Przejdź do treści

Podawano miksturę z piwonii, popularne było picie własnego moczu, koniecznie z lewej dłoni. Jak kiedyś leczono padaczkę

ilustracja: Joanna Zduniak
Podoba Ci
się ten artykuł?

Przez wieki ataki tej choroby uważano za karę i klątwę a dotkniętych nią posądzano o kontakty z duchami i diabłem. Także współcześnie chorzy doświadczają wielu uprzedzeń ze strony otoczenia. Tymczasem padaczka – po bólach głowy – jest jednym z najczęstszych problemów neurologicznych, jakie nas trapią. Zapraszamy na opowieść o niemocy św. Walentego!

 

Padaczka, przewlekła choroba układu nerwowego, której towarzyszą napady o różnym nasileniu i objawach, była znana już w starożytności. Najstarsze opisy ataków, podczas których chory tracił przytomność, z jego ust płynęła ślina, a części ciała napinały się i wykonywały rytmiczne ruchy, zachowały się na glinianych tablicach z 2000 r. p.n.e. Podobne opisy znaleziono w egipskich papirusach i dokumentach z Persji z ok. 1600 r. p.n.e. Przypadek cudownego uzdrowienia z napadu padaczkowego znajdujemy też w Nowym Testamencie.

Przez tysiąclecia napady tłumaczono nadprzyrodzonym kontaktem z siłami wyższymi. Z tego względu padaczkę nazywano „świętą chorobą”. W V wieku p.n.e. Hipokrates próbował ująć tej chorobie nieco świętej otoczki. Dowodził, że jej przyczyną jest mózg, opisywał związek między jej wystąpieniem a przebytymi urazami, próbował nawet kraniotomii, czyli otwierania czaszki, by ją wyleczyć. Ojciec medycyny nazwał chorobę epilepsją (od greckiego epilambanein – chwycić, napaść), a jego wyjaśnienia objawów i przyczyn przetrwały do wczesnego średniowiecza.

W kolejnych wiekach wystąpienie padaczki ponownie tłumaczono interwencją z zaświatów, najczęściej diabelską. Chorych w najlepszym razie unikano, zazwyczaj jednak spotykali się nie tylko z odrzuceniem, ale i z okrucieństwem. Aplikowano im egzorcyzmy, a w czasach Wielkiej Inkwizycji epilepsja była dostatecznym dowodem na konszachty z szatanem i skazanie na stos. Uważano, że skuteczną metodą na odpędzenie złego zsyłającego chorobę jest noszenie na szyi mirry, kadzidła i złota, a także codzienne modlitwy za dusze rodziców trzech biblijnych królów, którzy jako pierwsi przybyli pokłonić się nowonarodzonemu w Betlejem Jezusowi. Melchior, Kacper i Baltazar są zresztą patronami choroby, podobnie jak św. Walenty. Znaną i ciągle jeszcze popularną nazwą padaczki jest „niemoc św. Walentego”.

Ponieważ na padaczkę nie znajdowano skutecznego lekarstwa, mnożyły się przeróżne „terapie”. W XVI wieku Paracelsus podawał chorym opium, papawerynę i duże dawki kamfory. Ordynowano upuszczanie krwi, prowokowanie wymiotów i środki przeczyszczające. Żyjący w I poł. XVI w. Stefan Falimirz, lekarz i botanik, wpuszczał chorym do nosa oleje, by oczyścić głowę z waporów, a działający w tym samym czasie zielarz Marcin Siennik ordynował białe wino z popiołem ze spalonych czaszek i wilcze mięso. Inni medycy z kolei przypiekali chorą osobę rozpalonym żelazem, podawali jej mikstury z piwonii, które należało koniecznie zbierać w czerwcu przed nowiem księżyca, popularne było też picie własnego moczu, koniecznie z lewej dłoni. W XVIII wieku popularna była świeża krew – własnej matki albo skazańca. Chorzy na padaczkę podlegali też wielu restrykcjom pozamedycznym – zalecano im zakaz seksu, sterylizację, w wielu krajach jeszcze w XX wieku zabraniano zawierania małżeństw, a w Chinach czy Indiach do teraz ujawnienie epilepsji może być powodem odmowy małżeństwa.

Dopiero w XIX wieku chorych na padaczkę zaczęto leczyć, choć nadal metody te były raczej torturą. W otwartym w 1860 roku w Londynie pierwszym szpitalu dla chorych neurologicznie podawano pacjentom bromek potasu. Ta silna trucizna powodowała otępienie, senność, zaparcia i owrzodzenia. Co ciekawe, w tym samym czasie, położnik królowej Wiktorii opisał występujący u niej znany nam obecnie PMS jako „histeryczną padaczkę” i także zaordynował bromek, który podobno okazał się nad wyraz skuteczny.

Za ojca współczesnej epileptologii uważa się ordynującego w Londynie Johna Hughlingsa Jacksona, który jako pierwszy dowiódł, że napady padaczkowe powstają na skutek krótkotrwałych elektrochemicznych wyładowań w mózgu. Zaobserwowany i opisany przez niego przebieg ataku drgawek rozpoczynających się w jednej części ciała i rozprzestrzeniających się dalej nazwano „marszem Jacksonowskim”. Stworzyło to podstawy do chirurgicznego leczenia tej choroby. Milowym krokiem było wynalezienie w 1920 roku urządzenia do badania i diagnozowania padaczki – elektroencefalografu (EEG).

Kolejne dekady XX i XXI wieku przyniosły dalsze postępy w leczeniu tej choroby. Obecnie uważa się, że padaczka nie jest chorobą, a raczej zaburzeniem pracy mózgu, jego nadreaktywnością, która może mieć bardzo liczne i różnorodne przyczyny i objawy. To dlatego padaczką mogą być nie tylko klasyczne napady toniczno-kloniczne, czyli stan, w którym chory traci przytomność, ma drgawki, ślini się, a jego ręce i nogi są napięte i wyprostowane, ale także wiele innych objawów, takich jak omdlenia czy tzw. zawieszenia, czyli brak świadomości bez utraty przytomności. Z tego względu w diagnostykę epilepsji zaangażowane są różne specjaliści – neurolog, neurofizjolog, neurochirurg a nawet psycholog.

Padaczka nie jest przeszkodą w zajściu w ciążę, bardzo ważne jest jednak, by przyszła mama ustaliła z lekarzem sposób leczenia w tym czasie. Niektóre leki przeciwpadaczkowe mogą uszkodzić płód, dlatego trzeba je zmienić.

Dzięki lekom jakość życia osób z padaczką poprawia się, w Polsce szwankuje jednak system refundacji nowoczesnych leków i zbyt mało ośrodków szpitalnych specjalizuje się w leczeniu operacyjnym padaczki. Niestety, w świadomości społecznej ciągle trzyma się mocno, zakorzeniony w przeszłości, obraz epileptyka jako osoby upośledzonej i niezdolnej do normalnego życia. Tymczasem padaczka – po bólach głowy – jest jednym z najczęstszych problemów neurologicznych u ludzi, występuje 10 razy częściej niż stwardnienie rozsiane. W Polsce choruje na nią ok. 300 tys. osób, na świecie ok. 70 mln.

Obserwacje wystąpienia pierwszego ataku padaczki pozwalają wskazać dwa szczyty zachorowań – ok. 1. roku życia, kiedy do głosu dochodzą czynniki genetyczne, zmiany rozwojowe lub urazy okołoporodowe, a także drugi – po 65. roku życia. Jeszcze kilka dekad temu uważano, że problem ten wręcz omija osoby starsze, tymczasem obecnie jest trzecią najpowszechniejszą dolegliwością u seniorów po chorobach otępiennych i udarach.

Choć z badań wynika, że co trzecia osoba zna kogoś z padaczką, chorobie tej ciągle towarzyszą uprzedzenia. Nieubłaganie dowodzą tego statystyki – jak się szacuje, nawet połowa chorych nie pracuje zawodowo, a co trzeci nie przyznaje się do diagnozy swoim szefom czy współpracownikom.

Z okazji obchodzonego 14 lutego, w imieniny Walentego, Międzynarodowego Dnia Epilepsji, część najbardziej znanych budynków na świecie podświetlonych zostanie na fioletowo (to kolor tej choroby), a przypominaniu o objawach i przebiegu choroby towarzyszyć będą informacje o tym, jak udzielić pierwszej pomocy. Jak wynika z badań, ponad 80 proc. Polaków jest przekonanych, że choremu w czasie ataku trzeba włożyć do ust coś twardego, by nie połamał sobie zębów. To błąd. Nie jesteśmy w stanie zapobiec samouszkodzeniom w takiej sytuacji, a sami możemy zostać pogryzieni.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?