Ewa Stusińska: Pornografia to nie tylko ciemne krzaki i muliste bagna kultury. To również zwykła rozrywka dla dorosłych ludzi
Dziś, chociaż żyjemy w czasach, gdy większość deklaruje liberalne poglądy, erotyka zamieniła się w szybką konsumpcję, polegającą na odpaleniu krótkiego filmu w serwisie z pornografią. Czego możemy się nauczyć w tej sferze z porno lat 90. XX w.? O tym rozmawiamy z Ewą Stusińską, autorką książki „Miła robótka. Polskie świerszczyki, harlekiny i porno z satelity” (wyd. Czarne).
Damian Gajda: „Seksbiznes to nie bajka – dużo tam brudu, nieszczęścia, mafii, manipulacji, ale nie tylko. Jest też odwaga, ekspresja i zachwyt” – tak słowami artysty Maurycego Gomulickiego podsumowujesz swoją najnowszą książkę. Książkę, która zachęca do celebrowania kultury rozkoszy, przywołując czasy, gdy pornografia była czymś ciekawym, tajemniczym, pociągającym.
Ewa Stusińska: Masz rację, bo pornografia to nie tylko jakieś ciemne krzaki i muliste bagna naszej kultury. To również zwykła rozrywka dla dorosłych ludzi, którzy szukają urozmaicenia w sypialni, próbują dolać oliwy do wygasającego ognia wieloletniego związku albo po prostu przetrwać samotność. Dobrze by było, gdyby była ona równie różnorodna jak jej konsumenci.
Dla mojego pokolenia porno lat 90. to zakazane świerszczyki i kasety VHS ukrywane przez ojców w domu. A tobie z czym się ono kojarzyło, zanim zaczęłaś pisać książkę?
Z wypożyczalnią kaset wideo, którą prowadził ojciec. To były czasy, gdy magnetowidy miała garstka Polaków, a w moim domu były aż cztery i setki kaset. Z tego okresu pamiętam przede wszystkim bajki Hanna-Barbera oraz jakieś Terminatory… (uśmiech) Ale wiem, że głównym źródłem dochodu była „erotyka” i seksualne parodie znanych tytułów w rodzaju „Edwarda Penisorękiego” czy „Sperminatora”. Tata oczywiście chował to przed dziećmi, ale dzieci – jak to dzieci – wszędzie wejdą, wszystko znajdą.
”Pornografia to również zwykła rozrywka dla dorosłych ludzi, którzy szukają urozmaicenia w sypialni, próbują dolać oliwy do wygasającego ognia wieloletniego związku albo po prostu przetrwać samotność. Dobrze by było, gdyby była ona równie różnorodna jak jej konsumenci”
Pytam cię o osobiste doświadczenia, bo nie unikasz ich w książce, reporterski obraz filtrowany jest przez twoje przeżycia.
Podpisując umowę na książkę, nie miałam napisać reportażu. Umówiłam się na tekst o polskim porno, bez ograniczeń gatunkowych. Gdy zaczęłam szukać bohaterów, zdałam sobie sprawę, że odzywam się do ludzi, pytając ich często o intymne historie sprzed 30 lat. Uznałam, że by być fair wobec opisywanego świata, trzeba było się przedstawić i wyjaśnić, skąd się przyszło…
Kluczem do tych wspomnień jest hasło „wolność”. Uważasz, że głód wolności był kluczowy w kontekście wielkiego zapotrzebowania na pornografię w latach 90.?
Złożyło się na to kilka rzeczy. Po pierwsze wszelka erotyka była w PRL-u zakazana jako symbol zgniłego Zachodu. Drobne strumyki, które do nas docierały zza żelaznej kurtyny, jak przemycane VHS-y czy świerszczyki, tylko rozbudzały apetyt. Pojawiła się technologia wideo, która jak nic wcześniej przemycała zakazane obrazy przez granicę.
Tamę rozerwała transformacja…
I wtedy jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać peep showy, sex shopy i wypożyczalnie kaset. Polacy byli oszołomieni napływem zakazanych wcześniej towarów. Myśleli, że skoro na Zachodzie ogląda się porno, po prostu wypada robić to samo.
Opisujesz zabawną sytuację otwarcia pierwszego sex shopu w Warszawie, kiedy zainteresowanie gadżetami było tak duże, że właściciel, by dostać się do swojego sklepu, musiał przedzierać się przez tłumy potencjalnych klientów.
Paweł Siarkiewicz, czyli właściciel tego sex shopu, jeszcze kilka dni przed otwarciem, gdy układał towar na półkach, powątpiewał, czy uda mu się sprzedać cokolwiek z oferty dmuchanych lalek czy wyszukanej bielizny. Może kasety wideo, świerszczyki czy prezerwatywy, ale sztuczne pochwy? Zainteresowanie okazało się jednak tak wielkie, że w ciągu zaledwie trzech dni, sprzedał wszystko. No i ledwo dostał się do swojego sklepu, bo kolejka uniemożliwiała mu otwarcie drzwi! Takie były początki sprzedaży artykułów erotycznych w wolnej Polsce.
Ale zanim pojawiły się gadżety, największa popularnością cieszyły się filmy porno. A ich królową, przynajmniej w naszej części Europy, była Teresa Orlowski, Polka, która zrobiła wielką karierę w Niemczech.
Tak, nasza rodaczka z Dębicy zrobiła w latach 80. w Niemczech oszałamiającą karierę. Wraz z mężem Hansem Moserem stworzyła największe i najbardziej zaawansowane technologicznie studia telewizyjne, które odpowiadały za produkcję filmów pornograficznych. Świetnie wyczuła nadchodzącą modę na filmy wideo, dzięki czemu zdystansowała konkurencję. A jej zdolności biznesowe sprawiły, że w Europie Zachodniej stała się Królową branży.
Skąd brała się jej determinacja i wyzwolenie? Przecież pochodziła z małego miasteczka, które często jest źródłem kompleksów.
Ona chyba zawsze czuła, że jest stworzona do „wyższych” rzeczy. (śmiech) Dębiczanie opowiadali, że Orlowski imponowała zachodniość i jak usłyszała, że istnieją maszyny do zmywania naczyń, musiała taką sobie sprawić. Mówili, że zadzierała nosa. Niewątpliwie chciała w życiu czegoś więcej, a w niewielkim polskim miasteczku mogła co najwyżej liczyć na pracę w mleczarni i małe mieszkanie. Dlatego skorzystała z szansy wyjazdu do RFN i już nie wróciła, bo tam – choć zaczynała rozbierając się do fotosów – miała szansę na zupełnie inną karierę.
Historia Orlowski jest metaforą porno biznesu – wielkie pieniądze, szybki zysk, a potem upadek. Rzeczywistość polskich aktorów porno często wyglądała podobnie.
Tak naprawdę niewiele o tym wiemy, bo dziś polska branża praktycznie nie istnieje. Atrakcyjne kobiety, które chcą w niej zaistnieć, wyjeżdżają do Czech, na Węgry, czy do Francji. Nie brakuje więc polskich gwiazdek, jak Natalia i Natasza Starr z Ostrowi Mazowieckiej, Ania Kinski z Oświęcimia, Angelica Wild z Katowic, ale one robią karierę za granicą. Polka w Polsce może liczyć przede wszystkim na slut-shaming.
Ta praca wpływała na ich życie codzienne, odbiór przez społeczeństwo?
Myślę, że wtedy było łatwiej niż dzisiaj. Nie było internetu ani prasy tabloidowej, która jednym artykułem jest w stanie zniszczyć komuś życie. Kobiety, które pracowały w branży, często traktowały to jako epizod w życiu. Były bardzo młode, mogły łatwo zerwać z przeszłością. Kasety wideo, świerszczyki, to nośniki, których właściwie już nie ma. Gniją w piwnicach, na strychach, a w Bibliotece Narodowej nawet „Playboy” jest zdekompletowany. Nie pozostał żaden ślad.
Kim były kobiety, które trafiały do porno-biznesu?
Mężczyźni z polskiej branży zwykle opowiadali mi o trzech typach kobiet. Pierwszą grupę stanowiły te o dużych deficytach intelektualnych. Pochodziły z biednych regionów, były wykluczone społecznie, a rozbierając się, znajdowały szansę „łatwego” zarobku. Do drugiej należały „gwiazdy” – miały w sobie smykałkę do interesów, kalkulowały, że na pewnym etapie życia może im się to opłacić, domagały większych zarobków i „robiły problemy”. Były też oczywiście i takie, które trafiały do pornografii z ciekawości, jednorazowo, by razem z partnerami coś udowodnić.
”Kiedy zaczyna się szukać źródeł pornografii, to szybko okazuje się, że są one tak stare jak ludzkość. Jakiś czas temu na terenie Niemiec odkryto kamienne dildo, którego wiek szacuje się na około 30 tys. lat. Czyli powstało przed wynalezieniem rolnictwa!”
Sporo zamętu w Polsce zrobiła moja ulubiona bohaterka twojej książki, Szwedka Ylva.
Ylva była redaktorką kolumny z poradami erotycznymi w polskim magazynie „Cats”. Pisemko to z dosyć ostrą i stereotypową erotyką wychodziło w Polsce w nakładzie 350 000 egzemplarzy i raczej nikt nie spodziewałby się, że pisze tam ktoś, kogo poglądy na seks mogą być tak równościowe i progresywne. A Ylva rugała polskich czytelników za wulgarny język, doradzała, jak dbać o namiętność w związku niż osiągać wyczyny seks-sportowe, czy przypominała o konieczności antykoncepcji obu stronom. Część jej porad brzmi progresywnie, nawet jak na dzisiejsze czasy!
To prawda, bo paradoksalnie dziś, w czasach, gdy erotyka powinna kojarzyć się z jeszcze większą wolnością i emancypacją niż przed laty, dużo w niej ograniczeń. Zwłaszcza związanych z interpretacją tego pojęcia, które rozumiane jest często jako szybka konsumpcja filmów w internecie
Pornografię toczy ten sam robak, co inne branże. Chęć zysku, nieustanny pęd do bogacenia się, kosztem jakości i podstawowych standardów, sprawia, że niszczymy kolejne dziedziny naszego życia. Erotyka to dziś filmy produkowane przez gigantów światowego hardcore’u, posiadające ogromny kapitał i narzucający dominujący model bardzo przemocowego seksu. A przecież pokazywanie seksu – a tym jest właściwie pornografia – jest tak stare jak freski w Pompejach czy inne twory ludzkiej kultury seksualnej.
Tymczasem wokół pornografii narosło wiele mitów – jest demonizowana, traktowana jako zło ostateczne.
Wokół pornografii zawsze było więcej mitów niż sprawdzonej wiedzy. Dla przykładu nad Wisłą jeszcze do niedawna jej typowy konsument kojarzył się z samotnym, zaniedbanym panem z wąsem, mieszkającym w jakimś małym miasteczku Polski B. Tymczasem, jak mówią badania, co drugi Polak i co trzecia Polka oglądają filmy pornograficzne w internecie. Przy takiej skali trudno utrzymać jakiekolwiek stereotypy czy mity.
W twojej książce sporo jest tęsknoty za światem, który bezpowrotnie odszedł. Uważasz, że stygmatyzacja porno, z którą dziś ten biznes się mierzy, doprowadzi do jego upadku?
Nie ma szans. Za dużo jest w tym pieniędzy, za dużo ludzi konsumuje pornografię na całym świecie. Ale ja nie jestem przeciwna pornografii – tylko chciałabym, by bardziej dostępna była taka jej wersja, która nie budzi podejrzeń o wykorzystywanie, nie premiuje przemocy, nie uprzedmiatawia kobiet. W tym celu nie można zamykać oczu i udawać, że problem nas nie dotyczy. Trzeba zająć się edukacją seksualną, która nauczy nas odróżniać seks od seksizmu, a film porno od tego, co się dzieje w naszych sypialniach. Trzeba też uregulować tę branżę na poziomie międzynarodowym i krajowym, ale nie cenzurować – bo to zawsze prowadzi do jej większego rozwoju w szarej strefie i nasilenia zjawisk przestępczych.
Jak chciałabyś, aby mówiono i myślano w Polsce o porno?
Chciałabym, by pornografia nie kojarzyła się tylko z krótkim filmikiem na pornhubie czy w innym serwisie z darmowym porno w internecie. Tak naprawdę, kiedy zaczyna się szukać źródeł pornografii, to szybko okazuje się, że są one tak stare jak ludzkość. Jakiś czas temu na terenie Niemiec odkryto kamienne dildo, którego wiek szacuje się na około 30 tys. lat. Czyli powstało przed wynalezieniem rolnictwa! To jest naturalne, że ludzie zawsze szukali stymulacji, wiedzy erotycznej przekazywanej z pokolenia na pokolenie albo po prostu rozrywki. I fajnie by było, gdyby dziś była ona bardziej zróżnicowana.
Ewa Stusińska – doktor nauk humanistycznych. W 2018 r. ukazał się jej doktorat „Dzieje grzechu. Dyskurs pornograficzny w polskiej prozie XX wieku”. Jest współzałożycielką magazynu „Nowa Orgia Myśli”. Prowadzi stronę i fanpage porno-grafia.pl. Interesuje się zjawiskami wykluczonymi przez dyskurs publiczny i przyznaje do zainteresowania pornografią wedle zasady: „W sercu mieć dobro, a w głowie – trochę dzikiego porno”.
Polecamy
„To fascynujące, jak algorytmy nie zgadzają się ze sobą w kwestii mojej płci”. Transpłciowa aktywistka sprawdziła, kiedy sutek „staje się” kobiecy
„Zacisnąć zęby i przetrwać”. Kasia Koczułap wymienia, co słyszą kobiety, kiedy mówią, że seks je boli
Tęczowy Piątek po nowemu. Warsztaty z języka inkluzywnego, przychylność dyrektorów szkół i otwartość małych miasteczek
„Za dużo wymagamy”. O tym, dlaczego coraz więcej osób ma problem ze znalezieniem partnera, rozmawiamy z Moniką Dreger, psycholożką
się ten artykuł?