„Wiklina lubi zdecydowaną czułość – trzeba ją dogiąć, wygiąć, upchnąć. Śmiejemy się, że plecionkarstwo to mindfulness dla opornych” – Siostry Plotą opowiadają o miłości do wikliny
– Dla mnie to jest niezwykłe i czuję wielką moc w tym, że proces wyplatania z wikliny dziś jest dokładnie taki sam jak dziesiątki, setki lat temu. Dla mnie to jest niesamowita droga, którą przebywamy, by wrócić do naszych korzeni. Czasem, kiedy wyplatam, naprawdę czuję za plecami te nasze prababki, że nie jestem sama, tak bardzo jest to pokoleniowo silne – mówi Kasia z duetu Siostry Plotą. Ania i Kasia to siostrzany team, którego misją jest przybliżanie ludziom wymierającego w Polsce rzemiosła i kontynuacja rodzinnej tradycji. Ich poradnik „Wiklina. Piękne rzeczy, które wypleciesz sam(a)” Hello Zdrowie objęło swoim matronatem medialnym.
Ewa Bukowiecka-Janik: Jak to się stało, że dwie młode dziewczyny zajmują się wyplataniem? To raczej niszowe zajęcie.
Anna Borecka: Zdecydowanie niszowe. Fakt, że teraz zajmujemy się wyplataniem i prowadzimy sklep z wikliną, nie był dla nas pierwotnym wyborem ścieżki życiowej.
Katarzyna Nejman: Nasz dziadek przez 30 lat prowadził sklep z wikliną na Pradze Północ, ale przeszedł na emeryturę i postanowił go zamknąć. Pierwotnie całą rodziną mieliśmy mu w tym pomóc – zrobić wyprzedaż, uprzątnąć, pomóc w formalnościach, ale też wesprzeć dziadka mentalnie. A finalnie zamiast pomóc, postanowiłyśmy sklep utrzymać przy życiu. Wydarzyła się niezwykła magia! Zapragnęłyśmy z siostrą to kontynuować, dać temu nowe życie.
Czym była ta magia?
Kasia: Przede wszystkim podczas zamknięcia, które odbiło się dość szerokim echem wśród naszych klientów, odzywały się do nas osoby, które od zawsze robiły u dziadka zakupy. Opowiadały o wspomnieniach związanych z tym sklepem, o miłości do tego materiału, jakim jest wiklina, o trudzie znalezienia takiego miejsca. Zaczęłyśmy zdawać sobie sprawę z tego, że coś, co w naszym otoczeniu jest oczywiste i powszechne, niekoniecznie ogólnie takie jest.
Ania: Dziadek sporo też mówił nam o swoich przyjaciołach, którzy zajmują się plecionkarstwem, o tym, że ich wnuki niechętnie przejmują ten zawód. Bo pasję może i tak, ale nie widzą w tym sposobu na pracę, zawodowe rzemiosło. Podczas zamknięcia zaczęłyśmy zgłębiać ten temat i okazało się, że to jest uniwersalna historia wikliny – plecionkarstwo zanika. Poczułyśmy, że nie mamy na to zgody. Ratowanie sklepu dziadka stało się dla nas czymś więcej – misją ratowania narodowego rzemiosła.
Ale przecież wiklina wraca jako trend wnętrzarski. W modnym stylu boho na przykład.
Kasia: Tu pojawia się pytanie, czy mówimy o wiklinie czy o plecionkach ściąganych z Azji z tamtejszych roślin. To dwie różne rzeczy, które nie tylko inaczej wyglądają, ale też mają inną cenę. Moda na azjatyckie plecionki podchwytują sieciówki, które niekoniecznie mają na celu promowanie naszego narodowego rzemiosła. I niekoniecznie dbają o godne warunki pracy rzemieślników i się tym interesują.
To nie jest tak, że z roślinami z Azji jest coś nie tak. To wspaniałe rośliny, a ludzie, którzy wyplatają z nich różne cuda, są rzemieślnikami, którzy zasługują na docenienie tak samo jak osoby wyplatające z wikliny. Trzeba mieć jednak świadomość, że rynek azjatycki nie słynie z etycznych warunków pracy i często jest to wykorzystywane, by obniżyć koszty produktu. Natomiast jesteśmy też w momencie, w którym naprawdę warto docenić polską wiklinę, byśmy nie stracili tego dziedzictwa, z którego możemy czerpać ogrom siły.
Ania: Wiklina to jednoroczny przyrost wierzby. Trudno sobie wyobrazić bardziej ekologiczny i ekonomiczny materiał. Wierzba rośnie wszędzie, nawet tam, gdzie nic innego nie chce rosnąć i rozsiewa się jak chwast. W czasach, kiedy nie było nic, to była wiklina. Z jednej witki wsadzonej w ziemię na następny rok będziemy mieć kolejne.
Poza tym z wikliny można zrobić naprawdę wszystko – od maleńkich przedmiotów aż po elewacje budynku. Multipotencjalność wikliny daje niesamowite możliwości kreatywne.
Jednak kiedy dekorujemy mieszkanie, produkty azjatyckie okazują się tańszym zamiennikiem…
Kasia: Tak, plecionkarstwo to rzemiosło źle wyceniane. Cena na przykład za koszyk wiklinowy jest dostosowana do mistrza, a mistrzowie plecionkarstwa w Polsce biorą za swoją pracę kwoty w okolicach minimalnej krajowej. Dobrym porównaniem jest porównanie mistrza plecionkarstwa do dobrego prawnika. Prawnik, który ma wieloletnie doświadczenie w swojej pracy, mimo że wykonanie danej usługi zajmie mu mało czasu, bierze za nią odpowiednio więcej właśnie z uwagi na to, jakie ma doświadczenie. Osoby wyplatające tego nie robią, a te, które dopiero się uczą, wyceniają swoje produkty jeszcze niżej, więc nie ma żadnej zachęty dla młodych ludzi, by wyplatanie traktowali jak zawód. Z drugiej strony jesteśmy przyzwyczajeni do niskich cen wikliny i już obecne zwyżki są często dla klientów nie do zaakceptowania. Można powiedzieć, że plecionkarze przestają wyplatać, bo albo ich praca jest zbyt nisko wyceniana i nie da się z niej “przeżyć”, albo mało kto decyduje się na kupno i również ostatecznie nie da się “wyżyć” z plecionkarstwa. A przynajmniej nie jest to oczywista i prosta droga kariery. Dlatego wiklina to hobby, pasja rozwijana gdzieś w warunkach domowych.
”Plecenie jest bardzo wymagające fizycznie. Może się wydawać, że to siedzenie i spokojne dłubanie przy gałązkach, ale żeby wykonać jakikolwiek produkt z wikliny, trzeba mieć silne ręce. Historycznie wyplataniem z wikliny, zwłaszcza większych rzeczy, na przykład mebli, zajmowali się mężczyźni”
Ania: Ja jestem w stanie wypleść mniej więcej 3 średnie lampy dziennie. Jeśli mówimy o sytuacji, w której mam już opracowany wzór i formę. To moje maksimum, wymagające późniejszej regeneracji. Nie ma żadnej technologii, która by wspomagała ten proces. Trudno jest być plecionkarzem na cały etat.
Inna kwestia to fakt, że wiklina staje się materiałem do tworzenia sztuki. W tym wypadku trochę inaczej się ją wycenia – nie rozliczamy malarzy z tego, ile godzin spędzili przy sztaludze, lecz wyceniany jest efekt. W tym trendzie jest przyszłość wikliny – że przestanie być ona materiałem, z którego robi się tacki sprzedawane po 30 zł, bo to nie opłaca się nikomu.
Jaką sztukę macie na myśli?
Ania: Są oczywiście rzeźby – okazałe, efektowne, ale są też na przykład piękne ozdobne fotele, które choć praktyczne, same w sobie są ozdobą wnętrza. Są też lampy, których popularność rośnie. Niemniej problem polega również na tym, że sztuka, jaką są unikatowe wzory, odchodzi razem z ludźmi, którzy wplatają je całe życie, i nikt nie podejmuje się kontynuacji. To stare, kultowe wzory, bardzo cenne dla historii i kultury tego rzemiosła.
Ja mam wrażenie, że wikliny jako materiału się po prostu nie docenia. Ona zawsze w naszych domach była np. w formie koszyków, które niekoniecznie miały ozdabiać, raczej były po prostu praktyczne. Kiedyś w mieszkaniach można było zobaczyć całe komplety mebli z wikliny. Stoły, krzesła, szafki… A ponieważ to wszystko było i nam się opatrzyło, przyszła nowa moda i wiklina zaczęła odchodzić do lamusa.
Wy pleciecie?
Kasia: Oczywiście. W naszym asortymencie są produkty nasze, naszego taty, który zaczął wyplatać razem z nami, ale też współpracujemy z rzemieślnikami z całego kraju. To, co jest widoczne na naszej stronie, mamy dostępne fizycznie, natomiast zdarza się, że robimy produkty na zamówienie. Czasem są to indywidualne projekty, a czasem zamówienia na większą skalę.
Wyplatacie codziennie?
Ania: Tak. Chociaż ludzie mają skrzywione wyobrażenie o naszej pracy, ponieważ wyobrażają sobie, że to taki przyjemny zawód, że całymi dniami siedzimy i medytujemy nad koszykiem. Tak naprawdę zostaje nam na to niewiele czasu, bo prowadzenie własnego interesu to bardzo dużo mniej inspirujących obowiązków.
Nadal macie z tego fun?
Kasia: Jeszcze tak (śmiech). Jeszcze mamy do tego bardzo dużo serca. Jeździmy na wydarzenia plecionkarskie razem z naszymi zaprzyjaźnionymi mistrzami, niedawno wyplatałyśmy takie duże konstrukcje na plac zabaw, robiłyśmy to na działce. Mamy z tego dużo frajdy.
Ania: Jest jak w każdej pracy. My co chwilę podejmujemy się nowych projektów. To jest bardzo inspirujące, zmusza nas do kreatywności, ciągle się czegoś uczymy, więc nie wpadamy w rutynę.
Jeśli ktoś chciałby zacząć, co powinien zrobić najpierw?
Kasia: Trzeba nabyć wiklinę – można ją kupić albo zebrać. Jeśli zbierzemy ją nad rzeką i będzie ona naturalnie mokra i elastyczna, możemy wyplatać od razu, ale musimy mieć na uwadze, że kiedy straci swoją naturalną wodę, mocno się skurczy. Jeśli kupimy już wysuszoną wiklinę, przed wyplataniem należy ją namoczyć.
Ania: Poza wikliną, którą można kupić albo zebrać, warto mieć sekator albo szydło, chociaż nożykiem też da się radę. Naprawdę niewiele trzeba.
Wspomniałyście o medytowaniu nad koszykiem. Plecionkarstwo to relaks?
Ania: I relaks, i wysiłek. Plecenie jest bardzo wymagające fizycznie. Może się wydawać, że to siedzenie i spokojne dłubanie przy gałązkach, ale żeby wykonać jakikolwiek produkt z wikliny, trzeba mieć silne ręce. Historycznie wyplataniem z wikliny, zwłaszcza większych rzeczy, na przykład mebli, zajmowali się mężczyźni.
Naprawdę? A mnie się to zajęcie kojarzyło raczej z haftowaniem.
Kasia: Nie, to zupełnie nie jest haftowanie. Wiklina lubi zdecydowaną czułość – trzeba ją dogiąć, wygiąć, upchnąć. Śmieję się, że to atencjuszka jakich mało – ona od razu “reaguje”, kiedy się na niej nie skupiasz, ale to nie jest haftowanie, które wymaga ogromnej precyzji i delikatności.
”Ludzie wychodzą z naszych warsztatów naprawdę wymęczeni, ale często mówią, że bardzo odpoczęła im głowa”
Ania: Pamiętam, jak miałyśmy warsztaty dla dzieci i była tam grupa takich silnych chłopców. Pani nauczycielka była sceptycznie nastawiona, ponieważ stwierdziła, że oni nie przepadają za zajęciami manualnymi, natomiast oni się niezwykle wkręcili. To trochę jak stolarka – to jest zajęcie artystyczne, ale można się w nim wyżyć. Ludzie wychodzą z naszych warsztatów naprawdę wymęczeni, ale często mówią, że bardzo odpoczęła im głowa.
Wiadomo, że jest trochę inaczej, kiedy wykonujesz jakieś przedmioty, dlatego że są one potrzebne tu i teraz dla klienta. Wtedy jest presja czasu i kiedy masz jeszcze inne obowiązki, to zajęcie trochę traci swoją medytacyjną funkcję. Ale nadal mimo wszystko samo w sobie jest odprężające.
Kasia: Śmieję się, że plecionkarstwo to mindfulness dla opornych. Nasz tata zaczął pleść w momencie, w którym miał problemy w pracy, w ten sposób rozładowywał stres. Po jakimś czasie nie mógł się doczekać tego momentu w ciągu dnia. Ale gdybyś mu powiedziała, tato, usiądź, zrelaksuj się, medytacja ci pomoże, postukałby się w czoło. To mindfullnes uprawiany przez nasze prababcie. I tu już wkraczamy w tę strefę magiczną.
Dla mnie to jest niezwykłe i czuję wielką moc w tym, że proces wyplatania z wikliny dziś jest dokładnie taki sam jak dziesiątki, setki lat temu. Niewiele się zmieniło. Kiedy został odkryty kosz, który ma 10,5 tys. lat, okazało się, że jest on praktycznie tak samo wykonany, jakbyśmy zrobili go dzisiaj. Dla mnie to jest niesamowita droga, którą przebywamy, by wrócić do naszych korzeni. Czasem, kiedy wyplatam, naprawdę czuję za plecami te nasze prababki. Że nie jestem sama, tak bardzo jest to pokoleniowo silne.
Magia wikliny polega na tym, że poza siłą fizyczną i umiejętnościami manualnymi, wkłada się w nią serce, kreatywność, emocje. Na przykład malarze też bywają wykończeni po skończeniu swojego dzieła – niekoniecznie tym, że wiele godzin siedzieli przy sztalugach, ale tym, ile stworzenie dzieła kosztowało ich starań i skupienia. Dodatkowo wyplatając, obcuje się z naturą. Może się wydawać, że to są tylko namoczone wierzbowe witki. A jednak cały czas dotykamy tego, co dała nam natura. Nie ma dwóch takich samych witek.
To mi się kojarzy z pracą w ogrodzie – hortiterapia, czyli ogrodolecznictwo ma te same cechy: obcowanie z naturą, wysiłek fizyczny i powtarzalność czynności.
Kasia: Wiklinę też wykorzystuje się podczas terapii zajęciowej dla osób z niepełnosprawnościami intelektualnymi, ponieważ jest to zajęcie, które wymaga skupienia, ale jednocześnie jest powtarzalne. To idealna forma treningu. Jest też szkoła wyplatania z wikliny dla osób, które są niewidome.
Ania: Ale plecionkarstwo hobbystyczne jest też super sposobem na obcowanie z naturą i relaks, zwłaszcza kiedy żyje się w wielkim mieście. Słyszymy to bardzo często od osób na warsztatach, a z podwójną siłą dotarła do nas moc wyplatania, kiedy prowadziłyśmy cykl warsztatów w okresie, w którym zintensyfikowała się wojna w Ukrainie. Same byłyśmy zaangażowane, działałyśmy w magazynie pomocowym, wtedy wszyscy przeżywaliśmy silne i trudne emocje. Podczas warsztatów usłyszałyśmy, że tych kilka godzin nad koszem sprawiło, że po raz pierwszy od kilku tygodni myśli i emocje złagodniały.
Kasia: Czasy pandemii też pokazały, że warto umieć korzystać z tego, co mamy na miejscu, co jest w zasięgu ręki. Żyjemy w bardzo fajnych czasach, w których nasze horyzonty nie mają granic, ale wydaje mi się, że ich poszerzanie to jedno, a dbanie o to, co mamy wewnątrz, to drugie.
Ania jest absolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie na wydziale grafiki oraz arteterapeutką. Jest także mamą dwójki maluchów – Gosi i Grześka. Kasia jest aktorką po Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, ze względu na swój wolny zawód swój czas może dzielić między aktorstwo, a prowadzenie firmy Siostry Plotą. Miejsce w sieci: siostryplota.pl.
Zobacz także
„Przestań roztrząsać, co by było gdyby, i zacznij cieszyć się życiem” – radzi Robert L. Leahy i mówi, jak to osiągnąć
Julia Bueno: „Samokrytyka jest w stanie wzbudzić w nas przytłaczający lęk i paranoję”
„Stworzenie sobie bazy zdrowych kotwic-zasobów jest dbaniem o siebie. Kiedy żyjemy według swoich zasad, szanując swoje granice i zdrowie, kotwice tak naprawdę tworzą się same” – mówi Paulina Danielak
Polecamy
Butelczak wiecznisty – nowy „grzyb” w polskich lasach. Świetna akcja Lasów Państwowych
Michał Książek: Najważniejsze, żebyśmy się spotykali – ludzie i ta cała bezbronna reszta świata, którą tak olewamy
Tęsknisz za naturą i potrzebujesz chwili relaksu? Siostry Plotą stworzyły prosty i przyjazny kurs wyplatania z wikliny. Spróbować może każdy!
„Teraz ludzie nie przywiązują się do roślin. Wolimy je wymieniać, niż nad nimi pracować”. O domowych roślinach kiedyś i dziś mówią Basia Jakóbek i Paulina Kmiecik
się ten artykuł?