Przejdź do treści

Była zakonnica o surowych regułach w zakonie: „Kontakt z ginekologiem to tam coś wstydliwego”

Cztery zakonnice
Alicja spędziła w zakonie cztery lata / Zdjęcie: Adobe Stock
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Kontrola dotyczyła każdego aspektu życia zakonnicy, bo o wszystkim decydowała przełożona” – mówi Alicja, która spędziła w zakonie cztery lata. Była zakonnica ze szczegółami opowiedziała Onetowi, co działo się za drzwiami klasztoru. Najbardziej poruszające są jej słowa o narzucanych przez zakon ograniczeniach w tak podstawowych sprawach, jak higiena czy opieka zdrowotna. 

„Służba ma być umartwieniem”

Alicja spędziła w zakonie cztery lata. Nie zdążyła złożyć ślubów wieczystych, więc z zakonem nie łączyły ją żadne formalności. Decyzję o odejściu podjęła w 2003 r. podczas pobytu w domu rodzinnym. Jak wyjaśniła w artykule Onetu, nie została skrzywdzona w Kościele.

„Sama niczego złego nie doświadczyłam ani nie byłam tego świadkiem, ale to oczywiście nie znaczy, że to środowisko jest krystaliczne” – zaznaczyła.

Odejście z zakonu nie oznaczało dla Alicji odejścia od wiary, którą nadal praktykuje. Nie zgadzała się po prostu z głównym założeniem tego miejsca, które brzmiało „służba ma być umartwieniem”. „Zawsze było to dla mnie absurdalne” – podkreśla. 

Alicja wspomniała, że na pierwszym miejscu zawsze były obowiązki, służba i modlitwa, zaś na odpoczynek, przyjemności i rozwój nie było za dużo czasu. Była zakonnica wymieniła szereg niezrozumiałych dla niej zadań, które były wpisane w rutynę przebywających w klasztorze sióstr.

„Po pewnym czasie pierwszy raz w mojej głowie pojawiły się wątpliwości. Dopadła mnie przygnębiająca świadomość, że nie mogę się dalej rozwijać, uczyć, a nawet czytać tyle, ile bym chciała” – zaczęła Alicja. „Ktoś może pomyśleć: 'co jak co, ale czytać zakonnicom przecież wolno’. Teoretycznie tak, ale w praktyce nawet to jest zależne od siostry przełożonej, a raczej jej poglądów, nastawienia i nastroju” – dodała.

O każdej wizycie decyduje przełożona

Była zakonnica przyznała, że siostry przełożone kontrolowały każdy ruch i decydowały nawet o tak podstawowych sprawach, jak higiena czy opieka zdrowotna podopiecznych. To było dla Alicji najbardziej oburzające.

„Kontrola dotyczyła każdego aspektu życia zakonnicy, bo o wszystkim decydowała przełożona. Jeśli bolał cię ząb, musiałaś zgłosić to przełożonej, która postanawiała, czy możesz umówić się do lekarza, czy nie. Sama dostałam kiedyś reprymendę od dentysty, że zwlekając z wizytą, doprowadziłam do rozwoju poważnego stanu zapalnego” – wspomina była zakonnica.

Jak przyznała, tak prozaiczna rzecz jak posiadanie i używanie antyperspirantu było w zakonie zabronione.

„Moim pierwszym manifestem wolności była wizyta w drogerii. Wreszcie kupiłam sobie porządny szampon, a nie najtańsze mydło, i całą resztę kosmetyków, którą chciałam mieć. W tym upragniony dezodorant. Znów miałam wpływ na to, czy pachnę, czy wręcz przeciwnie” – opisuje Alicja.

Była zakonnica podkreśliła, że radykalizm sióstr przełożonych sprowadzał się do tego, że „wizyta u ginekologa nie była uznawana za coś niezbędnego w życiu kobiety”. W konsekwencji podopieczne nie poddają się regularnym badaniom, co nierzadko wiąże się z poważnymi problemami zdrowotnymi.

„W czasie, gdy byłam w zakonie, zrobiło się głośno o historii siostry z innego zgromadzenia, która zmarła na raka macicy. Okazało się, że zakonnice nie poddawały się regularnym badaniom, tkwiąc w przekonaniu, że kontakt z ginekologiem to coś wstydliwego” – opisuje.

I dodaje, że po tym tragicznym zdarzeniu do zakonu przyjechała lekarka. Ginekolożka miała zrobić przełożonej awanturę za zaniedbania w tej kwestii i wręczyć jej kartkę z wolnymi terminami wizyt w jej gabinecie.

„Kazała wpisać wszystkie siostry na wizytę kontrolną. Bez wyjątków, jedną po drugiej. I faktycznie u trzech znalazła schorzenia, które wymagały interwencji lekarza” – przyznała.

Alicja wyznała, że kontroli są poddawane nawet leki, które przyjmują podopieczne.

„W zakonie ostatnie słowo w tej kwestii miał nie lekarz, nie pacjentka, lecz siostra przełożona” – zaznacza. „Zakonnica nie mogła wziąć recepty i pójść sama do apteki. Najpierw zgłaszała się z nią do przełożonej i albo dostawała pieniądze na wykupienie leków, albo recepta zostawała przekazana siostrze, która dbała o apteczkę” – wspomina.

Alicja wyznała, że sama nigdy nie doświadczyła trudności z dostaniem leków, ale mógł o tym decydować jedynie fakt, że trafiała na bardziej empatyczne siostry przełożone. A to była loteria.

„Jeśli zakonnica, której podlegasz, doświadczyła w życiu bolesnych miesiączek, prawdopodobnie możesz liczyć na taryfę ulgową przynajmniej pierwszego dnia okresu. W moim przypadku taryfa była całkiem spora, bo w ten jeden dzień wolno mi było później wstać, a nawet nie stawić się na porannej modlitwie. Ale wystarczy, że przełożona nie zaznała twojego bólu, wtedy musiałaś się dostosować do jej zasad” – relacjonuje.

Źródło: Onet

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?