„Do dobrego seksu potrzebna jest akceptacja, nie tylko tego, jak wyglądamy, ale też jak się zachowujemy, jak pachniemy, jak się poruszamy”
– Jest coraz więcej kobiet, które czują, że nie muszą być idealne. Akceptują swoje figury, które są różne, coś co można nazwać mankamentem, jest dla nich „ok”, poza oceną, poza dyskusją – mówi seksuolog Michał Pozdał.
Ewa Kaleta: Jak pan w swojej pracy definiuje akceptację siebie? Czy to jest ważny termin dla seksuologa?
Michał Pozdał: Akceptacja polega na tym, że to, co mam, mi wystarcza. Biorę to, co mam, nie muszę się do nikogo porównywać, mogę dbać o siebie, starać się zmieniać to, co chcę ulepszyć. Ale to, co mam w podstawie, jest „ok”. Nie muszę niczego w sobie zmieniać za wszelką cenę.
Jak to się ma do życia seksualnego?
Zależność między właśnie akceptacją a satysfakcją seksualną jest ogromna. Im bardziej siebie akceptujemy, tym większa szansa na doświadczanie przyjemności. W seksualności używamy ciała i mózgu, kontakt realizuje się przez ciało, ale jeśli go nie zaakceptujemy, nie będziemy mieć na niego zgody, to z seksem może być trudno. Jeśli nie lubimy swojego ciała, np. brzucha i w trakcie seksu chcemy go ukryć, rękami, poduszką, odwracać się w taki sposób, aby go nie eksponować, to trudno mówić o rozluźnieniu czy otwarciu na siebie i drugiego człowieka. Im więcej rzeczy w sobie nie akceptujmy, tym więcej chcemy ukryć, wtedy dobry seks staje się niemożliwy.
Wydaje mi się, że mało znam osób, szczególnie kobiet, które by siebie akceptowały.
Mam taki test na akceptację. Wystarczy zobaczyć, jak ludzie reagują na to, że chcemy im zrobić zdjęcie. Część osób od razu mówi: „Nie, nie rób mi zdjęć, nie tym profilem, nie od góry, źle wyglądam, tylko tego nikomu nie pokazuj”. I nie mówię tu o swojej prywatności, tylko niezgodzie na to, jak wyglądamy, jak jesteśmy widziani.
W kontekście seksu warto pamiętać, że nie wyglądamy w trakcie aktu seksi, w tym stereotypowym ujęciu. Robimy różne miny, wdajemy różne dźwięki, nasze ciało się wykrzywia na różne sposoby. Żeby móc tego doświadczać, musimy mieć zgodę na to, jak tracimy kontrolę nad swoim wyglądem.
”Dobry seks może być to taki, który daje orgazm, i to niezależnie, czy sam akt trwa 2 godziny czy 3 minuty. Ale może też być taki, który daje poczucie błogostanu, działa na neuroprzekaźniki, wydziela się serotonina, oksytocyna”
O, cieszę się, że pan o tym mówi: w trakcie seksu nie jesteśmy seksi.
Musimy redefiniować cały czas, co jest seksi. Nigdy się pewnie nie uwolnimy od schematów, ale musimy wykonywać wysiłek próby. Sztampowy obraz kobiety i mężczyzny, ten, który przekazują nam w mediach, nie zawsze działa, ba, powiem więcej – często się nie sprawdza. Okazuje się, że mężczyźni lubią kobiety z dużymi biodrami, dodatkowymi kilogramami, a kobiety szukają mężczyzn z brzuchem. Nie ma czegoś takiego jak norma i powszechna atrakcyjność, bycie seksi ogółem. W związku z tym obraz, do którego dążymy, że np. „będziemy siebie akceptować, jeśli nasz wygląd się zmieni i wpasujemy się w kanon”, to błędne założenie.
Co chwilę media donoszą, że kobiety siebie nie lubią, nie akceptują swojego ciała, większość chce schudnąć kilka kilo. I to właściwie niezależnie od wieku, ani nastolatki siebie nie akceptują, ani dorosłe kobiety. To jaki seks mają kobiety w tym kontekście?
Myślę, że jest dużo nieudanego seksu. Po pierwsze, nie z każdym może być dobry, bo to nie jest supermarket, że możemy wybrać kogoś, kto na oko pasuje i będzie fajnie. To wcale tak nie działa. Mamy wyobrażenia na temat tego, że z każdym seks może być dla nas dobry. Polskie nastolatki przodują w Europie jeśli chodzi o brak akceptacji. Ale nadzieję dają wszystkie ruchy body positive, świat się zmienia i wzorce ulegają redefinicji, przez co presja jest mniejsza. Należy też pamiętać, że w kontekście nastolatek autokrytycyzm jest też wpisany w samo dorastanie.
A jak jest u mężczyzn z akceptacją siebie?
Jest dużo lepiej niż u kobiet.
Dlaczego?
Bo nam nigdy nie postawiono tak wysokich poprzeczek. Nie znam mężczyzn, którzy zrezygnowaliby z seksu, bo im się własne ciało nie podoba, bo mają nieogolone pachy. Znam kobiety, zarówno prywatnie, jak i w pracy zawodowej, które zrezygnowały z obiecującego seksu, bo miały nieogolone pachy i jeszcze w drodze do domu szukały stacji benzynowej, żeby kupić maszynkę. Bo z nieogolonymi pachami nigdy by się na seks nie zgodziły.
To też kwestia akceptacji, uznanie natury, biologii. Umiejętność odpuszczenia. Cała jestem „ok”, więc co tam nieogolone pachy.
Przekonania, w których wyrastają kobiety, są inne niż te, w których rosną mężczyźni. Kobiety utwierdzano w przekonaniu, że muszą być gładkie i ładne. To pokoleniowy przekaz, pokoleniowa presja. Mężczyzna? Cóż, musi być tylko trochę ładniejszy od diabła. To się odnosi do higieny, do wizerunku. Mężczyźni nie przejmują się tym, że mogą mieć nieświeże skarpetki, a kobieta trzy dni po skończonej miesiączce boi się, czy aby na pewno wszystko będzie „ok”. I to jest gender, ma się nijak do biologii, chodzi o postawę, presję i wymagania społeczne.
”Sztampowy obraz kobiety i mężczyzny, ten który przekazują nam w mediach, nie zawsze działa, ba, powiem więcej - często się nie sprawdza. Okazuje się, że mężczyźni lubią kobiety z dużymi biodrami, dodatkowymi kilogramami, a kobiety szukają mężczyzn z brzuchem”
Zna pan kobiety, które podchodzą do seksu jak mężczyźni? Chcą przyjemności i się nie przejmują? Mówię sobie: „Jestem ok, nie muszę być idealna, nawet się nad tym nie zastanawiam. Idę po swoje”?
Jest ich coraz więcej. Akceptują swoje figury, które są różne, coś co można nazwać mankamentem, jest dla nich „ok”, poza oceną, poza dyskusją. Jestem fanem popkultury, uważam, że to papierek lakmusowy na to, co się dzieje w społeczeństwie, proszę posłuchać singla Celine Dion „Imperfections” . Zdecydowanie nie jest to plastikowy twór, to kobieta, która z pewnością nie wpisuje się w kanon. Nadszedł czas redefinicji norm dotyczących atrakcyjności, redefinicji radykalnego podejścia do ciała.
Wracając do seksu, nie można mieć dobrego seksu, bez zgody na swoje ciało?
Zależy co nazywamy dobrym seksem.
A jaką by pan stworzył definicję?
Dobry seks może być to taki, który daje orgazm i to niezależnie, czy sam akt trwa 2 godziny czy 3 minuty. Ale może też być taki, który daje poczucie błogostanu, działa na neuroprzekaźniki, wydziela się serotonina, oksytocyna. Do tego drugiego potrzebna jest akceptacja, nie tylko tego, jak wyglądamy, akceptacja siebie też w kontekście tego, kim jesteśmy fizycznie i jak się zachowujemy. Jak pachniemy, jak się poruszamy. Jeśli mamy w sobie dużo wstydu za to, kim jesteśmy, to to się nie uda.
Wpływają na nas media, kult idealnej figury, co jeszcze? Jakie jest źródło braku akceptacji?
Wychowanie, nasza pierwsza matryca. Czy dbano o nasze ciała? W domu, z którego pochodzimy, dbało się o ciała? Czy byliśmy krytykowani za to, jak wyglądamy, może nasze ciała były ignorowane? Mogę podać przykład, który wydaje się zupełnie błahy z pozoru. Mycie głowy, czyli twoi rodzice dbali o to, żeby szampon nie wpadł ci do oczu? Ja miałem w domu ręczniczek i kubeczek do polewania, żeby szampon nie dostał się do oczu. Dostałem przekaz w trakcie tego błahego zajęcia, że moje ciało jest ważne, że tata o nie dba i się o nie troszczy. Takimi małymi krokami buduje się dobre przekonanie na temat ciała.
Druga rzecz to rodzice, czy oni dbali o swoje ciała w domu rodzinnym? Chodzi o higienę, o sport, o dietę, czy to był ważny temat, czy wręcz spychany. Są osoby, które przez całe życie w rodzinnym domu i już poza nim słyszeli, że ich ciała są nieadekwatne – za mało kobiece, za mało męskie. Trudno potem akceptować siebie.
Jak to się przekłada na życie seksualne?
To ma odbicie w kompleksach, w akceptacji swojej męskości albo kobiecości. U kobiet zdarza się takie zaburzenie jak pochwica, lękowe zaburzenie seksualności, polegające na zaciśnięciu mięśni. Może być to efekt skrajnej nieakceptacji swojej kobiecości. Kobiety często nie znoszą swojej pochwy, mając 30-40 lat nie widziały swojej waginy, bo to miejsce je obrzydza, odpycha, boją się go, wstydzą. Nie mogą nawet myśleć o tym, że mają waginę. Bywa, że nie mogą sobie nawet zaaplikować globulki dopochwowej przepisanej przez lekarza. I wcale takich kobiet nie jest mało.
Co jeszcze zapisuje się w naszym ciele, w kontekście akceptacji i seksualności?
Niezasługiwanie na przyjemność, nieumiejętność podjęcia wymiany oddawania siebie i brania. Często w ramach pracy nad swoimi problemami kobiety chodzą na warsztaty o seksualności dla kobiet, prowadzone przez kobiety. Kiedy spotykam pacjentki po takich warsztatach, to widzę, że kilka takich spotkań jest w stanie zdziałać więcej, niż sesje ze mną przez 10 miesięcy. To, na co ja bym potrzebował dużo czasu, kobiety załatwiają w kilka weekendów.
Dlaczego?
Bo kobiety tam dzielą się swoimi historiami, normalizują swoje doświadczenia, okazuje się, że inne kobiety też tak mają, że nie są same. Nie są już same ze swoją pochwą, którą uważają za obrzydliwą, widzą inne kobiety, które mają ten sam problem. To jest wielki krok dla kobiet w walce z brakiem akceptacji swojej kobiecości. Mądrze zorganizowany kobiecy krąg.
Czego najczęściej kobiety w sobie nie akceptują?
Och, to może być naprawdę wszystko. Piersi i brzuch to podstawa, ale często padają nazwy części ciała z seksem niezwiązanych bezpośrednio. Kostki, podbródek, kolana, stopy. Dosłownie wszystko. Znam kobiety, pacjentki, które nie zakładają sandałów, bo uważają, że mają brzydkie stopy, nie zakładają krótkich spódnic, bo uważają, że mają zdeformowane kolana.
Kiedy robiłem badania wśród nastolatek i miały za zadanie zakreślić, czego w sobie nie lubią, to było to zazwyczaj kilka rzeczy.
A chłopcy co zaznaczali?
Nic albo ewentualnie za niski wzrost.
Czytałam ostatnio na forum internetowym historię kobiety, która wstydziła się swojego wyrazu twarzy podczas orgazmu. To wyjątek, czy pan się z tym spotkał?
Takich kobiet jest pełno. Spotkałem w swojej pracy też takie, które miały ejakulacje w trakcie orgazmu, wstydziły się tego tak bardzo, że unikały orgazmu. Mówiły, że wolałyby umrzeć, niż ejakulować przed partnerem. Potem okazywało się, że dla partnera to jest wręcz afrodyzjak.
Czyli kontrola. Muszę mieć kontrolę nad tym, jak wyglądam i co robię.
Dokładnie, im słabiej siebie akceptujemy, tym mocniej będziemy siebie kontrolować. Ale tu znowu pojawia się problem płci kulturowej i naszych uwarunkowań. Który mężczyzna wstydziłby się swojego nasienia? Żaden! Wręcz przeciwnie. U kobiet wydzielina nadal jest obrzydliwa, nadal jest grzeszna. Macie trudniej.
A czy osoby homoseksualne mają większy problem z akceptacją siebie i swojej seksualności?
Nie różnicowałbym tego zagadnienia w ten sposób. Te same procesy dotyczą osób hetero i homosekuslanych. Jeśli nie akceptujemy w sobie jakiejś części, to jesteśmy egodystoniczni. Brak akceptacji może dotyczyć różnych rzeczy, może to być orientacja seksualna, ale może być cokolwiek innego. Oczywiście zdarza mi się pracować z egodystonicznymi homoseksualnymi mężczyznami, którzy decydują się na kontakt seksualny z mężczyznami i robią to tylko i wyłącznie mechanicznie. Nie akceptują swojej seksualności, próbują takie doświadczenie z siebie dosłownie zmyć, aż do następnego razu, kiedy napór wewnętrzny jest już bardzo duży. Ale jest to praca nadal z tym samym, co w przypadku osób heteroseksualnych. Jakiejś części nas samych się wstydzimy i odrzucamy ją.
Ale społecznie osoby homoseksualne mają trudniej – można się spodziewać, że przy tak ważnej roli społeczeństwa, akceptacja może przychodzić im trudniej. Czy to tylko klisza?
Paradoksalnie nie mam takiego doświadczenia.
Czasy są trudne…
Tendencje homofobiczne są skrajne. Mimo wszystko w praktyce wiele się zmieniło i to na plus. Kiedy trafiają do mnie osoby homoseksualne, to trafiają z takimi samymi problemami jak osoby heteroseksualne. Obniżony nastrój, problemy w relacjach itp. Rzadko zdarza się, że ktoś przychodzi na terapię i wnosi problem swojej orientacji.
Polecamy
Orgazm sutkowy i jego tajemnice. Jak stymulować brodawkę sutkową?
Sny erotyczne. Co oznaczają takie marzenia senne i dlaczego powstają?
Jak podniecić faceta? Mamy wskazówki, które ci w tym pomogą
Jak osiągnąć orgazm sutkowy? „Ta część ciała jest stworzona do tego, aby ją pieścić i dotykać”
się ten artykuł?