„Każdy lęk może być zaburzeniem, jeśli odbiera nam komfort życia”. Pięć milionów Polaków przynajmniej raz w życiu będzie mieć napad paniki
– Niezależnie od tego, czego się lękamy, to zwykle jest to czubek góry lodowej. Czy boisz się raka, czy boisz się przejść przez ulicę, czy boisz się odejść od toksycznego partnera – za tym kryje się coś głębszego – mówi lekarz i psychoterapeuta dr Marcin Matych, autor poradników „Jak żyć z lękiem” oraz „Bliskość i lęk”.
Aleksandra Zalewska-Stankiewicz: Z jednej strony króluje przekaz: „Bądź odważny, zdobywaj świat”. Z drugiej – coraz więcej spraw nas przeraża, bo i czasy, w których żyjemy, są niespokojne. To normalne, że odczuwamy lęk?
Dr Marcin Matych: Normalne, pod warunkiem, że nie zaburza on naszego codziennego funkcjonowania. Jeśli jakaś forma lęku zaburza przewlekle nasz dobrostan, w wyniku czego odczuwamy dyskomfort psychiczny i fizyczny, wówczas powinien być to dla nas sygnał, że lęku jest w naszym życiu za dużo.
Trudno pozbyć się strachu przed chorobami, zwłaszcza przed rakiem. Drżymy nad wieloma sprawami, na które nie mamy wpływu. Ciężko jest stwierdzić, czy nasz lęk mieści się w granicach normy.
W dzisiejszych czasach mamy duży problem z odpuszczaniem kontroli. A jednak żyjąc, na wiele rzeczy nie mamy wpływu, więc nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich scenariuszy. Dla wielu osób jest to trudne do przyjęcia. W ogóle bycie człowiekiem łączy się z lękiem o przyszłość, ponieważ mamy wyobraźnię – możemy przewidywać. Natomiast z moich doświadczeń wynika, że niezależnie od tego, czego się lękamy, to zwykle jest to czubek góry lodowej. Czy boisz się raka, czy boisz się przejść przez ulicę, czy boisz się odejść od toksycznego partnera – za tym kryje się coś głębszego. Lęk zawsze jest na wierzchu a w środku może kryć się jakaś niezaspokojona potrzeba lub trauma.
Jeśli odczuwam lęk, to znaczy, że jestem mało odważna? Wiele osób przytłacza myśl, że panuje presja, aby iść przez życie jak karabin maszynowy. Wolą się przyglądać, jak to robią inni.
Lęk jest naturalną emocją. Odczuwają go również ludzie, którzy są odważni, ponieważ potrafią się z nim konfrontować i działać pomimo odczuwanego lęku. Problemem może być jego nasilenie, które powoduje, że unikamy zrobienia czegoś, na czym nam zależy. Wtedy mówimy o zaburzeniu. Wówczas odwagą byłoby np. pójście na terapię. Samo odczuwanie lęku nie jest ani tchórzostwem, ani brakiem odwagi tylko stanem emocjonalnym, którym możemy nauczyć się zarządzać i odczytywać jego znaczenia – tak jak potrafimy to robić w przypadku smutku czy radości.
Jak opisałbyś zaburzenia lękowe – czym są?
Zaburzenia lękowe, czyli nadmierne odczuwanie lęku, często odbierają życiu sens i sprawczość. Zatruwają myśli i ciało, niszczą relacje. Zaburzenia lękowe nie są fanaberią, to poważny stan, który może prowadzić do wycieńczenia organizmu, do chorób, do depresji. Dobra informacja jest taka, że możemy skutecznie sobie pomóc np. dzięki psychoterapii. Najważniejsza sprawa to postawienie odpowiedniego rozpoznania, ponieważ wzmożony lęk może towarzyszyć również innym zaburzeniom i chorobom. Właściwe rozpoznanie stanowi podstawę skutecznej pomocy w każdej sytuacji. Swoją drogą o depresji mówimy sporo, a o zaburzeniach lękowych prawie w ogóle. Do tej pory ludzie z lękiem pozostawali w cieniu. Ustanowiono Światowy Dzień Walki z Depresją, ale w kalendarzu brakuje takiej daty poświęconej zaburzeniom lękowym.
”Około trzydziestu procent podatności na lęk to właśnie geny, a siedemdziesiąt procent to wychowanie, środowisko, dieta i to, jak traktujemy siebie na co dzień”
Pewnie jako społeczeństwo uważamy, że nie jest to problem na dużą skalę.
Po zgłoszeniach do specjalistów i po liczbach osób oczekujących do gabinetów widać tendencję odwrotną. Potwierdzają to dane statystyczne. Szacuje się, że trzydzieści procent populacji przynajmniej raz w życiu doświadczy jakiegoś rodzaju zaburzeń lękowych. A pięć milionów Polaków przynajmniej raz w życiu będzie mieć napad lęku panicznego. To nie wszystko. Około trzech do czterech procent Polaków doświadcza tak zwanego lęku wolno płynącego, który przybiera postać przewlekłą. Taki lęk manifestuje się m.in. ciągłym zamartwianiem się o swoje zdrowie i bezpieczeństwo. Jak widać, problem jest bardzo duży, tym bardziej więc czuję ogromną złość, gdy słyszę komentarze osób bagatelizujących cierpienie ludzi zmagających się z nerwicą (aktualna nazwa – zaburzenia lękowe).
Lęk jest objawem nerwicy?
Obecnie używa się określenia „zaburzenia lękowe” zamiast określenia „nerwica”, aby podkreślić występowanie lęku jako zawsze obecnego objawu tej przypadłości. Osoby cierpiące na nerwicę zawsze odczuwają jakiś poziom lęku, któremu towarzyszą objawy pochodzące z ciała oraz lękowe myśli. Te myśli mogą dotyczyć siebie, bliskich, przyszłości, stanu zdrowia, losów świata. W nerwicy lęk, który odczuwa pacjent, nie jest spowodowany chorobą somatyczną, na przykład nadczynnością tarczycy, guzem mózgu czy demencją. Wtedy mówilibyśmy o objawach lęku, które towarzyszą innej chorobie.
Są lęki uniwersalne dla wszystkich. Boimy się utraty zdrowia, śmierci, utraty bliskich, utraty pracy. Jakie lęki mogą być dla nas sygnałem alarmowym, wskazywać na to, że mamy w sobie zbyt dużo wrażliwości?
Można powiedzieć, że każdy lęk może być zaburzeniem, jeśli odbiera nam komfort życia. Jeśli w ciele i zmysłach odczuwasz wysoki poziom niepokoju i napięcia, a wszystkie badania wychodzą w normie, czyli twoje samopoczucie nie jest związane z konkretną chorobą, to prawdopodobnie cierpisz na jakąś formę nerwicy – zaburzeń lękowych.
Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Kierowca prowadzi samochód, ale cały czas jest zestresowany. Przytłaczają go informacje o wypadkach, jedzie więc wolniej niż mówią przepisy, nie wyprzedza, nawet gdy sytuacja na drodze jest stabilna, a przed nim jedzie auto spowalniające ruch. W tym przypadku lęku jest za dużo?
W sytuacjach drogowych kierowca musi wykazać się bardzo dużą ostrożnością, więc lęk w odpowiednim natężeniu jest jemu potrzebny. Podczas jazdy samochodem lęk chroni go, aby nie jechał za szybko. Kierowca ma też wyobraźnię, która podpowiada mu różne możliwe scenariusze. Prowadząc samochód, cały czas rozmawia z lękiem. Czuje, że jedzie za szybko albo za wolno, zastanawia się, czy warto wyprzedzić, czy lepiej jechać 30 km za ciężarówką. Ale jeśli przed nim jedzie auto, które ewidentnie spowalnia ruch, a on mam dobre warunki do wyprzedzenia i widzi przerywaną linę, a mimo to coś go blokuje, to tego lęku jest za dużo. Być może boi się, że spadnie na niego drzewo albo wyskoczy jakieś zwierzę. Pewien element ryzyka zawsze jest wpisany w nasze życie. To właśnie za jego sprawą czasem pozwalamy sobie na wyprzedzanie, jeśli ocenimy, że spełnione są wszystkie warunki, abyśmy zrobili to bezpiecznie. Jeśli nie jesteśmy w stanie przez to przejść, wówczas możemy mówić o zaburzeniu.
Co jest powodem tego, że społeczeństwo stało się bardziej lękliwe?
Myślę, że głównym powodem jest przebodźcowanie. Człowiek nie jest w stanie przetworzyć wszystkich lękowych sygnałów, które do niego spływają. Wróćmy do przykładu kierowcy w samochodzie. Załóżmy, że jadąc, słucha on muzyki, zerka na monitor, na którym widzi mapę drogową oraz komunikaty o korkach i wypadkach. W pewnym momencie może zacząć się na tyle bać, że w końcu nie wsiądzie do tego samochodu, ponieważ jego możliwości przetwarzania informacji zostaną przekroczone. Człowiek nie jest w stanie martwić się o wszystko. Jeśli to robi od dłuższego czasu na dużą skalę, wówczas mogą wystąpić dwie reakcje – albo nadmierny lęk, albo kompletne znieczulenie. Odnosząc się do pytania, do przyczyn naszej lękliwości obok przebodźcowania, dodałbym jeszcze rozluźnienie relacji społecznych. Te dwa czynniki powodują, że jesteśmy bardziej podatni na lęk.
I na teorie spiskowe.
Tak, ponieważ scenariusze, które straszą, są wodą na młyn dla podatnych na nadmierny lęk umysłów. Osoby cierpiące na zaburzenia lękowe doszukują się sygnałów, które mogłyby utwierdzić ich w przekonaniu, że wszędzie jest coś niepokojącego.
Czy ostatnio pojawiają się nowe rodzaje lęków, będące znakiem czasów, w których żyjemy?
Tak, choćby lęki popandemiczne, spowodowane izolacją społeczną. Niektórzy po dziś dzień czują napięcie związane z odnawianiem relacji z innymi ludźmi albo z narażeniem na kontakty z wirusami.
I na przykład z tego powodu nie chodzą do restauracji albo co chwilę myją ręce?
To działa w taki sposób, że mózg otrzymuje sygnał o napięciu, ale nie do końca rozumie, z czego ono wynika, więc dopisuje do tego własny scenariusz. W tym przypadku jako natrętne myśli o zabrudzeniu, ale problem jest głębszy. Dlatego my terapeuci niechętnie rozmawiamy o samym objawach, bo one rzadko są bezpośrednio związane w oczywisty sposób z głębszą przyczyną cierpienia.
”W dzisiejszych czasach mamy duży problem z odpuszczaniem kontroli. A jednak żyjąc, na wiele rzeczy nie mamy wpływu, więc nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich scenariuszy. Dla wielu osób jest to trudne do przyjęcia”
Ja jednak zapytam o objawy. Jakie symptomy mogą wskazywać, że w naszym życiu jest za dużo lęku?
Dotyczą one trzech układów: nerwowego, odpornościowego i hormonalnego. Organizm zachowuje się, jakby był w trybie walki, zastygnięcia lub ucieczki. Serce chce wyskoczyć z piersi, ciśnienie jest wysokie, dłonie i stopy robią się zimne, a skóra blada. Do tego zmniejsza się ukrwienie narządów jamy brzusznej i miednicy – ze stresu pojawiają się biegunki i mdłości. Gardło się zaciska, oddech staje się przyspieszony, a nadnercza wyrzucają hormonu stresy: adrenalinę i kortyzol, natomiast układ odpornościowy wchodzi w stan zapalenia. Po uczuciu dużego napięcia nadchodzi uczucie osłabienia lub zawrotu głowy, jest to związane z podwyższonym ciśnieniem krwi. Po prostu organizm reaguje niewspółmiernie do okoliczności. Zachowuje się tak, jakby prowadził walkę na śmierć i życie z niewidzialnym wrogiem.
Poproszę o przykład.
Idziemy na rozmowę o pracę, a odczuwamy tę sytuację w taki sposób, jakbyśmy szli na walkę z tygrysem – z góry przegraną. Ktoś będzie chciał uciec od tej rozmowy, ktoś inny przeżyć ją jak najszybciej i mieć z głowy, ktoś inny znieruchomieje ze strachu. Każda z tych postaw wskazuje na zaburzony poziom odczuwania lęku. Jeżeli jednak mimo to zaryzykujemy, to jest duże prawdopodobieństwo, że następnym razem będziemy odważniejsi.
W książce „Jak żyć z lękiem?”, sugerujesz, że z lękami nie powinno się walczyć, lecz je oswoić. Jak to zrobić?
Przede wszystkim trzeba przyjąć lęk jako naturalną emocję, taką jak każda inna. Tak samo jak złości czy smutku potrzebujemy też lęku, pod warunkiem, że jest on dawkowany w odpowiednim natężeniu. W takim, aby nam w życiu pomagał, a nie przeszkadzał. Pracować z lękiem można na różne sposoby, zawsze jest to kwestia indywidualna. Jednak trzeba pamiętać o bardzo ważnej rzeczy – podstawą powinna być diagnoza.
W książce proponujesz swój własny sposób na pracę z lękami, który może być wstępem do samopomocy. Wyjaśnij proszę, co kryje się za hasłem „Drużyna Zdrowia”.
Zaproponowałem bajkę terapeutyczną dla dorosłych. Wymyśliłem trzy postaci: Kapitankę, Robotnika i Mnicha. To jest metafora różnych części, które mamy w sobie. Kapitanka jest elementem wolnym od lęku – zdolnym do odważania się, pilnującym naszych interesów. To ona będzie tą częścią, która odważy się jeździć samochodem. Robotnik odzwierciedla naturalne potrzeby ciała, emocje. To on dochodzi do głosu, gdy czujemy się głodni, napięci, zmęczeni czy rozluźnieni. Jest i Mnich, czyli facet, który ma dystans do tego, co pojawia się w głowie. Wie, że myśli nie są faktami, więc weryfikuje je z rzeczywistością i oczyszcza z lękowych interpretacji. Gdy uświadomimy sobie, że mamy w sobie te części, możemy zacząć z nimi pracować. Poza wewnętrznymi rozmowami z trzema wspomnianymi przyjaciółmi proponuję cykl zmian, dzięki którym oswoimy lęki.
Jakie to zmiany?
Punkt pierwszy to ruch – chodzi o to, aby małymi krokami zacząć pracować z lękiem. Przykładowo, jeśli boicie się chodzić do parku, to przejdźcie chociaż 100 m parkową aleją. Jeśli odczuwacie lęk przed zakupami, na początek spróbujcie tylko na chwilę wejść do sklepu. Następnie utrwalajcie nawyk tak długo, aż przestaniecie odczuwać dyskomfort. Punkt trzeci to odpoczynek – regeneracja jest konieczna. Nie zapomnijcie też o analizie, aby przyjrzeć się poczynionym postępom. A potem pomyślcie o kolejnym ruchu i go wykonajcie. Pracując w ten sposób, oswajamy lęki i łagodzimy objawy. Nawet jeśli całkowicie ich nie wyeliminujemy, odkryjemy sposób na funkcjonowanie ze swoją wrażliwością.
A może być tak, że np. ktoś szedł przez to życie jak burza, funkcjonował w trybie „żyj i walcz” i nagle z dnia na dzień lęk go całkowicie sparaliżował?
To zdarza się bardzo często. I wtedy lęk jest komunikatem, że organizm się przeforsował. Porównując to do działania samochodu – właściciel nie robił przeglądów, więc silnik się zatarł. I zapaliła się kontrolka awaryjnego hamowania. Na tym etapie większość osób jeszcze próbuje walczyć, przeczekać. Zwykle kończy to jeszcze większym wejściem w zaburzenia lękowe. Dłuższe pozostawianie w stanie wyczerpania może przyczyniać się w znacznym stopniu do występowania chorób psychosomatycznych i innych problemów zdrowotnych powiązanych z przewlekłym stanem zapalnym organizmu, napięciem układu nerwowego i wysokim poziomem hormonów stresu np. cukrzycy, nadciśnienia, problemów z tarczycą, zawałów serca. Warto więc przyglądać się swojemu organizmowi i w razie potrzeby szukać wsparcia u specjalisty.
Czy większość lęków można wytłumaczyć właśnie historią z dzieciństwa?
Historia z dzieciństwa zawsze ma znaczenie, ale dodatkowo przechodzimy też na świat z pewnymi predyspozycjami biologicznymi. Około trzydziestu procent podatności na lęk to właśnie geny, a siedemdziesiąt procent to wychowanie, środowisko, dieta i to, jak traktujemy siebie na co dzień. Mówiąc w uproszczeniu, geny kodują poziom wrodzonej reakcji przestrachu – lękliwości. Wyobraźmy sobie, że odpowiadają one za podatność na niekorzystny wpływ pewnych wzorców przekazywanych nam w procesie wychowania. Wychowanie to „oprogramowanie”, jakie dostajemy do radzenia sobie ze światem. To, w jaki sposób zostaniemy wzmocnieni i nauczeni odważania się, zależy, czy będziemy skłonni do bardziej lub mniej lękowych reakcji. Na pewno okres dzieciństwa i dorastania jest kluczowy dla wyrabiania umiejętności zarządzania lękiem, rozmawiania z nim. Wiele zależy też od tego, jaki komunikat dostaniemy od rodziców i innych ważnych osób.
W takim razie jakie komunikaty dawać naszym dzieciom, aby je wzmacniać?
Przede wszystkim rodzic nie powinien kierować się swoim lękiem. Czyli tak naprawdę praca z dzieckiem to jest praca ze sobą, ze swoim wewnętrznym dzieckiem. To oznacza, że przede wszystkim ja muszę odpowiedzieć sobie na pytanie, na ile ten lęk jest racjonalny, a na ile jest moim lękiem, na ile jest strachem. I chodzi o to, żeby nie dawać tego lęku swojemu dziecku, a z drugiej strony, żeby jako osoba odpowiedzialna za jego bezpieczeństwo, monitorować je na tyle, aby pozwalać popełniać błędy w kontrolowanych warunkach. Jeśli dziecko będzie otrzymywało od nadopiekuńczych rodziców komunikat w stylu: „Nie nadajesz się do tego, bo ty nic nie umiesz”, wówczas taki komunikat zapisze się w podświadomości dziecka na zawsze. Ale dobra informacja jest taka, że jako osoba dorosła będzie mogła zmodyfikować wgrane „oprogramowanie”, jeśli zacznie pracować z lękiem np. na terapii. Czasem oczywiście też jest potrzebne leczenie farmakologiczne, które pomaga zapanować nad biologiczną częścią naszych predyspozycji. W skrajnych przypadkach konieczny jest pobyt pacjenta w szpitalu. Bywa, że skierowanie na oddziały dzienne, psychiatryczne leczenia zaburzeń lękowych, to często jest coś najlepszego, co może się pacjentowi zdarzyć w życiu. Ważne, aby odważać się szukać rozwiązań.
Lęk może zamienić się w inny?
Tak, jeśli w odpowiedni sposób nie będziemy z nim pracować. Często też pozornie radzimy sobie z lękiem za pomocą mechanizmu obronnego, który nam nie służy. Na przykład ktoś tak bardzo boi się trudnych emocji związanych z chorobą lub śmiercią, że odrywa się od nich, uciekając w pracę. Pracuje jak szalony i pozornie zapomina o lęku. Nie konfrontuje się z nim i przez chwilę czuje się dobrze. Ale po jakimś czasie ten lęk wróci. Z jednej strony to nieodzowna część naszego życia, ale z drugiej musimy zadbać, aby nie przejął nad nim kontroli.
Dr Marcin Matych – psychoterapeuta ericksonowski, lekarz medycyny oraz specjalista poradnictwa psychospołecznego i rodzinnego. Zajmuje się kompleksowym leczeniem zaburzeń lękowych. Prowadzi warsztaty rozwoju osobistego. Ma holistyczne podejście do człowieka i jego cierpienia, w którym umysł, emocje i ciało stanowią naturalną całość, będącą w relacji z otoczeniem. Należy do Sekcji Naukowej Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Autor poradników: „Jak żyć z lękiem” oraz „Bliskość i lęk”. Jak budować lepsze relacje” W mediach społecznościowych jako Dr Nerwica popularyzuje wiedzę o zaburzeniach lękowych i sposobach na radzenie sobie z nimi.
Zobacz także
Jesteś świetna w bed rotting, czyli „gniciu w łóżku”? Uważaj, to sygnał, by sprawdzić stan swojego zdrowia
Ten cukierek może pomóc w przerwaniu ataku paniki. Lekarz wyjaśnia, dlaczego to działa
„Są osoby, które nie zacieśniają relacji, nie dążą do nich. I wcale nie oznacza to, że ich nie chcą. Tak się ich boją, że nie są w stanie próbować”. Co nam odbiera lęk przed bliskością?
Polecamy
Elizabeth Olsen o atakach paniki: „Przeżywałam je niemal co godzinę”
Gdy twoje dziecko się boi, sięgnij po tę książkę. „Lęk u dzieci” pod matronatem Hello Zdrowie
Leki przeciwlękowe, pełna lista. Jak działają poszczególne preparaty?
Emetofobia przeszkadza w prowadzeniu normalnego życia
się ten artykuł?