Zaskakujące choroby, które mogą ci się przytrafić na urlopie
Przyczyny mają nietypowe, objawy przedziwne, możliwości leczenia ograniczone, a ich punktem wspólnym jest to, że mogą spotkać nas tylko wtedy, gdy ruszymy się z domu w podróż. Oto naprawdę nietypowe choroby, które mogą nas dotknąć w czasie wakacyjnych wojaży.
Toskania jest piękna, a wśród toskańskich miast szczególnie piękna jest Florencja. Jednym z najpiękniejszych spośród dziesiątków pięknych florenckich zabytków jest bazylika św. Krzyża, z freskami Giotta, płaskorzeźbami Donatella i nagrobkami Michała Anioła. Czy takie nagromadzenie dzieł sztuki może wywołać w zwiedzającym objawy chorobowe? Przekonał się o tym młody, nieznany wówczas jeszcze francuski pisarz Henri-Marie Beyle, który w 1817 r. odwiedził florencką bazylikę. Za 13 lat świat pozna go jako Stendhala, autora powieści „Czerwone i czarne”, która przyniesie mu międzynarodową sławę, na razie jest jednak skromnym francuskim urzędnikiem w Mediolanie, który w wolnym czasie zwiedza Włochy. W swoim dzienniku odnotowuje, że po obejrzeniu kościoła Santa Croce dostaje dreszczy, gorączki i osłabienia, które przykuwa go na kilka dni do łóżka i uniemożliwia dalsze zwiedzanie.
Syndrom Stendhala
Nie tylko Stendhal tak zareagował na toskańskie zabytki. Graziella Magherini – psychiatra pracująca w latach 80. XX wieku we florenckim szpitalu Santa Maria Nuova – w ciągu ośmiu lat odnotowała 107 przypadków turystów, którzy zgłosili się do jej szpitala z gorączką, dezorientacją, przyspieszonym tętnem, silnymi zawrotami głowy, czasem halucynacjami, nie ulegając żadnemu wypadkowi i nie mając przy tym zdiagnozowanej żadnej innej poważnej choroby. Żadnej – poza tymczasową florencką gorączkową ekstazą, którą Magherini nazwała syndromem Stendhala (choć w literaturze funkcjonuje też określenie hiperkulturemia oraz syndrom florencki). Oczywiście większość odwiedzających Florencję reaguje „normalnie” na oglądanie jej cudowności, więcej – po jakimś czasie czuje nawet już znudzenie nimi i oddaje się bardziej przyziemnym zajęciom, takim jak picie espresso, jedzenie pizzy i kupowanie pamiątek. Trudno natomiast jednoznacznie powiedzieć, co decyduje o tym, że niektórzy doświadczają tej przykrej gorączkowej przypadłości. Na liście możliwych tropów są: wyjątkowa wrażliwość na piękno, nagromadzenie wielu przeżyć w krótkim czasie lub znaczne oszołomienie długą podróżą. W każdym razie przypadłość – mimo że uciążliwa i dezorganizująca pobyt we Florencji – jest przemijająca.
Syndrom Dawida
Rzeźba Dawid Michała Anioła uosabia ideał piękna męskiego ciała. Co roku miliony turystów przyjeżdżają do florenckiej Galleria dell’Accademia nie tylko po to, by zobaczyć cykl czterech nieukończonych rzeźb Jeńcy Michała Anioła czy Madonnę del Mare Botticellego, ale także tę rzeźbę. Turyści na widok Dawida potrafią mdleć jak nastolatki na widok swoich idoli. Przywołana wcześniej Graziella Magherini, profesor psychiatrii z florenckiego szpitala, badając fizjologiczne i psychiczne reakcje osób oglądających posąg Michała Anioła, stwierdziła, że turyści dostają palpitacji serca, duszności, tracą przytomność. Reakcjom tym towarzyszy często odurzenie porównywalne z upojeniem alkoholowym czy narkotycznymi halucynacjami.
Syndrom Rubensa
We włoskich muzeach możemy doznać ekstazy, w znaczeniu całkiem dosłownym. Okazuje się, że są rzeźby i obrazy, przy których oglądaniu możemy poczuć nagłą potrzebę erotycznych kontaktów. Najbardziej podniecająco działają klasyczne greckie rzeźby, przy czym za najbardziej stymulujące seksualnie dzieło uznawany jest posąg „Umierający Gal” znajdujący się w Muzeum Kapitolińskim w Rzymie, a przedstawiający umierającego nagiego wojownika. Erotycznie działają płótna Caravaggia oraz Botticellego. Obraz tego ostatniego „Wiosna” („Primavera”) został nawet przedmiotem eksperymentu psychologicznego. Okazało się, że wywoływał w badanych większe podniecenie niż kobiety z rozkładówek „Playboya”. Muzeum – jako miejsce – zostało nawet poddane analizie psychologów i seksuologów, którzy doszli do wniosku, że nie dyskoteka, pub czy kawiarnia, ale właśnie miejsce zbioru dzieł sztuki, z jego topografią: ogromną powierzchnią, niezliczonymi korytarzami, salami i salkami, jest najlepszym miejscem na zawieranie przygodnych znajomości. Dodatkowo uzasadniają to tym, że wśród dzieł przedstawiających piękne, nagie ciała duch erotyzmu wręcz się unosi. Ponoć aż 20 proc. z przebadanych 2 tys. gości rozpoczęło miłosną przygodę w muzeum! Dla zainteresowanych tematem w pracy zamieszczono nawet ranking placówek pod względem ich erotycznej przydatności. Jeśli więc komuś marzy się nawiązany wśród obrazów romans, powinien często bywać w genueńskim Pałacu Doria lub Pinakotece Brera w Mediolanie.
Syndrom paryski
Dalekie od ekstazy są uczucia towarzyszące tzw. syndromowi paryskiemu. Ponieważ ta przypadłość dotyka głównie Japończyków, nie dziwi, że jednym z najlepszych znawców tego problemu jest japoński psychiatra, pracujący w Paryżu w szpitalu św. Anny dr Hiroaki Ota. Zespół paryski zaczyna się od łagodnego niepokoju, ale szybko przechodzi w stany lękowe, manię prześladowczą, a w krańcowych przypadkach skutkuje nawet myślami samobójczymi. Daje on więc objawy podobne do załamania nerwowego, ale są one na tyle silne, że jedna czwarta zgłaszających objawy przed powrotem do domu musi być hospitalizowana. Główną przyczyną tych dolegliwości – jak twierdzi dr Ota – jest wyidealizowanie obrazu francuskiej stolicy, a potem porównanie wyobrażeń o Paryżu z paryską rzeczywistością. Być może nie jest to do końca zrozumiałe dla Europejczyków, ale dla mieszkańców Japonii Francja, Paryż są symbolem wyrafinowania, elegancji, kultury, savoir-vivre’u. Mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni nie mogą więc zrozumieć, dlaczego wysublimowane w ich wyobrażeniach miasto ma całkiem obszerne fragmenty, które są brudne, śmierdzące, zatłoczone, hałaśliwe, kosmopolityczne. Nie mniejszym szokiem dla narodu przywiązującego niesłychaną wagę do etykiety okazuje się – nie ukrywajmy – pewnego rodzaju obcesowość w zachowaniu Francuzów, z którą spotykają się na ulicach, w sklepach, restauracjach.
Drodzy turyści, na szczęście wymienione schorzenia najczęściej są krótkotrwałe, po powrocie z wakacyjnych wojaży mijają. A czy jest jakiś sposób, by uniknąć opisanych dolegliwości? Panaceum nie ma, ale pewną sugestią może być dawkowanie sobie przeżyć duchowych i niespieszne chłonięcie atmosfery odwiedzanych miejsc, a w pewnym momencie odpuszczenie sobie oglądania zabytków i dzieł sztuki, i poświęcenie czasu na powolne picie kawy przy tętniącej życiem ulicy.
Zobacz także
Hello My Hero. Dominika Jeżewska, Pani Łuska: zaczęłam widzieć więcej szczęścia w łuszczycy, bawić się nią i doceniać, że dzięki niej dbam o wiele bardziej o swój organizm
Ból głowy w podróży. Jak sobie z nim poradzić?
Nowy trend podróżniczy podbija media społecznościowe. Hitem wśród turystów stały się apteki
Polecamy
„Paszport do długowieczności” – nowy trend w podróżowaniu. „Wakacje w 2025 roku będą czymś więcej niż tylko relaksem”
Krztusiec atakuje już nie tylko dzieci. Coraz więcej dorosłych zakażonych
Milion złotych za życie Tomka. Warszawianin zmaga się z agresywnym czerniakiem z przerzutami
Czarna słodycz, tajemnica włoskiej księżniczki i piemonckie złoto
się ten artykuł?