Przejdź do treści

Agata Czaja-Michaud: „Znane powiedzenie z AA, że nie da się zrobić ogórka świeżego z kiszonego, mówi o tym, że jak ktoś się uzależnił, to nie ma już powrotu do picia towarzyskiego”

Agata Czaja-Michaud - Hello Zdrowie
Agata Czaja-Michaud / fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?

Nie setki, nie tysiące. Miliony osób w Polsce mierzą się z problemem alkoholowym – piją szkodliwie, chorują na uzależnienie, są DDA lub na własnej skórze poznały mechanizmy współuzależnienia. Najwyraźniej to za mało. Alkohol nadal zajmuje w polskim społeczeństwie miejsce wyjątkowe, a jego zgubny wpływ jest bagatelizowany. O mitach – na temat picia, uzależnienia i leczenia tej skomplikowanej choroby – rozmawiam z psycholożką, certyfikowaną specjalistką psychoterapii uzależnień i specjalistką przeciwdziałania przemocy Agatą Czają-Michaud.

 

Alicja Cembrowska: Przychodzi pacjent lub pacjentka z problemem alkoholowym do specjalisty i co dalej? Co się dzieje?

Agata Czaja-Michaud: Nawiązujemy kontakt. Sprawdzamy motywację. W jakim celu i z jaką nadzieją ta osoba przychodzi? Bardzo ważna jest diagnoza, dlatego że problem alkoholowy problemowi alkoholowemu nierówny. Należy określić, czy ktoś pije szkodliwie, czy jest już na etapie uzależnienia. Następny krok to propozycja planu terapii.

Na jakim etapie najczęściej osoby zgłaszają się po pomoc? Gdy są na przysłowiowym “dnie”?

Odwrotnie. Osoby, które mają zaawansowany problem uzależnienia, zgłaszają się najczęściej pod przymusem, np. rodziny, pracodawcy, sądu, w wyniku interwencji motywującej do leczenia. Interwencja, czyli rodzinne spotkanie, jest najbardziej skutecznym sposobem motywacyjnym osób uzależnionych do terapii. Bliskie osoby zgodnie mówią o oczekiwaniu odbycia leczenia i stawiają uzależnionemu przemyślane i realne ultimatum.

Uzależnienie obwarowane jest wieloma psychologicznymi mechanizmami obronnymi – minimalizacją problemu, racjonalizacją picia, samozakłamaniem. Dlatego raczej rzadkie są przypadki, gdy ktoś w pełnoobjawowym nałogu budzi się pewnego dnia i podejmuje decyzję, że zgłosi się na leczenie. Tu potrzebny jest przymus zewnętrzny. Na terapię uzależnień częściej zgłaszają się osoby szkodliwie pijące. Na ogół po sugestii i rozmowie ostrzegawczej z bliską osobą. Dlatego nie rezygnujmy z komunikacji. Osoba, która pije za dużo i za często, tego nie zauważa. Na tym też polega pułapka nałogu.

Podejrzewam, że to duże wyzwanie, żeby jednak nie wypierać problemu i zgłosić się po pomoc. Tym bardziej, że leczenie uzależnienia nie jest proste. Dysponujemy danymi, które pokazują, jaki procent pacjentów utrzymuje abstynencję po pierwszych spotkaniach z terapeutą?

Badania pokazują, że bardzo małej liczbie osób udaje się od razu utrzymać abstynencję, bo uzależnienie jest chorobą nawrotów. Nie możemy oczekiwać magicznego wyleczenia w miesiąc. Jednocześnie muszę podkreślić bardzo ważną kwestię – jeżeli ktoś zapije w trakcie leczenia czy krótko po odbyciu terapii, to wcale nie oznacza, że nie ma już szans na wyzdrowienie i będzie pił do końca życia. Nawroty są wpisane w uzależnienie. Warto patrzeć na wychodzenie z czynnego nałogu jak na proces, w którym również zdarzają się potknięcia.

Pracowałam kilkanaście lat w szpitalu na oddziale całodobowym uzależnień, z osobami głęboko uzależnionymi, ale też w prywatnym gabinecie, z osobami, które piły problemowo.  W tym pierwszym przypadku konieczna jest długa terapia: najpierw tzw. podstawowa, potem pogłębiona, zaleca się chodzenie na mityngi AA. Leczenie takiej osoby trwa od roku do 3 lat. To trudny czas, również dla jego rodziny. Nie jest tak, że ktoś wychodzi z odwyku czy ze szpitala i jest zdrowy. Natomiast osobom szkodliwie pijącym zazwyczaj wystarcza krótsza terapia.

Krzysztof Czeczot

A co z osobami, które przychodzą na konsultację z problemowym piciem, ale nie dostają diagnozy uzależnienia?

Takim osobom na początek proponuję utrzymanie abstynencji, nawet jeżeli mówią, że nie wyobrażają sobie abstynencji do końca życia. A mówi tak niemal każdy. Niemniej – z jakiegoś powodu te osoby znalazły się w gabinecie, dlatego warto przejść detoks i sprawdzić, co się dzieje w głowie i ciele, które nie dostają kolejnych dawek alkoholu. Wiele osób, również te, które przechodzą terapię picia kontrolowanego, ostatecznie wybierają abstynencję, bo zauważają, że picie nie jest im już potrzebne.

Na czym polega picie kontrolowane?

Na pewno nie na tym, że spontanicznie i przy okazji uznaję, że się napiję ile mi się podoba. To absolutnie nie ten kierunek. W tej metodzie obowiązują limity ustalone z terapeutą. Może to być na przykład określona liczba jednostek w miesiącu. Dlatego też nie jest to sposób dla wszystkich. Znane powiedzenie z AA, że nie da się zrobić ogórka świeżego z kiszonego, mówi o tym, że jak ktoś się uzależnił, to nie ma już powrotu do picia towarzyskiego. W wielu przypadkach po prostu nie da rady wrócić w fazie szkodliwego picia do kontrolowanego picia. I musimy zaakceptować te ograniczenia. Ktoś musi uważać na cukier, bo jest cukrzykiem, ktoś inny nie może pić alkoholu.

Gdy zaczynałam pracę w 2004 roku na oddziale odwykowym, to terapeuci mało entuzjastycznie reagowali na propozycje picia kontrolowanego. Tylko że na oddziałach byli przede wszystkim mężczyźni pijący średnio 30 lat, w głębokim stadium alkoholizmu. Czasy się zmieniły. Teraz jest także bardzo dużo kobiet i młodych pacjentów, którzy są uzależnieni krzyżowo, nie tylko od alkoholu, ale też innych substancji. Większa niż 30-40 lat temu różnorodność pacjentów i stopnia zaawansowania problemu alkoholowego sprawiła, że konieczne stało się szukanie nowych metod terapeutycznych. Obecnie mamy też Program Ograniczania Picia (POP).

Minęły lata, ale to nadal dosyć kontrowersyjny temat. Przyzwyczailiśmy się, że alkoholik już nigdy nie może się napić. To jak to jest?

Faktycznie to podejście się zmienia. Jednym z silniejszych mitów jest to, że jeżeli ktoś się napił w czasie leczenia, to już koniec, nie ma ratunku. To demotywuje kolejne osoby do podjęcia próby. Absolutnie nie jest tak, że spożycie alkoholu przekreśla terapię. Złamanie abstynencji się zdarza i powiem więcej – każde zapicie jest kryzysem, który można przerobić na terapii i wyciągnąć wnioski. Najgorzej uznać, że jeżeli raz mi się zdarzyło, to teraz już mogę więcej, wyłączyć refleksję, wyprzeć emocje, które pojawiły się w związku z tą sytuacją. Jako ludzie mamy taką tendencję do skupiania się na negatywach, a z każdego kryzysu można wyciągnąć lekcję. Ze złamania abstynencji można wyjść mądrzejszym, dojrzalszym. Kryzys ma duży potencjał leczniczy.

W idealnym świecie fajnie by było, gdyby ludzie nie pili, ale nie żyjemy w idealnym świecie. Uzależnienie jest ciężką chorobą, ale też nikogo nie można zmusić do abstynencji. Dlatego powstał jeszcze inny program dla uzależnionych – tzw. redukcja szkód. Założeniem tego programu jest ograniczenie szkód zdrowotnych, psychologicznych i społecznych wynikających ze spożywania alkoholu, a celem terapii – poprawa stanu zdrowia i funkcjonowania osób uzależnionych od alkoholu w społeczeństwie, a nie abstynencja.

Osoby współuzależnione nieraz uważają, że wystarczy wyeliminować używkę i problem zniknie. Niestety to tak nie działa

Przyzwyczailiśmy się do tego, że uzależnienie jest do końca życia. Czyli spożywanie alkoholu nie wyklucza z terapii?

Nie wyklucza, ponieważ w tym przypadku pacjent wyznacza inny cel terapeutyczny i terapeuta pracuje w tym kierunku. Człowiek jako autonomiczna jednostka ma prawo wyboru celów i metod leczenia. Podkreślę jednak, że to nie jest tak, że każdemu można doradzić picie kontrolowane. Jest wiele warunków, które trzeba spełnić, żeby w ogóle podjąć pracę nad piciem kontrolowanym.

Jakie to warunki? Kto jest odbiorcą programu ograniczania picia?

Głównie osoby pijące alkohol szkodliwie, czyli jeszcze nieuzależnione. Jeśli osoby uzależnione od alkoholu, to szczególnie: bez przeciwwskazań zdrowotnych dla używania alkoholu, nieakceptujące trwałej abstynencji jako celu terapii, w początkowej fazie uzależnienia, z mniejszym nasileniem objawów uzależnienia, doświadczające mniejszej liczby problemów związanych z piciem, lepiej funkcjonujące społecznie, młodsze.

Przeciwwskazaniem do udziału w programie ograniczania picia jest: ciąża, wszelkie zaburzenia funkcji wątroby, np. marskość, zapalenie wątroby, podwyższone stężenia enzymów wątrobowych w surowicy, choroby metaboliczne, np. cukrzyca, choroby układu pokarmowego, np. choroba wrzodowa, zapalenie trzustki, choroby układu krążenia, m.in. nieustabilizowane nadciśnienie tętnicze, stan po zawale serca i inne uszkodzenia mięśnia serca, choroby neurologiczne, np. padaczka, stan po udarze mózgu, niedokrwistość, zaburzenia psychiczne, m.in. niedawno przebyte majaczenia alkoholowe lub abstynencyjne napady drgawkowe, inna przewlekła psychoza alkoholowa, znaczące zaburzenia funkcji poznawczych, w tym otępienie, psychozy nieorganiczne np. schizofrenia, zaburzenia afektywne.

Bez spełnienia tych warunków terapeuta nie powinien się podjąć pracy z pacjentem.

Czyli to nie jest tak, że przychodzi pacjent i mówi, chce się nauczyć pić kontrolowanie, tylko to terapeuta stawia diagnozę, zbiera wywiad i następnie na podstawie tych przesłanek proponuje pacjentowi najlepszą dla niego formę leczenia i może to być picie kontrolowane, a może to być zalecenie całkowitej abstynencji?

Tak, ale terapeuta też nigdy nie zachęca do picia kontrolowanego. Generalnie na początku leczenia zaleca się jednak odstawienie substancji i obserwację siebie w abstynencji. Chociaż pacjent spełnia warunki kwalifikacji do programu picia kontrolowanego POP i bardzo chce uczestniczyć w takiej terapii, to nigdy nie mamy gwarancji, że w danym przypadku kontrolowane picie się uda. I to też pacjent musi usłyszeć od terapeuty. Dlatego terapeuci jednak namawiają do abstynencji, a gdy to się nie udaje, to może nastąpić zmiana celu i podjęcie próby picia kontrolowanego. Związane jest to z dogłębną samoobserwacją i omawianiem tego ze specjalistą.

Interwencja to dobry czas na postawienie ultimatum, czyli warunku – co się stanie, jeśli nie pójdziesz się leczyć. Pamiętajmy, że warunek musi być czymś, co możemy realnie zrealizować. Mówienie, że odejdę, gdy odejść nie chcę i tego nie zrobię, nie ma sensu

Powszechne są opinie, że jak ktoś nie umie utrzymać abstynencji, to jest słaby, nie ma silnej woli. Mówi się, że uzależnienie to choroba emocji, ale to hasło wyłącza trochę ten fizjologiczny aspekt.

Uzależnienie to szeroki i skomplikowany proces. Nie wystarczy silna wola, żeby nie pić.

Silna wola to mięsień, który rano jeszcze pracuje, a wieczorem jest tak wyczerpany, że znikają dobre nawyki. To wieczorami jesteśmy bardziej skłonni złamać dietę, objeść się słodyczami, przykleić się do telefonu czy wypić alkohol. Jest naprawdę bardzo cienka granica między piciem dla towarzystwa, piciem szkodliwym, a uzależnieniem. Nikt z nas, pijąc alkohol, nie myśli sobie, że zostanie alkoholikiem czy alkoholiczką. Co więcej – gdy przekroczymy granicę, to jej nie widzimy.

Dobrym przykładem jest tak zwane picie weekendowe. “Nie piję codziennie, więc nie mam problemu” to częsty argument, który idzie w parze z “mam prawo się odstresować po ciężkim tygodniu pracy”. I nagle każdy weekend to picie i kac.

Podobnie jest z wieczornym “winkiem”, jednym drinkiem “na dobry sen” – to są rzeczy normalizowane, a naprawdę nie jest tak, że trzeba pić do upadłego, w ogromnych ilościach, żeby wpaść w tarapaty. Wieczorne sporadyczne sięganie po butelkę w końcu staje się rytuałem. Alkohol jest środkiem psychoaktywnym, który oddziałuje na mózg, stopniowo zniekształcając myślenie. Dlatego tak dużo osób na pierwsze uwagi o nadużywaniu alkoholu reaguje wyparciem, obrażaniem się i hasłem, że kontrolują sytuację. To myślenie w pijany sposób, tym bardziej, że przecież “piją wszyscy” i bardzo to normalizujemy.

Oczywiście, krytykujemy, gdy ktoś po alkoholu wjedzie samochodem na przystanek czy spowoduje wypadek, a jednocześnie chętnie udostępniamy memy o piciu winka, każda impreza z pracy, wyjazd integracyjny czy spotkanie firmowe to open bar, promocje dyskontów na alkohol wydają nam się normalne. A nienormalne jest, gdy ktoś mówi, że nie pije. Tu jeszcze sporo w polskiej mentalności musi się zmienić.

Alkohol nadal jest dla wielu osób pierwszym, a nieraz jedynym narzędziem radzenia sobie z emocjami. Na przykład trudne doświadczenia pandemiczne widać w rosnących statystykach spożycia alkoholu. Rok temu rozmawiałam z pracownikami dwóch ośrodków uzależnień w Warszawie – po pandemii przybyło bardzo wielu pacjentów, a kolejki znacznie się wydłużyły.

Pandemia bardzo wpłynęła na psychikę ludzi. Ostatnio rozmawiałam z pacjentką, której bardzo zaostrzyły się nerwica i lęki, właśnie z powodu pandemii. Jej sposobem „radzenia sobie” z tymi emocjami był alkohol. I dla wielu osób faktycznie jest to łatwo dostępny produkt “wyciszający” i “rozluźniający”. Przypominam, że mówimy o truciźnie. Ta uspokajająca funkcja alkoholu jest chyba najpotężniejszym mitem.

„Po alkoholu lepiej śpię”.

Kolejny powtarzany mit. Owszem, może łatwiej zasnąć po spożyciu, ale alkohol zaburza fazę snu głębokiego, więc finalnie powoduje, że się nie wysypiamy, nie jesteśmy wypoczęci.

Dawno temu oglądałam dokument, w którym dano ludziom różne dawki alkoholu – od kilku łyków do całej butelki. Następnie podłączono im czujniki monitorujące sen. Nawet najmniejsza dawka wywołała zaburzenia w mózgu i wybudzanie, którego osoby nie pamiętały następnego dnia.

Badania już pokazują jednoznacznie – nie ma zdrowej dawki alkoholu. Nawet jeżeli wydaje nam się, że od jednego piwa codziennie po pracy nic się nie dzieje, to właśnie się dzieje! Tylko my z początku nie widzimy tych negatywnych efektów. Tak samo, jak nie widzimy, co wydarza się w mózgu, gdy śpimy po alkoholu.

Dlatego musimy obalać te mity, zwiększać świadomość społeczną i pokazywać, co alkohol robi z emocjami, zachowaniami, z mózgiem, z ciałem, z relacjami. Nie powinniśmy traktować alkoholu jak prezentu, nagrody, sposobu na wyciszenie problemów. Miałam ostatnio na terapii mężczyznę, który po jakimś czasie, jak już zaczął sobie dobrze radzić z głodem alkoholowym i mechanizmami uzależnienia, zobaczył, że jego głównym motywem picia były nieporozumienia z żoną. Nie potrafił ich rozwiązać na trzeźwo, więc “uspokajał się” alkoholem. Przestał pić, ale konflikty małżeńskie wróciły. Teraz jednak nie szuka ucieczki w alkoholu, a stara się te problemy rozwiązać. To jest łączenie kropek w czasie terapii i nabieranie świadomości, że alkohol może stłumić emocje, schować na chwilę trudności, ale na dłuższą metę to nie działa.

Z jakich form leczenia mogą skorzystać pacjenci w Polsce?

W Polsce mamy leczenie ambulatoryjne w poradni leczenia uzależnień, które obejmują spotkania indywidualne i grupowe. Zazwyczaj są to 2-3 spotkania w tygodniu. Mamy leczenie szpitalne na oddziale dziennym, które trwa od sześciu do ośmiu tygodni. Dzień spędzamy na zajęciach, na noc wracamy do domu. W leczeniu całodobowym pacjent przebywa w szpitalu cały okres leczenia. Są też wspólnoty samopomocowe – mitingi AA, które są anonimowe i bezpłatne.

Warto wybrać formę dopasowaną do stopnia nasilenia problemu alkoholowego, oddział jest najlepszy dla osób z pełnoobjawowym uzależnieniem. Nie każdemu odpowiadają mityngi, na których nadal dosyć mocno wybrzmiewa paradygmat bezsilności wobec alkoholu i przyjęcie tożsamości alkoholika. Niektórych zniechęcają narzucone zasady lub bardzo trudne osobiste historie uczestników. Innych znowu przyciąga przyjazna atmosfera panująca na tych spotkaniach. Warto pójść i się samemu przekonać, czy ta forma nam pasuje.

Duże znaczenie w leczeniu ma przepracowanie emocji i zrozumienie, że nie chodzi o to, że nie piję, bo terapeuta powiedział, że nie mogę. Pacjent musi sam dojść do takiej decyzji, poczuć, że jest wolnym człowiekiem, który rezygnuje z alkoholu, bo ten mu szkodzi i nie przynosi korzyści.

A jak to jest z wszywkami alkoholowymi? Teoretycznie od lat mówi się, że esperal nie działa, a jednak nadal są osoby, które wybierają tę metodę.

Lekarze kupują go za granicą i prywatne gabinety wykonują zabieg. Państwowa opieka zdrowotna nie proponuje jednak takiej usługi, bo już od dawna wiadomo, że nie jest to skuteczna metoda leczenia. Esperal nie jest lekiem na alkoholizm, to straszak, a strach nie leczy. Zabieg polega na wszyciu substancji pod skórę w pośladku lub łopatce. Po spożyciu napoju alkoholowego u osób z wszytym esperalem mogą wystąpić nudności i wymioty, zaburzenia rytmu serca, zawroty głowy, dreszcze, wzrost ciśnienia tętniczego krwi i inne skutki uboczne. To zatem “terapia” strachem i często jedynie odliczanie dni, kiedy substancja przestanie działać i będzie można się napić.

Osobiście przestrzegam przed tą formą “leczenia”, która tak zakodowała się w naszej kulturze, chociażby za sprawą filmów, że wiele osób współuzależnionych – przede wszystkim partnerek – sugeruje osobie pijącej zaszycie. A jest to nieskuteczne.

Ze złamania abstynencji można wyjść mądrzejszym, dojrzalszym. Kryzys ma duży potencjał leczniczy

To jak skutecznie zmotywować osobę pijącą do podjęcia działań?

Wiem, jakie emocje pojawiają się w rodzinie, w której pojawia się problem alkoholowy. Często reakcje wyrażamy krzykiem, groźbami, szantażami. To nie działa na osobę uzależnioną. Na wcześniejszych etapach, gdy na przykład mówimy o piciu szkodliwym, rozmowa i prośba o konsultację ze specjalistą jeszcze może przynieść dobry skutek. Przy uzależnieniu, które trwa latami, reagowanie indywidualne na ogół jest nieskuteczne. Przez mur mechanizmów obronnych bardziej przedziera się oddziaływanie grupowe.

Interwencja bliskich osób to moment spotkania, gdy mówimy o faktach związanych z nałogiem, ustosunkowujemy się emocjonalnie do tych faktów i wskazujemy nasze oczekiwania. Nie grozimy, nie szantażujemy, nie robimy z picia tematu tabu. Interwencja to dobry czas na postawienie ultimatum, czyli warunku – co się stanie, jeśli nie pójdziesz się leczyć. Pamiętajmy, że warunek musi być czymś, co możemy realnie zrealizować. Mówienie, że odejdę, gdy odejść nie chcę i tego nie zrobię, nie ma sensu. Warto się dobrze przygotować do tego spotkania motywującego do terapii, bo ono jest naprawdę skuteczne. Jak konkretnie przeprowadzić taką interwencję w swoim domu, opisałam w poradniku “Mówię STOP Twojemu uzależnieniu”.

Czy osoby uzależnione mogą pić bezalkoholowe zamienniki napojów alkoholowych?

Osobom w pełnoobjawowym uzależnieniu nie zaleca się spożywania bezalkoholowych piw czy win, ponieważ uznaje się je za wyzwalacz. Natomiast dla osób, które piją szkodliwie, ale nie są uzależnione, może być to zamiennik, ale pod warunkiem, że faktycznie jest to „zerówka”. Zasada jednak jest taka, że gdy zgłasza się do specjalisty człowiek z problemem, to rozwiązania dobieramy indywidualnie. Są różne wzorce picia, różne sytuacje, różne wyzwalacze.

Wyzwalaczem może być półka z piwem wciśnięta między czipsy w supermarkecie?

Tak, wyzwalaczem może być zapach, smak, sam widok butelki, reklama alkoholu. Tym bardziej odradza się uzależnionym przebywanie w miejscach, w których się pije alkohol.

Ciężko chyba takim osobom funkcjonować w kraju, w którym alkohol jest na każdym kroku…

Ktoś oczywiście mógłby uznać, że “bez przesady”, nie będziemy teraz każdej przestrzeni dopasowywać pod uzależnionych, ale powtórzę – mówimy o truciźnie. O substancji szkodliwej dla każdego człowieka, która jest bardzo eksponowana, a skutki alkoholizmu wpływają negatywnie na całe nasze społeczeństwo. „Pije jak Polak” powiedział Napoleon i do dzisiaj jest to aktualne. Sklep monopolowy jest niemal na każdym rogu, alkohol dostępny jest na stacjach benzynowych, markety prześcigają się z promocjami. Dostęp do alkoholu powinien być bardziej ograniczany. Uważam, że zmniejszenie dostępności wpłynęłoby ostatecznie na nasze inne myślenie o alkoholu. Może z czasem przestalibyśmy uznawać procenty za niezbędny element naszej polskiej rzeczywistości.

Osobiście przestrzegam przed tą formą “leczenia” [mowa o esperalu - red.], która tak zakodowała się w naszej kulturze, chociażby za sprawą filmów, że wiele osób współuzależnionych – przede wszystkim partnerek – sugeruje osobie pijącej zaszycie. A jest to nieskuteczne

Osoba z problemem uzależnienia musi leczyć się do końca życia?

Powiedziałabym, że to dotyczy każdego człowieka, że warto, żeby pracował nad swoim rozwojem do końca życia. Rozwijanie różnych umiejętności, pokonywanie słabości, uczenie się nowych rzeczy. I to niezależnie czy ma depresję, uzależnienie czy inną chorobę. Osoba uzależniona może uznać, że potrzebuje mityngów i będzie na nie chodziła do końca życia. To jej droga i wybór. Inny człowiek ma prawo nie utożsamiać się z twierdzeniem, że uzależnienie jest do końca życia. Może uznać, że przeszedł terapię, nawroty i wyszedł z alkoholizmu.

Nadal brakuje nam zrozumienia w podejściu do problemu uzależnień. Zajmuję się edukacją w zakresie interwencji i motywowania bliskich do leczenia. Sprzeciw w kierunku takich metod najczęściej pojawia się od trzeźwych alkoholików, którzy uważają, że każdy alkoholik musi “spaść na dno”, nie da mu się pomóc, że to “pijany mózg” do końca życia. Takie osoby są jednak ekspertami od swojego picia, a nie od drogi trzeźwienia innej osoby. Pozwólmy ludziom szukać swoich sposobów i metod. Motywujmy wcześniej, nie czekajmy na żadne „dno”.

Powtarzanie, że alkoholik się nigdy nie zmieni i już zawsze będzie nosił łatkę uzależnionego, brzmi bardzo wykluczająco. Osoba uzależniona od alkoholu może mieć szczęśliwe życie?

Oczywiście! Mam bardzo wielu pacjentów, którzy mówią “cieszę się, że byłem w ośrodku”, “dobrze, że zostałem zdiagnozowany, bo to był impuls do przepracowania emocji”. Albo zmiany pracy, naprawy relacji, rozwoju, poznania swoich pozytywnych cech i potencjału. O tym, że alkoholik się nigdy nie zmieni, mówią często osoby współuzależnione, które nie rozumieją mechanizmu, w którym tkwią. Współuzależnienie też wymaga terapii, bo alkoholizm to choroba społeczna, gangrena, z powodu której cierpi nie tylko osoba pijąca, ale też cała jego rodzina i otoczenie. Osoby współuzależnione nieraz uważają, że wystarczy wyeliminować używkę i problem zniknie. Niestety to tak nie działa. Ktoś uwikłany we współuzależnienie również musi podjąć decyzję, czy chce się uwolnić i postawić na siebie, na swoje cele. Być może odejść. Współuzależnienie to duże cierpienie i też wymaga pomocy specjalisty. Ja jednak myślę, że człowiek może się zmienić, a interwencja może mu w tym pomóc. Jest zawsze szansa, że motywacja zewnętrzna, z jaką przyszedł na terapię, w wyniku oddziaływania terapeutycznego zmieni się na jego wewnętrzną, osobistą motywację. Dlatego zachęcam do przeprowadzania interwencji.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?