”Gry, zabawy i zabawki w łóżku zbliżają. Pary, które bawią się razem, zostają razem”. O eksperymentowaniu w seksie mówi Joanna Keszka
– Moim zdaniem miarą dobrych kochanków i dobrych kochanek może być to, co potrafią ze sobą wzajemnie zrobić poza penetracją. Oczywiście nie mam nic przeciwko penetracji, bo kontakt gorącej cipki z zaprzyjaźnionym penisem to zawsze przyjemność, a szybkie numerki czasem ratują nasze życie seksualne. Ale seks to ogół zabawy z ciałem i tą sferą życia. Zaczyna się już od rozmowy, od wymyślania scenariuszy erotycznych – mówi Joanna Keszka.
Ewa Bukowiecka-Janik: Eksperymentowanie w łóżku: używanie gadżetów, przebieranki, zabawa w role kojarzy się z dobrym, obfitym i nowoczesnym seksem, a jednocześnie ze sposobem na nudę w związku. Czy na eksperymentowanie może być w związku za wcześnie?
Joanna Keszka: W tym pytaniu zawarte jest założenie, że seks na początku relacji musi być fantastyczny sam w sobie. Że jeśli kobieta spotka tego właściwego mężczyznę, to on ze swoim penisem jak czarodziejską różdżką sprawi, że będziemy szczytować i nic poza jego ciałem i emocjami między nami nie będzie nam potrzebne do pełnej satysfakcji. To jest romantyczno-pornograficzny mit o tym, czym nie jest kobieca seksualność. Niestety jest on wciąż bardzo żywy. Oddajemy odpowiedzialność za nasze doznania mężczyznom i od tego, co on „z nami zrobi”, uzależniamy przyjemność. Tymczasem nasze ciała, nasze doznania to nasz świat, do którego możemy kogoś zaprosić na naszych zasadach. I jeśli dotąd były w tym świecie zabawki i eksperymenty, to dlaczego mamy z tego rezygnować, gdy pojawia się facet?
Bo mogłybyśmy go zawstydzić?
To jest strach przed oceną, w imię której odbieramy sobie prawo do przyjemności. Masa kobiet inteligentnych, ślicznych, bystrych, samodzielnych nie potrafi po orgazmie mężczyzny powiedzieć: „cieszę się, że jest ci dobrze, ale zróbmy też coś, bym ja też miała pełną przyjemność z zabawy”. W tym momencie można wziąć do ręki zaprzyjaźniony wibrator. Problem polega na tym, że dla wielu mężczyzn wibrator to konkurencja albo wręcz zamach na ich ego. No bo jak to: mój penis ci nie wystarcza?!
Oddychamy stereotypami o seksie jak zatrutym powietrzem. Jednym z najbardziej krzywdzących mitów jest przekonanie, że orgazmy kobiece są skomplikowane. Że u mężczyzn to jest prosta sprawa: jest penis we wzwodzie, więc będzie i wytrysk, a kobiety są tak wymagające, że ich orgazm to tajemna zagadka, którą udało się rozgryźć wybranym. Efekt rozpowszechniania tego stereotypu jest taki, że mężczyźni czują się zwolnieni z obowiązku poszukiwania sposobu na kobiecą przyjemność. Albo tak przytłoczeni wyzwaniem, że nie mają odwagi go podejmować. Dlatego radzę kobietom, by od samego początku znajomości zaczynały od siebie, od swojej przyjemności i bez względu na to, czy są w związku, czy nie, brały sprawy w swoje ręce.
W to zapewne wlicza się również masturbacja, a choć coraz więcej się o niej mówi, to jednak w mediach dominuje narracja o seksie w kategoriach związku.
Niestety tak jest. A przecież seks jest częścią życia każdego dorosłego człowieka, a seksualność to element bycia dorosłym człowiekiem. Seks jest codziennością! Nasza seksualność jest w nas na stałe, to część nas. Myślenie o seksualności w taki sposób, że mamy zwykłe uporządkowane życie, chodzimy do pracy, wychowujemy dzieci, a od czasu do czasu budzi się w nas seksualność, jest błędem. To, co dzieje się w seksie, ma wpływ na to „zwykłe” życie i może nam wiele rzeczy uświadomić. I odwrotnie: to jak jesteśmy traktowane poza sypialnią, wpływa na nasze oczekiwania lub ich brak w łóżku. Dlatego warto przyglądać się temu, co się dzieje w przestrzeni seksualnej, zamiast zamykać oczy czy zamiatać sprawę pod dywan. Głowę oszukasz, ale cipki nie oszukasz. Cipka to najszczerszy organ na mapie ciała, warto się w nią wsłuchać.
Co na przykład może uświadomić nam nasz seks?
Może okazać się np. że wchodzimy w relacje, które nam nie służą. Myślimy wtedy: „ale ja go kocham, chcę z nim być”, a jednocześnie godzimy się, by ten mężczyzna z naszym ciałem robił rzeczy, z których nie mamy przyjemności, w których czujemy się bardziej eksploatowane niż akceptowane, swobodne i bezpieczne. W takiej sytuacji ciało się w końcu zablokuje. Nie ma znaczenia, co dokładnie robimy w łóżku, to naprawdę jest sprawa drugorzędna. Liczy się, czy czujemy się dobrze i pewnie z naszym partnerem lub partnerką.
Na moich warsztatach często powtarzam, że ciało raz puszczone w ruch, samo puszcza się dalej. Kiedy kobiety zaczynają sobie zadawać to proste pytanie: czego sama naprawdę chcę, nie czego chce mój partner, to jest początek odkrywania swojej seksualności. Najważniejsze jest to, by wiedzieć, na co same jesteśmy gotowe, co nam się podoba, i nie oceniać tego. To może być dużo przytulania, dotyku, samodzielne odkrywanie swojego ciała, a penetracja, pozycja i zaprzyjaźniony penis są miłymi dodatkami. Ale może przyjść taki moment, że będziemy miały ochotę na eksperymentowanie i ostrzejsze zabawy. Może chcemy najpierw się ośmielić i poznać wzajemnie, a może od razu będziemy się radośnie grzmocić? Nie ma jednego idealnego scenariusza na początek. Nieważne, w jakim momencie rozwoju naszej seksualności pojawi się facet, warto robić to, czego chcemy i na co jesteśmy gotowe.
Udane życie seksualne będzie wtedy, gdy je uwewnętrznimy.
Co to znaczy?
To znaczy, że utożsamimy przyjemność seksualną z tym, co nam się podoba i damy sobie do niej pełne prawo. Że nie będziemy się cenzurować, a czerpać radość i energię z seksu. Seks nie powinien męczyć, polegać na zaciskaniu zębów w imię utrzymania miłości, czy wypełnienia obowiązku małżeńskiego, przeciwnie, powinien ładować nasze akumulatory. W czerpaniu przyjemności z seksu przeszkadza traktowanie seksu jako dowodu na swoją atrakcyjność, nowoczesność, czy moralność.
Seks jako dowód na moralność?
Są kobiety, które chcą pokazać swoją uległością, podporządkowaniem i nieokazywaniem swoich potrzeb, że są tzw. porządnymi kobietami, a to działa, jeśli facet poszukuje kobiety „prawdziwej”, „świętej” i „czystej”. Ci sami mężczyźni i te same kobiety mogą też uważać, że kobieta, która upomina się o swoją przyjemność, jest wulgarna i niewyżyta. Tyle że ograniczanie kobiety w łóżku odbije się w końcu również na mężczyźnie. Bo to właśnie takie kobiety często wchodzą w związki i w sytuacje seksualne, których nie chcą i to prędzej czy później będzie źródłem problemów dla obu stron. Bo po prostu tego seksu będzie w związku coraz mniej albo będzie coraz bardziej wymuszany.
Wiele kobiet w przestrzeni seksualnej czuje się, jakby je porwała rwąca rzeka. Robią rzeczy, które są odpowiedzią na potrzeby emocjonalne i erotyczne mężczyzny. W rzece nie da się pływać, a nawet czuć choćby spokój i bezpieczeństwo. Wierząc we wspomniany romantyczno-poronograficzny model miłości, który opiera się na przekonaniu, że spotkanie „tego jedynego” sprawi, że życie pod każdym względem, również w łóżku, potoczy się w odpowiednim kierunku, jest powierzaniem innemu człowiekowi swojego bezpieczeństwa i szczęścia.
Stopień przyjemności i radości z seksu nie zależy od stopnia zaawansowania różnych technik czy gadżetów, których używamy. Seks to zabawa dla dorosłych, a żeby się dobrze razem bawić, potrzebna jest otwarta wymiana – potrzeb, pomysłów, zgody, akceptacji i dobrych intencji.
”Najważniejsze jest to, by wiedzieć, na co same jesteśmy gotowe, co nam się podoba, i nie oceniać tego. To może być dużo przytulania, dotyku, samodzielne odkrywanie swojego ciała, a penetracja, pozycja i zaprzyjaźniony penis są miłymi dodatkami. Ale może przyjść taki moment, że będziemy miały ochotę na eksperymentowanie i ostrzejsze zabawy”
Wielkie uczucie jest niepotrzebne.
Nie jest konieczne. Wiele osób jest zaskoczonych takim podejściem do seksu na luzie – by się nim bawić. Zbyt często zamieniamy nasze życie seksualne w światowe mistrzostwa – ile razy w tygodniu „konar zapłonie” i na jak długo, ile pozycji zaliczymy w tym czasie.
Mężczyźni wciąż się porównują z innymi od względem gotowości, a kobiety traktują seks jak sprawdzian. Czy wyglądam wystarczająco dobrze? Czy zachowuję się ponętnie i kobieco? Czy jestem namiętną kochanką? Czy jestem wystarczająco wyzwolona? Pod sztandarem nowoczesności też można zgubić siebie.
Próbujemy w łóżku pokazać się z najlepszej strony.
Tak, to jest strategia, która ma nas ochronić przed zranieniem, na które w sferze seksualnej jesteśmy o wiele bardziej narażeni. Ta „najlepsza strona” może mieć różne oblicza: albo wspomnianej świętej, albo wyzwolonej, gotowej dosłownie na wszystko. Zachęcam, by w seksie okazywać sobie troskę, zainteresowanie, nieważne „w jakim stylu”. Ważne, by to było szczere, nasze i prawdziwe. Nie musi być idealne. Perfekcja w seksie to jest brzydkie słowo. Proponuję mniej zastanawiania się, czy to wypada i jak to robią inni, a bardziej skupić się na tym, na co sami mamy ochotę. Seks powinien nas łączyć. To klej dla pary, gra zespołowa. Niestety zbyt często widzimy w seksie narzędzie do sprawowania władzy i kontroli w związku. To kryje się nie tylko pod męską chęcią dominowania, ale nawet pod tym niepozornym graniem „świętej”. Również odmawianie seksu może być karą, manipulacją.
Co decyduje o tym, którą strategię wybieramy?
Przede wszystkim nasze myślenie o sobie, ale też oczekiwania społeczne. Choć reszta świata nie wie, co robimy w łóżku, to często patrzymy na siebie oczami ogółu. Stereotyp o tym, co wypada kobiecie, czy też presja na wyuzdany super seks zastępuje nasze potrzeby. Wciąż żyjemy w konserwatywnym społeczeństwie, w którym dążenie kobiety do swojej przyjemności jest uznawane za nieprzyzwoite, a penis ma w stu procentach kobiecie wystarczać. I jeśli tak nie jest, to znaczy, że z nią jest coś nie tak. Faceci wciąż boją się „wpuszczać” do sypialni wibratory i inne gadżety, które służą kobiecej przyjemności, podczas gdy to nie są nie wiadomo jak zaawansowane urządzenia, które czynią cuda. To zabawki, nie konkurencja.
Co powinniśmy zrobić, jeśli partner lub partnerka wzbraniają się przed eksperymentami, a my mamy na nie ochotę?
Na pewno nie naciskać, jednak warto o tym po prostu otwarcie porozmawiać. Opowiedzieć drugiej stronie o tym, jak to widzimy, co nam to daje. Jeśli partner czy partnerka przestaną oceniać fakt używania w łóżku zabawek, być może otworzy się przed nimi nowy wymiar przyjemności, ale też nowa jakość bliskości z drugą osobą.
Jest też takie przekonanie, że zabawy erotyczne i „kombinowanie” z gadżetami jest dla par, które się w łóżku nudzą. Że po to sięga się, gdy wkrada się rutyna.
Tak, oraz dla „wybrakowanych”, którzy muszą się posiłkować czymś z zewnątrz, żeby było fajnie, jakby sami nie byli zdolni do kreatywnego seksu. To czasem wywołuje efekt wyparcia: „ja i wibrator? Nieee, ja nie mam żadnych łóżkowych problemów”. Boimy się przyznać, że coś jest nie tak i sięgnięcie po zabawki byłoby przypieczętowaniem tego kryzysu. Spotkałam kobiety, które mówiły, że są od 10 lat w małżeństwie, więc o seksie wiedzą wszystko. Po czym okazywało się, że szczytują raz na 5 zbliżeń.
”Faceci wciąż boją się „wpuszczać” do sypialni wibratory i inne gadżety, które służą kobiecej przyjemności, podczas gdy to nie są nie wiadomo jak zaawansowane urządzenia, które czynią cuda. To zabawki, nie konkurencja”
Ale też może być tak, że to kobiecie wystarcza. Podobnie jak życie seksualne bez gadżetów.
Oczywiście! Potrzeby każdy ma inne i satysfakcjonujący, urozmaicony seks jest jak najbardziej możliwy bez gadżetów erotycznych. Chodzi o to, by się na nie nie zamykać i nie dopisywać do ich używania żadnych filozofii.
Traktowanie seksualności jako sfery, o którą nie trzeba się troszczyć ani dbać w związku, może mieć opłakane skutki. Przychodzą do mnie pary, które mówią, np. jesteśmy razem wiele lat, było naprawdę świetnie, a teraz jedno z nas nie chce seksu. Pod takim scenariuszem często kryje się historia zdrady. Okazuje się, że na jakimś etapie, gdy zabrakło przyjemności w łóżku, on lub ona poszukiwali tego na zewnątrz, zamiast między sobą. Woleli ranić i kłamać, niż otworzyć się na komunikację na temat seksu, na wspólne odkrywanie nowych erotycznych ścieżek. To bardzo smutne. O seks należy dbać, kiedy jest dobrze. Celebrować go, cieszyć się nim, zauważać i poznawać swoje potrzeby i potrzeby partnera czy partnerki.
Moim zdaniem miarą dobrych kochanków i dobrych kochanek może być to, co potrafią ze sobą wzajemnie zrobić poza penetracją. Oczywiście nie mam nic przeciwko penetracji, bo kontakt gorącej cipki z zaprzyjaźnionym penisem to zawsze przyjemność, a szybkie numerki czasem ratują nasze życie seksualne. Ale seks to ogół zabawy z ciałem i tą sferą życia. Zaczyna się już od rozmowy, od wymyślania scenariuszy erotycznych. To już wzbudza podniecenie i radość, rodzi kontakt i wymianę. Możemy później nie mieć czasu czy energii, by całość wprowadzić w życie, ale może przy kolejnym zbliżeniu pojawi się chociaż element tego, co pojawiło się we wspólnych fantazjach.
Czyli gry, zabawy i zabawki mogą zbliżać.
Bardzo! Pary, które bawią się razem, zostają razem. Michalina Wisłocka sporo mówiła o tym, że seks jest powszedni. Że to nie jest ten jeden moment uniesienia.
Seks to część naszego życia, taka jak spotkania towarzyskie, rodzinne, praca, dlatego powinniśmy o niego dbać. Nasze podejście do seksu rzutuje na relację. Na to, czy na co dzień okazujemy sobie czułość, czy tylko na nią czekamy albo dawkujemy i powstrzymujemy. Ta czułość i zainteresowanie drugą osobą może objawiać się w przeróżnych gestach: głaskaniu, przytulaniu, pocałunkach. Nie ma czegoś takiego jak „seks jest nie dla mnie”. Bo seks to radość i przyjemność, a z tego w życiu nie można rezygnować. Można porzucić wiele rzeczy, ale nie przyjemność i radość. To się wiąże ze szkodliwym przekonaniem, że życie już takie jest: smutne, trudne, dlatego należy zająć się „poważnymi sprawami”. Seks to bardzo poważna sprawa!
Joanna Keszka – Trenerka Kreatywnego Seksu, edukatorka seksualna, aktywistka i pisarka. Autorka poradników i książek o seksie „Grzeczna to już byłam”, „Potęga Zabawnego Seksu”. Prowadzi warsztaty i szkolenia w całej Polsce. W jej butiku www.LoveStore.Barbarella.pl można kupić zdrowe i praktyczne gadżety erotyczne dla kobiet i dla par.
Zobacz także
Joanna Keszka: Do pochwy wkładamy rzeczy dobre. To dotyczy zarówno gadżetów, jak i penisów
„Naszą misją od początku było wyjście z wulgarnej i przemocowej narracji wokół gadżetów erotycznych” – mówią założycielki queerowego butiku erotycznego
Krzysztof Tryksza: „Dobry seks to seks bez kontroli. Gdy pojawią się lęk, wstręt, obrzydzenie – to jest granica, która wyznacza pole naszej swobody”
Polecamy
„Sztukę flirtowania trzeba aktualizować” – mówi seksuolożka Patrycja Wonatowska
Medroxy: „Ludzie mają mnóstwo ohydnych określeń na to, co robimy i kim jesteśmy, a ja chcę, żeby wiedzieli, że praca seksualna to mój wybór”
WHO alarmuje: Nastolatki uprawiają seks bez zabezpieczenia. „Zbieramy gorzkie owoce zaniedbania edukacji seksualnej”
Renata Orłowska: „My, osoby z niepełnosprawnościami, jesteśmy wykluczane nawet przez grupy, które same walczą z wykluczeniem”
się ten artykuł?