Przejdź do treści

Dźwięk, który nie pozwala normalnie funkcjonować. „To schorzenie, na które nie ma lekarstwa. Na szczęście mizofonia nie zabiera mi całego życia”

Mizofonia - dźwięk, który nie pozwala normalnie funkcjonować, na zdjęciu: kobieta ukrywa się wśród roślin /fot. Adobe Stock
Mizofonia - dźwięk, który nie pozwala normalnie funkcjonować /fot. Adobe Stock
Podoba Ci
się ten artykuł?

Wspólny posiłek to niekiedy największy koszmar, bo odgłosy wydawane podczas jedzenia dla wielu osób z mizofonią są nie do zniesienia. O niełatwym funkcjonowaniu z zaburzeniem opowiadają Ania i Magda.

 

 

Nieustanne uniki

Od kiedy tylko pamiętam jest w moim życiu. Już jako dziecko miałam problem z jedzeniem wspólnych posiłków z rodziną. Rodzice nie wiedzieli, co mi dolega i jak mi pomóc. Długo zastanawiałam się, co jest ze mną nie tak – wspomina Magda. Nie była w stanie znieść odgłosów jedzenia. Dźwięk stukania w klawiaturę okazywał się być równie nieznośny. – Praktycznie za każdym razem w takich sytuacjach pojawiała się u mnie agresja pomieszana z nerwowością. Coś tak bardzo przytłaczającego, że nie wiadomo co z tym zrobić. Ty siebie sama nie rozumiesz i twoi bliscy cię nie rozumieją. To bardzo dziwne, że w reakcji na dźwięk zbiera się agresja, której na co dzień w sobie nie masz. Nagle emocje stają się poza kontrolą – tłumaczy. Najlepszym rozwiązaniem dla Magdy zawsze była ucieczka. – Przez lata jadłam na boku. Jak szłam do kina i widziałam, że ludzie przychodzą z paką popcornu i colą to wiedziałam, że będzie dramat. Dlatego albo z kina wychodziłam, albo zmieniałam miejsce. Robiłam uniki. I w sumie dalej robię – zauważa.

Tylko teraz bardziej świadomie. W 2016 roku Magda trafiła na artykuł o mizofoniii. – Przeczytałam i wiedziałam, że to o mnie. W końcu zrozumiałam, co mi jest. Zrozumiałam, że to schorzenie, na które nie ma lekarstwa. Na szczęście mizofonia nie zabiera mi całego życia. Staram się z nią funkcjonować. Zaakceptowałam, że się jej nie pozbędę. Rozmawiam ze sobą o tym, że dźwięki nie są niczym złym – zaznacza. Magda znalazła sposoby na zminimalizowanie skutków mizofonii. Stara się nie doprowadzać do sytuacji, które mogłyby wyprowadzić ją z równowagi. – Rodzina to akceptuje i mi pomaga. Teraz już wiem, że łatwiej jeść mi wspólne posiłki w restauracji. Jest gwar, głośna muzyka, dlatego nie skupiam się tak na odgłosach jedzenia. Rozważam psychoterapię. To z tego co wiem, jedyna pomoc dla mizofoników. Ale dopóki jej nie wdrożę, pozostaje mi zakładanie słuchawek podczas wspólnych posiłków, albo konsumowanie w samotności.

Skrzypienie styropianu, pisk kredy. Dlaczego nie cierpimy pewnych dźwięków? /fot. iStock

„Trzeba robić dużo rzeczy naokoło”

Nazwę na to, co mi dolega zupełnie przypadkowo znaleźliśmy z rodzicami w Internecie. To było pod koniec mojej nauki w gimnazjum, czyli po kilku latach objawów mizofonii – mówi Ania. Bo kiedy tylko miała do czynienia z dźwiękami, które jej przeszkadzały, stawała się nerwowa. – Głośniej odkładałam sztućce i uciekałam do łazienki. Wychodziłam dopiero, kiedy wszyscy zjedli, żeby mieć pewność, że nie będą więcej mlaskać. Najpierw przeszkadzało mi, jak je mój brat – wspomina. Potem, jak mama, tata i inne osoby. Gama odgłosów i osób je generujących z czasem się poszerzała. – Do mlaskania doszło chrząkanie, kasłanie i tym podobne – wymienia. Rosło też u Ani napięcie i związane z nim reakcje awersyjne. – To był moment, w którym zaczęłam szukać pomocy. Dołączyłam do internetowych grup wsparcia dla mizofoników. Zobaczyłam, że inni mają gorzej. To mi przyniosło spokój. Bo wiedziałam, że mimo, że jest mi trudno, nie jest tragicznie – tłumaczy.

Ania skorzystała także z terapii i farmakoterapii. – Pomogło, chociaż życie z mizofonią nie jest łatwe. Trzeba robić dużo rzeczy naokoło. Ale już nauczyłam się funkcjonować. Usuwam się z otoczenia, w którym są dźwięki trudne dla mnie do zniesienia. Kiedy mój pies mlaska, wychodzę z pokoju, w którym je. Ale kiedy jestem na obiedzie z rodziną, to nie chcę już uciekać. Wyprowadziłam się, dlatego każda wspólna chwila jest dla mnie ważna. Zamiast robić uniki, podczas posiłków zakładam słuchawki i włączam muzykę. Jak ktoś do mnie mówi, wyłączam i odpowiadam, ale nie słyszę drażniących dźwięków. W ogóle jest tak, że im więcej hałasu, tym bardziej rozpraszają się te trudne dla mnie dźwięki.

Kobieta siedzi w kawiarni i pije koktajl. Na głowie ma słuchawki.

Jak funkcjonować z mizofonią?

Wywołuje złość, obniża nastrój, wyprowadza z równowagi. Mizofonia to zaburzenie, które objawia się w reakcjach psychofizjologicznych i emocjonalnych na konkretne dźwięki. Najczęściej pojawia się u dzieci w okresie dorastania, często już u kilkulatków. – U większości osób z mizofonią to reakcja głównie na dźwięki jedzenia, ale często też np. na odgłosy sąsiadów, klikanie, inne powtarzalne dźwieki. Niechciane pobudzenie psychofizjologiczne z emocjami paniki czy złości jest trudne do opanowania. Nie działają prośby – nie patrz, nie słuchaj. Problem z selektywnością uwagi jest na tyle silny, że może uniemożliwiać funkcjonowanie w danym momencie – tłumaczy dr Marta Siepsiak, psychoterapeutka, psycholog, muzykoterapeutka.

O wskazanie jednej, konkretnej przyczyny zaburzenia trudno. – Najprawdopodobniej osoby z mizofonią mają biologiczne uwarunkowania wychwytywania pewnych dźwięków. Mają silniejszą reakcję na wybijające się dźwięki i nie mogą się do nich przyzwyczaić, a to w konsekwencji utrudnia życie. Typowy organizm jest przyzwyczajony do ignorowania tego, co nie jest potrzebne. Nie zwracamy uwagi na każdy szczegół w otoczeniu. W przypadku mizofonii coś zawodzi. Do tego dochodzą pewnie czynniki społeczne, kulturowe, zaobserwowane. Ale nie ma obecnie podstaw naukowych, żeby szukać przyczyn mizofonii w wychowaniu czy relacjach rodzinnych. Takie myślenie jest bardzo obciążające – zaznacza ekspertka.

A tego, jak dodaje, należy unikać. Mizofonia może występować w różnym stopniu nasilenia. – Niektórym do tego stopnia uprzykrza funkcjonowanie, że zabiera chęć do życia. W badaniu do pracy doktorskiej, którą pisałam, 20 procent osób z mizofonią przyznało, że doświadczyło myśli samobójczych. Niektóre osoby całkowicie wycofują się z życia społecznego i z tego powodu mają silne poczucie winy. Cierpią z poczucia izolacji, a to z kolei bardzo wpływa na samoocenę. Zdarza się, że nie są w stanie chodzić do szkoły, dostają nauczanie indywidualne. Niektórzy się rozwodzą. Czasami to są bardzo trudne sytuacje – mówi dr Siepsiak.

Są jednak osoby, którym mizofonia dokucza w mniejszym stopniu. – Funkcjonują normalnie. Ale to też wymaga od nich pracy. Niektórzy nauczyli się, jak unikać niechcianych dźwięków bez narażania się na izolację społeczną. A do tego mają dobre strategie radzenia sobie w rodzinie i akceptację. To nie oznacza, że wszyscy chodzą wokół nich na palcach, ale jeżeli obie strony idą na kompromisy, to może się udać – wyjaśnia.

Na razie nie ma ani terapii, ani leków, które mizofonię likwidują. – To prawdopodobnie zaburzenie rozwojowe na całe życie. Dużo zależy od samopoczucia. Większość osób z mizofonią ma współistniejące trudności psychiczne. Terapia minimalizuje objawy i zapobiega konsekwencjom. Warto wybrać tę poznawczo-behawioralną, bo są wstępne dowody naukowe na jej skuteczność w łagodzeniu mizofonii. Najważniejsze jest to, żeby dobrze zapoznać się ze swoim zaburzeniem. Nie zlewać go z relacjami społecznymi. I dalej – nauczyć się komunikacji i akceptacji. Wiele osób zmaga się z poczuciem winy – nad tym także powinny pracować – dodaje psychoterapeutka.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?