Przejdź do treści

Aga Szuścik: „Zdrowie ginekologiczne to nie są 'sprawy kobiece’. To sprawa każdej kobiety, matki, córki, żony, męża, partnera, ojca, lekarza”

Agnieszka Szuścik-Zięba, edukatorka ginekologiczna i onkologiczna, artystka społeczna, autorka książki „GinekoLOGICZNIE. Poradnik napisany przez pacjentkę, sprawdzony przez lekarki, lekarzy i nie tylko”, który HelloZdrowie objęło matronatem.
Agnieszka Szuścik-Zięba, edukatorka ginekologiczna i onkologiczna, artystka społeczna, autorka książki „GinekoLOGICZNIE. Poradnik napisany przez pacjentkę, sprawdzony przez lekarki, lekarzy i nie tylko”, który HelloZdrowie objęło matronatem / mat. prasowe
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Jeśli z normalnych rzeczy robimy tabu, zawsze na tym tracimy. Wszystko, co związane ze zdrowiem ginekologicznym, jest często traktowane jako coś prywatnego i wstydliwego. A ta książka jest o tym, jak zachować lub przywrócić zdrowie ginekologiczne, jaką mamy budowę, jak to działa. Jak książka o kręgosłupie, mózgu czy układzie pokarmowym, po prostu! – mówi Agnieszka Szuścik-Zięba, edukatorka ginekologiczna i onkologiczna, artystka społeczna, autorka książki „GinekoLOGICZNIE. Poradnik napisany przez pacjentkę, sprawdzony przez lekarki, lekarzy i nie tylko”, którą HelloZdrowie objęło matronatem.

 

Ewa Bukowiecka-Janik: Dziś premierę ma pani książka „GinekoLOGICZNIE” i nie ukrywam, że od pierwszych stron mnie zaskoczyła. Dawno nie widziałam tak obszernego spisu treści!

Aga Szuścik: To celowy zabieg. Gdyby ten spis treści mógł zawierać same tytuły rozdziałów, wtedy zmieściłby się bez problemu na jednej stronie. Jednak postanowiliśmy razem z wydawnictwem zamieścić w nim wszystkie 449 pytań, które pojawiają się w książce i na które odpowiadam przy wsparciu ekspertek i ekspertów. Chciałabym, by ta pozycja była dla czytelniczek i czytelników takim książkowym Google’em, sposobem na znalezienie odpowiedzi na wszelkie nurtujące pytania na temat zdrowia ginekologicznego.

Coś jak encyklopedia.

Tak! Książkę warto przeczytać w klasyczny, linearny sposób, gdyż jedne informacje wynikają z drugich, jednak później można z niej korzystać jak z ginekologicznej encyklopedii. Ten spis treści jest bardzo praktyczny! Złożony jest z pytań, które słyszałam lub widziałam przynajmniej kilkanaście razy. Zadawano mi je w mediach społecznościowych czy w wiadomościach prywatnych i podczas różnych szkoleń, o wielu wspominali mi również ginekolodzy i ginekolożki, z którymi współpracuję na co dzień. To pytania, które naprawdę zadają Polki i Polacy na temat zdrowia ginekologicznego. Wszystkie są według mnie ważne.

Moja książka, jak i cała moja działalność edukacyjna, jest bardzo zróżnicowana pod względem poziomu zaawansowania. Raz tłumaczę rzeczy elementarne, raz bardzo zaawansowane. Bo nasza wiedza jest patchworkowa – zdobywamy ją trochę w szkole, trochę w domu, ale ponieważ wiele ginekologicznych tematów pozostaje tabu, najczęściej odpowiedzi szukamy w sieci. Mamy wiedzę wybiórczą, często gdzieś zaawansowaną, a gdzieś nie znamy podstaw, więc trudno nam rozumieć pewne kwestie i możemy nabierać się na rozmaite mity. W książce staram się to wszystko usystematyzować.

Jakie pytania najbardziej panią zaskoczyły? Albo zagięły?

Takich pytań, które mnie zagięły, było wiele, co wynika z tego, że nie jestem lekarką i całą wiedzę na temat ginekologii zdobywam od podstaw, ucząc się tego od lat, szkoląc się, rozmawiając, czytając. Z wykształcenia jestem artystką i humanistką, a tę książkę napisałam z dużym wsparciem merytorycznym 21 ekspertek i ekspertów. To była wymagająca praca, bo każde z zagadnień chciałam najpierw dobrze zrozumieć, a potem wytłumaczyć czytelnikom. Godziny rozmów z lekarzami, lekarkami i innymi ekspertkami i ekspertami, szukanie badań naukowych, konfrontowanie różnych realiów, porównywanie rekomendacji…

Pytania, które mnie zaskakują, dotyczą m.in. higieny i podejścia do ciała. Na przykład nadal jest wiele osób, które nie są w trakcie leczenia nietrzymania moczu, nie plamią z jakiegoś powodu, a mimo to noszą wkładki na co dzień. Albo wierzą w oczyszczającą moc pereł księżniczki. Czy wie pani, że są nawet żelki, które zmieniają smak i zapach cipki? Wmówiono nam, że wydzielina z pochwy jest obrzydliwa, że nasze ciała są brudne i między innymi to skutkuje ciągłym powstawaniem nowych „wynalazków”. To mnie szczerze zaskakuje i smuci jednocześnie. Co ciekawe, w książce o ginekologii poświęciłam też cały rozdział tematowi relacji z ciałem, bo uświadomiłam sobie, jak bardzo potrzebujemy wsparcia w tej kwestii.

Jaki jest problem z wkładkami?

Wkładka higieniczna to oksymoron. Ona jest higieniczna, gdy wyciągamy ją z opakowania i trzymamy w dłoni, wtedy jest sucha, biała, czyściutka, czasem nawet pachnąca. Natomiast w momencie, w którym przyklejamy ją do majtek i zaczynamy z nią przeżywać nasz dzień, zaczynają się poważne problemy. Zacznijmy od tego, że we wkładce nic nie wysycha. To widać, gdy ją, zużytą, odkleimy – jest wilgotna, cięższa. My tego możemy nie czuć, ale nosząc wkładkę, fundujemy potencjalnie groźnym bakteriom doskonałe środowisko do rozwoju – ciepło, wilgotno i nieprzewiewnie, bo nawet jeśli warstwa chłonna wydaje się w miarę przepuszczać powietrze, to przecież jest jeszcze warstwa kleju.

Natomiast zwykłe majtki bawełniane wysychają w kilka minut. To o wiele bardziej higieniczne niż noszenie wkładki. Co więcej, ciało reaguje na wyższą temperaturę, większą wilgoć oraz większą ilość bakterii, tworząc więcej wydzieliny. To błędne koło. Nosimy wkładki, by poradzić sobie z nadmiarem wydzieliny, a w rezultacie problem się nasila.

A to nie koniec! Kiedy chodzimy, siadamy, wstajemy, wkładka cały czas porusza się, dotyka okolic odbytu, więc bakterie kałowe dostają się na nią i mogą dostać się również do naszej waginy. Oczywiście może być tak, że obędzie się bez infekcji, są kobiety, które po 20 lat noszą wkładki i nic się nie dzieje, ale są też takie, które po „odstawieniu” wkładek pożegnały też nawracające infekcje, świąd, upławy i problem z nadmiarem wydzieliny. Czytam takie wiadomości każdego tygodnia, a w książce dokładnie to wyjaśniam.

A majtki menstruacyjne? To popularny produkt, reklamowany jako zdrowy i ekologiczny.

Majtek menstruacyjnych nie nosimy jako zamiennika zwykłych majtek, to zupełnie inny produkt. Majtki menstruacyjne mają zastąpić podpaski czy tampony i nie mnie oceniać, czy są lepsze, czy gorsze. Wybór odpowiedniego produktu menstruacyjnego jest kwestią indywidualną. Nie ma jednej najlepszej opcji. Niektórzy wolą majtki menstruacyjne, inni kubeczki menstruacyjne, tampony lub tradycyjne podpaski. Istnieje wiele różnych opcji, ponieważ każdy ma swoje własne preferencje i potrzeby. Książka, którą napisałam, ma na celu pomóc ludziom zrozumieć różnice między tymi produktami i wybrać ten, który najlepiej odpowiada ich potrzebom.

Majtki menstruacyjne są ciekawym i w mojej ocenie genialnym rozwiązaniem, ponieważ łączą w sobie funkcje majtek i podpasek. Dla wielu osób sprawdzają się idealnie podczas miesiączki i w przypadku nietrzymania moczu. Krew i wydzielina szybciej wysychają w majtkach menstruacyjnych niż w podpasce, są cieńsze i bardziej oddychające.

W mojej książce dokładnie opisuję historię podejścia do kobiecej waginy jako źródła toksyn. Trudno uwierzyć, ale nie tak dawno lekarze uważali waginę za źródło niebezpiecznych bakterii. Dzisiaj wiemy, że nie ma potrzeby jej oczyszczać ani wysuszać. Jeśli ktoś odczuwa dyskomfort, zauważa nieprawidłowe objawy czy nieprzyjemny zapach, powinien udać się na wizytę ginekologiczną

Kiedy o tym rozmawiamy, przypomina mi się wiadomość, którą przeczytałam w swojej skrzynce dosłownie kilka dni temu. Kobieta kupiła swojej dorastającej córce zestaw bielizny menstruacyjnej, bo dziewczyna czeka na swój pierwszy okres. Uświadomiłam sobie, jak zupełnie różnym doświadczeniem może być okres dla współczesnej nastolatki w porównaniu z tym, co my przeżywałyśmy. Długie, grube, niewygodne podpaski. Dyskomfort, wstyd, jakby okres był czymś w rodzaju choroby. To wzruszające, że teraz menstruacja jest znacznie bardziej przyjazna i komfortowa. Dużo w książce piszę o miesiączce i menopauzie.

À propos wstydu – wróćmy na chwilę do pereł księżniczki i wspomnianych żelków. Trochę trudno mi uwierzyć, że dorosłe osoby traktują takie produkty poważnie.

Niestety, to jest temat, który mnie szokuje. Perły księżniczki, żelki i różnego rodzaju nasiadówki brzmią dla niektórych konsumentek jak tajemnicze sposoby i zabiegi, które mają nas oczyścić, osuszyć, odświeżyć, nadać zapach. Perły księżniczki to ziołowe kulki zawinięte w gazę, które umieszcza się w pochwie. Są to produkty niesprawdzone, a zatem niebezpieczne.

Chociaż jest wiele kobiet, które używają ich i twierdzą, że nie doświadczyły żadnych problemów, warto wiedzieć, że ginekolodzy często opowiadają przerażające historie o konsekwencjach stosowania takich produktów. Mówimy tu o trwałych uszkodzeniach pochwy, groźnych infekcjach, oparzeniach i innych powikłaniach, które mogą zagrażać nawet życiu. Nie chodzi tylko o skutki w tym jednym miejscu w ciele, ale o ogólne zagrożenie dla całego organizmu.

To samo dotyczy różnych innych preparatów, które mają na celu poprawę higieny, redukcję wydzieliny, osuszenie lub poprawienie smaku – ich stosowanie jest ryzykowne.

Skąd popyt na takie produkty?

Moim zdaniem znów to wynika z fałszywego przekonania, że nasza intymność jest brudna i wymaga oczyszczenia. W mojej książce dokładnie opisuję historię tego podejścia do kobiecej waginy – jako źródła toksyn. Trudno uwierzyć, ale nie tak dawno lekarze uważali waginę za źródło niebezpiecznych bakterii. Dzisiaj wiemy, że nie ma potrzeby jej oczyszczać ani wysuszać. Jeśli ktoś odczuwa dyskomfort, zauważa nieprawidłowe objawy czy nieprzyjemny zapach, powinien udać się na wizytę ginekologiczną, a nie zamawiać podejrzane produkty z internetu.

Warto również zauważyć, że wydzielina i zapach to coś, co występuje w różnych częściach naszego ciała. Mamy przecież pot spod pach, wydzielinę z nosa, z uszu. Wydzielina z naszych oczu, ślina czy nawet woskowina mają swoją specyficzną woń, ale nie mówimy o tym na co dzień ani nie używamy specjalnych wkładek czy innych środków, żeby to kontrolować. Wydzieliny są nieodłączną częścią naszej fizjologii, która pomaga nam zachować zdrowie. Gdyby na przykład nasza wagina przestała wydzielać cokolwiek, oznaczałoby to, że coś jest nie tak, a brak wydzieliny mógłby stanowić zagrożenie dla zdrowia.

Jeśli mamy problemy z relacją z własnym ciałem, w tym z waginą, zachęcam do rozwiązania tych trudności. Warto zastanowić się nad przyczynami i w razie potrzeby uzyskać wsparcie, na przykład od psychologa. To bardzo ważne, by rozumieć swoją fizjologię i ją uszanować.

Które tabu ginekologiczne uważa pani za najbardziej szkodliwe?

Mam wrażenie, że moja książka jest pełna tematów, które są tabuizowane, i trudno mi wskazać jeden najważniejszy. Jeśli z normalnych rzeczy robimy tabu, zawsze na tym tracimy. Wszystko, co związane ze zdrowiem ginekologicznym, jest często traktowane jako coś prywatnego i wstydliwego. A ta książka jest o tym, jak zachować lub przywrócić zdrowie ginekologiczne, jaką mamy budowę, jak to działa. Jak książka o kręgosłupie, mózgu czy układzie pokarmowym, po prostu!

Trochę jak ze zdrowiem psychicznym.

Tak! To po prostu zdrowie – ciało, narządy, biochemia. Emocje – jasne, również.

Książka porusza wiele tematów związanych z relacją z genitaliami, używanymi słowami, opowiada o różnych zagadnieniach dotyczących profilaktyki, hormonów, miesiączki, menopauzy, ciąży, antykoncepcji, wizyt u ginekologa, pięćdziesięciu chorób i infekcji oraz różnych badaniach i operacjach ginekologicznych – to wszystko w Polsce nadal wiąże się z poczuciem skrępowania, zawstydzenia. Jednak dla mnie osobiście najważniejszym tematem tabu jest kwestia ginekologicznych nowotworów złośliwych.

Smuci mnie i wkurza, że nadal zdarzają się sytuacje, w których pacjentki są źle traktowane. Przecież ginekolog to lekarz, przed którym się rozbieramy, czasem zwierzamy się z bardzo intymnych problemów! Na szczęście o złym traktowaniu pacjentek np. plus size czy z niepełnosprawnościami w gabinetach ginekologicznych jest coraz głośniej

Moja działalność rozpoczęła się od mojej diagnozy raka szyjki macicy w 2018 roku. Wtedy zdałam sobie sprawę, że istnieją kampanie edukacyjne, które nie docierają do kobiet i często bardziej je straszą niż edukują. Pomimo że uważałam się za bardzo świadomą swojego ciała, okazało się, że moja wiedza na temat zdrowia ginekologicznego była niewystarczająca. Nie obwiniam siebie za to, że zachorowałam, ponieważ choroby nie są winą pacjentów, ale przekonałam się, że istnieje potrzeba większej edukacji i świadomości na ten temat.

Najbardziej wzruszającym momentem podczas pisania książki było dla mnie właśnie opisywanie profilaktyki i kwestii związanych z nowotworami ginekologicznymi. Wciąż istnieje wiele tabu i stereotypów wokół tego tematu, takie przekonania, że nie warto się badać, bo i tak nic nie można z tym zrobić. Wierzę, że edukacja może pomóc kobietom w lepszej opiece nad swoim zdrowiem i może nawet uchronić przed rozwojem nowotworu.

A najsmutniejszy wątek podczas pisania?

Nie było mi smutno, gdy pisałam książkę. Była ekscytacja, radość, zmęczenie, czasem złość, ale nie smutek… Gdybym jednak musiała coś wskazać, byłby to chyba rozdział dotyczący wizyty u ginekologa. Najobszerniejszy ze wszystkich. Smuci mnie i wkurza, że nadal zdarzają się sytuacje, w których pacjentki są źle traktowane. Przecież ginekolog to lekarz, przed którym się rozbieramy, czasem zwierzamy się z bardzo intymnych problemów! Na szczęście o złym traktowaniu pacjentek np. plus size czy z niepełnosprawnościami w gabinetach ginekologicznych jest coraz głośniej. Cieszę się, że moją pracą mogę dołożyć cegiełkę do zmiany świata na lepsze.

Podoba mi się, że w książce dużo uwagi poświęca pani przygotowaniom do wizyty. O co zapytać, jak reagować, co robić, gdy lekarz zachowa się nieodpowiednio. To buduje pewność siebie, bo przecież nie mamy wpływu na to, jak druga osoba nas potraktuje.

Nie mamy wpływu, ale możemy uczyć się reagować i przede wszystkim nie zostawiać tego bez konsekwencji. W swojej książce opisuję dokładnie, jak i gdzie zgłosić niepokojącą sytuację. Natomiast pamiętajmy też, że jeżeli z jakiegoś powodu nie mamy odwagi, siły czy śmiałości, żeby jakkolwiek zareagować, to to nigdy nie jest nasza wina. I że mamy w Polsce masę wspaniałych ginekologów i ginekolożek – prowadzę ich listę na swojej stronie internetowej.

To książka tylko dla kobiet?

Dobrze, że pani o to pyta, bo jest trochę chaosu wokół tematu grupy odbiorczej. Przede wszystkim, spotkałam się już kilkukrotnie z przekonaniem, że ta książka jest przeznaczona głównie dla młodzieży. Chciałabym podkreślić, że nie jest to książka skierowana specjalnie do młodzieży, ani wyłącznie dla kobiet. Jest to publikacja, która adresowana jest do osób wszystkich płci, wyznań, pochodzenia etnicznego itd. Głównie pisałam ją z myślą o osobach dorosłych. Chociaż mój styl pisania jest czasem barwny, a niektóre koncepcje tłumaczę w prosty sposób, książka zawiera także szczegółowe informacje na temat kwestii zdrowotnych. To lektura również dla lekarzy i lekarek, położnych, fizjoterapeutek i fizjoterapeutów, pielęgniarek, pielęgniarzy… W niektórych miejscach zawarłam treści pochodzące z moich wykładów dla profesjonalistów medycznych.

Choć to książka głównie dla dorosłych, jestem przekonana, że nie zawiera ona treści, które mogłyby być szkodliwe dla młodzieży czy nawet dzieci. I uważam, że to ważne, byśmy tak traktowali w ogóle temat zdrowia ginekologicznego. To nie są „sprawy kobiece”. To sprawa każdego z nas – każdej kobiety, matki, córki, żony, męża, partnera, ojca, lekarza. Wierzę, że mając takie podejście, oszczędzimy sobie i innym wiele bólu, nie tylko tego fizycznego.

 

Agnieszka Szuścik-Zieba – działa jako Aga Szuścik, jest edukatorką ginekologiczną i onkologiczną, artystką społeczną, autorką bloga „Życie po raku”, specjalistką patient experience i medical art, a także syrenką, czyli osobą, której głównie z powodu nowotworu wycięto część lub całość narządów rodnych. Autorka książki „GinekoLOGICZNIE. Poradnik napisany przez pacjentkę, sprawdzony przez lekarki, lekarzy i nie tylko”

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?