Przejdź do treści

Edyta przeszła operację dwuszczękową. „Progenia była moim dużym kompleksem”

Edyta Korsak - zdjęcia przed operacją dwuszczękową i po niej /fot. archiwum prywatne
Edyta Korsak - zdjęcia przed operacją dwuszczękową i po niej /fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Jak mówi o sobie, należy do grona aparatowych weteranów. Edyta Korsak, autorka bloga „Ofkorsak”, urodziła się z progenią, wrodzoną wadą zgryzu. Opowiada o trzech operacjach, które przeszła i zmianach, które wprowadziły w jej życiu.

Anna Korytowska: Mówisz o sobie, że jesteś exprogeniczką, co to właściwie znaczy?

Edyta Korsak: Byłam progeniczką. To znaczy miałam progenię – wadę szkieletową. Ona charakteryzuje się tym, że żuchwa jest przerośnięta – zbyt wysunięta do przodu w stosunku do (górnej) szczęki. Jednocześnie miałam niedorozwój (górnej) szczęki. Krótko mówiąc, miałam nieproporcjonalnie długą żuchwę i za małą szczękę.

I z tą wadą się urodziłaś?

Można tak powiedzieć, wada była uwarunkowana genetycznie. Tak było w moim przypadku. Teraz medycyna tak bardzo się rozwinęła i taką wadę można próbować leczyć bezoperacyjnie, jeśli zacznie się we wczesnym dzieciństwie. Wada rozwija się razem z człowiekiem, jeżeli nie jest leczona. Teraz dziecko może nosić np. aparaty typu bioblok, maski twarzowe, aby w przyszłości uniknąć operacji. Za moich czasów było inaczej. Od najmłodszych lat i pierwszych wizyt ortodontycznych wiedziałam, że prawdopodobnie czeka mnie w przyszłości operacja. Moja ortodontka mówiła, że być może wadę da się wyprowadzić bez konieczności operacji, ale nie może tego zagwarantować. Życie to trochę zweryfikowało. Kiedy rosłam, wada rozwijała się razem ze mną. Przez wiele lat nosiłam kamuflaż ortodontyczny, żeby progenia nie była aż tak widoczna.

Ale ostatecznie zdecydowałaś się na operację. A właściwie na trzy.

W moim planie leczenia znalazły się trzy operacje, ponieważ ortodonta i chirurg ustalili, że najpierw potrzebuję poszerzenia szczęki, potem głównej operacji dwuszczękowej, polegającej na wysunięciu górnej szczęki i skróceniu żuchwy. I w końcu trzeciej, polegającej na wyjęciu zespoleń, czyli tytanowych płytek. Całe leczenie operacyjne zajęło półtora roku. Pomiędzy pierwszą a drugą operacją był rok, pomiędzy drugą a trzecią pół roku.

Jak wyglądało twoje przygotowanie do operacji?

Na przestrzeni lat miałam różne kryzysy. Leczenie ortodontyczne zaczęłam bardzo wcześnie, w wieku 6 lat. W pewnym momencie po prostu chciałam się od niego uwolnić. Mieć spokój z aparatami. Tylko, że myśli o operacji wracały jak bumerang. Marzyłam o tym, żeby wada magicznie zniknęła np. podczas snu.

Wada była widoczna, nie ukrywam, że mi przeszkadzała. Wada dawała o sobie znać też poprzez różne dolegliwości – cały czas bolała mnie głowa, stawy skroniowo-żuchwowe i zęby, które były po prostu przeciążone. Dentystka powiedziała, że jeżeli nie podejmę się operacji, bóle nie znikną. W 2017 roku podjęłam decyzję, a pierwszą operację miałam już rok później.

Co było najtrudniejsze w leczeniu operacyjnym?

Dekompensacja, czyli tak zwane odkamuflowywanie wady. Ja przez lata nosiłam kamuflaż ortodontyczny, także względnie wyglądałam dobrze. Żeby przygotować się do operacji dwuszczękowej trzeba się kamuflażu pozbyć, żeby wadę jak najbardziej uwydatnić. Wyglądałam wtedy jeszcze gorzej, funkcjonowało mi się fatalnie, pogorszyła mi się także wada wymowy. Cały ten proces trwał rok, to było między pierwszą, a drugą operacją. Wiedziałam, że to proces, że to minie, ale chwile załamania przychodziły. Rzuciłam się w wir pracy, szukałam sobie dodatkowych zajęć, żeby za dużo nie myśleć.

A jak sobie radziłaś z bólem pooperacyjnym?

To był bardziej dyskomfort. W szpitalu dostawałam leki, które niwelowały ból. Najgorsze są pierwsze trzy, cztery doby po operacji, kiedy opuchlizna narasta. Czujesz wtedy, jakby ktoś położył ci kamień na twarz. Od środka twarzy czujesz silne uczucie rozpierania. Na szczęście wraz ze stabilizacją wzrostu opuchlizny to mija. Przez kolejny tydzień brałam tabletki przeciwbólowe, ale to nie był obezwładniający ból. Najgorsze jednak było jedzenie.

Tylko płynne?

Zależy od miejsca (szpitala), w którym jest się operowanym i zaleceń chirurga szczękowo-twarzowego. Standardem jest dieta płynna, która wyklucza gryzienie, ale czasami można próbować jeść bardzo miękkie rzeczy-papki (oczywiście nadal bez gryzienia). Wszystko zależy też od tego, jak bardzo jest się zagumkowanym, czyli jak dużo gumek ma się na zębach i jak ciasno są założone. Ja przez pierwsze dwa tygodnie mogłam jeść tylko płynne rzeczy, potem pozwolono mi na jakieś miękkie, na przykład na jajecznicę. Ale dieta płynna to była tragedia. Byłam głodna i zła. Jadłam za pomocą strzykawki zakończonej rurką i słomki. Nieraz było tak, że jedzenie lądowało na ścianie, bo strzykawka się zapychała. A niektórzy muszą tak jeść przez 6 pełnych tygodni. Współczuję.

Ile trwała rekonwalescencja po operacji dwuszczękowej?

Dochodziłam do siebie dwa miesiące. Przez ten czas nie miałam głosu. To bardzo rzadkie powikłanie, ale ja chyba takie przyciągam (śmiech). Zazwyczaj ludzie dostają zwolnienie lekarskie na miesiąc, ja musiałam je przedłużyć.

Kiedy wróciłaś do zdrowia?

Wyjęcie płytek było najlżejszą z wszystkich trzech operacji. Po dwóch tygodniach wróciłam do pracy. Ale na tym moje leczenie się nie zakończyło. Aparat ortodontyczny nosiłam jeszcze dwa lata, zdjęłam go dopiero w 2021 roku, ale pod kontrolą ortodonty jestem cały czas. Wiadomo, że te wizyty są już rzadkie, odbywają się raz w roku. Sprawdzamy retencję, czy wszystko jest okej. Myślę, że póki będę miała zęby, to będę musiała tego doglądać.

Kobieta po 30. z aparatem ortodontycznym na zębach /fot. Adobe Stock

Oby jak najdłużej. A co operacje zmieniły w twoim życiu?

Na pewno operacje pokazały mi, że jestem w stanie znieść trudne sytuacje, że sobie z nimi poradzę. Oczywiście poprawiła się moja samoocena, bo zaczęłam lepiej wyglądać, a to naturalnie mnie podbudowało. Progenia była moim dużym kompleksem, ale nie unikałam życia społecznego, nie izolowałam się w domu. Miałam znajomych, relacje, pracę – normalne życie. Pomogło mi też opowiadanie o swoim doświadczeniu. Stałam się bardziej otwarta na innych ludzi, obcych, na komunikację z nimi. Czuję się wzmocniona, chociaż nie ukrywam, że musiałam przerobić sporo rzeczy.

A w trakcie leczenia wspomagałaś się psychoterapią?

Mój lekarz przed zakwalifikowaniem mnie do operacji wymagał konsultacji u psychologa i na takiej też byłam. Na wizycie wyklucza się między innymi dysmorfofobię, czyli zaburzone postrzeganie swojego ciała. Chociaż moim zdaniem jedna konsultacja to zdecydowanie zbyt mało. Wiele osób w operacji pokłada wszelkie nadzieje. Wierzą, że ona rozwiąże wszystkie ich problemy. Niestety tak nie będzie. Napisała kiedyś do mnie osoba, też po operacji dwuszczękowej, nie mogła zaakceptować swojego wyglądu, do tego stopnia, że nie wychodziła z domu. Bardzo żałowała operacji. Wypychała dolną wargę, żeby wyglądać jak przed operacją. To ogromne problemy, które powinno się przepracowywać z psychologiem.

Tobie łatwo przyszło zaakceptowanie swojego nowego wyglądu?

Tak, ale może dlatego, że miałam na początku wrażenie, że nie za bardzo się zmieniłam. Ludzie na ulicy potrafili mnie nie rozpoznawać, a ja myślałam, że wyglądam tak samo, jak przed operacją. Jakbym od zawsze żyła z taką twarzą.

Długo myślałaś, zanim zdecydowałaś się założyć bloga?

Wiedziałam, że jest luka w tym temacie. Kiedy przygotowywałam się do operacji, trudno było znaleźć w Internecie historie osób z doświadczeniem progenii i operacji dwuszczękowej. Było tylko jedno forum. Chciałam się podzielić tym, że operacja może pomóc i nie jest tak straszna, jak niekiedy się słyszy. Chciałam pokazać swoją perspektywę. Oczywiście operacja nie jest pobytem w SPA, ale nie jest też nie do przejścia. W żadnym momencie nie żałowałam decyzji o operacji i chciałam się podzielić swoim doświadczeniem. Zaczynałam pisać i otwierać się z myślą, że nawet, jeżeli jedna osoba przeczyta moją historię i zrobi jej się lepiej, to będzie dla mnie duży sukces. Moi bliscy byli sceptycznie do tego nastawieni, ale jak tylko dostałam pierwszą wiadomość z podziękowaniami, wyzbyłam się wszelkich wątpliwości.

Co byś chciała swoją działalnością zmienić?

Bardzo często jesteśmy przezywani, słyszymy, że mamy krzywy ryj, a to jest przecież od nas niezależne. My nie mamy na to wpływu, kiedy jesteśmy dziećmi. Jednak nasi rodzice już tak. Mogą nas zabrać do ortodonty, szukać informacji. I moim celem jest docierać właśnie do osób, które mogą swoim dzieciom, swoim bliskim pomóc. Uświadamianie jest moją misją.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.