokojnych relacjach. Spokój budzi w nich niepokój. Natomiast gdy wokół nich dzieje się dużo złych rzeczy, to wtedy czują się jak w domu. Logicznie wiedzą, że ta relacja im nie służy, ale są w nią uwikłani.
Takie osoby wchodzą najczęściej w rolę ofiary?
Zazwyczaj, choć nie zawsze – osoba, która doświadczyła traumy więzi w dzieciństwie, może w dorosłości stać się sprawcą. Miałam też styczność z kobietą, która najpierw była w roli ofiary, a następnie w roli sprawcy.
W tej samej relacji?
W tej samej. Ofiara i sprawca to jest wspólny taniec. Prowadzą ze sobą „grę”; jedna strona potrzebuje drugiej. I, paradoksalnie, ofiara też potrzebuje sprawcy, ponieważ tylko w takim obszarze potrafi się poruszać. Celem terapii jest zmiana schematu i wyciągnięcie jej z tego błędnego koła, ponieważ w tym przypadku możemy mieć do czynienia z przymusem odtwarzania traumy. A to oznacza, że w dorosłości nieświadomie powtarzamy sytuacje, które miały miejsce w dzieciństwie.
”Trauma więzi odnosi się do tego, że dziecko często ma zaspokojone podstawowe potrzeby: jest najedzone, ma gdzie spać, w co się ubrać, chodzi do szkoły, ale dla opiekunów jest niewidzialne, nie ma więc szans, by wyrazić swoje emocje, potrzeby. Powstaje tzw. więź zdezorganizowana”
W przypadku traumy więzi dziecko pozornie jest zadbane, ale jednak doświadcza traumy. Odrzucenie emocjonalne przez opiekuna zostawia w psychice człowieka aż tak głęboki ślad?
Dziecko bez dorosłego nie przetrwa. Potrzeby fizyczne są bardzo ważne i też muszą zostać zaspokojone, ale zaspokojenie potrzeb emocjonalnych – mam na myśli zauważenie, dostrojenie, przytulanie, bycie blisko dziecka – jest potrzebne do prawidłowego rozwoju. Jeśli dziecko tego nie dostaje, to musi rozszczepić swoją osobowość, czyli dopasować się do oczekiwań opiekunów i stłumić swoje potrzeby. Takie dziecko przestaje płakać – w pewnym sensie znika, robi wszystko, żeby być blisko rodzica, a jednocześnie tłumi swoje potrzeby, wypiera je i ogólnie wypiera siebie jako osobę.
Potem takie dziecko dorasta. Kiedy zaczynają ujawniać się pierwsze problemy? A może taka osoba może całkiem dobrze funkcjonować przez lata?
Zwykle dość wcześnie pojawiają się pewne sygnały. Z jednej strony dziecko może być bardzo spokojne, ułożone, prawie wcale się nie odzywać. Z drugiej strony może być agresywne, mieć problemy z nauką, płakać w nieadekwatnych sytuacjach. To jest sygnał: zauważ mnie.
Pierwsze związki takiej osoby mogą być udane?
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, najczęściej jednak trauma więzi z dzieciństwa w końcu daje o sobie znać. Bo jeśli dziecko było zaniedbywane, niewidzialne dla opiekunów, będzie to miało ślad w jego pierwszych relacjach, choć może się też zdarzyć, że dziecko z traumą więzi trafi na dorosłego, np. babcię, nauczyciela, który pokaże mu, jak wygląda styl więzi oparty na zaufaniu. Wtedy mały człowiek ma szansę nauczyć się wchodzić w zdrowe relacje, ale na pewno nie jest to czarno-białe. Zapewne pozostaną elementy do przepracowania, ale już mamy pewne zasoby.
”Osoba z traumą więzi musi najpierw nauczyć się regulować swoje emocje, poznać siebie, a dopiero potem może zacząć pracować nad związkiem. U takich osób przede wszystkim pojawia się problem z przyznaniem się przed sobą, że się jest w toksycznej relacji”
U dorosłych trauma więzi często odnosi się do niewłaściwie ulokowanej lojalności – gdy ofiara pozostaje wierna sprawcy. Mówimy tutaj o syndromie sztokholmskim?
Może mieć miejsce kilka mechanizmów. Często jest to sytuacja psychologicznej pułapki; ofiara związku, który jest daleki od ideału, uważa, że bardzo dużo zainwestowała w relację, więc nie może go teraz tak łatwo porzucić. Czuje się odpowiedzialna za obecną sytuację i przypisuje sobie winę za to, że partner jest agresywny. Za wszelką cenę dąży do tego, żeby poprawić relację. Ale to nie przynosi żadnego efektu. Później pojawia się inna skrajność – bezradność. W domu biorę na siebie dużo obowiązków, byle tylko odciążyć partnera, ale nie jestem w stanie im sprostać, więc to jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że jestem nieporadna, beznadziejna i zasłużyłam na gniew partnera.
Syndrom sztokholmski to kolejny mechanizm; tak bardzo jesteśmy uwikłani w relację, że zaczynamy idealizować przemocowca. Podłożem syndromu sztokholmskiego bardzo często jest zdezorganizowana więź w dzieciństwie. Potem, w takim związku, samoocena spada jeszcze niżej. Ofiara może zacząć sięgać po środki psychoaktywne i jeszcze bardziej zatracać się w błędnym kole.
Czy to nie jest tak, że osoby z traumą więzi podświadomie wybierają partnerów, którzy ich źle traktują? Sądzą, że nie zasługują na nic dobrego.
Tak jest. Osoba z traumą więzi będzie szukała partnera na wzór tego, co zna, czyli takiego, który nie dostrzeże jej potrzeb, być może będzie dominujący, autorytarny. To się odbywa na poziomie nieświadomym. Przecież każdy chce być w udanym związku, a jednak mając za sobą traumę relacyjną, przyciągamy osoby, które do nas „pasują”. A nami interesują się partnerzy dominujący, którzy wiedzą, że się do nich dopasujemy. Taki dorosły znajduje się w potrzasku. Nie chce wejść w przemocowy związek, ale nie ma zasobów do tego, żeby stawiać granice, mówić, co czuje i czego potrzebuje. Dlatego się podporządkowuje.
Chciałabym wrócić do przypadku, o którym powiedziała pani na początku, czyli do zamiany ról, gdy w ramach tego samego związku ofiara staje się sprawcą i na odwrót. Jak to wytłumaczyć?
Z doświadczenia jako psycholog i psychotraumatolog wiem, że jeśli ktoś był gnębiony w dzieciństwie, stosowano na nim przemoc psychiczną czy fizyczną, to w przyszłości często staje się ofiarą, ale może być też sprawcą – już o tym wspomniałam. Może się też zdarzyć owe przeskakiwanie między rolami. W jednym środowisku jestem ofiarą, a w innym sprawcą. Tam, gdzie czuję, że mam siłę i odpowiednie ku temu zasoby, staję się sprawcą.
To wynika z tego, że się nie przepracowało traumy więzi wyniesionej z dzieciństwa i potem to ciągnie się za człowiekiem?
To się zawsze ciągnie za człowiekiem, więc konieczna jest praca na wielu poziomach. Polega ona na podnoszeniu poczucia własnej wartości, poznaniu i nazwaniu emocji. Ważne jest, aby poznać mechanizmy swojego funkcjonowania i stworzyć nowe, bardziej adaptacyjne schematy. To jest uczenie się, że mamy prawo te emocje odczuwać, to jest rozpoznawanie, kiedy np. smutek czy złość są adekwatne do sytuacji. Sama wiedza, jak wygląda bezpieczny styl więzi i jak powinien wyglądać związek zbudowany na bezpieczeństwie oraz zaufaniu, to już bardzo dużo. Ale na to potrzeba wiele lat psychoterapii.
Wiele lat?
Tak, bo jest mnóstwo elementów do przepracowania. Przede wszystkim terapeuta musi zbudować z taką osobą więź, a to jest bardzo trudne, bo osoby z traumą więzi są nieufne, nie widzą sensu w pracy terapeutycznej. Często też boją się bliskości i odrzucenia. Sens terapii jest jednak niepodważalny, bo chodzi o to, żeby taka osoba zobaczyła, że można żyć inaczej – i że ona potrafi inaczej.
Bezpieczny styl więzi, o którym pani mówi, można wypracować samemu?
U osoby z doświadczeniem traumy więzi jest to bardzo trudne. Terapia jest fundamentalna, bo potrzeba nowego wzoru przywiązania. Oczywiście może się zdarzyć, że taka osoba znajdzie partnera, z którym wypracuje bezpieczny styl więzi, ale jest mała szansa, że osoba emocjonalnie zdezorganizowana wybierze kogoś „bezpiecznego” – bo ten bezpieczny styl będzie jej się wydawał dziwny, może trochę nudny. A i „bezpieczny” partner niekoniecznie może chcieć być z kimś, kto jest emocjonalnie niestabilny, obraża się, próbuje stosować manipulację czy przemoc. Nie chcę generalizować, bo ludzie i ich historie są różne, jednak według mnie bez psychoterapii w przypadku traumy więzi trudno wyjść na prostą.
”Miałam styczność z kobietą, która najpierw była w roli ofiary, a następnie w roli sprawcy w tej samej relacji. To wspólny taniec. Jedna strona potrzebuje drugiej. I, paradoksalnie, ofiara też potrzebuje sprawcy, ponieważ tylko w takim obszarze potrafi się poruszać. (...) możemy mieć do czynienia z przymusem odtwarzania traumy. A to oznacza, że w dorosłości nieświadomie powtarzamy sytuacje, które miały miejsce w dzieciństwie”
Jeśli ofiara i sprawca tkwią w toksycznym związku, to terapia par może im pomóc?
To jest jedna z opcji, jednak najpierw obie strony muszą przepracować swoje problemy. Osoba z traumą więzi musi najpierw nauczyć się regulować swoje emocje, poznać siebie, a dopiero potem może zacząć pracować nad związkiem. U takich osób przede wszystkim pojawia się problem z przyznaniem się przed sobą, że się jest w toksycznej relacji. Dlatego powiedziałam o latach psychoterapii, w ramach której trzeba najpierw w ogóle zaakceptować fakt, że ma się problem do przepracowania, a dopiero później zacząć budować bezpieczny styl przywiązania do partnera.
A kiedy jedyną opcją staje się rozstanie?
Jeśli obie strony pracują nad sobą, to jest szansa, że razem zbudują nową rzeczywistość. Gorzej dla związku, gdy jedna strona idzie do przodu, zmienia się, wypracowuje bezpieczny styl więzi, a druga strona stoi w miejscu i nic ze sobą nie robi. Te osoby nie spotkają się już na tym samym poziomie. A osoba, która nad sobą pracuje, w końcu zauważy, że to nie jest to i zacznie szukać kogoś zgodnego z nowym, wypracowanym na terapii schematem. Dlatego w przypadku takich par to musi być intensywna praca dwóch stron połączona z terapią pary.
Katarzyna Tutko – psycholog, psychotraumatolog. Aktualnie w trakcie 4-letniego szkolenia psychoterapeutycznego w nurcie humanistyczno-doświadczeniowym w Ośrodku INTRA. W swojej pracy wykorzystuje m.in. EMDR, Ekspozycyjną Terapię Narracyjną. Pracuje z osobami po wielokrotnych traumach.
Zobacz także
„Bardzo chciałabym powiedzieć, że świat jogi i samorozwoju jest zupełnie bezpieczny, ale tak niestety nie jest” – mówi Paulina Młynarska, autorka książki „Jesteś spokojem”
„Bo to, że na przykład facet bije żonę, nie zawsze wynika z tego, że jest złym człowiekiem, może nie umie sobie radzić z emocjami” – o toksycznych relacjach mówi psycholożka Edyta Zając
„Przez uwarunkowania kulturowe, społeczne i religijne kobiety zgwałcone przez męża często nie wiedzą, że są ofiarami przestępstwa” – mówią Kamila Ferenc i Adam Kuczyński z Fundacji Przeciw Kulturze Gwałtu
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Pedro Pascal zabrał na premierę siostrę. Lux, sojuszniczka osób transpłciowych, skradła mu całe show, a on poprawiał tren jej sukni
Filip Cembala: „Komu z nas nie brakuje ulgi w czasach zadyszki wszelakiej?”
„Co tam gwiazdeczko, nauczyłaś się?”. Julia Wieniawa gorzko o czasach szkolnych
„Sztukę flirtowania trzeba aktualizować” – mówi seksuolożka Patrycja Wonatowska
się ten artykuł?