Uważano, że ich przyczyną może być smutek, post, a nawet ciąża. Jak kiedyś leczono galopujące suchoty, czyli gruźlicę
Przez wieki uważano, że jest chorobą dziedziczną, bo zarażali się nią członkowie jednej rodziny. W XIX wieku skala zachorowań była tak duża, że panowała wręcz moda na bladość twarzy. Uważano też, że była chorobą geniuszy. Choć wydawało się już, że szczepionki i leki przeniosą ją do historii, wraca ze zdwojoną siłą. Oto opowieść o gruźlicy!
Gruźlica, wyniszczająca choroba zakaźna wywoływana przez prątki gruźlicy (Mycobacterium tuberculosis) jest jedną z najstarszych plag, jakie nękały ludzi. Jej ślady znaleziono w szkielecie sprzed 8 tys. lat i w zmumifikowanej tkance płucnej osób pochowanych w egipskich piramidach. Opis choroby, bardzo trafny, można przeczytać na mezopotamskich tablicach z VII wieku p.n.e.: „to, co wykasłuje, jest gęste i często krwiste. Jego oddech brzmi jak flet. Jego ręka jest zimna, stopy są ciepłe. Łatwo się poci, a aktywność jego serca jest zakłócona”.
„Biała śmierć” opisywana była także w tekstach hinduskich. Gruźlica, znana pod nazwą yakshma, była chorobą niżej urodzonych, bramini modlili się nawet, by „gorączka, razem ze swoim bratem – suchotami i siostrą – kaszlem, szła do niższych warstw”. Uważano też, że przyczyną zachorowania może być smutek, post, a nawet ciąża.
Hipokrates, opisując objawy, dodał także informację, że najczęściej chorują na nią osoby między 18. a 35. rokiem życia. Uważał też, że gruźlica jest dziedziczna, bo dotyka kolejnych osób z jednej rodziny. Nazywał ją phthisis (konsumpcja, wyniszczenie), ponieważ chorzy tracili na wadze i słabli.
Gruźlica atakowała organizmy słabe, niedożywione, żyjące w trudnych warunkach, dlatego zbierała potężne żniwo w rejonach gęstego zaludnienia i złych warunków higienicznych. W XIX wieku w miastach Europy i Ameryki Północnej była tak rozpowszechniona, że – stosując współczesne miary – można by sklasyfikować ją jako chorobę cywilizacyjną.
Jak się ocenia, przez cały XIX wiek zabiła około 30 proc. populacji Europy i nawet 70 proc. ówczesnych mieszkańców miast. Rozprzestrzenianiu się białej zarazy sprzyjało uprzemysłowienie. Ludzie przyjeżdżali do miast za pracą, żyli w ścisku, wilgoci i zagrożeniu sanitarnym. To właśnie nieszczelne wychodki i płynące miejskimi traktami kloaczne potoki były źródłem przenoszenia się zarazków.
Gruźlica dotykała nie tylko najbiedniejszych, żyjących w fatalnych warunkach, zarażali się nią także ludzie z klas wyższych. Skala była na tyle duża, że zapanowała wręcz moda na bladą, zmizerowaną twarz, ci, którzy szczęśliwie nie chorowali, pudrowali twarze, by wyglądać bardziej blado. Uważano też, że gruźlica jest chorobą geniuszy.
Najczęstszą postacią gruźlicy była jej odmiana płucna, przebiegająca z kaszlem z krwią, gorączką i powstawaniem w płucach nieodwracalnych, gruzełkowatych zmian. W skrofulozie zarazki atakowały węzły chłonne, występowała też gruźlica kręgosłupa, nerek czy stawów. Prątki gruźlicy atakowały też jajniki, doprowadzając do niepłodności. Co ważne, prątki gruźlicy mogły przez wiele lat pozostawać w uśpieniu, wyczekując na czas osłabienia organizmu, by zaatakować.
Szczególnie nieprzyjemna i groźna była, atakująca małe dzieci, skrofuloza. Węzły chłonne dziecka mogły powiększyć się aż tak, by uciskać na oskrzela, powodując nieodwracalne zmiany w płucach.
Przez wieki próbowano najbardziej wymyślnych metod leczenia gruźlicy. W Papirusie Ebersa, datowanym na ok. 1550 rok p.n.e., zalecano chirurgiczne nakłuwanie cyst i okłady z mieszanki gumy arabskiej, grochu, owoców, krwi zwierzęcej i owadziej, miodu oraz soli. Rzymianie stosowali kąpiele w ludzkim moczu, jedzenie wątroby wilka i picie krwi słoni. W VI wieku p.n.e. chirurg Sushruta zalecał podawanie choremu kobiecego mleka, a także mięsa i alkoholu.
Zgodnie z zasadami medycyny ajurwedyjskiej bardzo ważny był wypoczynek, najlepiej w górach. Hipokrates, obserwując postępujące wyniszczenie organizmu chorych, zalecał podawanie im obfitych, pożywnych posiłków, koniecznie z oślim mlekiem – uważano, że jest ono odporne na gruźlicę. Galen i inni współcześni mu lekarze zalecali chorym opium, upuszczanie krwi, świeże powietrze, morskie podróże, a także masło gotowane z miodem i kleik jęczmienny.
Ordynujący w II wieku n.e. Soranus z Efezu opisał szczegółowo badanie, jakie powinno się wykonać przed postawieniem diagnozy. Była to analiza plwociny, która polegała na umieszczeniu jej nad ogniem i wąchaniu wydzielającego się zapachu. Jeśli był odrażający, miało to znaczyć, że gniją płuca. Plwocinę poddawano też testowi wody – zdrowa miała rozpuścić się w wodzie, a chora opaść na dno w niezmienionej postaci.
Jonathan J. Moore w książce „Przerażające choroby i zabójcze terapie” opisuje urządzenie medyczne stosowane u chorych na gruźlicę płucną. Był to aparat Pneumothorax, specjalna maszyna powodująca zapadanie się płuc. Uważano, że zapadnięte płuca łatwiej wyleczyć. Skuteczność tych działań była jednak znikoma.
Na uwagę historyków zasłużyła metoda leczenia stosowana w renesansie i baroku polegająca na… królewskim dotyku. Jak zanotował nadworny lekarz Henryka IV, w czasie dwóch dekad panowania król ten miał dotknąć ok. półtora tysiąca chorych, którzy cudownie wyzdrowieli. Dużą popularnością cieszyło się także pocieranie opuchniętych w skrofulozie węzłów chłonnych chusteczkami zamoczonymi we krwi ściętego w 1649 roku Karola I Stuarta.
W XIX w. coraz więcej wiedziano o zarazkach, trzeba było jednak przełomowych badań Ludwika Pasteura i Roberta Kocha, by uwierzono, że niewidoczne gołym okiem drobnoustroje mogą zabijać. Przez wiele kolejnych lat nie miało to jednak praktycznego znaczenia dla chorych, bo nie przybliżało do znalezienia skutecznego lekarstwa. Powiązano już jednak występowanie zakażeń z higieną i warunkami życia i zaczęto wprowadzać izolację chorych.
Zauważono też poprawę stanu u chorych, którzy czasowo przebywali w miejscach ze świeżym, suchym powietrzem. Było tam niższe ciśnienie sprzyjające przyspieszeniu obiegu krwi. Tak powstały pierwsze sanatoria – ośrodki specjalizujące się w opiece nad chorymi. Za prekursora leczenia klimatycznego na ziemiach polskich uważa się dra Alfreda Sokołowskiego, który w młodości chorował na gruźlicę. W swoich publikacjach propagował on leczenie świeżym powietrzem, pacjenci spędzali czas w specjalnych „leżalniach” wiele godzin, bez względu na temperaturę. Suchotników wywożono w okolice Mińska Mazowieckiego, Otwocka i Zakopanego.
Kiedy w 1891 roku Robert Koch ogłosił wstępne wyniki badań nad tuberkliną, do jego ośrodka w Berlinie zaczęły przyjeżdżać tłumy chorych z nadzieją na udział w badaniach. Jak się jednak okazało, lek działał tylko u części chorych, był też obarczony groźnymi skutkami ubocznymi. Zachorowalność na gruźlicę zaczęła spadać dopiero po wynalezieniu szczepionki. W 1921 roku wyhodowali ją z bydlęcych prątków uczniowie Ludwika Pasteura – Albert Calmette i Camille Guérin. BCG (Bacille Calmette-Guérin) jest najstarszą ze szczepionek stosowanych do naszych czasów, choć jej upowszechnieniu towarzyszyły działania antyszczepionkowców, takie jak w czasach nam współczesnych.
W Polsce produkcję szczepionek rozpoczęto w 1924 roku, a dzięki powołaniu Komitetu Szczepień dwa lata później rozpoczęto masowe szczepienia. Do wybuchu II wojny światowej szczepionkę podano 70 tys. osób.
Prawdziwe leczenie gruźlicy rozpoczęło się wraz z pierwszym skutecznym antybiotykiem – streptomycyną. Jak się jednak okazało, lek pomagał nie na długo, ale w połączeniu ze szczepionką pozwalał wyleczyć coraz więcej osób. W połowie lat 40. ub. wieku można już było powiedzieć, że gruźlica przestaje być chorobą śmiertelną, a w 1952 roku Selman Abraham Waksman dostał za wynalezienie streptomycyny nagrodę Nobla.
Niestety, mimo postępów nauki i coraz bardziej zaawansowanych metod i narzędzi badawczych, w skali świata gruźlica ciągle jest jedną z najczęściej występujących chorób zakaźnych. O ile radzą z nią sobie kraje wysokorozwinięte, o tyle tzw. kraje rozwijające się – już nie. Jak się szacuje, zakażonych prątkiem gruźlicy może być nawet 25 proc. populacji na świecie, ale większość z nich nie zachoruje (ryzyko zachorowania jest większe u ludzi z HIV). Niepokojące jest jednak to, że na świecie jest coraz więcej przypadków gruźlicy wielolekoopornej. Mimo szczepień gruźlica jest także obecna w Polsce. Jak wynika z prowadzonego od ponad pół wieku rejestru, w 2020 roku zachorowało na nią 3388 osób, w tym 38 dzieci.
24 marca obchodzony jest Światowy Dzień Gruźlicy – święto zainicjowane przez WHO w 1982 roku z okazji stulecia odkrycia przez Roberta Kocha bakterii wywołującej gruźlicę.
—
Korzystałam z opracowania Marii Korzeniewskiej-Koseły pt. Gruźlica w Polsce – czynniki sukcesu leczenia opublikowanego przez Instytut Gruźlicy i Chorób Płuc w 2007 roku i artykułu Marcina Włodarczyka, Wiesławy Rudnickiej i Magdaleny Druszczyńskiej pt. Gruźlica – zapomniana choroba, o której warto pamiętać w 66 tomie publikacji „Kosmos. Problemy nauk biologicznych” wydanym w 2017 roku.
Zobacz także
Do nacinania skóry stosowano pchły lub lancety, ranę przecierano świńskim tłuszczem lub tlenkiem ołowiu – jak kiedyś leczono bańkami
Kobieta siedziała w pełni ubrana i opowiadała o swojej chorobie, a lekarz „badał wyraz jej oblicza” – jak kiedyś leczono choroby kobiece
Nazywano go „złotem duszy”, wierząc, że poprawia nastrój, podawano z winem i gotowano w ryżu. Jak kiedyś leczono złotem
Polecamy
Pierwszy na świecie przeszczep obu płuc przy użyciu robota. Nowa era w medycynie
Ocieplenie klimatu odpowiada za rozprzestrzenianie się chorób tropikalnych. „Denga nadchodzi, a sytuacja pogorszy się”
Coraz więcej przypadków „chodzącego zapalenia płuc” wśród dzieci. Pediatra: „Łatwo przegapić początek choroby”
Nowa najgroźniejsza choroba zakaźna. Odpowiada za śmierć 1,25 mln osób
się ten artykuł?