Przejdź do treści

„Drażni mnie terror ciałopozytywności, z pozytywności obdzierany” – blogerka szczerze o body positive

Tekst o różnych aspektach i granicach ciałopozytywności. Na zdjęciu: Ręce osoby pokryte białymi kwiatami - HelloZdrowie
Chris Jarvis/Unsplash
Podoba Ci
się ten artykuł?

Akceptacja i szacunek dla każdego ciała, czyli ciałopozytywność, nie jest niczym nowym. Ruch Body Positive pojawił się już w latach 60. Niedawno powrócił ze zdwojoną siłą. Jednak idea ciałopozytywności, z naciskiem na „pozytywność”, zdaniem niektórych powinna podlegać ograniczeniom. Nie zgadza się z tym Marysia Organ, blogerka. „Jak któraś jest chora na otyłość to głaskamy. Ale ta, co zrobiła nos, biust albo usta, albo nawet wpadła w karuzelę leczenia kompleksów botoksem, to jest niegodne kobiety i feministki. I w ogóle śmiech na sali…” – pisze na Facebooku. 

Ciałopozytywność. To słowo pada ostatnio coraz częściej – w rozmowach, w mediach społecznościowych, w poradnikach o tym, jak żyć. Bo dobrze jest być ciałopozytywną. Akceptować swoje ciało, swoje niedoskonałości, nadprogramowe kilogramy. Nie bać się niewydepilowanych nóg. Wychodzić na miasto w krótkiej sukience, nie zwracając uwagi na to, że na udach widać cellulit. I pokazywać się w dwuczęściowym stroju kąpielowym, pomimo rozstępów na brzuchu po ciąży.

„Drażni mnie terror ciałopozytywności, z pozytywności obdzierany”

Hasło ciałopozytywności czasami jest jednak źle rozumiane. Dobrze opisała to Marysia Organ, prowadząca bloga pierwiastki.com.

„Drażni mnie terror ciałopozytywności, z pozytywności obdzierany. Jak któraś jest chora na otyłość to głaskamy. Ale ta, co zrobiła nos, biust albo usta, albo nawet wpadła w karuzelę leczenia kompleksów botoksem, to jest niegodne kobiety i feministki. I w ogóle śmiech na sali.

Gdzieś mnie to swędzi, drapie, bo myślę, że każdy chce być akceptowany. Niektórzy bardziej niż rozpaczliwie. I tu i tam trzeba więcej czułości niż wyśmiewania. Może niekoniecznie w postaci terroru miłości: Masz się natychmiast pokochać i zaakceptować bez zabiegów i operowania.

Może to dlatego, że ja jestem trochę bardziej prawda i szarość niż naiwny idealizm” – pisze Marysia Organ, dziennikarka, kulturoznawczyni, literatka i blogerka.

Tekst o różnych aspektach i granicach ciałopozytywności. Na zdjęciu: Zrzut ekranu telefonu - HelloZdrowie

A co w komentarzach?

Każda skrajność jest zła, zwłaszcza gdy przechodzi w terror. Gdy nie można się odezwać, gdy stwierdzenie faktu: „jesteś otyły” brane jest za mowę nienawiści”

„Poprawność polityczna przeszkadza najczęściej osobom, które są oburzone tym, że nie wolno im dłużej bezkarnie obrażać innych. A tak naprawdę to po prostu zwyczajna ludzka przyzwoitość i uprzejmość, która zmusza do myślenia o uczuciach innych, nie tylko o sobie. I to się okazuje dla wielu osób nie do przejścia. Najczęściej dla tych, które same nigdy nie były dyskryminowane i bagatelizują ten problem”

My się zgadzamy z Marysią Organ. Ciałopozytywność jest w porządku. Kochamy swoje fałdki i dobrze się z tym czujemy. To nasze ciała i nasza sprawa. Ale to nie oznacza, że możemy odnosić się negatywnie do koleżanek, które postanowiły powiększyć sobie usta, zmniejszyć nos czy odessać tłuszcz z pośladków. One też kochają swoje ciała. I chcą, żeby ten brzuch, ta twarz czy te nogi były dla nich jak najpiękniejsze, więc zgadzają się na operacje plastyczne, odchudzają się czy nieustannie zmieniają kolor włosów.

I to jest ich wybór. I to też jest w porządku!

 

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?