Zuzanna Gąsienica jest specjalistką od oceny ryzyka samobójstwa. „Miałam klienta, który zadzwonił z peronu kolejowego”
Zuzanna Gąsienica jest klinicznym pracownikiem socjalnym specjalizującym się w ocenie ryzyka samobójstwa. Wkracza do akcji, gdy na szali jest się czyjeś życie. Przez osiem lat interweniowała 4 tysiące razy.
Aleksandra Zalewska-Stankiewicz: Dziś mamy specjalistów prawie od wszystkiego, jednak nie wiedziałam, że również od ryzyka samobójstwa. Czym się pani konkretnie zajmuje?
Zuzanna Gąsienica: Ta specjalizacja wynika z aktualnych potrzeb – coraz więcej osób balansuje na granicy. W takiej sytuacji wkraczam ja – sama siebie nazywam „zawodowym pomagaczem”. Moja praca polega na ocenie ryzyka samobójstwa u osób, które trafiają na SOR z powodu kryzysu zdrowia psychicznego, próby samobójczej lub myśli samobójczych.
Czyli można powiedzieć, że w pani rękach jest ludzkie życie i często od pani słów i decyzji zależy, czy ktoś je sobie odbierze, czy nie?
Poniekąd tak, chociaż to bardziej skomplikowane. Moją rolą jest ocenienie, na ile sytuacja jest poważna oraz zaproponowanie odpowiedniej interwencji. Oczywiście, nie wszystkie osoby z myślami samobójczymi są w bezpośrednim ryzyku próby samobójczej, ale każda powinna mieć okazję do rozmowy ze specjalistą. Wśród moich pacjentów są osoby z różnych grup wiekowych i społecznych. Jednak osoby z biedniejszych i bardziej deprywowanych środowisk pojawiają się częściej z powodu myśli samobójczych spowodowanych przemocą, brakiem pieniędzy czy pracy, często w kontekście upojenia alkoholem lub innymi substancjami.
Gdy myślę o pani profesji, na myśl przychodzi mi scena z filmu „Człowiek na krawędzi”, gdy mężczyzna zamierzający skoczyć z wieżowca oświadcza, że będzie rozmawiał tylko z wybraną negocjatorką. Takie sceny jak z filmu często zdarzają się w pani pracy?
Na szczęście nie musiałam nigdy rozmawiać z nikim na dachu wieżowca, ale w poprzedniej pracy na linii kryzysowej miałam klienta, który zadzwonił z peronu kolejowego. Planował skoczyć pod pociąg. Moim zadaniem w tej sytuacji było utrzymanie rozmowy jak najdłużej, informując jednocześnie koordynatora zmiany, aby skontaktował się z policją. Muszę przyznać, że to było bardzo stresujące doświadczenie. Innym razem kobieta po przedawkowaniu, w bardzo kiepskiej kondycji fizycznej, zadzwoniła z głębi lasu. Mówiła, że chce ze sobą skończyć. W obu przypadkach nie skończyło się to śmiercią, co daje nadzieję, że osoby w kryzysie jednak szukają pomocy.
RozwińSkąd pani wie, czy dana osoba faktycznie zamierza popełnić samobójstwo?
Rozpoznawanie zamiarów samobójczych to skomplikowany proces, pomimo ogólnie znanych czynników ryzyka czy znaków ostrzegawczych. Głównie dlatego, że każda osoba jest inna i przychodzi z inną historią. Po ponad ośmiu latach pracy z pacjentami z myślami samobójczymi i po próbach samobójczych mogę powiedzieć, że osoby bardziej narażone na ryzyko samobójstwa wysyłają bardziej subtelne sygnały, takie jak powolne wycofywanie się z życia, emocjonalna oziębłość czy zmiany w zachowaniu, które mogą być mylone ze zmęczeniem lub stresem. Samobójstwo jest zazwyczaj aktem impulsywnym, więc osoby z historią impulsywnych zachowań mogą być bardziej narażone na próbę odebrania sobie życia w chwili podwyższonego stresu.
Wyobraźmy sobie, że rozmawiamy z samotną mamą niepełnosprawnego dziecka, która mówi, że ma wszystkiego dość i coraz częściej myśli, aby ze sobą skończyć. Jak powinniśmy zachować się w tej sytuacji?
Większość ludzi, z braku przygotowania, pewnie zbagatelizuje tę sprawę mówiąc, „będzie dobrze”. To nie jest dobre rozwiązanie. Zdecydowanie w tej sytuacji powinniśmy zapytać tę kobietę, co dokładnie ma na myśli. Być może po prostu jest jej ciężko i chce się przed nami wygadać. Ale podczas rozmowy może okazać się, że faktycznie sobie nie radzi. Wtedy powinniśmy dać jej realne wsparcie np. proponując, że pomożemy jej znaleźć osobę, która raz czy dwa razy w tygodniu zostanie z jej dzieckiem, aby mama mogła pójść na kawę, czy po prostu się wyspać. Czasem niewielka przysługa sprawia, że osoba w kryzysie dostrzega sprawę w nowym świetle.
”Moja rola polega na tym, aby osoba w kryzysie dostrzegła, że istnieje inne wyjście i że nie wszystko w jej życiu jest stracone”
Czy osoba, która faktycznie ma myśli samobójcze, używa słów: „zamierzam ze sobą skończyć”, „nie chcę żyć” itd.?
To zależy od etapu, na którym mamy z nią kontakt. Takie komunikaty mogą się pojawiać, ale nie zawsze są wyrażane wprost. Albo w ogóle się nie pojawiają, a ktoś jednak podejmuje próbę samobójczą. Co więcej, osoba zagrożona może mieć akurat lepszy dzień, w którym ryzyko wydaje się niższe, co może wprowadzić w błąd przy jego ocenie.
Czy w takich rozmowach powinniśmy używać słowa „samobójstwo”? Zazwyczaj trudno nam przechodzi przez gardło…
Myślimy, że rozmowa o samobójstwie może nasilić problem i sprowokować do odebrania sobie życia. Strach przed zainspirowaniem kogoś do odebrania sobie życia sprawia, że milczymy. Jednak badania i praktyka kliniczna pokazują, że otwarte dyskusje o myślach samobójczych mogą mieć efekt przeciwny – pozwalają osobom w kryzysie wyrazić swoje uczucia i obawy, co jest pierwszym krokiem do uzyskania pomocy i wsparcia. W rzeczywistości pytanie o myśli samobójcze często przynosi ulgę osobom, które je mają, dając im przestrzeń do wyrażenia swojego bólu w bezpiecznym środowisku.
Skąd mamy mieć pewność, czy ktoś poważnie myśli o odebraniu sobie życia?
„Poważnie” to bardzo względne pojęcie. Osoby z myślami samobójczymi myślą o zakończeniu życia, ale stosunkowo rzadko to robią – w porównaniu do częstotliwości występowania myśli samobójczych samobójstwo nie jest aż tak częste. Może opowiem to na przykładzie. Pan Kamil, 42-letni mężczyzna, zgłasza się na terapię, zmagając się z nasilającymi myślami samobójczymi w obliczu trudności życiowych, takich jak strata pracy i rozpad małżeństwa. Klinicysta koncentruje się na dogłębnym zrozumieniu nie tylko myśli samobójczych tego mężczyzny, ale również jego przekonań i wartości, które mogły wpływać na jego postrzeganie życia i śmierci. Podczas rozmowy pan Kamil mówi, że śmierć oznacza dla niego całkowite zniknięcie, co go przeraża.
Czyli to sygnał dla klinicysty, że pan Kamil tak naprawdę boi się śmierci, więc nic sobie nie zrobi?
Ryzyko samobójstwa jest bardzo zmienne, ale dla lepszego zobrazowania, możemy przyjąć, że klinicysta uznał, że subiektywne przekonania pana Kamila są w tym przypadku znacznie silniejszym czynnikiem ochronnym niż obserwowalne czynniki obiektywne, takie jak przyjmowanie leków czy nawet uczestnictwo w terapii. Ta świadomość pozwoliła na dokładniejszą ocenę rzeczywistego ryzyka samobójstwa i skupienie się na strategiach postępowania. Ten przykład pokazuje, w jaki sposób poznanie czynników wewnętrznych pomaga terapeutom w lepszym zrozumieniu motywacji pacjenta i dostosowaniu podejścia, które skuteczniej wspiera osobę w kryzysie.
Załóżmy, że nastolatka okaleczyła swoje ciało, podcinając sobie żyły. Skąd mamy wiedzieć, że to była próba samobójcza?
Zaczynamy od rozmowy i odpowiednich pytań. Istnieją różnice między próbą samobójczą a zachowaniem parasuicydalnym, w tym samouszkadzającym, wskazującym na chęć odebrania sobie życia. Próba samobójcza charakteryzuje się wyraźną intencją śmierci. Zachowania samouszkadzające pełnią zupełnie inną funkcję. Są to często krzyki o pomoc lub sposoby na wyrażenie i poradzenie sobie z głębokim bólem emocjonalnym. Poza tym są różnice w przygotowaniach.
Jakie?
Próby samobójcze, których intencją jest śmierć, mogą wiązać się z jakimś poziomem planowania i przygotowania, jak na przykład gromadzenie leków lub pisanie listów pożegnalnych. Jeśli znajdziemy wspomniane dowody, musimy szybko zagwarantować takiej osobie pomoc terapeutyczną. Wskazówką mogą też być adresy stron internetowych znalezione w wyszukiwarce np. pod hasłem: „Jak odebrać sobie życie?” Zachowania parasuicydalne są z reguły bardziej impulsywne, bez szczegółowego planowania i charakteryzują się większym poziomem kontroli. Najczęściej pojawiają się jako reakcja na ostry stres lub kryzys emocjonalny.
”Strach przed zainspirowaniem kogoś do odebrania sobie życia sprawia, że milczymy (...) W rzeczywistości pytanie o myśli samobójcze często przynosi ulgę osobom, które je mają, dając im przestrzeń do wyrażenia swojego bólu w bezpiecznym środowisku”
Pani specjalizacja w Polsce jest mało znana. A może funkcjonuje pod inną nazwą?
Kliniczni pracownicy socjalni są znacznie bardziej popularni za granicą niż w Polsce. Ja rozwinęłam się w tej specjalizacji dopiero w Wielkiej Brytanii, gdzie mieszkam od 2006 roku. W Polsce nie ma odpowiednika mojej roli i jest ona raczej zarezerwowana dla lekarzy psychiatrów. Jednak pracą z osobami z myślami samobójczymi zajmują się różni specjaliści: lekarze, pracownicy socjalni, opiekunowie rodzinni, psycholodzy, czyli cała grupa „zawodowych pomagaczy”, chociaż niekoniecznie widzą oni siebie w roli osób oceniających ryzyko samobójstwa.
Podobno pani również chciała zostać lekarzem.
Tak, chciałam pójść w ślady mojego wujka. Ostatecznie wybrałam naukę w technikum medycznym na kierunku technik analityki medycznej. Jednak bardziej od leczenia interesowało mnie zachowanie ludzi, wybrałam więc pedagogikę opiekuńczo-wychowawczą i pracę socjalną. Po przyjeździe na Wyspy pracowałam z osobami starszymi, a później na oddziale szpitalnym, przechodząc „period of adaptation” (okres adaptacji) potrzebny do rejestracji w brytyjskim związku zawodów medycznych. Wiedziałam, że chcę pracować z dorosłymi jako pracownik socjalny, więc szukałam odpowiednich możliwości aż znalazłam swoją ścieżkę zawodową.
To praca pod ogromną presją. W Wielkiej Brytanii wielu jest takich specjalistów od oceny ryzyka?
Na Wyspach jest nas sporo. Jednak w Polsce, mimo licznych kampanii społecznych uświadamiających problem, samobójstwo nadal traktowane jest jako temat tabu, co może powodować, że niektórzy specjaliści odrzucają odpowiedzialność za ocenę ryzyka. Mimo tego, większość „zawodowych pomagaczy” jest otwarta na naukę, co pozwala mi pomagać im oswoić temat samobójstwa. Z drugiej strony z uwagi na pracę pod ogromną presją, jesteśmy narażeni na wypalenie zawodowe. Dlatego jako superwizor oferuję również wsparcie innym specjalistom pracującym z pacjentami zagrożonymi samobójstwem.
Jakie emocje odczuwa pani podczas rozmowy z osobą, która zamierza popełnić samobójstwo?
Jestem głównie zainteresowana jej historią, która doprowadziła do tego kryzysu. Chociaż czasami serce zabije mi szybciej, jednak skupiam się na tej historii i oferowaniu najlepszego wsparcia. Moja rola polega na tym, aby osoba w kryzysie dostrzegła, że istnieje inne wyjście i że nie wszystko w jej życiu jest stracone. Ważne jest, aby dać jej przestrzeń do wyrażenia swoich uczuć i myśli, co często prowadzi ją do własnych rozwiązań.
Skąd wiadomo, że pacjent zostaje z nadzieją i mimo obietnicy, że się nie zabije, naprawdę tego nie zrobi?
Nie ma pewności. Jeśli osoba przytakuje i zgadza się ze wszystkim, co mówię, to nie jest to dobry znak. Najlepszym wyznacznikiem jest, gdy odpowiada na własne pytania i identyfikuje, czego potrzebuje. Każda ocena ryzyka samobójstwa jest indywidualna i przeprowadzana w określonym kontekście, intuicja wypływająca z doświadczenia jest tutaj nieoceniona. Czasami zdarza się, że osoba mówi wszystko to, co klinicysta chce usłyszeć, ale nasza intuicja mówi nam, że coś jednak jest nie tak. A może być również tak, że osoba faktycznie nie miała myśli czy intencji samobójczych, a po kilku godzinach czy dniach coś się wydarzyło i dochodzi do próby samobójczej. Jest to właśnie związane z impulsywną naturą samobójstwa. Ważne, aby zostawić pacjenta z nadzieją, a nie z poczuciem rozpaczy.
Na ile oceny klinicystów są subiektywne?
Mimo że istnieją wytyczne i narzędzia do oceny ryzyka samobójstwa, wiele zależy od subiektywnych osądów klinicysty. Co więcej, różni specjaliści mogą inaczej interpretować te same informacje, co prowadzi do różnic w ocenach. Decyzja o stopniu ryzyka, szczególnie niższego samobójstwa, niesie za sobą znaczącą odpowiedzialność. Jeśli ocena okaże się błędna, konsekwencje mogą być tragiczne. To powoduje że klinicyści mogą być bardziej skłonni do przeszacowania ryzyka, aby zabezpieczyć się przed możliwymi zarzutami o zaniedbanie.
Jakie konsekwencje grożą klinicyście, jeśli okaże się, że jego ocena była błędna?
Takie sytuacje się zdarzają. Nie grozi za to odpowiedzialność karna, ale jeśli osoba zmarła w wyniku samobójstwa w ciągu roku od naszego kontaktu z nią, zazwyczaj trzeba zeznawać w sądzie jako świadek i uzasadnić swoje decyzje. Dlatego tak ważna jest nasza dokumentacja. Podnoszenie się po takiej sytuacji zależy od indywidualnych predyspozycji klinicysty. Niektórzy naprawdę źle to znoszą, inni traktują takie sytuacje jako część pracy. Empatia jest ważna, ale jeszcze ważniejsze jest zachowanie zdrowego dystansu do sytuacji i ludzi.
Polecamy
Liczba przypadków depresji okołoporodowej podwoiła się w ciągu dekady. Badacze odkryli przyczyny
Filip Cembala: „Komu z nas nie brakuje ulgi w czasach zadyszki wszelakiej?”
„Co tam gwiazdeczko, nauczyłaś się?”. Julia Wieniawa gorzko o czasach szkolnych
Sara James porusza temat zdrowia psychicznego w najnowszym singlu. „Mam 15 lat i brak mi tchu” – śpiewa artystka
się ten artykuł?