„Z pokolenia na pokolenie przekazywane jest przyzwolenie na takie traktowanie seksualności kobiet: ma boleć” – mówi dr Beata Wróbel
– Kultura zrozumienia dla cierpienia w seksie powoduje, że kobiety w tym tkwią i bardzo często nie interpretują tego jako problemu – zauważa dr Beata Wróbel, ginekolożka seksuolożka z Dąbrowy Górniczej. Rozmawiamy o pochwicy, która może dotyczyć nawet co drugiej, trzeciej kobiety. Wiele z nich jednak nie tylko nie mówi o tym głośno, ale wręcz nie zdaje sobie z tego sprawy.
Aneta Wawrzyńczak: Co to jest pochwica – w krótkich, żołnierskich słowach?
Dr Beata Wróbel: Najprościej mówiąc, to niemożność odbycia stosunku seksualnego, rozumianego jako wprowadzenie członka do pochwy.
Które jest spowodowane mimowolnym zaciskaniem się mięśni pochwy. Tylko z czego to wynika? Co artykuł, to inne przyczyny problemu. Doszłam w końcu do wniosku, że niemal wszystko może doprowadzić do pochwicy.
I słusznie. Kiedy zaczynałam zajmować się seksuologią 22 lata temu, mówiło się wyłącznie o pochwicy pierwotnej, która wynika albo z wrodzonych wad organicznych, na przykład przegrody pochwy, zrośnięcia, sklejenia warg sromowych, albo z przeżytych traum. I która występuje w ciągu całego życia kobiety. Natomiast w miarę upływu lat ta definicja rozmyła się i obecnie coraz częściej mówi się również o pochwicy wtórnej. Ta dotyczy kobiet, które odbywały kontakty seksualne, a nawet mają dziecko, ale okazuje się, że po rozstaniu z partnerem, rozwodzie bądź jego śmierci, nie może już współżyć z kolejnym z powodu zaciskania się mięśni pochwy i związanego z tym bólu. Czyli jest to reakcja psychofizyczna, umysłowo-mięśniowa organizmu, która znów uniemożliwia penetrację pochwy, ale z konkretnym partnerem.
Niby to sprawa czysto fizyczna, a tak naprawdę wszystko rozgrywa się głęboko w psychice?
Każdy z nas jest psychofizyczny, nasze ciało nie jest po prostu ciałem, każda jego reakcja jest odpowiedzią na to, co dzieje się w psychice. To przecież umysł daje lub nie zgodę na czynność seksualną. Jeżeli daje, to mięśnie się luzują, kobieta pozwala na penetrację.
A jeżeli tej zgody nie ma, to mówimy o gwałcie. Pochwica natomiast to problem kobiety, która chce współżyć, ale nie może. To znaczy, że sprzeciwia się podświadomie?
Podświadomie albo nieświadomie, ale coś musiało się wydarzyć w rozwoju tej kobiety, zapisać w jej historii życia psychicznego i emocjonalnego, że jej ciało reaguje niezgodą. Bo z jednej strony wyraża zgodę, wręcz pragnie stosunku, a z drugiej organizm ją blokuje. Nawet w relacji z partnerem, z którym kobieta ma dobre emocje, kochają się, w momencie próby wprowadzenia członka, następuje kulminacja zaciśnięcia pochwy. I o ile do niedawna mówiło się, że zaciska się 1/3 zewnętrznych mięśni okrężnych pochwy, obecnie się od takiego określania odchodzi, bo badania tego nie potwierdzają.
Ja bym strzelała, że to jest bardzo indywidualne.
Aż tak dalece indywidualne, że zdarza się, iż z konkretnym partnerem nie może dojść do kontaktu seksualnego, podczas gdy z innym nie byłoby problemu. To jest także kwestia tego, że zanim dziewczyna podejmuje kontakty seksualne, to przez kilkanaście lat rozwija się. Jeżeli nie ma żadnej traumy, rozwija się prawidłowo, myśli, że jest zdrowa, ale gdy przychodzi do pierwszego seksu i okazuje się, że nie może dojść do stosunku, koniecznie musi udać się do ginekologa, żeby zobaczyć, czy nie ma organicznej przyczyny niemożliwości wprowadzenia członka do pochwy – czyli pochwicy pierwotnej.
Ginekolog w podstawowym badaniu jest w stanie to stwierdzić?
Oczywiście. I taka wizyta to konieczność, bo jeżeli do niej nie dojdzie, a będziemy podejmować kolejne nieudane próby, to będzie się utrwalała w nas reakcja nerwicowa i tak zwany model unikania lęku, a przyczyna czysto anatomiczna stanie się psychoorganiczną. Bo skoro zabolało mnie za pierwszym, drugim, trzecim razem, to będzie bolało i za piątym. W ten sposób wytwarza się mechanizm obronny kombinowania, jak uniknąć seksu. Niektóre kobiety myślą: teraz się nie udaje, ale po ślubie na pewno się odblokuję. A to nieprawda, nie uda się ani zaraz po ślubie, ani po 10 latach małżeństwa, ani nigdy – jeżeli nie chwyci się tego byka za rogi.
Pytanie retoryczne: to się odbija też na innych sferach życia?
Oczywiście. Trafiła do mnie kiedyś para, sześć lat byli ze sobą przed ślubem i sześć po, po dwunastu latach nieskonsumowanego związku oboje byli na skraju depresji. Bo chcieli mieć dziecko, rodzinę, normalne życie – ale to się nie udawało. I w takim związku, kiedy oboje partnerów chce współżyć, ale z racji pochwicy nie może, od razu pogarszają się relacje między partnerami, obniża się samoocena kobiety, a jej chłopak czy mężczyzna jest skonfundowany, w ogóle nie wie, o co chodzi, bo wszystkie inne kobiety mogą współżyć.
Szuka więc winnego – i znajduje: siebie albo swoją partnerkę.
Albo pozwala, żeby kobieta wmówiła mu, że to jego wina. I tak często się dzieje, bo mężczyzna, któremu zależy na kobiecie, który ją kocha, przyjmuje tę argumentację, że to on jej zadaje ból.
Co z pochwicą, której przyczyny nie są anatomiczne, tylko psychiczne? Zawsze ma źródło w głębokiej traumie, złym dotyku, gwałcie?
Nie zawsze, właśnie o to chodzi. To jest fundament, po tak traumatycznym przeżyciu z pewnością kobieta będzie miała problem ze współżyciem. Ale przyczyną pochwicy może być chociażby bardzo konserwatywne, purytańskie wychowanie.
Czyli wpojenie dziecku, że ciało jest nieczyste, grzeszne, że nie wolno się dotykać?
Także, ale to pojawia się w późniejszych latach, gdy dziecko ma kilka lat. Kompletnie natomiast zapominamy o tym, że od momentu narodzin dotyk jest najważniejszym narzędziem komunikacji międzyludzkiej. A seksualność dziecka jest budowana w pierwszych trzech latach jego życia, to wtedy powstaje kapitał na całe nasze życie, związki, rodzinę, małżeństwo.
Tylko że w tym okresie sfera seksualna jest ostatnią, z którą kojarzy się dziecko…
Ale tu chodzi o to, czy dziecko przytulamy, czy rośnie w kochającej się rodzinie, czy widzi i czuje, że rodzice się razem śmieją, obejmują, przytulają, wygłupiają, całują. W jego głowie te wszystkie obrazy zostają i dla niego staje się to naturalne, relacje między rodzicami mają dla dziecka największe znaczenie w budowaniu stosunku do własnego ciała i tego, jak w przyszłości będzie reagować na to, co będzie się z tym ciałem działo.
A jeśli jest to zbudowane w sposób nieprawidłowy, dysfunkcyjny, to jedną z konsekwencji może być pochwica?
Tak. Jej powodem mogą być nawet pozornie małe traumy: kiedy rodzice krzyczą na dzieci, któreś z nich jest przemocowe, kiedy się rozwodzą, ale też wtedy, gdy w rodzinie nie rozmawia się czy dziecko nie czuje od rodziców wsparcia. Bardzo wiele jest w tej chwili pochwic wywołanych traumą rozwodu rodziców i wciągania dzieci w ten proces szarpania się między matką a ojcem, ciągania ich po sądach, żądania opowiedzenia się po którejś ze stron. A dziewczynka w swojej głowie staje wtedy odruchowo zazwyczaj po stronie matki i w konsekwencji w kontrze do ojca, który zawsze jest pierwszym męskim wzorem. A to prędzej czy później odbija się na jej reakcjach psychofizycznych w sytuacji stosunku seksualnego.
Ile kobiet dotyka pochwica? Można to chociaż orientacyjnie oszacować? Bo spotkałam się zarówno ze statystykami wskazującymi, że zaledwie 0,2 procent, jak i takimi, które podają, że co najmniej 15 procent, a więc co szóstą kobietę.
Jeżeli chodzi o pochwicę pierwotną, to w skali ogólnoświatowej stwierdzono, że 2 procent małżeństw jest nieskonsumowane, a główną tego przyczyną jest właśnie pochwica osobiście byłam świadkiem na dwóch rozprawach w sądzie biskupim w sprawie unieważnienia małżeństwa. Tylko właśnie: świadkiem. Bo Kościół katolicki nie traktuje wiedzy o seksualności człowieka jako wiedzy lekarskiej, nie zostałam więc powołana w charakterze biegłego, tylko świadka.
”Przyczyną pochwicy może być chociażby bardzo konserwatywne, purytańskie wychowanie. Od momentu narodzin dotyk jest najważniejszym narzędziem komunikacji międzyludzkiej. A seksualność dziecka jest budowana w pierwszych trzech latach jego życia, to wtedy powstaje kapitał na całe nasze życie, związki, rodzinę, małżeństwo”
A pochwica wtórna?
Jeżeli określamy ją jako bolesne współżycie i w związku z tym odkładaniem w czasie, a wręcz odmawianiem seksu, to zarówno z danych światowych, jak i moich badań wychodzi, że dotyczy to około 20 procent kobiet.
Aż tylu?!
Powiem więcej, z mojej praktyki jako ginekologa seksuologa, kiedy sama zagajam o to pacjentki, wynika, że nawet co trzeciej albo i co drugiej.
O tym się w ogóle nie mówi.
Bo po prostu, przekazywane z babki na matkę i z matki na córkę, jest przyzwolenie na takie traktowanie seksualności kobiet: ma boleć. Pokutuje przekonanie oparte na tym, co ujął Cyceron słowami: kobiety zrodzone są po to, żeby cierpieć. I ta kultura zrozumienia dla cierpienia przy seksie powoduje, że kobiety w tym tkwią i bardzo często nie interpretują tego jako problemu.
Z tego, co pani mówi, wynikałoby, że główną przyczyną, dlaczego tak mało kobiet zgłasza ten problem i o nim mówi, jest niewiedza i pokutujące mity na temat kobiecej seksualności.
To jest jedna strona medalu. Problem polega również na tym, że studenci medycyny nie są uczeni o seksualności kobiety. A później, jako lekarze, nie pytają o to – bo krępują się albo obawiają, że będą z tego same problemy, bo kobieta uzna, że naruszyli jej godność. U nas wciąż nie ma świadomości, że życie seksualne jest elementem zdrowia jako takiego i że wszystko, co się dzieje w zakresie czynności seksualnych, ma bezpośredni związek ze zdrowiem całego człowieka, zarówno kobiety, jak i mężczyzny. Kobiety więc nie pytają, bo nie mają świadomości, że to może być problem albo są nauczone, że musi boleć. I lekarze nie pytają, bo nie wiedzą. A ci, którzy wiedzą, obawiają się, że sobie narobią kłopotów.
Spodziewałam się raczej, że ten celofan tabu, którym jest owinięta pochwica, to raczej kwestia wstydu.
Ależ oczywiście, bardzo dużo jest w kobietach wstydu. Proszę się zastanowić, dlaczego kobiety nie chodzą regularnie na badania ginekologiczne? Dlaczego mimo ogromnych starań państwa, wysyłania zaproszeń na badania cytologiczne, kobiety ich nie robią? Bo TAM się nie zagląda, o TYM się nie rozmawia, TAM się tylko uprawia seks, żeby spłodzić dziecko.
A żyjemy przecież w tak bezwstydnych czasach: publiczne wynurzenia o tym, co się dzieje w alkowie, wszechobecny negliż, reklamy oparte na skojarzeniach z seksem, zawoalowanych bardziej, mniej lub wcale… Poczucie wstydu, wydawałoby się, powinno odejść do lamusa.
Też się nad tym zastanawiam. I odpowiadam sobie, że to przez to, że żyjemy w tak ogromnych stereotypach. I że kobiety czytając w gazecie czy internecie o pochwicy, odbierają to jako sensację. Z pani imienniczką od ponad roku pracuję nad książką, w której opowiadam o tych wszystkich zagadnieniach, o które mnie pani pyta. Bo tylko wspólne działanie, mówienie w jasny sposób o tych sprawach, a więc edukacja, to jedyna droga, żeby z tego świata stereotypów i wstydu uciec.
To jeszcze powiedzmy sobie, czy pochwicę można wyleczyć.
Tak, jest to trudne, ale mam w swoim dorobku dziesięcioro dzieci, urodzonych przez matki z pochwicą pierwotną. Bo kobieta, która chce mieć dziecko, jest w stanie zrobić bardzo dużo, poddać się wielu działaniom, byleby tylko doprowadzić do poczęcia. Tu natomiast często pojawia się kolejny problem, bo później ten dorobek, który umożliwił zajście w ciążę, nie staje się fundamentem do budowy udanego życia seksualnego w związku – i w ogóle do funkcjonowania rodziny.
”Bardzo dużo jest w kobietach wstydu. Proszę się zastanowić, dlaczego kobiety nie chodzą regularnie na badania ginekologiczne? Dlaczego mimo ogromnych starań państwa, wysyłania zaproszeń na badania cytologiczne, kobiety ich nie robią? Bo TAM się nie zagląda, o TYM się nie rozmawia, TAM się tylko uprawia seks, żeby spłodzić dziecko”
Na zasadzie: cel został osiągnięty, więc to, czy seks będzie sprawiał mi przyjemność, czy ból – czy go w ogóle w związku nie będzie – to jest już sprawa drugorzędna, wręcz marginalna?
Bardzo dobrze to pani rozpoznała. I tak to właśnie wygląda u większości borykających się z pochwicą par, które prowadzę: cel został osiągnięty, natomiast to, czy dziecko będzie miało fajnie funkcjonujących razem rodziców, czy oni się po prostu prędzej czy później rozwiodą, kompletnie ich nie obchodziło. Parę lat po urodzeniu dziecka udają, że jeszcze się starają, że im jakoś na sobie zależy, ale generalnie te związki się nie udają.
A sam proces leczenia? Jak to wygląda?
To przede wszystkim postępowanie psychofizyczne, oswajanie z ciałem i jego obrazem w naszej wyobraźni, bo projektujemy je w głowie, mamy określony do niego stosunek. A zatem stosuje się metody, które uczą akceptacji swojego ciała, otwarcia na nie i przyzwolenia na bycie z ciałem partnera seksualnego.
Leczenie pochwicy to więc bardziej zadanie dla seksuologa, niż ginekologa?
Na świecie pochwicę i bolesne współżycie leczy się w zespołach złożonych z ginekologa, psychologa i fizjoterapeuty, u nas to wszystko jest pomieszane. Choć na szczęście od kilku lat coraz więcej psychologów interesuje się seksualnością człowieka, bo wcześniej kompletnie nie byli tą sferą zainteresowani. Dobrze więc, żeby leczenia podjął się ginekolog seksuolog, choć niekoniecznie. Ważne, żeby ginekolog, który posiada wiedzę na ten temat, zna się na mięśniach dna miednicy, wie także, jakie znaczenie ma ona dla kobiety i jej psychiki.
A co, że tak powiem, z „mechaniczną” częścią leczenia? Znalazłam dilatatory doodbytnicze, które stosuje się do delikatnego rozszerzania zwieraczy i kanału odbytniczego. Jest ich mnóstwo i kosztują kilkanaście złotych. Znalazłam też dilatator dopochwowy – ale ten kosztuje już prawie 400 złotych.
I tyle w tym temacie. Teraz i tak jest lepiej, bo można sprowadzić dilatator przez aptekę internetową z zagranicy. A jak ja zaczynałam pracę ponad 20 lat temu, to kobiety używały marchewki i parówki, bo nie było w Polsce NIC.
Znów pytanie retoryczne: pochwica to sprawa wyłącznie kobiety?
Absolutnie. To sprawa jej samej, jej rodziców, jej partnera. Bo w terapii pochwicy dotyka się również relacji rodzinnych i wychodzą wszystkie szkody, jakie rodzice wyrządzili w procesie wychowawczym.
Zdarzają się przypadki beznadziejne?
Nie. Warto podjąć leczenie, ale jeżeli nie uda się doprowadzić do możliwości penetracji z danym partnerem, to trzeba się rozstać. A rozpad w związku w seksuologii również jest wyleczeniem, bo gdy oboje znajdą sobie nowych partnerów, to z dwójki nieszczęśliwych ludzi zrobi się czwórka ludzi szczęśliwych. Ale zdarzają się również związki, w których partnerzy są sobą tak wzajemnie zafascynowane, tak się kochają, szanują i tworzą tak kapitalny związek, że brak współżycia zupełnie im nie przeszkadza. I tego nie ma co na siłę burzyć. Wszystko zależy od tego, co się czuje, jakie się ma oczekiwania i odpowiedzialność, jak się widzi swoje życie. I od prawdy w związku.
Zobacz także
„Zdarzało się, że nie szłam do pracy, bo nie mogłam przestać się masturbować. Jestem uzależniona od seksu i miłości”
„Ćwiczmy mięśnie dna miednicy! Zmniejszymy dolegliwości nietrzymania moczu oraz poprawimy jakość naszego życia seksualnego”
„Kiedy zaczynamy odpuszczać kontrolę na co dzień, zazwyczaj seks na tym zyskuje” – mówi seksuolożka Marta Niedźwiecka
Polecamy
„Sztukę flirtowania trzeba aktualizować” – mówi seksuolożka Patrycja Wonatowska
Ludzie całujący się rano na pożegnanie żyją średnio 4 lata dłużej
Czym jest zespół MRKH? Diagnoza braku pochwy może zszokować
Atrofia pochwy, czyli gdy śluzówka pochwy zaczyna zanikać
się ten artykuł?