Biały fartuch – dlaczego się go boimy? Syndrom białego fartucha

Reakcja na biały fartuch – idziesz do lekarza po zwykłe zaświadczenie czy skierowanie i organizm odmawia posłuszeństwa? Skacze ciśnienie, pocą się ręce, pojawiają się kłopoty żołądkowe, brzmi znajomo? W takim razie, być może cierpisz na „syndrom białego fartucha”.
Czym jest „syndrom białego fartucha”?
„Nadciśnienie białego fartucha” to zjawisko, które lekarze określają jako niekontrolowaną reakcję pacjenta w obecności personelu medycznego. Definicja syndromu w zasadzie opisuje cały problem: to reakcja pacjenta w obecności pracownika medycznego w białym fartuchu związana z nagłym, powtarzającym się w czasie kolejnych wizyt lekarskich wzrostem ciśnienia krwi. Z badań naukowców z Barcelony wynika, że aż co trzeci pacjent z podwyższonym ciśnieniem tętniczym (zazwyczaj powyżej wartości 140/90 mmHg) zmaga się z syndromem białego fartucha, przy czym zdecydowana większość jest przekonana, że choruje na oporne na leczenie nadciśnienie.
Wszystkiemu winny biały fartuch laboratoryjny?
– To prawdopodobne. Ostatnie badania wskazują, że częstość występowania nadciśnienia białego fartucha jest mniejsza w sytuacji, kiedy badanie przeprowadzane jest przez pielęgniarkę lub innego członka personelu, ale nie lekarza. Tak jest w teorii, bo w rzeczywistości trudno szukać winowajców – przyznaje psycholog Tomasz Duda. Syndrom białego fartucha wywołuje nie tylko lekarz i jego tytułowy kitel, przecież często specjaliści przyjmują nas w „cywilnym ubraniu”. Tak naprawdę największy wpływ na nasze samopoczucie mają szczegóły: atmosfera gabinetu lekarskiego, leżanka, stetoskop, strzykawka, a u niektórych nawet specyficzny zapach przychodni. Sięgając do sedna tego problemu, można stwierdzić jedno: boimy się. Niektórzy bólu, inni niekorzystnej diagnozy, a jeszcze inni wstydzą się rozmowy o sprawach intymnych.
Wizyta u lekarza, nawet medycyny pracy, zawsze wzbudza poczucie niepewności i braku kontroli. Oddajemy się w ręce specjalisty i nie bardzo wiemy, co dalej z nami zrobi. Te przyczyny najczęściej pozostają w naszej podświadomości, dlatego sami nie jesteśmy w stanie wskazać, skąd ten lęk, zupełnie nieuzasadniony.
Czy syndrom białego fartuch szkodzi zdrowiu?
Sam skok ciśnienia nie powinien mieć większego wpływu na nasze zdrowie. Lekarze podkreślają, że w ten sposób reagujemy na wiele sytuacji stresowych. Nasze ciśnienie wariuje, gdy właśnie braliśmy udział w stłuczce, kłócimy się z partnerem czy zgubiliśmy portfel. To naturalna reakcja organizmu.
Niebezpiecznie jest dopiero wtedy, gdy lekarz po dokonaniu pomiaru błędnie diagnozuje nadciśnienie tętnicze i przepisuje niepotrzebne leki. Dlatego, jak zaznaczają specjaliści, ciśnienie warto badać regularnie, najlepiej w warunkach domowych. To najbardziej powszechna metoda odróżniania nadciśnienia „gabinetowego” od faktycznego. W przypadkach, gdy pacjent nie ma możliwości samodzielnego pomiaru, lekarze zlecają badanie tzw. Holtera ciśnieniowego. Urządzenie mierzy ciśnienie w ustalonych odstępach czasu przez całą dobę. W czasie badania pacjent przebywa w domu i wykonuje codzienne zajęcia, dlatego pomiar jest wiarygodny.
Problem tkwi w głowie. Jak sobie pomóc?

Jak opanować reakcję na biały fartuch?
Na syndrom białego fartucha leków nie ma. Lekarze zalecają jedynie regularne badanie ciśnienia oraz zmianę trybu życia. W zasadzie to koniec naszych możliwości. Całe szczęście specjaliści coraz częściej biorą sprawę w swoje ręce. Wiedzą, że klucz tkwi w komunikacji.
Organizacja i struktura służby zdrowia często pozostawiają wiele do życzenia. Musimy odczekać swoje w kolejce, a gdy już dostaniemy się do specjalisty, najczęściej ma dla nas 15 minut. Specjaliści medycyny holistycznej twierdzą, że ten czas lekarz powinien poświęcić całemu pacjentowi, a nie jego nerce czy wątrobie. Ważne są też gesty, gdy np. na początku wizyty lekarz wstaje, wita się z pacjentem, a później w odpowiedni i niekrępujący sposób prowadzi wywiad lekarski.
Sięgamy więc do podstawowych potrzeb człowieka: każdy chce mieć poczucie, że jest wysłuchany. Szczególnie u lekarza. Inaczej między specjalistą a badanym tworzy się bariera. Ostatnio można odnieść wrażenie, że na psychicznej kondycji pacjenta coraz bardziej zależy całemu personelowi medycznemu. Prywatne kliniki próbują stworzyć przyjazne środowisko, rezygnują z białych fartuchów, pustych pomieszczeń i szpitalnej atmosfery. W niektórych przychodniach przed wizytą można poczytać ulubione czasopisma (niekoniecznie medyczne), a nawet usłyszeć z głośników muzykę relaksacyjną. Wtedy przynajmniej na chwilę zapominamy o stresie, a lekarze od razu wydają nam się bardziej „ludzcy”. Sami też możemy próbować.
Przede wszystkim powinniśmy sobie uświadomić, że nasz niepokój jest zupełnie normalny. Warto też na początku wizyty podzielić się z lekarzem specyfiką swojej dolegliwości. – Tu najlepszą metodą będzie gra w otwarte karty. Udawanie spokoju i ukrywanie emocji zazwyczaj przynosi odwrotny skutek – zaznacza psycholog. Szczera rozmowa może złagodzić lęk, a z czasem zupełnie go wyeliminować. Warto próbować, bo lekarzy nie możemy się bać. Zwyczajnie się nie opłaca.
Zobacz także

„A ty kiedy ostatni raz byłaś u ginekologa? Przy ostatniej ciąży?” Lekarze w sieci przypominają o badaniach profilaktycznych

„Jakby lekarz chciał mi powiedzieć, że jestem za młoda na raka”. Ania Domiańczyk o życiu z rakiem

„Niektórzy pacjenci w sposób celowy zatajają informacje. Może chcą się przedstawić w lepszym świetle”. Skąd lekarz wie, że pacjent kłamie? Tłumaczy psycholog Milena Marczak
się ten artykuł?