Przejdź do treści

Czy da się być cały czas w dobrej formie?

Czy da się być w dobrej formie? / istock
Podoba Ci
się ten artykuł?

Self-care, czyli o siebie dbanie to fraza, która cieszy się ogromną popularnością, zwłaszcza w dziwnych, pandemicznych czasach. Dla mnie to nie tylko kąpiele z pianką i mani-pedi. To raczej dbanie o dobre samopoczucie, regularny sen i sensowny wypoczynek. Czy da się to wszystko pogodzić ze zdalną pracą i wymaganiami codzienności?

Po całym dniu “na nogach” padłam na kanapie. Wyjątkowo zamiast Netflixa, odpaliłam Zooma. Umówiłam się z przyjaciółkami na pandemiczny babski wieczór: każda na własnej kanapie, z własną butelką wina. Tylko problemy mamy wspólne. Jak połączyć zdalną pracę i niezdalne życie?

Jak na pracownice korporacji przystało, zrobiłyśmy sobie burzę mózgów. Pytanie, na które szukałyśmy odpowiedzi brzmiało: “Co możemy zrobić, żeby w dobrej formie dotrwać do końca pandemii?” Na początku pojawiły się najbardziej śmiałe pomysły: “Sprzedajemy cały dobytek, wspólnie kupujemy jakąś egzotyczną wyspę i zakładamy na niej komunę”. Okazało się jednak, że stać nas ewentualnie na parę metrów kwadratowych na wyspie Wolin, więc trzeba było szukać dalej.

Czego najbardziej nam teraz brakuje? Ewelina, mama bliźniaków, najbardziej marzy o tym, żeby przespać osiem godzin bez przerw i obudzić się autentycznie wypoczęta. “Pamiętam, te czasy, kiedy sobotni poranek oznaczał, że budziłam się rześka jak skowronek i czułam, że moja bateria jest naładowana”, rozmarzyła się moja przyjaciółka.

Anka też miała takie marzenia. A potem zaczęła je spełniać. W sobotni poranek dziećmi zajmuje się tata. A ona śpi do oporu. “W piątkowy wieczór mam swój rytuał. O 20 wyłączam telefon, biorę kąpiel z pianką i olejkami eterycznymi. Rozmaryn to mój faworyt. Potem w sypialni zapalam świeczkę o zapachu lawendy, czytam książkę i o 22 śpię jak zabita. Naprawdę niewiele jest mnie w stanie ruszyć”, zdradziła Anka. Ewelina w tym czasie kupowała przez internet wymienione przez Ankę rzeczy.

Kobieta

Mnie najbardziej doskwiera ból pleców. Siedząca praca, noszenie na rękach mojego zdecydowanie zbyt ciężkiego dziecka dają o sobie znać solidnym bólem. Dawniej regularnie chodziłam na masaże. Ale gabinety fizjoterapeutyczne w pandemii otwarte są w kratkę, a ja nie do końca wiem, jak robić sobie automasaż pleców.

Wiem, że inwestycja w ergonomiczne krzesło do pracy to dobry pomysł. Dziewczyny zgodnie poleciły mi jogę i kilka kanałów na YouTube. Najbardziej do gustu przypadła mi “Yoga with Adriene” i jej wyzwanie “30 days of Yoga”. Zaczęłam trzy dni temu, więc jeszcze nie pytajcie mnie o efekty.

Anka, ta od piątkowego sennego spa, miesiąc temu zaczęła nową pracę, w zupełnie nowej branży. Jest więc kłębkiem nerwów. I choć radzi sobie świetnie i jest przekonana, że podjęła słuszną decyzję, stres nie odpuszcza. “O ile w głowie już sobie poukładałam wiele rzeczy, pozbyłam się lęku, mój drugi mózg, czyli jelita nadal nie są pewne, czy to była dobra decyzja. Wiecie co mam na myśli”, dodała.

Oj wiemy. A przynajmniej – ja wiem. Moje jelita są wrażliwe. Wręcz histerycznie wrażliwe. Gdy jestem zestresowana, objawia się to przede wszystkim problemami z trawieniem. Znajoma lekarka podpowiedziała, że w takich momentach warto jest przyjmować więcej probiotyków, zarówno tych naturalnych, obecnych w jogurtach, kefirach i kiszonkach (niech żyje kimchi!), jak i suplementach (bo nie samym kimchi żyje zestresowany człowiek).

O tym, że probiotyki trzeba przyjmować po kuracjach antybiotykowych, wiedziałam, ale że pomagają uporać się ze stresem i zwiększyć poziom energii, to dla mnie nowość.

Nowością nie jest natomiast stara jak świat prawda, że na stres pomaga magnez. To moja wymówka, żeby codziennie raczyć się gorzką czekoladą. Im więcej kawy piję, po tym więcej kostek czekolady sięgam, bo kawa wypłukuje magnez (a przecież nie mogę dopuścić do niedoborów). Trudniej jest mi dostarczać odpowiednie ilości witaminy B6 i B12, bo ich najlepszym źródłem jest mięso i inne produkty odzwierzęce, a tych nie jestem w stanie jeść codziennie. Tu do akcji wkraczają sprawdzone suplementy diety.

Jedna rzecz, o którą dba każda z nas w tym czasie? Odporność. Bo chorowanie nie jest fajne. A chorowanie w dobie kryzysu ochrony zdrowia, z dzieciakami w domu i pracą zdalną to już w ogóle horror. Odkąd zostałyśmy mamami, każda z nas bardzo dba o suplementację witaminy D u wszystkich członków rodziny, bo w gabinecie pediatrycznym o witaminie D mówi się na każdej wizycie. Gdy jest słońce, wystawiamy do niego twarz i ramiona, żeby pobudzić syntezę witaminy. Gdy słońca nie ma (czyli przez dobre pół roku), pomagamy sobie suplementami.

Druga rzecz, która odgrywa kluczową rolę w budowaniu odporności? Witamina C. Ale nie bierzemy jej w gigantycznych ilościach w czasie choroby, bo to niewiele daje, a przez cały rok, w ramach profilaktyki. Ja kocham natkę pietruszki, Anka codziennie robi z dzieciakami koktajl z pomarańczy, jabłek i szpinaku, a Ewelina gdy nie ma czasu, po prostu bierze suplementy.

Zdecydowanie żadna z nas nie jest w doskonałej formie non-stop. To chyba niewykonalne. Ale po zoomowej naradzie każda z nas wyszła z kilkoma dobrymi patentami na lepsze samopoczucie. I lekkim bólem głowy dnia następnego, ale to zupełny zbieg okoliczności.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?