Przejdź do treści

Lekarze już wydają pacjentom „niebieskie” zalecenia i skierowania na „wodne programy”. Czym jest koncepcja „niebieskich terapii”

fot. AdobeStock
Podoba Ci
się ten artykuł?

Niebieski to niebo i woda. Spokój, stabilność, ukojenie. Niebieski to też wzniosłość i harmonia. Niebieski nastraja do życzliwości, odpoczynku, ale też… hamuje apetyt. Chociaż w naturalny sposób przestrzenie niebieskie przyciągają nas i intrygują, to przez lata nie dostrzegano, że mają potężny potencjał w walce z kryzysem zdrowia psychicznego. Naukowcy nie ustają w badaniach nad „uzdrawiającą mocą wody”, a brytyjscy lekarze już wydają pacjentom „niebieskie” zalecenia i skierowania na „wodne programy”. Czym właściwie jest koncepcja niebieskiego zdrowia?

Wodna intuicja

„Moje doświadczenie z wodnym ukojeniem zaczęło się ponad 25 lat temu. Po nagłej śmierci mojej 47-letniej matki. (…) Miałam 20 lat i pracowałam na uniwersyteckim wydziale geografii w Londynie, kiedy otrzymałam telefon z informacją, że zabił ją wylew krwi do mózgu. (…) Po żałobie, kiedy twój umysł i dusza są odrętwiałe i zszokowane, przebywanie nad morzem może przywrócić ci ciało. Wiatr, zimna woda, żywioły same w sobie zmuszają do odczuwania czegoś, co trauma, smutek, depresja i inne dolegliwości mogą ci ukraść” – opisuje autorka książki „Blue Spaces: How and Why Water Can Make You Feel Better” dr Catherine Kelly, którą tragiczny zbieg okoliczności wciągnął, dosłownie, do morza.

Po śmierci matki badaczka wróciła do Dublina, a następnie rozpoczęła pracę na zachodnim wybrzeżu Irlandii, w hrabstwie Mayo. Tam zakochała się w wodzie. Kąpiele morskie stały się dla niej kluczem do odzyskania równowagi. Było to rozwiązanie intuicyjne. Catherine przyznaje, że dopiero później dowiedziała się, że praktykuje coś, co od niedawna staje się przedmiotem badań uniwersyteckich.

Warto to podkreślić – chociaż lecznicze właściwości wody znane są od wieków, a kąpiele morskie zalecano jako remedium na szereg schorzeń, od anemii przez problemy skórne po dolegliwości płucne i alergiczne – to brakowało badań na temat tego, w jaki sposób bliskość niebieskich przestrzeni wpływa na ogólny stan zdrowia i ludzką psychikę. Prym w tej ostatniej kategorii wiodły „przestrzenie zielone”. Dzisiaj wszyscy wiedzą, że towarzystwo roślin i spacer po lesie są dobrymi metodami relaksacyjnymi.

Teoretycznie doskonale wiemy, że woda również relaksuje i pozytywnie wpływa na nastrój. Doświadczamy tego, czujemy i nie bez powodu, gdy dopada nas kryzys czy skrajne zmęczenie, zaczynamy marzyć o wakacjach na plaży i morskich falach. Jakaś wewnętrzna siła instynktownie gna nas do wody. Jednak dopiero niedawno pojawiły się naukowe dowody, że ludzka relacja z wodą to coś znacznie, nomen omen, głębszego, a badacze zastanawiają się, jak wykorzystać tę wiedzę w walce z chorobami cywilizacyjnymi.

Może uczymy się, że ludzie osadzali się nad wodą ze względów praktycznych, ale tak naprawdę chodziło o zew natury, którego nie dało się zagłuszyć? Kiedy homo sapiens wyewoluował około 300 000 lat temu, żyliśmy na łąkach i w lasach, w pobliżu jezior i rzek. W 2007 roku pierwszy raz w historii staliśmy się gatunkiem w większości miejskim. Wraz ze wzrostem urbanizacji nasz dostęp do natury wciąż maleje, a specjaliści uważają, że to odcięcie od świata przyrody, roślin i zwierząt to jeden z powodów globalnego kryzysu zdrowia psychicznego. Mówiąc ogólnie: człowiek nie jest w stanie żyć bez dzikich ekosystemów, spacerów nad morzem i po lesie, pikników na łące i górskich wędrówek.

Żyjemy na błękitnej planecie. Około 71 procent jej powierzchni składa się z wody. Podobnie jest z ludzkim ciałem – 70 procent organizmu to woda, ba, 80 procent mózgu to woda (około 1,5 litra). Dlatego, jak wskazuje dr Kelly, gdy tylko znajdziemy się w pobliżu akwenu, zaczynamy się do niego „dostrajać” – zdaje się, że na tym może polegać tyle powszechne uwielbienie do morza, co sekret dobrego samopoczucia.

Chaos miasta, natłok informacji, święcące ekrany przebodźcowują nasze mózgi, nieustannie podszarpują układ nerwowy, angażują zmysły. Ratunkiem może być morze. A dokładnie niebieskie przestrzenie.

Więcej wody!

Termin „blue spaces” („niebieskie przestrzenie”) odnosi się do wszystkich wód naturalnych – oceanów, mórz, rzek, stawów, strumieni i wodospadów. Chociaż dr Catherine Kelly nie widzi powodu, żeby z tej listy wykluczać fontanny, kanały, baseny, a nawet prysznic czy wannę. Bliskość wody sprawia, że czujemy się lepiej i nie ma znaczenia, czy będzie to kąpiel w morzu, czy pluskanie w wannie. Dlaczego jednak tak się dzieje?

„W moich własnych badaniach przyjmuję, że wellbeing obejmuje trzy główne komponenty: dobrostan fizyczny, dobrostan psychiczny i dobrostan społeczny. Wszystkie razem są ważne dla naszego poczucia siebie i naszego miejsca w świecie. (…) Woda oferuje nam naturalne, kuszące zaproszenie do ruchu. Ruch ciała zwiększa wydolność sercowo-naczyniową, uwalnia endorfiny poprawiające nastrój, pomaga w budowaniu mięśni i poprawie gęstości kości” – tłumaczy ekspertka.

Żyjemy na błękitnej planecie. Około 71 procent jej powierzchni składa się z wody. Podobnie jest z ludzkim ciałem – 70 procent organizmu to woda, ba, 80 procent mózgu to woda (około 1,5 litra). Dlatego, jak wskazuje, dr Kelly, gdy tylko znajdziemy się w pobliżu akwenu, zaczynamy się do niego „dostrajać”

Dodaje, że „badania pokazują, że przebywanie w wodzie lub w jej pobliżu obniża ciśnienie krwi, spowalnia oddychanie, pozwala naszemu przywspółczulnemu układowi nerwowemu wykonywać swoją pracę” i „ma zasadnicze znaczenie dla skutecznego funkcjonowania mózgu i silnego układu odpornościowego”.

Biolog morski Wallace J. Nichols podsumował to ideą „blue mind” („niebieskiego umysłu”), odnosząc się do badań potwierdzających, że bliskość wody obniża poziom kortyzolu i adrenaliny, a także uspokaja ludzkie mózgi, co stanowi przeciwieństwo „czerwonego umysłu” – czyli tego z włączonym alarmem stresowym. Ten ostatni to niestety bolączka naszych czasów, ponieważ niewiele osób zdaje sobie sprawę, że system „uciekaj lub walcz” uruchamiają również nieustannie wibrujące, dzwoniące, upominające się o uwagę telefony i bombardujące nas powiadomieniami media społecznościowe. Przez to nasze ciało i umysł są w permanentnym poczuciu zagrożenia i czujności.

„Większość społeczności buduje się w pobliżu zbiorników wodnych nie tylko ze względów praktycznych, ale ponieważ jako ludzi naturalnie ciągnie nas do niebieskiej przestrzeni” – tłumaczy Nichols i w swojej książce „Blue Mind” przedstawia dowody, że mieszkanie w pobliżu wody poprawia zdrowie fizyczne, pozytywnie wpływa na samopoczucie, a sama woda wywołuje stan medytacji, który czyni nas szczęśliwszymi, zdrowszymi, spokojniejszymi i bardziej kreatywnymi. Ten stan medytacji zapewne doskonale znany jest tym, którzy często zanurzają się w morzu.

Wszyscy badacze podkreślają, że już samo patrzenie na wodę porusza nasz mózg do aktywności, wpływa na ciśnienie krwi i obniża kortyzol. Natomiast kontakt z drobnoustrojami w środowisku może „wytrenować” nasz układ odpornościowy, wzmacniając dobre bakterie na skórze, w drogach oddechowych i jelitach. Nie jest jednak tak, że aby korzystać z niebieskich przestrzeni, należy spełnić konkretne warunki. Wskazane są wszystkie formy niebieskiej aktywności: patrzenie na rzekę, myślenie o jeziorze, kąpiel w morzu, oglądanie „wodnych” obrazów, opłukanie się wodą w domu, wycieczka na mokradła. Pełna dowolność. I na tym polega największa moc tej terapii. Jest darmowa, dla każdego, nie ma skutków ubocznych i nie trzeba jej dawkować w przeliczeniu na kilogram masy ciała. Trzeba ją po prostu chłonąć.

Zdrowie ma kolor niebieski

W epoce wikoriańskiej morskie powietrze zalecano na melancholię. „Łykanie morskiego powietrza” długo uważane było za mit z dawnych lat i ciekawą, acz niepopartą wiedzą naukową, anegdotkę. Nie da się ukryć, że w czasach, gdy ludzie nie mieli dostępu do tylu zdobyczy medycyny, co obecnie, radzili sobie w inny sposób. Jednym z „lekarstw” był właśnie bliski kontakt z morzem. Środowisko naukowe dłużej nie mogło bagatelizować tak istotnego elementu ludzkiej historii i codzienności. Z dociekań ekspertów zrodziła się koncepcja „niebieskiego zdrowia”. Jest bardzo młoda, ma zaledwie 10 lat.

„Naukowcy z University of Sussex poprosili 20 000 osób o zapisywanie swoich uczuć w przypadkowych momentach. Zebrali ponad milion odpowiedzi i odkryli, że ludzie są zdecydowanie najszczęśliwsi, gdy przebywają w niebieskich przestrzeniach. Niedawno eksperci z Glasgow Caledonian University (GCU) odkryli, że spędzanie czasu w niebieskich przestrzeniach zmniejsza ryzyko stresu, niepokoju, otyłości, chorób układu krążenia i przedwczesnej śmierci” – czytamy w artykule BBC.

Wszyscy badacze podkreślają, że już samo patrzenie na wodę porusza nasz mózg do aktywności, wpływa na ciśnienie krwi i obniża kortyzol. Natomiast kontakt z drobnoustrojami w środowisku może „wytrenować” nasz układ odpornościowy, wzmacniając dobre bakterie na skórze, w drogach oddechowych i jelitach

Nie da się ukryć, że coraz więcej specjalistów w niebieskich przestrzeniach dostrzega ogromny i nadal nie do końca wykorzystany potencjał do radzenia sobie z globalnym kryzysem zdrowia psychicznego.

W dokumencie z 2020 roku („Blue space, health and well-being: A narrative overview and synthesis of potential benefits”) czytamy: „(…) lepszy dostęp do niebieskich przestrzeni może odegrać rolę w rozwiązywaniu niektórych głównych problemów zdrowia publicznego i wyzwań krajów o średnich i wysokich dochodach w XXI wieku. Należą do nich powszechne zaburzenia zdrowia psychicznego, takie jak lęk i depresja oraz brak aktywności fizycznej, które w dłuższej perspektywie mogą zwiększać ryzyko chorób układu krążenia, demencji i niektórych nowotworów”.

Już teraz w pewnym europejskim kraju lekarze przepisują pacjentom „recepty na niebieskie przestrzenie”.

Recepta na kontakt z wodą

Żyjemy w czasach, w których upadają strategie, którymi próbowaliśmy wytłumaczyć świat. Fundamenty się kruszą, bo okazuje się, że sklejane były pozorami, uklepywane obietnicami bez pokrycia i utopijnymi wizjami. Coraz bardziej dociera do nas, że nie istnieją magiczne rozwiązania, niezwykłe tabletki i słodkie eliksiry, które rozwiążą nasze problemy. W XXI wieku z coraz większą brutalnością odczuwamy, że natura się o nas upomina, a próba oderwania się od swojego źródła wpływa destrukcyjnie na nasz dobrostan. Statystyki na temat zdrowia psychicznego są zatrważające. Najwyraźniej oddalenie od „niebieskiego” i „zielonego” nam nie służy.

Dlatego brytyjscy specjaliści od zdrowia psychicznego postanowili sięgnąć po potężne narzędzie, które podsuwa sama natura. Lekarz w Wielkiej Brytanii może na przykład skierować pacjenta do programu Blue Prescribing prowadzonego przez organizację charytatywną Wildfowl and Wetlands Trust (WWT). Na czym polega taki program? Na chodzeniu po terenach podmokłych. Aktywność jest tak opracowana, aby uczestnicy jak najwięcej przebywali w otoczeniu przyrody, a także socjalizowali się i poznawali z innymi ludźmi. Inną propozycją tego typu jest sześciotygodniowy program realizowany w London Wetland Centre WWT.

„Raz w tygodniu uczestnicy wybierają się na spacery z przewodnikiem po mokradłach. Wykonują również zajęcia angażujące zmysły – obserwowanie ptaków, modelowanie w glinie, degustacje herbat ziołowych czy tworzenie 'koktajli zapachowych’. Według Fundacji Zdrowia Psychicznego (MHF), partnerów WWT, 65 procent ludzi uważa, że bliskość wody poprawia ich samopoczucie psychiczne” – czytamy w artykule BBC.

Zdaje się jednak, że nie ma sensu czekać na specjalne programy i recepty. Zresztą – natura wystawiła je każdemu z nas. Zrealizować można je w dowolnym momencie, o każdej porze. W czasach, gdy z każdej strony jesteśmy rozpraszani bodźcami, patrzenie na falującą wodę może wydać się nudne i nijakie, wystarczy jednak otworzyć się na to wszystko, co oferują nam niebieskie przestrzenie, by nagle ujrzeć świat z zupełnie innej perspektywy. Margaret Atwood pisała: „Pamiętaj o tym, moje dziecko. Pamiętaj, że jesteś w połowie wodą”. Pamiętaj o tym.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?