Przejdź do treści

Czym nie jest rodzicielstwo bliskości? „Tu się nie grozi palcem ani dziecku, ani rodzicowi” – tłumaczą psycholożki

dziewczynka idzie z rodzicami, trzymając ich za ręce, patrzy na mamę - Hello Zdrowie
Czym nie jest rodzicielstwo bliskości? Tłumaczą psycholożki / Fot. Adobe Stock
Podoba Ci
się ten artykuł?

Co to znaczy być po stronie dziecka i wspierać je w tym, co przeżywa? Którędy biegną granice pomiędzy „razem” i „odrębnie”? Jak pomóc dziecku stawać się sobą? Czy złość musi złościć, a trudne zachowania zawsze są trudne? Dlaczego wszystkie pytania są ważne i potrzebują odpowiedzi? Czym są bezpieczna obecność, emocjonalna uważność i akceptacja? Co je wzmacnia, co im zagraża? Jak pomieścić w sobie rodzicielstwo i zgodę na wystarczającość? O tym wszystkim rozmawiają w książce „Jak rodzi się bliskość. Inspiracje dla rodziców” psycholożki Małgorzata Stańczyk z Agnieszką Stein. Poniżej publikujemy jej fragment z rozdziału „Czym nie jest rodzicielstwo bliskości?”.

Rodzicielstwo bliskości nie jest kompletną instrukcją wychowania dziecka od A do Z ani zbiorem zasad, który by to określał i regulował. Z narzędzi, metod i pomysłów, jakich dostarcza, każdy może wybierać to, czego potrzebuje i co mu służy w danym momencie

Małgorzata Stańczyk: Czym nie jest rodzicielstwo bliskości?

Agnieszka Stein: Nie jest przymusem. Nie jest czymś, co trzeba koniecznie robić, bo inaczej dziecko spotka krzywda. Rodzicielstwo bliskości nie jest jednolitym tworem. Jest konceptem, który opiera się na pewnych podstawowych założeniach i przekonaniach, pozostawiając równocześnie bardzo dużo przestrzeni na osobisty wybór i dostosowanie do swoich potrzeb.

Na jakich wartościach się opiera?

Podstawową jest równa godność, czyli przekonanie o tym, że wszyscy ludzie są tak samo ważni i wartościowi, niezależnie od swojego wieku czy statusu. U podłoża rodzicielstwa bliskości leży też idea dobrowolności i poszanowania granic innych ludzi. Drugi człowiek jest tu podmiotem. Nie jest po to, żebym ja miała dobrze i żeby realizować moje cele, ale jest osobą i wartością samą w sobie. Często słyszę o „człowieczeństwie bliskości”, czyli o tym, że to podejście ma sens także w relacjach z innymi dorosłymi oraz w relacji z samym sobą.

Czy rodzicielstwo bliskości jest metodą?

Nie powiedziałabym tak. Jest raczej ruchem społecznym, w ramach którego rodzice i specjaliści jednoczą się ze sobą i – w oparciu o wspólne wartości – tworzą społeczność, która pozwala im się wzajemnie wspierać i zmieniać świat. Oczywiście rodzicielstwo bliskości proponuje cały repertuar narzędzi, metod i pomysłów, które pomagają realizować różne relacyjne cele. Mogę sięgać po rozmaite narzędzia i metody, ale w ostateczności po drugiej stronie zawsze mam drugiego człowieka. Dlatego z tych narzędzi każdy może wybierać to, czego potrzebuje i co mu służy w danym momencie. Rodzicielstwo bliskości nie jest kompletną instrukcją wychowania dziecka od A do Z ani zbiorem zasad, który by to określał i regulował.

Słyszę czasem, że rodzicielstwo bliskości jest bardzo podporządkowane dzieciom i ich potrzebom, bez uwzględniania potrzeb dorosłych. Czy to prawda?

Cała teoria więzi, z której w rodzicielstwie bliskości czerpiemy garściami, opiera się na założeniu, że człowiek, żeby się rozwijać i w pełni korzystać ze swoich kompetencji, potrzebuje mieć dostęp do zasobów, czuć się komfortowo, bezpiecznie i być wyregulowany. To dotyczy nie tylko dzieci, ale i ich rodziców. W związku z tym rodzicielstwo bliskości bardzo uważnie zajmuje się rodzicami. Tym, czego potrzebują, jak mogą zadbać o siebie, by byli w stanie się troszczyć o swoje dzieci. Dlatego że rodzicowi, który zadba o siebie i będzie w dobrostanie, znacznie łatwiej będzie uwzględniać dziecko, być wrażliwym na jego komunikaty i potrzeby, i opiekować się nim. Nawet jeśli za cel rodzicielstwa bliskości postawiliśmy opiekę nad dzieckiem, to nadal, by ta opieka była możliwa, potrzebujemy zadbać o swoje zasoby i potrzeby. Natomiast, jak wspominałam, rodzicielstwo bliskości jest czymś znacznie więcej niż tylko podejściem, które wspiera nas w wychowaniu dzieci. Jest płaszczyzną, na której spotykają się dorośli, którzy myślą podobnie i chcą budować swoje codzienne praktyki na zbliżonych wartościach.

Lekarka Róża Hajkuś ze swoją książką "Co się zdarza u lekarza"

Czyli to, że rodzic i jego potrzeby są mniej ważne od dziecięcych, to nieporozumienie?

W pewnym zakresie jest to nieporozumienie. Warto jednak wziąć także pod uwagę, że nasza kultura jest mocno oparta na parentyfikacji, czyli na założeniu, że dzieci są dla rodziców. Wciąż popularne jest przekonanie, że to dziecko ma zaspokajać różne potrzeby rodzica. Ma się martwić, czy rodzicowi, babci, nauczycielowi nie będzie przykro. To dziecko ma tego dorosłego nie zezłościć, nie robić kłopotu i być wdzięczne za to, że rodzic się o nie troszczy: słuchać, być grzeczne, nie przeszkadzać, robić lekcje i wszystko, co do niego „należy”. W takiej kulturze jesteśmy zanurzeni. Więc kiedy ktoś mówi: „W relacji rodzic-dziecko to ty masz troszczyć się o wasz kontakt i jakość relacji, to ty jesteś odpowiedzialny za wspieranie dziecka w realizacji jego potrzeb. To nie dziecko będzie się troszczyć o ciebie”, to jest to zwrot o 180 stopni w stosunku do tego, co jest bardzo powszechnie praktykowane w relacji rodzic-dziecko. To jest tak powszechne, że aż niewidzialne.

Rodzicielstwo bliskości jasno określa, kto jest dzieckiem, a kto opiekunem. Kto wspiera, a kto otrzymuje wsparcie.

Tak, mamy tu jasność, że to rodzic jest tym, który dba o zaspokojenie potrzeb dziecka, a nie odwrotnie. Rzeczywiście jest tu duża nierównowaga, bo rodzic jest odpowiedzialny o troszczenie się zarówno o potrzeby dziecka, jak i swoje własne.

I tego robi się dużo.

Tak, dlatego niezwykle ważny jest tu aspekt wspólnoty, wioski. Żebyśmy byli w stanie sprawować opiekę nad dziećmi w sposób łagodny i uważny, wspierać je w rozwoju, potrzebujemy się troszczyć o siebie nawzajem z innymi dorosłymi. Dlatego że rodzice także potrzebują wsparcia.

A skoro mają nie czerpać go od dziecka, muszą zapewnić sobie inne źródło pomocy, troski i ładowania akumulatorów.

Potrzebujemy uznać, że dorośli również mają swoje potrzeby. Rodzicom także może być trudno. Rodzicielstwo bliskości opiera się na łagodności względem dzieci, ale także względem siebie. To podejście, w którym rozwijamy postawę nieoceniającej życzliwości względem drugiego człowieka, niezależnie od jego wieku czy innych uwarunkowań. Nie grozimy rodzicom palcem za to, że nie dają rady. Jednocześnie jednak sprawy dotyczące odpowiedzialności za relacje i potrzeby są postawione jasno i dla niektórych to może być nowe.

U podłoża rodzicielstwa bliskości leży idea dobrowolności i poszanowania granic innych ludzi. Drugi człowiek jest tu podmiotem. Nie jest po to, żebym ja miała dobrze i żeby realizować moje cele, ale jest osobą i wartością samą w sobie

Kolejne przekonanie, z którym chciałabym, żebyśmy się zmierzyły, dotyczy tego, że rodzicielstwo bliskości to podążanie za dziećmi.

Nasz umysł sprawia, że mamy tendencję do upraszczania tego, co zniuansowane i złożone. Widzę często, że ludzie wybierają sobie jedno zdanie z całości i myślą, że to pojedyncze sformułowanie opisze całą sytuację. Tymczasem, kiedy wczytamy się w to wyizolowane z kontekstu zdanie, np. „Rodzicielstwo bliskości jest podążaniem za dzieckiem”, to przecież oczywiste, że ono nie opisuje nam całej złożoności sprawy. Tak, to prawda, że rodzicielstwo bliskości bywa podążaniem za dzieckiem. A czasem bywa robieniem po swojemu.

W towarzyszeniu dziecku duże znaczenie ma modelowanie, czyli dawanie przykładu swoimi wyborami i własnym działaniem. Ponieważ dzieci są wrażliwe na modelowanie, to uczą się od dorosłych, właśnie podążając za nimi. Nie jest więc możliwe, by rodzic tylko podążał za dzieckiem, bo dzieci są wyposażone w mechanizmy więzi, które sprawiają, że nam ufają i chcą podążać za nami, naśladować nas. Opieka nad dzieckiem od urodzenia do wieku dorosłego jest skomplikowaną sytuacją, w której na różnych etapach używamy różnych narzędzi i sposobów działania. Nie sposób tego zamknąć w jednym zdaniu. Jeśli ktoś chce opisać rzeczywistość za pomocą jednego zdania, to warto, by zdawał sobie sprawę, że tę rzeczywistość upraszcza.

David Beckham wziął udział w spotkaniu Światowego Forum Ekonomicznego (WEF) w Davos w Szwajcarii

Czym więc jest podążanie za dzieckiem?

Dość dobrze opisuje to koncept responsywności. Opiera się on na założeniu, że dziecko zna swoje podstawowe potrzeby i komunikuje je opiekunom. Dziecko sygnalizuje, że jest głodne, i dorosły je karmi. Sygnalizuje, że jest zmęczone, układam je do snu. Pokazuje mi, jak chce, a jak nie chce się bawić, co lubi, a czego nie lubi. Sygnalizuje dyskomfort, a rodzic bierze go pod uwagę. Dzieci od pierwszych dni życia mają inicjatywę, są dla nas źródłem informacji o sobie. Podążanie za dzieckiem oznacza uznanie, że dziecko może mieć w relacji rolę sprawczą, że proponuje różne rzeczy, a dorosły, w swoim rozeznaniu tego, co jest bezpieczne i karmiące, może za tym podążać. Ale to nie jest całość naszej relacji z dzieckiem przez 18 lat.

Nawet przez jeden dzień!

Właśnie. Kiedy nie chcę już siedzieć z dzieckiem na dworze, mówię: „Idziemy do domu”. Dzielę się opieką nad dzieckiem z drugim rodzicem, z innymi osobami, zaprowadzam do przedszkola. Decyduję, co będzie w lodówce. Pokazuję mu siebie, oferuję mu i proponuję różne rzeczy. Dziecko uczestniczy w życiu rodziny. Zachodzą interakcje pomiędzy poszczególnymi członkami rodziny, wiele potrzeb domaga się uwzględnienia. Nie da się oddać całej decyzyjności dziecku i nie wszystkie sytuacje są organizowane ze względu na dziecko. Ludzie zostają rodzicami, ale ich życie dalej toczy się na wielu płaszczyznach.

Dowiedz się więcej o książce "Jak rodzi się bliskość"

„Jak rodzi się bliskość. Inspiracje dla rodziców” to zbiór rozmów Małgorzaty Stańczyk z Agnieszką Stein przygotowanych dla magazynu „Newsweek Psychologia”. Tym, którzy szukają rodzicielskich inspiracji, pomogą zrozumieć wspólną drogę rodzica i dziecka. Połączyć dwie ścieżki, które biegną obok siebie, by co krok się przeciąć. Zbudować most, by dwa brzegi, poddane przypływom i odpływom, mogły na stałe się zbliżyć. Z tego miejsca jest już tylko krok do prawdziwej bliskości.

Od czego zależy to, ile mamy satysfakcji z rodzicielstwa?

Od bardzo wielu rzeczy. Zaczynając od tego, że czasem zależy od szczęścia, od tego, jakich ludzi spotkamy na drodze. Od tego, ile mamy wsparcia i jakie mamy zaplecze w postaci innych życzliwych nam dorosłych. Od tego, jakie dziecko nam się trafi i ile wyzwań będzie miało. Myślę, że decyduje o tym konfiguracja naszych zasobów jako dorosłych, naszych kompetencji relacyjnych i komunikacyjnych, a także właściwości dziecka i wsparcia społecznego, jakim dysponujemy. Ważnym czynnikiem, który się wymienia, jako mający wpływ na satysfakcję z życia w ogóle, jest elastyczność, która pozwala nam z większą łatwością dostosowywać się do zmian w otaczającej rzeczywistości.

Czy są jakieś zagrożenia związane z rodzicielstwem bliskości?

To, co przychodzi mi do głowy, to czynnik ludzki. Każda idea niesie ze sobą zagrożenie, że ktoś się w nią bardzo mocno zaangażuje, nie patrząc na to, czy to, co wybiera, rzeczywiście mu służy. Dzieci w naszej kulturze dostają wieloletni trening podążania za autorytetami i szukania odpowiedzi na ważne dla siebie pytania na zewnątrz. To może być pułapka: jeśli pójdziemy za czymś i się do tego przywiążemy, nie sprawdzając, czy nam to pomaga, nie weryfikując tego, to możemy zapędzić się w takie miejsce, w którym będziemy starali dostosować się do jakiegoś wzorca lub ideału. I to może być bardzo dalekie od tego, czego rzeczywiście potrzebujemy.

Wciąż popularne jest przekonanie, że to dziecko ma zaspokajać różne potrzeby rodzica. Ma się martwić, czy nie będzie mu przykro. Ma słuchać, być grzeczne, nie przeszkadzać, robić lekcje i wszystko, co do niego „należy”. A w relacji rodzic-dziecko to dorosły ma troszczyć się o ich kontakt i jakość relacji, to on jest odpowiedzialny za wspieranie dziecka w realizacji jego potrzeb

Kim jest specjalista pracujący w duchu rodzicielstwa bliskości?

To dla mnie ktoś, kto za podstawę w relacji z klientami uznaje podmiotowość, dobrowolność i równą godność. Czyli stara się traktować swoich klientów jako ludzi z prawem do podejmowania własnych decyzji. Poznamy go nie jedynie po tym, jak mówi o dzieciach, ale jak traktuje osoby, które korzystają z jego wsparcia. Nie straszy, nie krytykuje rodziców, nie mówi im, co muszą robić albo co robią źle. Bliskościowy specjalista ma świadomość niedoskonałości swojej wiedzy, tego, że ona może się zmieniać. Ja mówię rodzicom, jaki jest stan mojej wiedzy na ten moment, a oni mogą wybrać, co z tym chcą zrobić, co wziąć dla siebie, a czego nie. To taki specjalista, który ma zaufanie do procesów, jakie się dzieją w dziecku, w rodzicu, w ich wzajemnej relacji i w procesie komunikacji. A także wiarę w dobre intencje. Kiedy słucha swoich klientów, uruchamia raczej ciekawość niż ocenę i chęć naprawienia kogoś. Bardziej współpracuje z drugą osobą, niż stara się ją zmienić.

Jakie książki można potraktować jako bazę, wprowadzenie do rodzicielstwa bliskości? Osobiście bardzo cenię sobie „Dziecko z bliska”, ale ciekawa jestem, po co jeszcze warto sięgnąć?

Bardzo ważna wydaje mi się książka Alfiego Kohna „Rodzicielstwo bez nagród i kar”. Szczególnie jeśli ktoś potrzebuje naukowego podłoża dla takiego podejścia. Alfie Kohn tłumaczy tam wiele rzeczy bardzo dokładnie i podaje wiele argumentów na rzecz podmiotowego podejścia, biorąc pod uwagę cele krótkoterminowe i długofalowe.

Kolejną wartościową książką jest „Mów, słuchaj i zrozum” Petry Krantz Lindgren. Ona traktuje o komunikacji w duchu porozumienia bez przemocy w łatwy, przystępny i nieoceniający sposób.

A jako trzecią wskazałabym książkę „Potęga obecności” Siegela, który koncentruje się na obszarach związanych z regulacją, ze stresem i więzią. A jeśli ktoś chciałby przeczytać coś o dorosłych i o tym, jak dbać o siebie, to polecam książkę Emily i Amelii Nagoski „Wypalenie. Jak się wyrwać z błędnego koła stresu”. Ona jest pełna narzędzi dotyczących opiekowania się sobą.

A jaką książkę warto polecić rodzicom, którzy chcieliby się lepiej dogadywać i budować przymierze, by lepiej opiekować się swoimi dziećmi?

Z bliskościowym podejściem bardzo koresponduje książka Julie Schwartz Gottman i Johna Gottmana „Fight right”. Ja bym określiła ją bliskościową książką o konflikcie. Gottmanowie zwracają uwagę na to, że w relacjach między ludźmi dużo ważniejsze od tego, czy uda się rozwiązać konflikt, jest to, jakich narzędzi oni do tego użyją i w jakiej atmosferze się to odbywa. Cenniejsza od efektywności jest atmosfera wzajemnego poszanowania swojej godności i to, że próbujemy radzić sobie z trudnościami za pomocą komunikacji, a nie za pomocą przemocy. Autorzy piszą też o tym, że ludzie często próbują rozwiązywać konflikty, zanim je zrozumieją. To mi też koresponduje z rodzicielstwem bliskości, bo to jest podejście, w którym ja intencjonalnie uruchamiam ciekawość, żeby zrozumieć, o co dziecku czy rodzicowi chodzi. By potraktować drugiego jako człowieka, który ma swoje ważne powody, którego zachowanie ma sens, który stara się o coś zadbać. Ludzie mogą się dzięki temu spotkać, odnaleźć. A to pierwszy krok do tego, by razem coś stworzyć.

A ZATEM

• Rodzicielstwo bliskości nie jest jednolitym tworem. Jest konceptem, który opiera się na pewnych podstawowych założeniach i przekonaniach, pozostawiając równocześnie bardzo dużo przestrzeni na osobisty wybór i dostosowanie do swoich potrzeb.
• Rodzicielstwo bliskości bardzo uważnie zajmuje się rodzicami. Tym, czego potrzebują, jak mogą zadbać o siebie, by byli w stanie się troszczyć o swoje dzieci. Dlatego że rodzicowi, który zadba o siebie i będzie w dobrostanie, znacznie łatwiej będzie uwzględniać dziecko, być wrażliwym na jego komunikaty i potrzeby.
• Satysfakcja z rodzicielstwa zależy od bardzo wielu rzeczy. Decyduje o tym konfiguracja naszych zasobów jako dorosłych, naszych kompetencji relacyjnych i komunikacyjnych, a także właściwości dziecka i wsparcia społecznego, jakim dysponujemy.
• Jeśli pójdziemy za czymś i się do tego przywiążemy, nie sprawdzając, czy nam to pomaga, nie weryfikując tego, to możemy zapędzić się w takie miejsce, w którym będziemy się starali dostosować do jakiegoś wzorca lub ideału. I to może być bardzo dalekie od tego, czego rzeczywiście potrzebujemy.

"jak rodzi się bliskość", okładka książki - Hello Zdrowie

Jak rodzi się bliskość. Inspiracje dla rodziców”, autorki: Agnieszka Stein, Małgorzata Stańczyk, Wydawnictwo Ringier Axel Springer Polska, premiera 9 kwietnia 2025

O AUTORKACH

Agnieszka Stein – psycholożka, ukończyła studia psychologiczne na Uniwersytecie Warszawskim. Od ponad 20 lat pracuje, wspierając dzieci, rodziców i specjalistów pracujących z dziećmi. Bliskie jest jej podejście związane z rodzicielstwem bliskości i porozumieniem bez przemocy. Stawia na budowanie zasobów, takich jak umiejętność komunikacji, regulacja emocji i budowanie relacji opartych na bliskości i zaufaniu. Swoją wiedzę i podejście przekazuje nie tylko rodzicom, ale również specjalistom podczas kursów i webinarów „Rodzicielstwo Bliskości dla Profesjonalistów”. Rozmowy z Agnieszką Stein regularnie publikowane są w magazynie „Newsweek Psychologia Dziecka”.

Małgorzata Stańczyk – psycholożka, autorka książek dla rodziców, mama trojga dzieci. Ukończyła studia filozoficzne i psychologiczne. Wspiera rodziców i nauczycieli w budowaniu satysfakcjonującej, opartej na szacunku i zaufaniu relacji z dziećmi. Prowadzi spotkania warsztatowe i superwizyjne dla zespołów nauczycielskich. Popularyzuje wiedzę psychologiczną, prowadzi webinaria, kursy online oraz szkolenia dla rodziców i profesjonalistów. Prowadzi rozmowy z Agnieszką Stein na łamach magazynu „Newsweek Psychologia Dziecka”.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?