Przejdź do treści

„Osoba, która za wszelką cenę nie chce zrezygnować z psychoterapii, odbiera sobie możliwość wykorzystania w pełni efektów swojej pracy” – uważa psychoterapeutka Lidia Rymarkiewicz-Wnęk

Dwie kobiety, jedna widoczna przez pryzmat drugiej
Czy można się uzależnić od terapii? / Fot. Unsplash
Podoba Ci
się ten artykuł?

Czy można się uzależnić od terapii? Czy korzystanie z tego, co ma nam pomóc, może mieć kiedykolwiek negatywne konsekwencje? Kiedy poznać, że psychoterapię warto już zakończyć i dlaczego warto nie przekładać tego momentu? Odpowiada psychoterapeutka Lidia Rymarkiewicz-Wnęk.

 

Anna Sierant: Wiele mówi się o tym, że niektórym osobom trudno jest się na psychoterapię zdecydować, np. mężczyznom wychowanym według zasady, że chłopakom okazywać uczuć czy szukać pomocy psychologicznej nie wypada. Czy w ciągu ostatnich lat zauważyła pani jednak, że – biorąc pod uwagę ogół – Polki i Polacy coraz częściej, chętniej szukają pomocy właśnie u psychoterapeutów?

Lidia Rymarkiewicz-Wnęk: Zdecydowanie tak. Jeśli chodzi o mężczyzn, to rzeczywiście w końcu coraz rzadziej można usłyszeć, że „chłopaki nie płaczą” czy opinie, że przedstawicielom płci męskiej w ogóle nie wypada okazywać emocji. Zauważyłam też, że w ciągu ostatnich lat coraz więcej panów odwiedza mój gabinet. Podobnie wygląda sytuacja u moich znajomych po fachu.

Jeśli jednak miałabym wskazać grupę, która jest najbardziej świadoma tego, że może dbać o swoje zdrowie psychiczne, na pewno będą to osoby młode: po 20. roku życia czy nastolatki. Mają oni większy dostęp do wiedzy niż np. dzisiejsi 40-latkowie, gdy byli w ich wieku, ale i tych trochę starszych pacjentów też przybywa. Często przychodzą do mnie zmęczeni ciągłym życiem w pośpiechu, chcą zadbać o utworzenie zdrowej granicy między pracą a życiem prywatnym. Bardzo się cieszę, że mogę towarzyszyć im w tej psychoterapeutycznej podróży.

Zwiększone zainteresowanie zadbaniem o swoje zdrowie psychiczne widać wszędzie: i w prywatnych poradniach, i na oddziałach psychiatrycznych, i w poradniach, z których można korzystać w ramach NFZ.

Czy oznacza to, że współczesny człowiek jest słabszy psychicznie niż ten sprzed lat? Moim zdaniem nie: trudności były zawsze, zawsze byliśmy ludźmi, odczuwaliśmy emocje, tylko dawniej nie wiedzieliśmy, jak sobie z tym radzić, baliśmy się o tym mówić, prosić o pomoc.

Niemożność zdecydowania się na podjęcie terapii to jedno, ale zdarza się, że terapia wydaje się nadużywanym narzędziem. Od psychoterapii można się uzależnić?

Myślę, że w tym miejscu warto przytoczyć definicję uzależnienia. Uśredniając te najbardziej znane, można powiedzieć, że uzależnienie polega na silnym pragnieniu wykonywania konkretnej czynności lub zażywania pewnej substancji i charakteryzuje się też tym, że robimy to pod stałym lub okresowym przymusem, długoterminowo odczuwając nieprzyjemne konsekwencje.

Terapia natomiast, w przeciwieństwie do alkoholu czy narkotyków, z założenia ma pomagać, a to istotny niuans. Pamiętajmy jednak, że wszystko w nadmiarze może szkodzić.

Lidia Rymarkiewicz-Wnęk / archiwum prywatne

Lidia Rymarkiewicz-Wnęk / archiwum prywatne

Jak rozpoznać, że zbyt długo tkwimy w terapii, że terapia ta trzyma pacjenta w miejscu?

Myślę, że dla terapeuty takim sygnałem może być sytuacja, w której – kiedy zaczynamy rozmawiać z klientem o zakończeniu procesu – ten np. zaczyna powracać do starych strategii działania: znów chce konsultować każdą decyzję z terapeutą, choć wcześniej już nie miał kłopotów z tym, by podejmować ją samodzielnie. Takim sygnałem może też być szukanie nowych celów terapeutycznych, gdy te najważniejsze zostały już zrealizowane, znajdowanie kolejnych problemów, nad którymi można by popracować, byle terapii nie kończyć.
To przede wszystkim terapeuta jest odpowiedzialny za wyłapywanie tych sygnałów – warto, by był uważny, widział, co świadomie lub nie robi pacjent i na to reagował.

A co w przypadku, gdy ktoś stwierdzi, że chce przez całe życie chodzić na terapię, że jest mu to potrzebne? Czy można przyjąć taką strategię radzenia sobie z problemami?

Teoretycznie można, nie ma na to paragrafu (śmiech). Nikt nikomu tego nie zabroni, a często dla pacjenta terapia stanowi rodzaj wentylu bezpieczeństwa, wybór mniejszego zła – dana osoba czuje się w gabinecie, w relacji z terapeutą tak dobrze, że nie chce rezygnować. Nie jesteśmy w stanie nikomu zabronić terapii, jednak zawsze warto sobie wtedy odpowiedzieć na pytanie: co stanowi moją motywację do tego, by w tej terapii bez końca uczestniczyć?

„Niektórzy pacjenci życzą sobie, żeby w trakcie psychoterapii terapeuta coś z nimi skutecznie 'zrobił'. Terapia nie jest leczeniem zęba” – dr Krzysztof Ciepliński / pexels

Jakie mogą być skutki „uzależnienia” od psychoterapii?

Osoba, która za wszelką cenę nie chce zrezygnować z psychoterapii, odbiera sobie możliwość wykorzystania w pełni efektów pracy, które udało jej się dzięki zaangażowaniu w proces terapeutyczny osiągnąć. Niektórym trudniej będzie ten proces zakończyć. Mogą to być osoby, które np. bardzo polegają na innych, nie podejmą decyzji, zanim nie obgadają jej z terapeutą właśnie, ale też mamą, tatą czy przyjaciółką. Również takie, którym towarzyszy obawa przed opuszczeniem, a dla wielu klientów terapeuta stanowi taką bezpieczną, stabilną przystań. W związku z tym jest to jak najbardziej naturalne, że nadal chcą, aby był w ich życiu obecny.

Jednak, jak to mówi moja wspaniała superwizorka: zakończenie terapii to najlepszy, najpiękniejszy prezent, jaki można dać takim osobom. Bo mimo że osoby te obawiają się, że same sobie nie poradzą, bardzo często okazuje się, że jednak dają sobie radę.

No właśnie. Zapewne dla części dorosłych osób psychoterapeuta pełni rolę substytutu przyjaciela, dobrego znajomego, z którym w zabieganej codzienności trudno się umówić, trudno się zwierzyć. Czy chęć, potrzeba konsultowania z terapeutą niemal każdej decyzji – zamiast np. z mamą czy przyjacielem – to powód do niepokoju?

Konsultowaniu każdej decyzji z kimkolwiek – z terapeutą, przyjacielem czy mamą warto się poprzyglądać. Z czego taka potrzeba wynika? Zazwyczaj z chęci uzyskania aprobaty, z lęku przed popełnieniem błędu, z dążenia do podziału odpowiedzialności za decyzję w wypadku, gdy potem jej efekt okaże się inny niż pożądany.

Często spotykam się z tym, że klient traktuje psychoterapeutę jak przyjaciela, który powinien mu doradzić, powiedzieć, co dana osoba ma zrobić. Chciałabym więc to przekonanie odkręcić – nie o to w psychoterapii chodzi. Terapeuta nie daje rad, ale poprzez swoją wiedzę, doświadczenie, techniki i narzędzia terapeutyczne pomaga dojść do własnych wniosków, pomaga podjąć najlepszą decyzję.

Z drugiej strony pamiętajmy, że przyjaciel to nie terapeuta. Taka osoba ma też swoje życie prywatne i zawodowe, swoje problemy i granice, które powinniśmy szanować. Przyjaciel może nie mieć nie tyle ochoty, co odpowiednich zasobów, by po raz kolejny omawiać to samo, odbierać telefony o każdej porze dnia i nocy. Oczywiście, przyjaciele martwią się, chcą dla nas jak najlepiej, ale w trudnych dla nas sytuacjach możemy skorzystać z kilku konsultacji czy terapii, by to poukładać. Psychoterapeuta jest z kolei przygotowany właśnie do tego, by pomagać.

Często spotykam się z tym, że klient traktuje psychoterapeutę jak przyjaciela, który powinien mu doradzić, powiedzieć, co dana osoba ma zrobić. Chciałabym więc to przekonanie odkręcić – nie o to w psychoterapii chodzi

Jak, będąc pacjentem, poznać, że być może czas zakończyć terapię?

Jeśli terapeuta sam tego nie zasugeruje jako pierwszy, to taką pewność można uzyskać dzięki samodzielnemu rozpoczęciu z nim rozmowy na ten temat, bo my – choć uważnie obserwujemy pacjenta – nie czytamy w jego myślach. Nie zawsze wiemy, jak on ocenia postępy w terapii. Zdaję sobie sprawę, że taka rozmowa nie jest łatwa, jednak z własnego doświadczenia wiem, że informacja zwrotna, jaką klient otrzymuje od terapeuty, pomaga w procesie kończenia terapii.

Sama staram się osoby przychodzące do mojego gabinetu informować, na jakim jesteśmy etapie i jakie cele udało nam się zrealizować. Te cele i potrzeby mogą się też po drodze zmieniać, dlatego warto to wszystko zapisywać, by potem zobaczyć, jakie efekty się uzyskało. Pomoc psychologiczna nie jest bowiem aż tak łatwo mierzalna, ponieważ niektóre aspekty trudniej nam dostrzec – jeśli umówię się ze sobą, że będę chodzić 2 razy w tygodniu na siłownię, to po jakimś czasie widzę zmianę w tym, jak wygląda moje ciało czy w poprawie kondycji. Stan zdrowia psychicznego możemy mierzyć w podobny sposób.

Większość z nas skupia się raczej na tym, co nieprzyjemne, niż na własnych osiągnięciach, dlatego te drugie często nam umykają. Zwłaszcza jeśli, jak powiedziałam, dotyczą postępów w terapii. Gdy więc na jakimś jej etapie o tym porozmawiamy, przyjrzymy się zapiskom, zobaczymy, że – choć może teraz skupiamy się na trudnościach – to efekty są. I to one mogą stanowić dowód na to, że terapia już powoli zmierza do końca.

Jak pani przygotowuje pacjenta do zakończenia terapii?

Najczęściej zaczynam właśnie od rozmowy i od informacji zwrotnej – omawiam naszą relację w kontekście celów, które udało się zrealizować, etapu, na którym jesteśmy. Zazwyczaj umawiamy się wtedy, że zamiast co tydzień, spotykamy się co dwa tygodnie. Ta osoba wtedy wie, że ma więcej czasu, by pobyć i podziałać samodzielnie, zobaczyć, jak radzi sobie z różnymi sytuacjami. Mamy też spotkanie podsumowujące terapię, na specjalnym dokumencie wypisujemy najważniejsze wnioski. Żeby to z nami zostało, żeby do tego ewentualnie wrócić. Zawsze mówię, że nikogo nie wyganiam, że gdyby coś się działo, drzwi pozostają otwarte. To też uspokaja moich klientów. Na razie dobrze się to sprawdza, nie zdarzyło się, by ktoś nie chciał za wszelką cenę z terapii zrezygnować.

Większość z nas skupia się raczej na tym, co nieprzyjemne, niż na własnych osiągnięciach, dlatego te drugie często nam umykają. Zwłaszcza jeśli dotyczą postępów w terapii. Ale te efekty są

Terapeuta też człowiek – z jednymi pacjentami może mu się pracować lepiej, może czuć do nich większą sympatię, z innymi – wręcz przeciwnie. Jak terapeuta może poradzić sobie z własnymi uczuciami, emocjami związanymi z pacjentem?

Oczywiście też mamy swoje emocje, na dodatek interakcja z drugą osobą jest bardzo wrażliwa – jesteśmy w końcu odpowiedzialni za jej zdrowie psychiczne. Pracuję w nurcie poznawczo-behawioralnym i uważam, że dobrze, by psychoterapeuta przeszedł własną terapię. Dlaczego? Po to, by ograniczyć aktywowanie własnych trudnych „kawałków” wobec klienta oraz by poradzić sobie z własnymi trudnościami. A wybór mamy niemały: terapia indywidualna/grupowa, superwizja indywidualna/grupowa/koleżeńska. Aby pomagać odpowiedzialnie, najpierw warto zaopiekować się sobą. Oczywiście w każdym zawodzie znajdą się tacy, którzy będą podchodzić do pracy bardziej lub mniej etycznie.

Z jednymi pacjentami nawiązuje się relację łatwiej, z innymi trudniej. Myślę, że już od studiów każdy zaczyna powoli decydować, która dziedzina, który nurt psychologii najbardziej go interesuje, z kim chciałby pracować, komu pomagać. Jeśli widzę, że pojawiają się obszary spoza mojej dziedziny, proponuje klientom specjalistów, którzy właśnie tym się zajmują, których to jest działka. Gdy sami nie jesteśmy w stanie komuś pomóc, warto zaoferować tej osobie możliwość podjęcia pracy z innym terapeutą.

Podobno niektórzy boją się rozpocząć terapię, by potem nie czuć przymusu chodzenia na nią przez całe życie.

Poza terapią, którą trzeba podjąć w wyniku nakazu sądu, nie ma takiego przymusu! (śmiech) Myślę, że nie ma się co obawiać samej terapii, ewentualnie tego, że trafimy na osobę, która nie jest w pełni zaangażowana i nie zaoferuje nam właściwej pomocy. Może się zdarzyć, jak np. w medycynie, że ktoś się nie rozwija, nie śledzi aktualności, najnowszych badań lub specjalnie przedłuża terapię. Takie zachowania są nieetyczne, dlatego już na samym początku warto, by pacjent zapytał o szacowany czas terapii, o to, jak będzie ona przebiegać. Oczywiście to się może zmienić, ale na początku możemy to mniej więcej określić, później ewentualnie informując o zmianach, w zależności od tego, co klient wnosi na spotkaniach. Jeśli trafimy na kogoś, kto nie spełnia naszych oczekiwań, warto szukać dalej. Osoby niezaangażowane są w każdym zawodzie, także wśród psychoterapeutów, co jest bardzo przykre, bo to zawód szczególnego zaufania.

 

Lidia Rymarkiewicz-Wnęk – psycholożka, psychoterapeutka pracująca w nurcie poznawczo-behawioralnym, w pracy korzysta także z tzw. III fali, czyli ACT, DBT, terapii schematów. Swoje działania poddaje superwizji, należy do Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczej i Behawioralnej. Prowadzi profil minddistrict_psycholog na Instagramie

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?