Przejdź do treści

„Człowiek w dysforii szybko i nagle przechodzi w skrajne emocje, trudno się z nim komunikować”. Czym się różni dysforia od depresji, tłumaczy Sonia Ziemba-Domańska

fot. Pexels
Podoba Ci
się ten artykuł?

Trudno z taką osobą przebywać. W końcu uzbrajamy się w czujność. Chodzimy na paluszkach, wstrzymujemy oddech, bo wiemy, że drobnostka może sprawić, że wybuchnie i zacznie krzyczeć. W końcu denerwuje ją wszystko i pojawia się pytanie, jak dalej żyć w takiej atmosferze? O to, czym jest dysforia i dlaczego osoby dysforyczne tak bardzo denerwują się na cały świat, zapytałam psycholożkę i psychoterapeutkę Sonię Ziembę-Domańską.

 

Alicja Cembrowska: „To nie musi być depresja, to może być dysforia” – jakiś czas temu trafiłam na taki nagłówek i przyznam, zaintrygowało mnie to zestawienie. Czym jest dysforia i jak się objawia?

Sonia Ziemba-Domańska: Depresja jest chorobą, natomiast dysforia to zaburzenie emocjonalne, objaw nastroju, czyli tego, w jaki sposób dana osoba reaguje na to, co być może wydawać się błahe i zwyczajne. Ten sposób reagowania odznacza się nadmierną złością, agresją, wybuchowością, drażliwością, rozżaleniem, rozgoryczeniem. Chodzi tutaj o cały szereg trudnych emocji – zarówno takich, które sami uznajemy za trudne, jak i tych, które u innych oceniamy jako nieprzyjemne. To stan przeciwny euforii, osiągający taką skalę, że utrudnia nam w pewnym momencie życie.

Jednorazowy wybuch już świadczy o dysforii?

Na ogół nie. Jeżeli mówimy o stanie, który nie jest związany z żadną chorobą, to zwyczaj jest to zachowanie powtarzające się. Dodam, że dysforia jest często objawem choroby. Dlatego, jeżeli pacjent ma stwierdzony nastrój dysforyczny, często kierowany jest do specjalisty, żeby sprawdzić, czy nie jest to element towarzyszący na przykład chorobie afektywnej dwubiegunowej lub efekt przyjmowania różnego rodzaju substancji psychoaktywnych.

Czytałam, że zachowania osoby w dysforii są „nieadekwatne do sytuacji”. Co to dokładnie oznacza?

Nieadekwatne reagowanie to nadmiarowa emocjonalność na sytuacje i zdarzenia, które nie powinny wywoływać większych emocji. Na przykład upada nam szklana butelka i się rozbija. Ostatecznie nie jest to nic strasznego, takie rzeczy się zdarzają, wystarczy posprzątać szkło i tyle. Osoba z nastrojem dysforycznym wpadnie we wściekłość. Odczuje silne rozedrganie, wybicie z równowagi, jakby naprawdę wydarzyło się coś bardzo złego. Dla osoby z dysforią wyzwalaczem może być właściwie wszystko. Stanie w korku, irytujący element codzienności dla wielu z nas, urasta do rangi czegoś, co może popsuć cały dzień, podnieść ciśnienie i sprowokować do wymyślenia nowej wiązanki z przekleństwami.

Efekt takich nerwów odczuwalny jest w całym ciele. Osoba czuje pulsujący, zalewający wręcz stres, napływ i kumulację emocji, z którymi nie umie sobie poradzić. Ma to destrukcyjny wpływ na samopoczucie i relacje z innymi. Jeżeli takie wybuchy zdarzają się bardzo sporadycznie, raz na jakiś czas, wówczas nie są traktowane jako oznaka dysforii, jednak jeżeli dzieje się to chronicznie i zaczyna przejawiać jakąś regularność, to warto udać się do specjalisty.

W literaturze pojawia się również dysforia ze względu na kobiecy PMS – wówczas mówimy o przedmiesiączkowych zaburzeniach dysforycznych (PMDD). W tym przypadku również konieczna jest konsultacja ze specjalistą, ponieważ kobiety poza klasycznymi objawami i dolegliwościami miesiączkowymi, zauważają u siebie bardzo niepokojące zachowania – w tym skłonność do przemocy i agresji, uczucie „niepoznawania siebie”, wybuchy złości i całkowity brak kontroli nad emocjami.

Czy źródła dysforii zawsze związane są z zaburzeniem lub chorobą psychiczną?

Na ogół tak, ale dysforia ma różne podłoże – może występować z zaburzeniami lękowymi, z depresją, zaburzeniami osobowości, schizofrenią, z przewlekłymi chorobami i być efektem źle dobranych leków. Często też ten stan diagnozuje się w zespołach otępiennych, czyli u osób, które są już starsze, w chorobie Alzheimera, ADHD, u dzieci też jest obserwowany razem z zaburzeniami adaptacyjnymi. Pojawia się także w przypadkach nieprawidłowego funkcjonowania mózgu, na przykład przy padaczce, a także gdy mózg jest uszkodzony.

A może być tak, że dysforia jest częścią osobowości, że to cecha osobnicza? O niektórych mówi się, że „mają krótki lont”, że po prostu szybko się wkurzają. Jaka jest granica pomiędzy byciem nerwusem a dysforią?

Dysforię zazwyczaj diagnozuje się wówczas, gdy jest ona chroniczna i znacznie utrudnia funkcjonowanie. To bardzo płynna granica co do tego, czy jest to po prostu nastrój, czy też składowa naszego temperamentu – więc szybciej reagujemy złością, jesteśmy rozdrażnieni, mamy tendencję do kumulowania napięć, wiele rzeczy bierzemy do siebie, przejmujemy się. Z drugiej strony środowisko, w którym funkcjonujemy, albo może wzmacniać u nas te objawy, albo wspierać adaptacyjne funkcjonowanie, czyli pomagać nam w zbliżeniu naszego stanu emocjonalnego do pewnej homeostazy. Są też osoby, u których skrajne emocje są wynikiem wyolbrzymiania danych sytuacji. To naprawdę zależy od wielu zmiennych.

Podstawowym wyznacznikiem jest jednak to, czy my chcemy zmienić swoje zachowanie. Jeżeli kilkanaście osób zwróci nam uwagę, że chyba dzieje się coś niedobrego, ale nie ma w nas autorefleksji i chęci, żeby to przepracować, to wiadomo, że w magiczny sposób nie przestaniemy się wkurzać. Jeżeli jest wola pracy, to warto skonsultować się ze specjalistą, ponieważ osoby dysforyczne nie potrafią samodzielnie zmienić swojego podejścia do życia. One się zapalają i owszem, może być to pewnego rodzaju rys osobowości, ale on też nie wynika z niczego. Może być efektem trudnego dzieciństwa czy sytuacji okołośrodowiskowej. Opcji jest tutaj bardzo dużo.

Chciałabym jeszcze wrócić do początku naszej rozmowy i zestawienia dysforii z depresją. Trafiłam w sieci na zdanie: „Z osobą w nastroju dysforycznym jest zdecydowanie trudniej przebywać niż na przykład z osobą, która ma nastrój depresyjny”. Jak to rozumieć?

Podejrzewam, że chodzi o to, że osoba w nastroju dysforycznym wyraża swoje emocje w sposób nadpobudliwy i intensywny, a to faktycznie może być obciążające dla innych ludzi. W przypadku depresji, mimo że też występują negatywne emocje w odniesieniu do innych i do siebie, to jednak nie obserwuje się takiej intensywności. Człowiek z depresją jest raczej wykończony, wyciszony, bardzo często nie ma siły i chęci na konfrontacje i wybuchowe eksponowanie swoich uczuć. W dysforii nastrój jest bardzo zmienny, chaotyczny i nieprzewidywalny, a to może wywoływać konsternację otoczenia, a później obawę i strach, że nigdy nie wiadomo, w którym momencie osoba wybuchnie.

Dysforia jest często objawem choroby. Dlatego, jeżeli pacjent ma stwierdzony nastrój dysforyczny, często kierowany jest do specjalisty, żeby sprawdzić, czy nie jest to element towarzyszący na przykład chorobie afektywnej dwubiegunowej lub efekt przyjmowania różnego rodzaju substancji psychoaktywnych

Czy osobę dysforyczną możemy nieraz odbierać jak wampira energetycznego?

Jak najbardziej. Dysforia wywiera bardzo duży wpływ na relacje społeczne, międzyludzkie, partnerskie. Osoba labilna emocjonalnie jest drażliwa i często doświadcza negatywnych emocji, denerwuje ją wszystko. Bywa, że ma niestabilny obraz siebie i to też wywołuje napięcia. Przebywanie z taką osobą na dłuższą metę jest męczące, ponieważ nie możemy się rozluźnić, wciąż jesteśmy nastawieni na czuwanie – człowiek w dysforii szybko i nagle przechodzi w skrajne emocje. Jest markotny, zrzędliwy, irytujący. Łatwo wyprowadzić go z równowagi, więc ludzie w końcu zaczynają wokół niego chodzić na paluszkach, ważyć słowa, żeby go nie urazić, nie wywołać wybuchu.

Ciężko jest to znosić cały czas i wiedzieć, że kontakt z taką osobą wymaga ogromnego nakładu sił i uwagi. Naturalnie ciągnie nas do ludzi, z którymi możemy się rozluźnić, pozwolić sobie na spontaniczność i spokojną rozmowę. Niestety z osobą dysforyczną trudno się komunikować. Często próby tłumaczenia jej, że naprawdę nie musi się denerwować drobnostkami, że możemy wspólnie poradzić sobie z jakąś przeciwnością, spotykają się z gwałtownym sprzeciwem. Podobnie jak komunikowanie, że takie zachowanie rani innych i jest zwyczajnie złe. To trochę odbijanie się od ściany, z jednoczesnym poczuciem, że nie tylko nic nie osiągnęliśmy, ale jeszcze rozzłościliśmy i tak wkurzonego człowieka.

Dlatego jak najbardziej w którymś momencie zaczynamy taką osobę traktować jak wampira energetycznego. Trzeba włożyć bardzo dużo wysiłku, żeby do niej dotrzeć i wytłumaczyć, że jej ocena sytuacji być może jest przerysowana, trochę na wyrost.

Czy dysforia może się rozwinąć od kumulacji zewnętrznych czynników, takich jak stres, niedosypianie, zła dieta, brak ruchu? Czy może być efektem zaniedbania siebie i swoich emocji?

„Zaniedbanie” to bardzo dobre określenie, ponieważ nie ma jednoznacznego wskazania, z jakiego powodu pojawia się jakiś stan – jeżeli oczywiście wykluczymy go jako konkretny objaw zaburzenia lub choroby. Jeżeli zatem funkcjonujemy bardzo intensywnie, nie odpoczywamy, mało śpimy, sytuacja osobista czy zawodowa powoduje napięcie i stres, blokujemy emocje, jesteśmy w toksycznej relacji, a dodatkowo nie mamy wsparcia, zaczynamy czuć samotność, spotykamy się coraz częściej z krytyką, negowaniem naszych uczuć, to jest to bardzo żyzny grunt pod dysforię.

Może dojść do kumulacji tych czynników, które nagle nas zaleją i sprawią, że utracimy kontrolę, nie będziemy umieli sobie z tym wszystkim poradzić. To już krótka droga, żebyśmy ze zrezygnowania i osłabienia przeszli do wściekłości. Impulsywne reagowanie jest emocją wtórną. Na ogół poprzedza ją smutek, lęk, obawa, poczucie beznadziejności, załamanie własną sytuacją. Jeżeli czuję, że moja sytuacja jest bez wyjścia, to zaczynam na to nadkładać kolejne łatki dla określenia własnej osoby: jestem do niczego i na pewno sobie nie poradzę, nie ma szansy, żeby to mi się udało. Jeżeli trwa to bardzo długo, to układ nerwowy jest o wiele bardziej pobudzony, wzmaga się wytwarzanie kortyzolu. Zaburzona zostaje gospodarka hormonalna, a życie zaczyna nas przytłaczać. Znikają rzeczy, które nas cieszą. Pogarsza się jakość snu, więc za dnia jesteśmy drażliwi i wyczerpani. To efekt domina, który może zakończyć się dysforią, jeżeli nie zareagujemy we właściwym momencie.

Czyli dysforia to nie tylko wściekłość, ale też dolegliwości ciała.

Oczywiście, ciało jest połączone z odczuwaniem emocjonalnym. Warto patrzeć na to holistycznie: bardzo często jest tak, że to, co jest w naszych emocjach, przedkłada się na ciało, i odwrotnie. Jeżeli jesteśmy wyczerpani, a nasze życie jest bardzo intensywne, nie dajemy ciału i umysłowi chwili na wzięcie oddechu, wyspanie się, zregenerowanie i cały czas się coś dzieje, to prędzej czy później odczujemy konsekwencje. To jest właściwie jak nakręcanie spirali, która w końcu puści. A wtedy o dysforię bardzo łatwo.

W przypadku depresji, mimo że też występują negatywne emocje w odniesieniu do innych i do siebie, to jednak nie obserwuje się takiej intensywności. Człowiek z depresją jest raczej wykończony, wyciszony (...) W dysforii nastrój jest bardzo zmienny, chaotyczny i nieprzewidywalny, a to może wywoływać konsternację otoczenia, a później obawę i strach

To oznacza, że poza leczeniem terapeutycznym są sytuacje, że dysforia jest leczona farmakologicznie?

Tak, jeżeli dysforia jest przechodzona, przenoszona, chroniczna, trwa bardzo długo, a pacjent odczuwa bardzo poważne skutki, to specjaliści decydują się na wdrożenie leczenia. Na ogół są to środki przeciwdepresyjne (SSRI) lub przeciwlękowe. Towarzyszy temu terapia, a leki mają pomóc pacjentowi wychodzić z negatywnego nastroju.

W czasach, gdy każdy gdzieś pędzi, to „przechodzenie”, zagłuszanie uczuć i bagatelizowanie gorszej kondycji jest powszechną praktyką, ale kiedyś te skumulowane emocje muszą się uwolnić.

Tak, to musi kiedyś wypłynąć. To jest trochę jak gotowanie zupy. Możemy dorzucać składniki, jednak garnek ma ograniczoną pojemność. Woda w którymś momencie zacznie bulgotać, podnosić pokrywkę. W końcu po prostu wszystko wypływa. I podobnie jest z nami. Może nam się wydawać, że jesteśmy inni, że możemy znieść więcej, ale w pewnych wymiarach ludzie są bardzo podobni, niemal identyczni. I tak jest w tym przypadku – nie ma ciał i umysłów w magiczny sposób odpornych na kumulację negatywnych czynników i bodźców.

Co może zrobić osoba, która czuje, że dysforia może jej dotyczyć, ale jeszcze nie ma potrzeby, żeby iść do specjalisty? Jak opanować emocje?

Dobrym sposobem na opanowywanie emocji, gdy łatwo wpadamy w rozdrażnienie i szybko się zapalamy, są techniki uważności i mindfulness. Jedną z metod jest „złota piątka”. Jeżeli czuję, że zaraz wybuchnę i nie mam możliwości, żeby wyjść, odciąć się od sytuacji, która mnie pobudza, mogę zacząć szukać w swoim otoczeniu na przykład pięciu przedmiotów, które mają ten sam kolor, później czterech o podobnej fakturze, trzech o zbliżonym kształcie, dwóch, które mogłabym zjeść, jednej, którą da się usłyszeć.

Jest to skanowanie otoczenia w kierunku poznania go różnymi zmysłami. Ta prosta metoda sprawia, że zaczyna pracować inna półkula mózgu. Oczywiście, jeżeli mamy okazję, warto wyjść na świeże powietrze, wykonać kilka skłonów, skupić się na oddechu. Warto również zapobiegać takim sytuacjom. Swoim pacjentom polecam na przykład, żeby codziennie pod wieczór znajdywali przynajmniej jedną rzecz, która była dobra, dała im radość. Kolejny sposób to patrzenie na swój dzień jak na odtwarzany film. Takie zdystansowanie się do sytuacji, które nas zdenerwowały czy wytrąciły z równowagi, pozwala spojrzeć na siebie krytycznie, ale też łaskawiej: czy naprawdę wszystko robię źle? Czy nic mi nie wychodzi? Czy gdybym była postacią z filmu, to też oceniałbym ją tak bezlitośnie i jednowymiarowo? Naprawdę warto zacząć od takich małych kroków. Jeżeli raz, drugi i trzeci dokonamy takiej weryfikacji, to może okazać się, że wbrew temu, co myślimy, wiele rzeczy nam wychodzi i mamy bardzo dużo powodów do wdzięczności.

To już w sumie elementy profilaktyki. Jak jeszcze możemy unikać doprowadzenia się do stanu permanentnej wściekłości?

Profilaktyka to podstawa! Im szybciej zaczniemy wyłapywać intensywne emocje, tym lepiej. Już jednorazowa sytuacja, że coś nam upadnie, a nam nieadekwatnie skoczy ciśnienie, zaczniemy krzyczeć i poczujemy dziwne, trudne do opanowania rozedrganie, może być sygnałem, że warto się sobie przyjrzeć, zamiast powtarzać, że jesteśmy beznadziejni i nic nam się nie udaje. Są ludzie, którzy z tak błahego powodu potrafią cały dzień się smucić i unieważniać siebie. Warto wtedy zapytać, z czego to wynika? Dlaczego tak surowo się oceniamy? Z jakiego powodu drobne potknięcia są tak drażniące? Czy może mam jakieś problem wynikający z przeszłości, z traumy, może z dzieciństwa? A może to kwestia braku odpoczynku, zmęczenia, nadużywania różnych substancji, niedosypiania, stresu? Warto obserwować siebie, żeby w porę zareagować, ponieważ ten stan może być sygnałem znacznie poważniejszych problemów niż rozbita butelka.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?