Cyberseks uruchamia w naszych mózgach silne i trudne do skontrolowania emocje. Dlatego się od niego uzależniamy?
Cyberseks – pozornie zwykłe zjawisko polegające na użyciu nowoczesnych technologii do seksu, wcale nie jest takie zwykłe. Tak może rodzić się kompulsja – najpierw tylko chcieliśmy, teraz już musimy…
Co z tego, że cyberseks tylko iluzja, skoro daje nam złudzenie nowości, ekscytacji. Stymuluje nasz mózg do intensywnej pracy, która nie zawsze daje te efekty, o które nam chodziło. Przeżywamy bowiem cykl złudzeń, z których nawet orgazm przed komputerem – choć realny – nie jest do końca prawdziwy. Skoro wiemy, że seks przez sieć to tylko iluzja, dlaczego tak łatwo dajemy się nabrać i, co ciekawe, dlaczego tak łatwo się uzależniamy?
Mózg w sieci
W dużym projekcie badawczym na temat pornografii (The Great Porn Experiment) naukowcy doszli do ciekawych wniosków. Badając strukturę męskiego uzależnienia od porno, uznali, że na męski mózg najsilniej działa mechanizm nowości. Oto dzięki porno w sieci codziennie, nawet kilka razy dziennie, mężczyzna może oglądać angażujące sceny erotyczne z dowolną ilością nowych partnerek. Męski mózg ewolucyjnie nastrojony na poszukiwanie „nowości”, staje u raju bram. Oto może kopulować z taką ilością samic, jaka nie śniła się jego neolitycznym przodkom. Jest tylko jeden malutki szczegół. Malusieńki. Kopulacja tak naprawdę się nie odbywa… Pobudzony mózg reaguje, jak powinien, ale samice nie istnieją. Można założyć, że mężczyźni mogą się przy tej okazji masturbować, ale ich szczytowanie nie będzie porównywalne z przeżyciem prawdziwego orgazmu z prawdziwym człowiekiem.
Niby wiemy, że cyberseks to iluzja, ale powiedzcie to uzależnionym, a w zasadzie ich mózgom. Mózgi traktują to dość poważnie i szybko wpadają w spiralę uzależnienia. Było dobrze, chcę więcej, bo to mniej coraz mniej mnie satysfakcjonuje. Badania prowadzone na Uniwersytecie Stanforda pokazują, że według ostrożnych szacunków od cyberseksu jest uzależnione 1 proc. populacji korzystającej z seksu w internecie. A że jedna trzecia wszystkich odwiedzin w sieci to odwiedziny związane ze stronami erotycznymi, porno, chat-roomami, wszelkiej maści forum, to realna liczba osób mających niezdrowe związki z cyberseksem jest gigantyczna. „Na pewno nie ja” – już sobie myślicie. Pomyślcie drugi raz, bo kompulsywne korzystanie z wirtualnego seksu jest tematem najczęściej pomijanym w czasie psychoterapii. Jest też tematem, w którym najczęściej kłamią sobie ludzie pozostający w związkach i są ku temu konkretne powody.
Trzy razy „A”
Najbardziej ogólny powód, dla którego kłamiemy w związku z internetowymi randkami, seksem oglądanym albo przeżywanym przez sieć i tym podobnymi przyjemnościami, to fakt, że to wszystko wydaje się odległe i nieszkodliwe. Co więcej, uczciwie można powiedzieć, ze cyberseks ma nawet pewne dobre strony – ludzie o podobnych zainteresowaniach mogą się spotykać nie tylko żeby uprawiać seks, ale też żeby wymieniać doświadczenia. Mniejszości zyskują swoje miejsce. Nie można się niczym zarazić. Nie można zajść w nieplanowaną ciążę.
Ale to wszystko ma swoją ciemniejszą stronę, która zazwyczaj wygrywa z plusami. Trzy główne cechy cyberseksu: przystępność, dostępność, anonimowość (affordability, accessibility, anonymity) powodują, że łatwo wpadamy w jego sieć i ciężko jest nam się z niej wyplątać. Bo oto minimalnym nakładem sił możemy osiągnąć pobudzenie seksualne i emocjonalne, które normalnie zajmowałoby nam dni lub tygodnie starań. Nikt się na nas nie obrazi, nie odrzuci. Nikt nie uzna, że jesteśmy głupi, brzydcy, biedni, nieseksowni. Tak naprawdę nie musimy zwracać uwagi, szanować, liczyć się z kimkolwiek, chociażby dlatego, że większość nie dowie się, kim jesteśmy. To silny mechanizm wzmacniający pozytywne odczucia z każdej – i tak rozładowującej – wizyty na stronie z porno. Mamy tylko zabawę, nie musimy za nic płacić. A nawet ten płatny prawdziwym pieniądzem seks jest znacznie tańszy niż chociażby randkowanie. Możemy przy okazji kompensować wszystkie swoje braki, niepewność. Zyskujemy możliwość oglądania rzeczy, o których jeszcze chwilę temu by się nam nie śniło. Przecież każdy możliwy rodzaj transgresji ma już swoje sieciowe odzwierciedlenie.
Ludzie, którzy aktywnie pracują nad porzuceniem cyberseksu na rzecz seksu realizowanego w prawdziwym świecie, mają głównie gorzkie refleksje. Gdy już zyskają dystans, obserwują, że ich działania były próbą przekroczenia ich własnych kompleksów, dawnych zranień, które zamiast rozwiązać problem, tylko go pogorszyły. To, co bierzemy dla siebie z cyberseksu – czy władza, czy atrakcyjność, czy seksualne pobudzenie – nie ma związku z rzeczywistością. Ale oszustwo, jakiemu ulega nasz mózg, jest tak silne, że trzeba czasem osobistego dramatu, żeby móc zdać sobie sprawę z powagi sytuacji. Równie trudne jest leczenie kompulsji. Nie da się tak po prostu odciąć komuś na rok internetu, żeby nie miał pokusy i dzięki temu zaczął kontrolować własne życie.
Psychostymulacja
Zdolność do natychmiastowej zmiany naszego nastroju – przeniesienie nas w euforię niezależnie od głębokości doła, w jakim byliśmy – tylko wzmacnia uzależniające działanie cyberseksu. Nasz mózg niemal nie odróżnia cyberseksu od stosunków seksualnych w rzeczywistości. Pytanie – gdzie przebiega granica między prawdziwym seksem a iluzją, jest naprawdę bardzo skomplikowane. Wyobraźcie sobie parę, która się kocha, jest ze sobą, ale czasowo (np. ze względu na wyjazd służbowy) nie będzie mogła uprawiać seksu przez miesiąc. I wyobraźcie sobie, że obydwoje postanawiają skorzystać z nowego produktu łączącego sztuczną pochwę (fleshligt) z wibratorem, przy pomocy aplikacji używającej kamery. Jedno jest w Singapurze, drugie w Nowym Jorku. Łączą swoje aplikacje, ona używa wibratora on fleshlighta, widzą się, stymulują w jednym rytmie i mają swój cyberseks. A teraz zostawicie urządzenie i zastąpcie naszą parę dwójką obcych sobie ludzi, którzy spotykają się w jakimś miejscu w sieci i robią seks ze sobą za pośrednictwem tych samych zabawek. O ile w przypadku pierwszej pary mieliśmy do czynienia z więziami i emocjami, które narodziły się przed zabawą w cyberseks, o tyle drugiej pary nie łączy nic. Po prostu korzystają z technologii i z sieci, zaś drugi człowiek występuje tutaj raczej w roli scenografii.
Odpowiedzi na pytania o cyberseks są nieoczywiste i mocno zależą od kontekstu. Co nie zmienia faktu, że ten rozwijający się sposób, w jaki ludzie realizują swój potencjał seksualny, stwarza określoną ilość zagrożeń i mimo wielu plusów pozostaje tylko… doświadczeniem wirtualnym.
Polecamy
„Wcale nie jest lepiej płakać w mercedesie” – mówi Zuzanna Dzitko, zakupoholiczka
Elle Macpherson brutalnie szczerze o zmaganiach z alkoholizmem. „Myślałam o szampanie z noworodkiem na rękach”
„Teraz radzę sobie o wiele lepiej”. Amanda Bynes po latach zmagań z problemami zdrowia psychicznego stara się wrócić do formy
„Wiek pierwszego kontaktu drastycznie się obniżył i dziś dotyczy nawet dzieci 7-, 8-letnich”. Z seksuolożką Aleksandrą Żyłkowską rozmawiamy o pornografii
się ten artykuł?