Drobiazgi uszczęśliwiają. Mają większy wpływ na jakość życia, niż nam się wydaje
Drogi samochód, wielki dom, wakacje na końcu świata i konto z siedmioma zerami – to dla wielu z nas symbole prawdziwego szczęścia. Dążymy do niego całe życie i wciąż nam mało. Tymczasem szczęście można osiągnąć tu i teraz – dzięki drobnym przyjemnościom. To w nich tkwi największa siła.
Umysł potrzebuje częstej stymulacji
Często sądzimy, że ważne wydarzenia i ogromne w swojej skali rozrywki zadowolą nas na długo i będą źródłem prawdziwego spełnienia. Nic bardziej mylnego.
‒ Nawet najbardziej egzotyczna wycieczka może nas nie zregenerować, gdy nie potrafimy zauważyć pięknego widoku, poczuć ciepłego piasku pod stopami czy dostrzec swoich uczuć z tym związanych – tłumaczy Marcin Król, psycholog i psychoterapeuta w Strefie Zmiany.
Jak twierdzą naukowcy, nasz umysł potrzebuje częstej, ale niekoniecznie bardzo intensywnej stymulacji. Badacze prof. L.D. Nelson i prof. Meyvis w swojej publikacji z 2008 r. udowodnili, że większy wpływ na nasze samopoczucie ma kilka drobnych czynności niż jedna dłuższa. Zaoferowali uczestnikom eksperymentu masaż na specjalnym fotelu. Jedna z grup była masowana bez przerwy, a druga – z przerwami. Te osoby, których masaże były przerywane na jakiś czas, odczuwały większe zadowolenie i miały lepsze samopoczucie niż te, których masaż stanowił jedną ciągłą sesję.
Małe jest piękne
Małe, częste przyjemności mają większy wpływ na jakość życia, niż nam się wydaje. To właśnie te niepozorne drobiazgi kształtują naszą codzienność. ‒ Wyobraźmy sobie np. handlowca, który ma słabsze niż wcześniej wyniki w sprzedaży. Na kolejne spotkanie z klientem w lepszym nastroju i z większą pewnością siebie pójdzie osoba, która wcześniej wyjechała ze znajomymi za miasto lub regularnie uprawia jogging – tłumaczy Marcin Król.
O tym, jak bardzo jest to istotne, pisze w swoich książkach Laura Vanderkam. W rozmowie z Dorie Clark w jednym z podcastów stwierdziła, że „małe, powtarzane przyjemności są podstawą ludzkiego szczęścia. Rzeczy takie jak kolacje z przyjaciółmi, przyjęcia, kubek kawy – wszystkie one są kluczowym składnikiem bycia szczęśliwym”.
Dlatego właśnie powinniśmy stawiać na coś, co jest w zasięgu naszych rąk i może zmienić nasz nastrój o 180 stopni w sposób łatwy i nieskomplikowany. Takie podejście proponuje dr Joe Vitale w książce „Attract Money Now”. Autor zachęca w niej czytelników do tego, by kupowali sobie drobne rzeczy lub usługi, na jakie w danym momencie mają ochotę (jednocześnie nie zadłużając się i nie wydając pieniędzy zbyt frywolnie). Nazywa ten proces „prosperous spending”, czyli „dostatnim wydawaniem pieniędzy”.
Vitale słusznie zwraca uwagę, że wydawanie pieniędzy na swoje zachcianki jest często uznawane przez nas ‒ zupełnie niepotrzebnie ‒ za ekstrawagancję i wywołuje poczucie winy. Powinniśmy pozbyć się tej psychicznej kuli u nogi. Przyjemność nie musi kosztować wiele – ma wywoływać za to falę pozytywnych odczuć i emocji. Dzięki temu docenimy też sami siebie i sprawimy sobie nagrodę. Nie zbiedniejemy, kupując od czasu ulubioną czekoladę albo bilet do kina.
W sieci pełno jest gotowych rozwiązań typu „30 małych przyjemności na sobotę” albo „Spraw sobie radość w zimowy wieczór”. Tylko co tak naprawdę sprawia nam prawdziwą radość? Film, książka, spacer, czekolada, kubek herbaty z cytryną, ulubiona gazeta o poranku czy telefon do bliskiej osoby? Nikt tej roboty za nas nie wykona. Na pytanie „co jest dla mnie odpowiednie?” musimy odpowiedzieć sobie sami.
‒ Warto obserwować siebie, patrzeć na swoją energię i nastrój wtedy, gdy kupię kryminał ulubionego autora lub idę z dziewczyną na dobrą komedię i w momencie, gdy tylko skupiam się na prozie życia – radzi Marcin Król. ‒ Ciało i emocje powiedzą nam wtedy „jest mi dobrze, chcę żyć, by takich chwil było więcej!” albo „mam już dość, męczę się” – tłumaczy psycholog.
Jak zacząć? Może od prostego wyzwania: spróbuj zostać umiarkowanym hedonistą. O przyjemniejsze wyzwanie będzie trudno…
Polecamy
Ludzie myślą, że mają rację, nawet jeśli się mylą. Naukowcy zbadali, dlaczego się tak dzieje
„Jeżeli nie słuchasz szeptów swojego ciała, to będziesz musiał usłyszeć jego krzyk” – mówi psychoterapeutka dr Agnieszka Kozak
Michalina: „Czasem fantazjowałam o tym, że rozumiem matematykę. Ale częściej rano wymiotowałam ze strachu”. Czym jest HMA?
„Widok zalanego miasta to trudne doświadczenie”. Od dziecka do seniora – bezpłatne wsparcie psychologiczne dla powodzian
się ten artykuł?