Przejdź do treści

W ciemności, cieple i hałasie. Z amuletem, zaklęciem i zdrowaśką – jak kiedyś rodziły się dzieci

Ilustracja: Joanna Zduniak, Wellcome Collection, Wikimedia Commons, Istock
Podoba Ci
się ten artykuł?

Położnictwo jest chyba jedyną demokratyczną dziedziną medycyny – od zarania dziejów to kobiety asystowały innym kobietom przy porodzie, a szkolenie akuszerek leżało w interesie lekarzy. Nic dziwnego – sprawna, stojąca „za doktorem” akuszerka mogła zastąpić go w tym nieco wstydliwym zadaniu, pozostawiając go w sferze teorii, a nie praktyki.

 

Żyjący w II wieku n.e. Soranus z Efezu zalecał kolegom po fachu, by szkolili akuszerki, szanowali je i dobrze wynagradzali. W podręcznikach szczegółowo opisywał problematyczne porody i sposoby pomocy rodzącej i jej dziecku. Akuszerkom polecał wykorzystywanie w czasie porodu świeżej oliwy z oliwek do łagodzących ból okładów, a także ciepłej wody, maści i produktów do wąchania, np. cytryn. Położna miała przyjmować poród w rękawiczkach z materiału i mieć zapas bandaży do owinięcia noworodka.

Wśród zaleceń okołoporodowych żyjącego w I w. n.e. Pliniusza Starszego znajdziemy: picie napoju ze sproszkowanymi odchodami lochy i wina z dżdżownicami na uśmierzenie bólu, rozwiązywanie wszystkich węzłów w domu (na wypadek zaplątania się pępowiny), a także zakaz siedzenia domowników ze skrzyżowanymi nogami. Do izby porodowej przynoszono też pióra sępa czy łapki hieny.

Akuszerka w starożytności nie tylko przyjmowała poród, ale także opiekowała się położnicą i noworodkiem. Po odcięciu pępowiny spryskiwała dziecko solą lub saletrą, a później masowała mieszaniną oliwy, miodu i ziół. Do nawilżania skóry noworodka wykorzystywano wosk i oliwę. Starożytni zalecali, by rodzić w pozycji pionowej.

W czasach średniowiecza w jeszcze większym stopniu scedowano położnictwo na kobiety. Uważana za pierwszą lekarkę, żyjąca w XI w. Trotula z Salerno, poświęciła jedną ze swoich rozpraw kwestiom uśmierzania bólu podczas porodu. Zalecała w tym przypadku stosowanie opium. Akuszerki, nazywane też „babkami” lub „mądrymi babami”, zazwyczaj przekazywały wiedzę z matki na córkę. Techniki porodowe były podobne jak w starożytności – brzuch rodzącej przewiązywano tkaniną i zaciskano ją w rytm skurczów. Akuszerki interweniowały tylko przy zagrożeniu życia, resztę pozostawiając opatrzności. Za najlepszą pozycję porodową uważano pozycję pionową, od XVI wieku wykorzystywano też specjalne stołki porodowe.

Przed rozpoczęciem porodu babka przygotowywała otoczenie rodzącej – usuwała zamki i węzły, otwierała okna i drzwi, zalecała nawet odkorkowywanie butelek. Choć stosowano już przy operacjach opium czy alkohol, rodzącym tego nie podawano, stawiając na zioła i amulety. Popularny był, zlecany przez św. Hildegardę z Bingen, jaspis. Mistyczka nakazywała, by ciężarna zakładała go na szyję wraz z rozpoczęciem akcji porodowej. W średniowieczu przedkładano życie dziecka nad życie matki, ważne też było natychmiastowe ochrzczenie dziecka, by zmarło z nadzieją zbawienia.
Poród nie był sprawą prywatną – nawet władczynie rodziły w szerokiej asyście, nie było mowy o intymności czy prywatności. Kiedy w 1601 roku rodził się przyszły król Francji Ludwik XIII, jego matce, Marii Medycejskiej asystowało dwieście osób!

By przyspieszyć poród, wykonywano lewatywę i podawano zwiększający częstość skurczy sporysz. Stosowano też lilie, różę, cyklamen czy orlik. Do innowatorskich, ale i magicznych metod należało prowokowanie kichania czy podawanie sproszkowanej wątroby węgorza.

Jednym z ważnych narzędzi położnej był nóż do odcinania pępowiny. Z jej długości wróżono, jakie dziecko będzie miało życie, a wyschnięty kikut przechowywano jako talizman. Kiedy zdarzyło się, że dziecko urodziło się w tzw. czepku, uważano to za szczęśliwy znak. Samą skórę można było dobrze sprzedać np. marynarzom, którzy wierzyli, że chroni przed utonięciem.

Do XVII wieku lekarz był obecny przy porodzie tylko wtedy, kiedy zachodziła konieczność interwencji chirurgicznej. Więcej położników pojawiło się wraz z wynalezieniem i stosowaniem kleszczy porodowych. Ich wynalazca, Peter Chamberlen długo utrzymywał szczegóły swojej metody w tajemnicy, wypraszając akuszerkę i zawiązując rodzącej oczy. Choć metoda ta była bardzo ryzykowna, życie zawdzięcza jej np. Napoleon II.

Wraz z kleszczami w położnictwie rozpoczęła się era rodzenia na leżąco, a w izbach porodowych pojawiło się więcej medyków. Akuszerki zaczęto oskarżać o przenoszenie zarazków, kompletnie ignorując fakt, że bytowały one także na męskich rękach. Zanim nauczono się zasad odkażania, skala umieralności z powodu zakażeń okołoporodowych była ogromna. Nie zmieniały tego nawet działające od czasów Oświecenia szpitale położnicze.

Ważnym ułatwieniem w sztuce przyjmowania porodów było wynalezienie wziernika. Pionierką w jego stosowaniu była, praktykująca na przełomie XVIII i XIX wieku, lekarka Maria Anna Boivin, autorka wielu prac z dziedziny położnictwa i ginekologii. Położnictwo zawdzięcza jej także praktykę używania stetoskopu do słuchania bicia serca płodu. Nacinanie krocza przy porodzie jako pierwszy zastosował praktykujący w połowie XVIII wieku Fielding Ould, jeden z największych autorytetów położnictwa w Irlandii. Co ciekawe, już wtedy wiedziano, że pozycja horyzontalna wcale nie jest najlepsza, jednak jeszcze przez dwa stulecia zmuszano kobiety do rodzenia w pozycji wygodnej nie dla rodzącej, ale dla przyjmującego poród. Pod koniec XVIII wieku zaczęto na szerszą skalę stosować cięcia cesarskie. Zbiegło się to w czasie z wykorzystywaniem do znieczulania laudanum.

W XIX wieku najpoważniejszym problemem położnictwa była śmiertelność matek i noworodków. Wyizolowanie bakterii powodującej gorączkę połogową i nauka o drobnoustrojach Ludwika Pasteura niewiele pomogły w upowszechnianiu odkażania rąk i ran. Dopiero chirurg Józef Lister opracował metodę niszczenia bakterii kwasem karbolowym.
W XIX wieku do izb porodowych wkroczył chloroform, choć wielu położników było przeciwnych jego stosowaniu, uważając, że matka nie czuje bólów porodowych, a przez to nie nawiąże więzi z dzieckiem. Dopiero skorzystanie z chloroformu przez rodzącą królową Wiktorię przekonało świat do tego środka.

Kolejnym krokiem milowym było wynalezienie antybiotyków, które skutecznie walczyły z zakażeniami szpitalnymi. XX wiek to także czas sformalizowania i ustandaryzowania sposobów rodzenia dzieci. Zaczęły powstawać prywatne szpitale, wykonywano coraz więcej interwencji medycznych, upowszechniło się wykonywanie cesarek. Obecnie większość dzieci rodzi się w ten sposób i trwa dyskusja o nadużywaniu tej metody.

W ślad za przejmowaniem porodów przez placówki medyczne, działanie położnych ograniczono tylko do warunków szpitalnych. Przez dziesiątki lat praktycznie niemożliwe było urodzenie dziecka w domu. Dopiero na początku obecnego wieku do łask wróciły porody domowe, a doula czy położna zostały docenione jako asystentki przy porodzie.
Choć mamy teraz do dyspozycji specjalistyczne urządzenia do kontroli dobrostanu płodu, oksytocynę, amnioskopię czy różne sposoby bezinwazyjnego znieczulenia, wracamy do teorii sprzed wieków, by jak najmniej ingerować w przebieg porodu, uważając go za najbardziej naturalny sposób przyjścia na świat.


Korzystałam z książki Edmunda Waszyńskiego „Historia położnictwa i ginekologii w Polsce” wydanej przez Volumed w 2012 roku.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?