6 związkowych pułapek. Często wpadamy w nie przez samych siebie
W związkowe pułapki wpadamy przez samych siebie. Pomimo potrzeby bliskości drugiego człowieka, często przez strach nie potrafimy stworzyć dobrego związku. Zapominamy o sobie, poświęcamy się dla dzieci i partnera, przestajemy mówić głośno, co jest dla nas ważne. Albo wystawiamy kolce jak jeż, na wszelki wypadek. Na takim fundamencie nie da się stworzyć udanego związku. Jak nie wpaść w te własnoręcznie zastawione sidła?
Pierwsza pułapka: Ja się nie liczę
Wpadają w nią zarówno kobiety, jak i mężczyźni, jednak kobiety są w niej najliczniejszą grupą. Milczą, zatrzymują w sobie swoje chcę, nie chcę, nie lubię, potrzebuję, złości mnie to, smuci tamto. Dlaczego ludzie to robią? Bo boją się odrzucenia. Zostali wychowani w przekonaniu, że tylko tacy grzeczni, zgodni, „sformatowani” będą akceptowani przez otoczenie, głównie przez rodziców.
Nie poznali samych siebie mówiących „nie lubię tego”, wyrażających sprzeciw. Konsekwencją jest paraliżujący lęk przed sytuacjami, w których musieliby skonfrontować bliskich sobie ludzi ze swoimi potrzebami, innymi niż te, na które jest zgoda czy wręcz zapotrzebowanie. Efekt? Związek przestaje być dla nas wygodny.
Zaczynamy się w nim czuć niespełnieni, samotni. Stosujemy różne zabiegi pośrednie, by zadbać o siebie – „bawimy się” w pantomimę, cierpimy oczami, mimiką, ale konkretne słowo więźnie nam w gardle. Czy słowo „więźnie” nie brzmi jak więzienie? Gardło jest często ostatnim szlabanem, który zatrzymuje zamieniające się w słowa uczucia. To, co zatrzymane w środku, rozrywa nas od wewnątrz, a na zewnątrz odsuwa od kogoś, kto jest dla nas ważny.
Tak zaczyna się budowanie samotności we dwoje. Jednak warto pamiętać, że nasze poczucie krzywdy będzie w dużej mierze spowodowane nie przez partnera, tylko przez naszą nieumiejętność wyrażania wszystkich uczuć i potrzeb, przez brak asertywności. I to jest dobra wiadomość, bo akurat na to mamy wpływ, tego możemy się nauczyć.
Druga pułapka: Na wszelki wypadek wystawię kolce
Jestem zwolenniczką jednego kolca – na czubku głowy. Takiego, który nie pozwala, by ktoś nam wszedł na głowę i jeszcze wygodnie się tam rozsiadł. Jednak wielu ludzi nosi w sobie tak niezabliźnione rany z przeszłości, że całe swoje ciało chroni kolcami. To mogą być złe doświadczenia z dzieciństwa, związane z alkoholem czy przemocą.
Ale także z niedostępnymi emocjonalnie rodzicami albo z sytuacją, w której jedno z nich było zupełnie nieobecne. Czasami problem to młodsze rodzeństwo, którym trzeba było się opiekować, ciągle rozumieć, bo „przecież jesteś starszy/starsza” i bez końca ustępować. Może być wiele powodów, dla których ludzie latami pielęgnują w sobie przekonanie, że bliskość nie jest bezpieczna. Tymczasem tak naprawdę nie jest im znana.
Po wielu latach pracy wiem, że te kolce zawsze są tylko objawem. Czego? Tego musimy się o sobie dowiedzieć. Nie po to, by bolało, bo oglądanie się za siebie to proces, który zaboli, ale po to, by wyzwolić się od tego, co nas szarpie, ogranicza, i by móc pozwolić drugiemu człowiekowi zbliżyć się do siebie, zaufać mu.
Trzecia pułapka: Szkoda, że nie jesteś jak on/ona
Nie można sobie bardziej strzelić w kolano w budowaniu bliskości z drugim człowiekiem niż przez odebranie mu poczucia bezpieczeństwa, porównanie go do innego mężczyzny czy kobiety. Wariantów jest wiele – były chłopak, mąż, dziewczyna, żona. Ale także dziewczyna kolegi, chłopak przyjaciółki. Skąd pomysł, że takie porównanie może zadziałać mobilizująco?
Czy na jakiegokolwiek człowieka, który kocha i odważa się odsłaniać ze swoimi uczuciami, dobrze wpłynie porównywanie go do kogoś innego? Porównywanie, którego intencją jest wykazanie, że jest gorszy, mniej przebojowy, atrakcyjny, ambitny, zaradny, to przysłowiowy killer motywacji. Jeśli w porównaniu wypadasz blado, po prostu odechciewa ci się starać. Efekt jest odwrotny do zamierzonego.
Czwarta pułapka: Najpierw obowiązki, a potem przyjemność
Wsadzę teraz kij w mrowisko. I to z wielką przyjemnością, bo rzecz będzie o „obowiązku przyjemności”. „Najważniejsza jest nauka”, „najpierw obowiązki, a potem przyjemność” itp. Ciekawa jestem, ile jeszcze każdy z was ma zakodowanych, najczęściej od dzieciństwa, podobnych zdań?
Związek często tylko wzmacnia takie przekazy, przenosząc je na nieco inny grunt. I tak powstaje credo typu „dorosłe życie to nie zabawa”. Zatem kupujemy mieszkanie na raty, meblujemy je, potem na to zarabiamy i kiedyś, kiedy w końcu się dorobimy, zaczniemy naprawdę żyć. Biorąc pod uwagę kryzys i wysokość raty po zmianie stóp procentowych – zdarzy się to za 30 lat. Często już po rozstaniu z tym, z kim ten kredyt wzięliśmy.
Bo związek tak obciążony obowiązkami nie ma szans na przetrwanie. Jeśli na co dzień w tym kołowrotku zobowiązań nie ma miejsca na wzajemne uwodzenie, okazywanie czułości, poranną kawę we dwoje czy wieczorny masaż, z czego mamy czerpać siłę do tego, by wychodzić z różnych zakrętów i kryzysów, które pojawiają się w każdym związku? Codzienność we dwoje, troszczenie się o przeżywanie także wspólnych przyjemności, dobrych, ciepłych chwil to nie przywilej, lecz wręcz obowiązek.
Piąta pułapka: Zawsze tam gdzie ty!
„Dobry związek to taki, w którym wszystko robimy razem. Także dlatego, że tak właśnie było w moim rodzinnym domu, albo dlatego, że w nim tak w ogóle nie było, więc teraz ja…”. Na początku każdego związku ludzie trochę przypominają dwie zlepione ze sobą landrynki. Jednak przed związkiem też żyliśmy i chcemy z czasem do tego życia także wrócić. Tam są nasze pasje, znajomi, ambicje zawodowe itp. I w zdrowym, dojrzałym związku to jest możliwe. To moment sprawdzianu, czy podobnie wyobrażamy sobie bycie we dwoje.
Czy możemy bez poczucia winy wyjść z domu bez niej czy bez niego. Jeśli tak – chce się nam do tego człowieka wracać i chce się nam z nim spędzać czas. Jeśli nie, bo spotykają nas wyrzuty, to w związku pojawiają się pęknięcia i trudne emocje. Potrzeba kontroli, nazywana oficjalnie troszczeniem się o związek i drugiego człowieka, wzbudzanie poczucia winy swoją krzywdą – to zachowania, które niszczą relację z partnerem.
Często źródłem takiej postawy jest znowu nasza przeszłość i jeśli podobne emocje przeżywamy w kolejnych związkach, może warto przeanalizować swoje wcześniejsze doświadczenia i powstałe wtedy lęki?
Szósta pułapka: Muszę się poświęcić dla dobra dzieci i rodziny
Będę złośliwa – poświęcić można raz w roku święconkę na Wielkanoc. Jednak taka postawa na co dzień sprawia, że nic nie działa, jak trzeba. Partner ciągle czuje się „zadłużony”, bo nie może dać tyle samo lub tego samego, co dostał. Ma się czuć zadłużony, ma się czuć winny, obciążony krzywdą i poświęceniem tego drugiego. Często zaczyna emocjonalnie odchodzić z takiego związku, potem odchodzi także fizycznie.
Dzieci w takiej rodzinie też nie mogą spokojnie oddychać, szukać doświadczeń także poza domem, a potem odejść z niego, bo przecież teraz porzucony rodzic, który tyle poświęcił, zrezygnował z tylu swoich marzeń i potrzeb, czuje się odtrącony, samotny. Nie ma też innego życia poza życiem swojego dziecka. To wyjątkowo dramatyczna sytuacja dla dorosłych dzieci, które chcą się usamodzielnić. Żyją w przekonaniu, że muszą spłacić dług wobec rodziców.
Wiem, że to zdanie zabrzmi mocno, ale za to, że wychowujemy swoje dzieci i opiekujemy się nimi, nie mamy prawa oczekiwać od nich medalu za bohaterstwo. Wychowanie i opiekowanie się dzieckiem to po prostu wyraz naszej odpowiedzialności za decyzję, że chcemy mieć dziecko. Obowiązkiem rodzica jest pozwolić dziecku szukać swojej własnej drogi w życiu i uczyć je, że zostanie rodzicem nie oznacza rezygnacji z bycia kobietą, mężczyzną, porzucenia ambicji i czasu tylko dla siebie, w którym nie ma miejsca ani na partnera, ani na dziecko.
Małgorzata Liszyk-Kozłowska jest psychoterapeutką. Prowadzi konsultacje psychologiczne i psychoterapię indywidualną dla dorosłych, zajęcia rozwojowe dla kobiet oraz warsztaty umiejętności wychowawczych dla rodziców. Nakładem wydawnictwa Książki G+J ukazała się jej książka pt. „Życie we dwoje”, napisana wraz z dziennikarką i reżyserką Katarzyną Jurkowską.
Zobacz także
„Kryzys nie zawsze oznacza, że skończyła się miłość, ale świadczy o tym, jak bardzo zaniedbaliśmy siebie wzajemnie” – mówi psychoterapeutka Marzena Mawricz
Jadwiga Korzeniewska: „Nie widzę siebie w roli matki i nie mam poczucia, że przez to czegoś mi brakuje”
„Zatracamy się w związku, bo chcemy, żeby wreszcie ktoś nas bezinteresownie i bezwarunkowo pokochał”. Dlaczego niektórzy kochają za mocno i jak z tego wyjść cało?
Polecamy
Renata Szkup: „Siedemdziesiątka to nie koniec kariery, ale początek wielkiej przygody”
„Nie każdy związek chce być uratowany” – mówią seksuolog dr Robert Kowalczyk i dziennikarka Magdalena Kuszewska
Magdalena Popławska o samodzielnym macierzyństwie: „Chcę żyć na własnych zasadach. Nie mieć wyrzutów, że nie spełniam oczekiwań innych”
„Za dużo wymagamy”. O tym, dlaczego coraz więcej osób ma problem ze znalezieniem partnera, rozmawiamy z Moniką Dreger, psycholożką
się ten artykuł?