„Nie zawsze wejście w nowe technologie sprawia, że problemy znikają. Mięso hodowane w laboratoriach pozostawia 25-krotnie większy ślad węglowy, niż mięso z hodowli” – mówi dr hab. inż. Sylwester Tabor
Życie na wsi kojarzy się jednoznacznie – śpiew ptaków o świcie, spacery po łąkach i widok na las. To tylko uroczy dodatek. Wbrew wyobrażeniom, współcześni rolnicy nie wiodą życia w duchu slow, którego sednem jest bliskość z naturą. To różnorodna grupa, łącząca zadania biznesmenów, naukowców, inżynierów i innowatorów, którzy muszą nadążyć za trendami konsumenckimi i sprostać wyzwaniom świata, w którym ekologiczny i zrównoważony produkt staje się priorytetem.
Wyzwania bez precedensu
Zaczyna się 12 tysięcy lat temu. To wtedy wędrowne do tej pory plemiona – niezależnie w różnych częściach planety – wpadają na pomysł, by na chwilę się zatrzymać i osiąść w jednym miejscu. To moment, gdy rodzi się zjawisko regularnego magazynowania jedzenia i eksperymentowania z uprawą ziemi, a antropolog James Suzman idzie nawet o krok dalej – uważa, że to właśnie wtedy powstaje „architektura ekonomiczna, wokół której organizujemy nasze życie zawodowe”.
Osiadły tryb życia umożliwiło nic innego jak udomowienie zwierząt i roślin – chociażby ziemniaków, kukurydzy czy pszenicy. Człowiek zaczyna mieć pod nosem wszystko, czego potrzebuje, staje się panem siły, która do dziś napędza jego działania – głodu. Nie musi więcej chodzić i szukać. Może gromadzić, zbierać, kumulować – a w konsekwencji budować swój status. Przyszłe życie, nowe cele, ekspansję. Rolnictwo rozwijało się, zmieniało, otwierało drzwi kolejnym dziedzinom i specjalizacjom. Aż dotarło do XXI wieku i musi odpowiedzieć na pytanie: co dalej?
Wyzwania, z którymi obecnie borykają się społeczeństwa, nie mają precedensu. Każdy sektor i każda branża ma przed oczami listę zadań, a stawka jest wysoka – przetrwanie. Badacze nie mają wątpliwości, że jako gatunek jesteśmy w historycznym momencie, w którym decyzje są o tyle kluczowe, że od nich będzie zależeć, jak (i czy w ogóle) będziemy funkcjonować w najbliższych latach. Nie bez znaczenia w tym procesie jest rolnictwo, które nie tylko odpowiada za coś tak istotnego, jak bezpieczeństwo żywnościowe, ale ma również, szczególnie w Polsce, wielkie znaczenie społeczno-kulturowe.
W 1921 roku niemal 85 proc. ludności wiejskiej w kraju utrzymywało się z rolnictwa. Obecnie źródłem dochodu, za raportem „Polska wieś 2022. Raport o stanie wsi”, jest jedynie dla 10 proc. mieszkańców wsi. Ludzie, nawet jeżeli decydują się zamieszkać poza miastem, to nieczęsto związane jest to ze zmianą statusu zawodowego – wyjeżdżają, żeby zyskać dostęp do natury i lepszego powietrza czy odsapnąć od miejskiego pędu, a nie przebranżowić się na speca „od ziemi, krów i upraw”, a obecnie również – od ekologii, innowacji i technologii.
Na stanowisko człowieka orkiestry zaczyna zatem brakować chętnych. W ostatnim dziesięcioleciu z rolnictwa odeszło półtora miliona osób związanych z bezpośrednią produkcją. Mówiąc dosadniej: rąk do pracy jest coraz mniej, a czynności takie jak pielenie, którym kiedyś zajmowały się ludzkie dłonie, teraz muszą przejmować maszyny.
Zmiana preferencji i stylu życia ma również niebagatelny wpływ na system kształcenia osób, które jednak decydują, że ich ścieżka zawodowa ma być związana z rolnictwem – i to w bardzo szerokim zakresie.
– Nie mamy wyjścia, my się musimy ciągle dostosowywać. Pierwsza kwestia to jak w ogóle mówić o rolnictwie w środkach masowego przekazu. Jeszcze nie tak dawno uważano, że rolnictwo jest neutralne środowiskowo, dziś uznaje się je za głównego truciciela. I nie mam na myśli emisji CO2, która wbrew pozorom w rolnictwie nie jest tak duża, ale przede wszystkim emisję metanu – 90 proc. przemian w inwentarzu żywym, to są przemiany metanowe. Dlatego tak dużo mówi się o koniecznej weryfikacji spożycia mięsa – mówi dr hab. inż. Sylwester Tabor, rektor Uniwersytetu Rolniczego im. Hugona Kołłątaja w Krakowie.
Rektor zwraca uwagę, że współczesne uczelnie muszą rzetelnie przyglądać się zmianom i reagować na nowe oczekiwania – dlatego na krakowskim uniwersytecie kandydaci mogą wybierać pomiędzy specjalistycznymi wydziałami m.in. z zakresu rolnictwa, żywności, działalności leśnej, ale też ochrony środowiska.
– Bycie wege to nie moda, a wybrany sposób życia i decyduje się na niego coraz więcej osób, dlatego na przykład powołaliśmy pracownię grzybów jadalnych i prozdrowotnych. Kiedyś uczelnia miała 8-12 kierunków, a 40 proc. studentów kształciło się na kierunkach rolniczych. Teraz mamy 30 kierunków, gdzie kierunki klasycznie rolnicze – rolnictwo, ogrodnictwo i zootechnika – studiuje co 7 osoba, czyli poniżej 20 proc. Popularnością cieszą się dietetyka, etologia, psychologia zwierząt, weterynaria, rośliny lecznicze i prozdrowotne. Zauważamy też przesunięcie w stronę gastronomii i cateringu dietetycznego, więc odpowiadamy na to zainteresowanie uruchomieniem nowych kierunków – mówi dr hab. inż. Sylwester Tabor.
”ONZ szacuje, że w 2030 roku mieszkańcy miast stanowić będą prawie 60 procent populacji Ziemi. Taki kontekst wyraźnie sugeruje, że współcześni rolnicy stają się strategami przyszłości”
I tłumaczy, że zmiany na uczelni są niejako lustrem zmian społecznych. Młodzi ludzie już nie celują w zbudowanie relacji zawodowej z jednym miejscem, są nastawieni na ciągły rozwój, łączenie kompetencji i interdyscyplinarność. Oczekują odświeżenia nie tyle systemu edukacji, co rynku pracy. A te oczekiwania nierozerwalnie łączą się z nowymi technologiami i wiedzą naukową, która pozwala zaprojektować rolniczego robota czy probiotyczny fermentowany napój roślinny z „czystą etykietą”.
Rolnictwo (nie tylko) technologiczne
Maszyny, roboty, farmy wertykalne, ale też ograniczenie środków chemicznych i zrównoważony rozwój – to etykiety współczesnego rolnictwa. Świadomość konsumencka rośnie, a to sprawia, że społeczeństwa coraz uważniej przyglądają się procesom, które doprowadzają produkty na sklepowe półki, a później na ich talerze. Czytają etykiety, sprawdzają certyfikaty i liczą – nie tylko, ile wydają. Liczą też ślad węglowy i ilość generowanych śmieci. Te ostatnie szczególnie wpisują się w scenariusz „from zero to hero”, bo jak mówi dr Tabor, „to, co kiedyś było odpadem, dziś staje się produktem”. I tak wytłoki, czyli pozostałość po nasionach, owocach i warzywach świetnie sprawdzają się jako dodatek do żywności, a hydrolizat białkowy z odpadów z przetwórstwa soi nadaje się do produkcji powłok biopolimerowych (z których można robić wegańskie, jadalne i biodegradowalne opakowania).
Nowe technologie i inżynieria są zatem bliskimi przyjaciółmi rolnictwa, które już nie ma wyboru – musi zbliżać się do modelu zrównoważonego. W tym aspekcie trudno nie pomyśleć o środkach ochrony roślin, które kojarzą się z „chemią”, są jednak niezbędne do uzyskania oczekiwanych plonów. Chociaż zarówno polskie, jak i europejskie prawo reguluje używanie środków chemicznych, to i naukowcy, i sami rolnicy szukają jak najmniej inwazyjnych sposobów, by zadbać o plony.
Tym ostatnim zaleca się stosowanie płodozmianu i właściwej agrotechniki, analizę odmian roślin czy ochronę organizmów pożytecznych. Dr Sylwester Tabor dodaje, że nie do przecenienia w tej kwestii jest również rola badaczy i inżynierów. Ci z jednej strony zbierają dane, tworzą modele analityczne, które pomagają działać profilaktycznie, ale również projektują maszyny i roboty, które pomagają ograniczać środki chemiczne. I tak Hogweed za pomocą mikrofal niszczy rośliny inwazyjne, chociażby barszcz Sosnowskiego, a biostymulacyjny Hugo Green Solutions wpływa na jakość roślin (czyli ostatecznie również produktów, które potem kupujemy w sklepach).
Stosowanie zrównoważonych technik produkcji żywności, innowacyjne rozwiązania, łączenie metod, ale i uważność na środowisko naturalne są niezbędnymi towarzyszami współczesnego rolnictwa. Rektor krakowskiej uczelni podkreśla jednak, że pokładanie nadziei w technologiach, może być również pułapką.
– Powinniśmy czerpać z natury, ale mądrze. Niestety nie zawsze wejście w nowe technologie sprawia, że problemy znikają. A raczej dzieje się tak bardzo rzadko. Na przykład badania pokazują, że mięso hodowane sztucznie pozostawia 25-krotnie większy ślad węglowy, niż mięso z hodowli. Natura ma swoje procesy samoregulacyjne i ona sobie poradzi, a naszym zadaniem jest racjonalne wykorzystywanie zasobów. Musimy oszczędzać wodę, bo Polska jest w Unii Europejskiej drugim od końca krajem, jeżeli chodzi o zasoby wody. Musimy podążać za zmianami w diecie – na przestrzeni ostatnich 20 lat spożycie pieczywa i wyrobów z mąki spadło o 40 proc., a mięsa w okresie ostatnich 10 lat o około 10 proc. Po raz pierwszy zeszliśmy na poziom poniżej 5 kg mięsa/na miesiąc na jednego człowieka. Wyraźnie widać zatem tendencję do zwiększania produktów roślinnych w diecie – mówi dr Sylwester Tabor.
Na świecie zauważalny jest jeszcze jeden trend – zwracanie się ku rolnictwu regeneratywnemu, które jest przeciwieństwem rolnictwa przemysłowego. W tym modelu celami są biologizacja wszystkich procesów i holistyczne podejście do produkcji, zmniejszenie użycia nawozów mineralnych i pestycydów (na rzecz nawozów naturalnych), redukcja emisyjności (jest to praktyka o ujemnym śladzie węglowym), poprawa jakości gleby, zwiększanie bioróżnorodności (dlatego uprawy są bezworkowe, by nie szkodzić mikroorganizmom), ale też odpowiednio planowany wypas zwierząt. Tym sposobem dostajemy zdrową, wysokiej jakości żywność, chronimy środowisko i oszczędzamy energię.
Rolnik na rozdrożu
– Dzisiaj już nie mówimy o jednym problemie, czy problemie jednej branży. Dzisiaj musimy rozmawiać o całym systemie. Przedsiębiorca produkujący żywność czy rolnik nie może zapomnieć o tym, że korzysta z surowców, ale też generuje odpady. Nie chodzi o rozwiązywanie pojedynczych problemów, a interdyscyplinarnym podejściu i zrównoważonym rozwoju – mówi Agnieszka Filipiak-Florkowicz, prorektor Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie.
Rolnictwo, jak chyba żaden inny sektor na taką skalę, jest bardzo silnie uzależnione od pogody i stanu środowiska naturalnego. Nieprzewidywalność klimatu, skoki temperatur, gradobicia, susze i powodzie są nie tylko bezpośrednimi zagrożeniami dla upraw, ale również wpływają na kolejne zaburzenia w ekosystemach – a te sprzyjają rozwojowi chorób i szkodników, które szkodzą zwierzętom i roślinom.
”Jeszcze nie tak dawno uważano, że rolnictwo jest neutralne środowiskowo, dziś uznaje się je za głównego truciciela”
„Z drugiej strony rolnictwo oddziałuje w rozmaity sposób na środowisko naturalne. Stosowane w produkcji rolniczej silniki spalinowe emitują do atmosfery, podczas pracy, szkodliwe związki chemiczne, w tym gazy cieplarniane. […] Nieobojętne dla środowiska naturalnego są również stosowane w rolnictwie nawozy i środki ochrony roślin, a także odchody zwierzęce, powodujące zanieczyszczenie wód powierzchniowych i gruntowych. Ciężkie maszyny i pojazdy stosowane w produkcji rolniczej powodują zagęszczanie gleby, a tym samym pogarszanie warunków wegetacji roślin. Nie można też nie wspomnieć o tym, że produkcja używanych w rolnictwie środków produkcji wiąże się z nakładami energii, co pozostaje w związku z oddziaływaniem na środowisko naturalne” – pisze Jan Pawlak w publikacji „Rolnictwo a środowisko naturalne”.
Stanowcze zwrócenie się ku zrównoważonemu rozwojowi staje się zatem już nie wyborem, a koniecznością. A wyzwań w tym zakresie jest bardzo dużo. Z jednej strony świat głoduje, z drugiej tony żywności lądują na śmietnikach. Naprzemiennie nawiedzają nas susze i powodzie. W rolnictwie odbijają się wszystkie zdarzenia jak pandemie, konflikty międzynarodowe, wojny, migracje.
Coraz częściej mówi się o deficycie wody, a powszechna mobilność przyczynia się do rozprzestrzeniania chorób – również wśród zwierząt hodowlanych. Kurczą się przestrzenie do produkcji, a jednocześnie brakuje rąk do pracy – ONZ szacuje, że w 2030 roku mieszkańcy miast stanowić będą prawie 60 procent populacji Ziemi. Taki kontekst wyraźnie sugeruje, że współcześni rolnicy stają się strategami przyszłości. A ich decyzje będą mieć znaczenie już nie tylko lokalne, ale i globalne.
Zobacz także
„Kiedy jakaś marka mówi, że jest ekologiczna, to najczęściej jest to frazes. Nic nie jest ekologiczne, poza samą naturą”. O tym, jak kapitalizm robi z nas eko-idiotów, mówi Janusz Mizerny
„Miejskie wyspy ciepła sprawią, że latem w nocy temperatura nie będzie spadać. Przełoży się to na nasze zdrowie”. O betonozie i miastach przyszłości mówi Weronika Rafał
Łukasz Łuczaj: Warkot kosiarek przez całe lato jest zbędny. Łąka koszona raz w roku produkuje prawie tyle tlenu, co las
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
„Aby mieć komfort kontemplacji, nie wrzucaj śmieci do ubikacji”. Na zabawnych plakatach tłumaczą, czego nie wolno wrzucać do toalety
Spada zużycie plastikowych torebek. Jak na tle Europy wypada Polska? Możesz się zdziwić
„Zjawiska klimatyczne coraz częściej odbierają życie i środki do życia”. Naukowcy wyliczają, na ile sposobów może nas zabić globalne ocieplenie
Paulina Hojka o noszeniu ubrań po zmarłych: “Myślę, że żaden nieboszczyk się nie obrazi”
się ten artykuł?