Dr Katarzyna Wasilewska: „Mogłybyśmy częściej odpuścić sobie ten wyścig o bycie najlepszą matką i dać więcej luzu sobie oraz swoim dzieciom”
– Bycie mamą nie polega na zamęczeniu siebie, ale na znalezieniu dla swojego dziecka dobrej wioski, również na zaproszeniu innych ludzi do tego wychowywania, ale na własnych zasadach – mówi dr Katarzyna Wasilewska, autorka książki „Matka wystarczająco dobra. Jak nie dać sobie wmówić, że inni wiedzą lepiej”.
Aleksandra Zalewska-Stankiewicz: Jest pani mamą, która słucha rad innych kobiet?
Dr Katarzyna Wasilewska: Na początku mojej macierzyńskiej drogi intensywnie szukałam różnych podpowiedzi. Czasami bardzo pomagały mi historie innych kobiet, a czasami jeszcze bardziej pomagało mi, gdy mogłam się z nimi nie zgodzić.
Jaką cenną radę usłyszała pani ostatnio?
Była to nie tyle rada, co zdanie, które bardzo zapadło mi w pamięć. Pewna kobieta powiedziała: „Gdybym kiedyś wiedziała to, co wiem teraz, to w ogóle bym się mojego dziecka nie czepiała. I siebie też nie”. Całkowicie się z tym zgadzam.
Ja również, ale jak tu się siebie nie czepiać, skoro oczekiwania wobec matek wciąż szybują w górę.
Zgadza się, ale też dzisiejsze matki mają więcej przestrzeni na swobodę, na wyrażanie siebie, na poszukiwanie swojej drogi do wychowywania dziecka. Choć z drugiej strony stereotyp o „głupiej madce” ma się dobrze.
Jak pani sądzi, dlaczego tak jest?
Po części z tego powodu, że same kobiety umniejszają swoją zaradność i kompetencje — własne i cudze. Bezdzietne dogryzają matkom, a matki bezdzietnym, mówiąc: „Jak będziesz miała dzieci, to zmądrzejesz!”. Druga strona odpowiada: „Macierzyństwo padło ci na mózg!”. W internecie też roi się od memów o „madce”, czyli kobiecie zainteresowanej tylko własnym dzieckiem, ale zbyt głupiej, żeby się nim dobrze zająć. To oczywiście krzywdzące stereotypy, niemające nic wspólnego z rzeczywistością. Macierzyństwo rozwija nas poznawczo i społecznie, co potwierdzają badania naukowe.
W jakich sytuacjach polskie matki traktowane są stereotypowo?
Podam kilka przykładów: lekarz zakładający z góry, że karmisz swoje dziecko samym fast foodem, chociaż zna was zaledwie od minuty.; koleżanka pytająca, kiedy skończy ci się urlop macierzyński i kiedy znów zaczniesz coś robić; obcy ludzie zaczynający rozmowę z tobą od pytań o twoje dzieci, nawet jeśli jesteś autorką projektu, którego dotyczy spotkanie; trener dziecka wydający ci instrukcje, jak powinnaś porozmawiać ze swoim synem. Pewnie każda mama może dopisać do tej listy własne historie. Do tego dochodzą rady od osób spotkanych przypadkowo na ulicy. Młoda matka w środku maja słyszy pytanie: „Bez czapeczki w taką pogodę?” i zaczyna w siebie wątpić. Czujne oko sąsiadek, cioć, babć i innych życzliwych osób, gotowych doradzić w razie potrzeby, a nawet i bez, wywołuje ogromną presję.
”Większość z nas nigdy nie ma pewności, czy wychowuje swoje dziecko dobrze. Dlatego dobrze jest zobaczyć, jak to robią inni”
Czyli mamy cały czas są na celowniku. To dlatego ponad 10 lat temu napisała pani sztukę „Matka Polka Terrorystka”, świetnie zresztą zagraną przez Anetę Todorczuk-Perchuć?
Wtedy była to ekspresja twórcza wynikająca z mojego macierzyństwa, wkurzenia i frustracji. W tamtym momencie przelanie moich emocji – bólu, radości i wzruszenia – na papier było uwalniające i kojące. Zwłaszcza że często macierzyństwo jest opowiadane jako jedno wielkie pasmo fiołków i małych babasków hasających po ładnej łące.
Od napisania „Matki Polki Terrorystki” minęło sporo czasu – dziś moje najstarsze dziecko ma 21 lat, średnie 18 lat, a najmłodsze 15. Choć przestałam targać wózek po schodach, nadal mam poczucie, że przede mną mnóstwo wyzwań. Dobrze czuję się w tym punkcie mojego macierzyństwa. Jako psycholożka mam też dużo doświadczenia, wiedzy i refleksji, którymi chciałabym się podzielić. Z tego powodu zebrałam je w książce „Matka wystarczająco dobra. Jak nie dać sobie wmówić, że inni wiedzą lepiej”.
Stąd taki tytuł?
Z moich rozmów z kobietami wynika, że często jest w nich dużo żalu, że wciąż jesteśmy oceniane jako takie albo owakie, nie zawsze idealne. Słucham tych opinii i jako matka, i jako córka. I zadaję sobie pytanie: „Czy idealni ludzie istnieją?”. Ja takich nie znam. Słowo „wystarczająca” jest dużo lepsze, oznacza, że nie zawsze muszę robić wszystko i nie zawsze muszę to robić perfekcyjnie.
Ta książka jest poradnikiem?
Nie chciałabym żadnej innej kobiecie udzielać rad na temat tego, jak powinna wychowywać swoje dzieci. To, czym mogę się podzielić, to moje obserwacje i refleksje na temat macierzyństwa, poparte wiedzą psychologiczną.
Afrykańskie przysłowie mówi, że do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska. Pani w książce pisze, że jednym z ważniejszych zadań dla matki jest zidentyfikowanie ludzi, którzy mogą ją wesprzeć w macierzyńskiej drodze. Czyli jednak potrzebujemy pomocy?
Oczywiście, ponieważ bycie mamą nie polega na zamęczeniu siebie, ale na znalezieniu dla swojego dziecka dobrej wioski, również na zaproszeniu innych ludzi do tego wychowywania, ale na własnych zasadach. Nawet jeśli w dzisiejszych czasach będzie to wioska wirtualna, warto korzystać z jej wsparcia.
Zdaję sobie sprawę, że mnogość opcji może przerażać – jesteśmy zalani potokiem pomysłów na to jak żyć, jak wychowywać nasze dzieci. Ale przy odpowiedniej selekcji każda z nas może znaleźć własną ścieżkę.
Dużo pani dostała, jako matka, od innych kobiet?
Człowiek z natury szuka wsparcia i ja jego szukałam – raz je znajdowałam, innym razem nie. I takie poszukiwania wszystkim gorąco polecam, o tym piszę również w książce. Bardzo wspierające mogą być doświadczenia przekazywane od kobiet z najbliższego otoczenia: od mam, teściowych, babć, cioć. Natomiast czasem między córką a mamą czy wnuczką a babcią stoją przeszkody, żale i oczekiwania, które utrudniają wzajemne zrozumienie. Wówczas łatwiej skorzystać z rady osoby, z którą nie mamy związku emocjonalnego.
Zwłaszcza że oczekiwania wobec matek są bardzo wysokie.
Nawet dla największej twardzielki macierzyństwo to test pewności siebie i poczucia własnej wartości. Mierzymy się z brakiem czasu, snu i sił, a jednocześnie z frustracją i niepewnością. Często też z poczuciem braku kompetencji. Wszystko jest nowe i dzieje się naraz — w tym trudnym i wrażliwym momencie, gdy jednocześnie szukamy definicji własnego „ja” jako matki i usiłujemy zaopiekować się nowym małym człowiekiem. Większość z nas nigdy nie ma pewności, czy wychowuje swoje dziecko dobrze. Dlatego dobrze jest zobaczyć, jak to robią inni.
Pani tak robiła?
Tak, dużo z dziećmi podróżowałam, obserwując, jak bardzo różnorodne jest podejście do wychowywania w różnych miejscach na świecie. I to mnie też urzekało, zwłaszcza że miałam poczucie, że z pokolenia na pokolenie przekazuje mi się pewien wzór, jak moje dziecko ma się zachowywać i jak ja mam je wychowywać. Wiele rzeczy brałam sobie do serca, innych chciałam spróbować sama.
”W szkole dzieci mają wystarczająco dużo oceniania. Byłoby dobrze, aby dom był strefą od niego wolną”
Co zaczerpnęła pani do swojego macierzyństwa z tych podróży?
Dawno temu w ciągu jednego miesiąca byłam w dwóch miejscach – i w Szwecji, i w Bułgarii. Jedno z moich dzieci miało wtedy pięć lat, drugie dwa, a z trzecim byłam w ciąży. W każdym z tych krajów spędziłam dwa tygodnie. Dotarło do mnie, jak bardzo otoczenie społeczne czy infrastruktura, urządzenie świata w danym miejscu, wpływają na komfort matki. Z jednej strony była szwedzka IKEA, gdzie już wtedy funkcjonowały rozwiązania ułatwiające życie rodzicom i dzieciom: chodniki z podjazdami, zabawki, toalety dostosowane do dzieci. A potem pojechałam do Bułgarii, gdzie chodniki były dziurawe, a urządzenia na placach zabaw nie miały zabezpieczeń. Mimo to, dzieci się tam świetnie bawiły, ale matki już trochę gorzej, ponieważ musiały je ciągle pilnować.
I z jakimi wnioskami wróciła pani do Polski?
Pomyślałam sobie, że w pewnych miejscach na świecie dzieci wychowują się na tratwach, a mimo to nie wpadają do morza. Albo żyją na szczytach drzew i nie spadają na ziemię. Zrozumiałam, że mimo różnego podejścia w różnych kulturach, w każdym miejscu wyrastają na zdrowych, fajnych ludzi. I że to, jak meblujemy świat, mówi trochę o nas samych. Jakie mamy swoje koncepcje społeczne i schematy poznawcze. Jak widzimy rolę matki – czy jako tej, która ma non stop pilnować dziecka, czy jako osoby, która może być zajęta czymś innym.
Czy macierzyństwo może nas połączyć mimo różnic?
Oczywiście, często obserwuję to na przykład w Chatce Zagajdzie – moim domu, gdzie odbywają się wyjazdy dla kobiet. Nagle panie, które widzą się pierwszy raz w życiu, zaczynają rozmawiać o porodach albo o swoich dzieciach. I rozmowa toczy się sama. Czasem łatwiej otworzyć się przed osobą, która widzi nas po raz pierwszy, więc nie ma wobec nas oczekiwań czy pretensji.
Ale jest też cały nurt matek, które poznały się na placu zabaw. Było to dla nich na tyle mocne doświadczenie, że zostały przyjaciółkami na dłużej. Poza tym w macierzyństwie widzę też potencjał na ocieplenie relacjach między kobietami w rodzinie. Urodzenie dziecka jest na tyle ważnym doświadczeniem, że potrafi bardzo silnie połączyć.
”Duża część kobiecej samooceny opiera się na tym, jaką jest matką”
I gdy zaczynamy ze sobą rozmawiać, zwykle okazuje się, że wszystkie mamy podobne problemy i dylematy. Ale jednak większość z nas nie lubi prosić o pomoc. Z czego to wynika?
Nie lubimy być osądzane i krytykowane, a nawet rady wypowiadane w dobrej intencji przekazują komunikat, że same sobie nie poradzimy. I dlatego bywają bolesne, nawet jeśli niosą dobrą treść. Z tego powodu często wpadamy w pułapkę nieproszenia o pomoc. Wolimy być samodzielne i niezależne, to przynosi nam chwilowe poczucie dumy i zadowolenia, ale w dłuższej perspektywie możemy opłacić to wielkim wysiłkiem emocjonalnym i fizycznym oraz poczuciem osamotnienia. To bardzo wysoka cena. Z kolei jeśli wyjdziemy ze swojej skorupy, możemy zyskać nowe kontakty, silne więzi międzyludzkie i ogromną satysfakcję. A potem, gdy dzieci wyfruną nam z gniazda, będziemy mieć wokół siebie ludzi, z którymi będziemy mogły wypić herbatę.
Mam wrażenie, że wpadamy też w pułapkę rywalizacji, nawet jeśli jest to nieświadome, często porównujemy się do siebie.
Porównywanie, kto bardziej, kto lepiej, kto więcej, kto jest fantastyczniejszy, bardzo nas gubi. Jedna mama mówi, że jej córka jest najpiękniejsza, że ma narzeczonego albo męża, dwójkę dzieci i że ukończyła świetne studia. A druga myśli: „A moja ma dwa koty i chyba jest lesbijką”. Obiektywnie patrząc na tę sytuację, mowa jest o dwóch kobietach, które po swojemu radzą sobie w życiu i nie ma żadnej miary sukcesu, aby ocenić, która więcej osiągnęła. Porównania społeczne z jednej strony są potrzebne, ponieważ pozwalają nam funkcjonować w społeczeństwie, ale bywają bardzo przygnębiające, jeśli jest ich zbyt dużo i padają w niewłaściwych momentach. Często przekładamy je na dzieci. Na przykład Jacek wraca do domu i mówi, że dostał czwórkę plus z historii, a rodzic pyta: „No dobra, a co dostał Stasiu?”. W szkole dzieci mają wystarczająco dużo oceniania. Byłoby dobrze, aby dom był strefą od niego wolną.
I o tym również pisze pani w książce. Do kogo chciałaby pani z nią dotrzeć?
Do matek, które czują wewnętrzną potrzebę namysłu nad swoją rolą, niezależnie od tego, ile lat mają ich dzieci. Nawet jeżeli są już dorosłe. Zwłaszcza że na każdym etapie macierzyństwa warto podyskutować o swoich doświadczeniach. Duża część kobiecej samooceny opiera się na tym, jaką jest matką. Ta książka może pomóc w wewnętrznym dialogu samej ze sobą – czy dałam to, co chciałam, ale też, czy dostałam to, czego potrzebowałam.
”Czujne oko sąsiadek, cioć, babć i innych życzliwych osób, gotowych doradzić w razie potrzeby, a nawet i bez, wywołuje ogromną presję”
A takich refleksji i rozmów, nie tylko ze sobą, ale i innymi kobietami, coraz bardziej potrzebujemy. Potwierdzają to choćby odradzające się kręgi kobiet.
I ja też to mocno zauważam. Przez kilka miesięcy w roku mieszkam w Warszawie, przez pozostałą część – we wsi Zagajdzie w województwie lubelskim. To bardzo wspierająca przestrzeń, w ramach której organizuję spotkania kobiet i wyjazdy m.in. dla mam i córek. Widzę, że to potrzebny nurt, na pograniczu turystyki, samorozwoju i edukacji. Podczas takich spotkań opowieści matek dosłownie kipią – kobiety rozmawiają ze sobą o macierzyństwie, szukają własnego sposobu na to, jak rozpoznawać potrzeby dziecka i jak być wystarczająco dobrą matką. Już samo podzielenie się doświadczeniem macierzyństwa i swoimi refleksjami pomaga jako czynność sama w sobie — niezależnie od tego, czy panie znajdą u kogoś dobrą radę, czy nie.
Wiem, że nie lubi pani udzielać rad. Ale gdyby jednak miała podzielić się jakąś radą z naszymi czytelniczkami, co by im pani powiedziała?
„Zwolnij”, choć wiem, że to słowo bywa irytujące, sama je często słyszę. Osobiście nie lubię zwalniać. Lubię widzieć efekty, robić zadania na czas, trzymać się ustaleń. Jednak to bardzo dobra rada. Moja babcia, gdy była u kresu życia, powiedziała, że żałuje tylko jednej rzeczy — że pracowała za dużo. I może być tak, że na koniec życia będziemy bardziej zadowolone z katalogu chwil zapisanych na zdjęciach rodzinnych niż z wypełnionej do końca listy bieżących zadań.
Druga sprawa – warto odpuszczać! Jesteśmy świetne w tym, żeby się zastanawiać: „Gdzie popełniłam błąd?” albo „Co muszę zmienić i robić lepiej?”. A przecież mogłybyśmy też częściej odpuścić sobie ten wyścig o bycie najlepszą matką i dać więcej luzu sobie oraz swoim dzieciom. Mogłybyśmy czasami pomyśleć o samych sobie z wdzięcznością, podziękować sobie za to, że jesteśmy silne, kompetentne i odważne. Bo naprawdę mamy prawo być z siebie dumne, z tego, w czym jesteśmy dobre. Bądźmy dla samych siebie życzliwe i doceniajmy swój potencjał — tego nam życzę!
To jeszcze na koniec: czuje się pani spełniona jako mama?
Bardzo kocham moje dzieciaki i cieszę się, że są fajnymi ludźmi. Mam poczucie sukcesu, choć nawet gdy teraz to mówię, drżę wewnętrznie. W macierzyństwie nic nie jest dane na zawsze, w tę rolę wpisana jest ciągła niepewność i strach. To nie jest historia, która ma happy end i możemy ją zamknąć.
Dr Katarzyna Wasilewska – psycholożka i biolożka. Właścicielka domu spotkań i inspiracji Chatka Zagajdzie koło Kazimierza Dolnego, gdzie organizuje pobyty i warsztaty dla kobiet. Mama dwóch synów i córki.
Czy czujesz, że matki w Polsce są wciąż zbyt często i surowo oceniane?
Zobacz także
Popękane żyły, zrosty, duże blizny. Dzieci z hemofilią cierpiały, bo resort zdrowia zapomniał o obiecanym leku. Jest przełom!
Michelle Yeoh o niemożności posiadania dzieci. „To jest największy smutek w moim życiu”
„Kiedy ludzie pytają: ’17 lat razem razem i wciąż nie macie dzieci?’. Po prostu pokażę im to”. Jej ciało przeszło dużo, a serce jeszcze więcej
Polecamy
Natalia Fedan: „Chwalone dzieci wcale nie mają lepiej. One niosą ciężki plecak z oczekiwaniami”
61-latka urodziła swoje pierwsze dziecko. Starała się o nie przez 37 lat
Usuwanie macic kobietom po 30., by „czuły, że mają limit czasowy na ciążę”. Tak polityk chce walczyć ze spadkiem urodzeń
Alexandra Daddario pokazała swoje zdjęcie sześć dni po porodzie: „Ciało kobiety jest niesamowite”
się ten artykuł?