„Nie ma jednej miary, co traumatyzuje, a co nie. Dla każdego układu nerwowego ‘za dużo’ ma inną definicję” – mówi terapeutka traumy Sabina Sadecka
– Rozmawiałam z osobą, która przeżyła dwie fale powodziowe – jedną w 1997 roku, drugą w 2009. Była psycholożką, chodziła w zalanych wioskach od domu do domu i proponowała wsparcie na pierwszej linii, żeby nie wykształciło się PTSD. Powiedziała mi: „Sabina, ty nawet nie wiesz, jak bardzo ludzie potrafią się wstydzić tego, że to ich dom został zalany, a dom sąsiada nietknięty”. Wstyd jest czymś, co nas odcina od naturalnych sił zdrowienia. (…) Niestety, bardzo często, gdy spotyka nas jakieś nieszczęście, zamykamy się, odcinamy od tych sił. Taką mamy kulturę. Ktoś się przewrócił i wstydzi się tego, zamiast „lizać rany” – mówi terapeutka traumy Sabina Sadecka.
Monika Szubrycht: Mogą go mieć weterani wojenni, żony żołnierzy, pielęgniarki, wolontariusze, ofiary przemocy domowej, ale też osoby, które przeszły przez chorobę nowotworową. Nie sposób wymienić wszystkich. Czym charakteryzuje się PTSD (post-traumatic stress disorder)?
Sabina Sadecka: Zespół Stresu Pourazowego jest jedną z konsekwencji psychologicznych, które mogą nam się przydarzyć po traumatycznym przeżyciu. Jest to tylko jedna z możliwych konsekwencji, bo często hasło „trauma” kojarzy się od razu z PTSD, a chciałabym mocno zaznaczyć, że nie zawsze trauma i nie u każdego rozwinie się w PTSD, jakkolwiek byśmy tej traumy nie definiowali.
W świecie kategorii diagnostycznych ludzkie cierpienie rozumiane jest dosyć wąsko. Pewne nasze objawy mogą się wpasować do tej kategorii, a pewne nie. Objawy PTSD pojawiają się po wydarzeniu traumatycznym, lecz nie od razu, musi minąć jakiś czas – badania pokazują, że co najmniej miesiąc, dla niektórych będzie to kilka tygodni. Ale jest też coś takiego jak odroczone PTSD. Pojawia się na przykład pół roku po traumatycznym zdarzeniu.
Można powiedzieć o trzech wiązkach objawów w diagnozie PTSD. Pierwsza klasa objawów jest związana z rozregulowaniem naszych emocji i ciała, z dużym pobudzeniem. Ludzie z PTSD mają problem z zalewającymi ich emocjami: lęku, wstydu, czasami gniewu. Jakbyśmy mieli poczucie, że nasze ciało jest za małe na emocje, które nami targają. W pierwszej wiązce objawów następuje maksymalne rozregulowanie, pod wpływem silnych emocji nie poznajemy własnego ciała. Nie możemy spać, nie możemy się skupić.
Drugi objaw to tak zwane wtargnięcia, w języku fachowym nazwane intruzjami. Osoba spaceruje po parku, otoczenie jest bezpieczne, nic nie przypomina o traumatycznym doświadczeniu i nagle przed oczami „staje” jej osoba, która dokonała napaści kilka tygodni wcześniej. Intruzje mogą mieć charakter wzrokowy, czyli widzę pewne obrazy i mam problem z odróżnieniem, czy są realne, czy nie. A nawet gdy wiem, że nie są realne, że to tylko wspomnienia, to i tak reaguję na nie, jakby były prawdziwe. Intruzje mogą dotyczyć też innych zmysłów. Można słyszeć dźwięki, które kojarzą nam się z traumatycznym wydarzeniem. Badania pokazują, że możliwe są również intruzje dotykowe.
To przerażające. Tym bardziej że trudno postawić diagnozę. Objawy, o których pani mówi, mogą wskazywać na depresję czy zaburzenia lękowe. Nie wspomnę nawet, że omamy słuchowe kojarzą się jednoznacznie ze schizofrenią…
Tak. To ważne, żeby mieć tego świadomość. Zdarzenie traumatyczne rozregulowuje układ nerwowy i on może reagować dziwnymi, niezrozumiałymi objawami, ale jeżeli się je zrozumie, można z łagodnością spojrzeć na swoje ciało. Intruzje dotykowe mogą wydawać się przerażające. Wydaje mi się na przykład, że ktoś mnie uderza w rękę. Czasami ludzie mówią, że wydaje im się, że ktoś za nimi stoi – to bardziej intruzja kinestetyczna. Są też intruzje związane z zapachem, który był obecny w sytuacji traumatycznej. Na przykład w Syrii używano broni chemicznej, która miała bardzo specyficzny, a zarazem ładny, owocowy zapach. Osoby, które doświadczyły skrajnego lęku, związanego z byciem w obszarze, w którym użyto broni chemicznej, miały reminiscencje zapachowe – czuły zapach, chociaż go nie było. Rzadziej słyszy się o intruzjach smakowych, ale one też mogą wystąpić.
Wtargnięcia mogą mieć także charakter myśli. Na przykład myślę o sobie bardzo źle, mam wewnętrznego krytyka, który jest nieskontrolowany. Często ludziom się wydaje, że to wręcz ociera się o szaleństwo, mają w sobie głos, który ich wyzywa, albo mówi: „nie idź tam” – to też może być kategoria intruzji.
Trzecia wiązka objawów jest związana z zawężeniem. Zawężenie jest bardzo często związane z flagowym przejawem PTSD, czyli unikaniem wszystkiego, co mogłoby nas narazić na przeżycie tej traumy jeszcze raz. To nie jest tylko unikanie realnych sytuacji, w których mogłoby się powtórzyć to, co się zdarzyło, ale też unikanie wszelkich sytuacji, w których moje ciało mogłoby zareagować tak, jak zareagowałoby na sytuację traumatyczną. Na przykład: osoba przeszła zabieg chirurgiczny. Gdy jej układ nerwowy zareagował na ten zabieg rozwinięciem PTSD, może potem nie tylko unikać lekarzy, pielęgniarek czy sytuacji, w których musi się poddać jakiemuś zabiegowi, ale wszystkich sytuacji, w których coś nie będzie zależało od niej. Może panicznie bać się utraty kontroli, jak chociażby siadanie tyłem do drzwi w gabinecie terapeuty.
”W świecie kategorii diagnostycznych ludzkie cierpienie rozumiane jest dosyć wąsko. Pewne nasze objawy mogą się wpasować do tej kategorii, a pewne nie. Objawy PTSD pojawiają się po wydarzeniu traumatycznym, lecz nie od razu, musi minąć jakiś czas – badania pokazują, że co najmniej miesiąc, dla niektórych będzie to kilka tygodni”
Część osób nie chce siedzieć tyłem do drzwi nie tylko w gabinecie, ale choćby w restauracji.
Tak, czasami to jest preferencja, rys osobowościowy czujności. Jeśli chodzi o PTSD, to ta czujność jest inna dla układu nerwowego, bo kiedyś nas zawiodła. Układ nerwowy sytuację straumatyzowania postrzega jako niedopilnowanie i teraz „chce zrobić” wszystko, żebyśmy następnym razem nie znaleźli się w podobnej sytuacji. Nasz układ nerwowy staje się hiper czuły na różne sygnały, na przykład brak kontroli. Zawężenie – trzecia wiązka objawów PTSD – jest czasami niezrozumiałe dla kogoś z zewnątrz, a nawet dla kogoś, kto to przeżywa. Trudno na pierwszy rzut oka połączyć ze sobą przebytą operację i lęk przed siadaniem tyłem do drzwi.
Chcę też pokazać, że w PTSD czasami pewne przejawy nie są treściowo związane z traumą. Na przykład kobieta, która doświadczyła napaści nocą, może czuć lęk nie tylko, kiedy idzie po zmroku przez park, ale też kiedy ubiera się ładnie, wygląda atrakcyjnie i seksownie. W jej głowie może to być rodzaj wyeksponowania. W diagnozowaniu PTSD czasami potrzebne jest detektywistyczne myślenie. Układ nerwowy jest niezwykle kreatywny, potrafi sam „wymyślić” rzeczy, które są powiązane z sytuacją traumatyczną. Może nam dokładać lęku do sytuacji neutralnej, szczególnie jeśli PTSD wchodzi w formę chroniczną. Badania pokazują, że u części osób objawy PTSD mijają samoistnie po około roku, jednak pozostali mogą cierpieć właśnie na chroniczną postać tego zaburzenia. Wówczas bez interwencji psychologicznej objawy mogą trwać do końca życia.
A więc jeśli specjalista nie postawi właściwej diagnozy i pacjent przez rok będzie leczył się na coś innego, zostanie ze swoim PTSD do końca życia?
Może tak być. Jest grupa ludzi, u której układ nerwowy samoistnie zintegruje te wszystkie objawy i wyzdrowieje. Niestety, w PTSD mogą się pojawiać różne somatyzacyjne objawy, sugerujące diagnozy zupełnie niezwiązane z traumą. Ciało daje jakiś sygnał, medycznie jest wszystko w porządku, a mimo to występują np. ciągłe bóle brzucha albo potęgujące się migreny. Można leczyć się somatycznie i odczuć chwilową ulgę, ale nie rozwiązuje to problemu. Możliwy jest np. scenariusz, w którym po wypadku samochodowym bagatelizujemy to, co się stało i myślimy: „codziennie tyle osób ma takie wypadki, jestem silny, nie myślę o tym”. I to właśnie jest clou PTSD – część emocji i lęku została zepchnięta do pamięci ukrytej. Głowa już nie pamięta, a ciało tak.
Poda pani przykład?
Powiedzmy, że przed podróżą służbową nie mogę spać przez kilka nocy, chociaż niczego się nie boję. Ciało jednak pamięta wypadek samochodowy, który bezpośrednio kojarzy z podróżą, i dlatego nie może zasnąć.
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że w podręcznikach psychopatologii diagnozy PTSD są dosyć zawężone. Tam traumą jest bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia albo bycie świadkiem takiego zagrożenia. Natomiast w ujęciach neurobiologicznych, które bazują bardziej na tym, jak rozwija się układ nerwowy, jak pomaga nam przetrwać w codziennym życiu i jak się zachowuje w różnych okolicznościach, definicja traumy jest o wiele szersza. Traumą może być na przykład sytuacja bardzo wysokiej nagłej gorączki. Organizm reaguje na nią bardzo mocno i mimo że klasycznie nie nazwalibyśmy tego PTSD, w szerokiej definicji część ludzi rozwinie te wszystkie objawy pod wpływem przeżycia jednej nocy w kiepskim stanie.
Dla niektórych będzie to wyrwanie zęba albo sytuacja upokorzenia. Nie ma jednej miary, co traumatyzuje, a co nie. Dla każdego układu nerwowego „za dużo” ma inną definicję. Specjalista może czasami nie dostrzec związku pomiędzy zdarzeniem traumatycznym a naszymi objawami, bo my sami nie mówimy, że przydarzył się wypadek.
Jesteśmy biologicznie przystosowani do adaptacji. Ośrodkowy układ nerwowy jest niezwykle plastyczny, więc są ludzie, którzy nawet po ciężkich doświadczeniach nie doświadczają PTSD.
Albo szybciej z niego wychodzą, szybciej dochodzi do fazy samoleczenia. Prawdą jest, że układ nerwowy zawsze stoi po naszej stronie i myślę, że diagnoza PTSD by nie występowała, gdyby nie duża skłonność ludzi do bycia zawstydzonym swoją kruchością. W świecie zwierząt, w warunkach naturalnych, nie istnieje PTSD. Istnieje tylko w warunkach niewoli. Zwierzęta, które zostały zranione przez drapieżnika, a udało im się uciec, nie rozwijają PTSD. Mają wpisane w swój organizm różne „programy” radzenia sobie z tym pobudzeniem. Człowiek też je ma, organizm jest genialny. Bywa, że ludzie po wypadku samochodowym są bardzo roztrzęsieni, w sensie dosłownym – ich ciała się trzęsą. W badaniach zostało to opisane jako coś, co pozwala naszemu układowi nerwowemu przejść z fazy maksymalnego pobudzenia do fazy leczenia ran i zdrowienia. Człowiek może wstydzić się tych drgawek lub rozumieć je jako objaw, który należy wyciszyć. Co najczęściej wydarza się, gdy jesteśmy roztrzęsieni? Dostajemy zastrzyk albo tabletkę uspakajającą. Układ nerwowy niezmiennie stoi po naszej stronie, ale my, ludzie, nauczyliśmy się wstydzić naszych reakcji na stres. W ogóle wstydzimy się traumatyzacji. Nie podejrzewam, żeby działo się to w świecie zwierząt, jestem wręcz pewna, że nie. Zwierzę, które zostało poturbowane, liże rany.
Rozmawiałam ostatnio z osobą, która przeżyła dwie fale powodziowe – jedną w 1997 roku, drugą w 2009. Była psycholożką, chodziła w zalanych wioskach od domu do domu i proponowała wsparcie na pierwszej linii, żeby nie wykształciło się PTSD. Powiedziała mi: „Sabina, ty nawet nie wiesz, jak bardzo ludzie potrafią się wstydzić tego, że to ich dom został zalany, a dom sąsiada nietknięty”. Wstyd jest czymś, co nas odcina od naturalnych sił zdrowienia. Myślę, że mamy niesamowitą dźwignię zdrowienia, z której nie korzystamy. To siła społeczności. Człowiek może nie rozwinąć PTSD po zdarzeniu traumatycznym, jeżeli ma wokół siebie współczującą społeczność. Z nią może porozmawiać bez tabu o tym, co się wydarzyło. Niestety, bardzo często, gdy spotyka nas jakieś nieszczęście, zamykamy się, odcinamy od sił zdrowienia. Taką mamy kulturę. Ktoś się przewrócił i wstydzi się tego.
A przecież jakiś upadek zdarzył się każdemu z nas.
Pandemia była pierwszym momentem, kiedy ludzie na szeroką skalę przestali się wstydzić brania L4. Wcześniej nawet psycholog był w stanie przychodzić chory do pracy, bo czuł się nie w porządku z tym, że wziął zwolnienie.
Nie wspomnę już o L4 wypisanym przez psychiatrę. To dopiero był wstyd!
Tak. Pandemia oczywiście zrobiła dużo złego, ale była też czasem, kiedy dla części z nas ukonstytuowało się dbanie o zdrowie. Jestem chora, to zostaję w domu. Druga sprawa – nagle okazało się, że zdrowie psychiczne jest ważne. Ludzie masowo przestawali sobie radzić i potrzebowali psychologów czy psychiatrów.
Przestali się wstydzić, że ich potrzebują…
Tak. Nie powinniśmy przeszkadzać ciału. Jeżeli potrzebuje odpoczynku, odpoczywamy, potrzebuje snu, to śpimy, ruchu – ruszamy się. Jeżeli ciało potrzebuje się „wytrząść”, to się wytrząsa. Jedna sprawa to nie przeszkadzać mu, a druga to, czy pozwalam moim bliskim, mojej społeczności mnie koregulować. Koregulacja jest wpisana w układ nerwowy – to samoregulacja, która wydarza się w diadzie albo grupie. Mam wokół siebie osoby, które pozwolą mojemu układowi nerwowemu łagodnie osiąść. Gdy się od tego odetniemy, bo się wstydzimy – reakcji ciała, reakcji ludzi – dokładamy sobie cegiełki do prawdopodobieństwa pojawienia się PTSD.
PTSD może też wywołać utrata bliskiej osoby, zwłaszcza nagła utrata. Mija miesiąc, dwa, pół roku, cierpimy, a otoczenie nam mówi: „To trwa za długo”. W książce pt. „Cierpisz? Masz do tego prawo. Doświadczenie żałoby w kulturze, która jej nie rozumie” Megan Devine rozprawia się z mitem żałoby, która powinna mieć określone ramy. Mąż utonął na jej oczach, a ona, chociaż była psychologiem i miała wszystkie narzędzia, żeby sobie z tym poradzić, nie godziła się na spełnianie społecznych oczekiwań, które nakazywały skrócenie czasu żałoby.
Czytałam ostatnio książkę neurolożki, której mąż zmarł na raka. Wystawiała diagnozy, które określa się mianem „skomplikowanej żałoby” albo „przedłużonej”. Autorka rozprawia się z tymi definicjami. Pyta, kiedy mamy prawo powiedzieć, że żałoba jest skomplikowana albo przedłużona? Śmierć bliskiej osoby, zwłaszcza nagła i to, co się po niej wydarza, mocno pokrywa się z objawami PTSD. Te same bodźce wyzwalające, z angielskiego triggery, występują w żałobie, w przedłużonej żałobie, i w PTSD. Na przykład nagranie na skrzynce pocztowej w telefonie albo wezwanie do zapłacenia rachunku, którego nie zapłaciła zmarła osoba, zapach perfum, których używała, gdy się poznaliśmy i zakochaliśmy się w niej. Po wypadku komunikacyjnym, w którym brała udział ciężarówka, może to być widok ciężarówki. Triggery w ułamki sekund przenoszą nas w ogromne cierpienie, często nie do wytrzymania. Pracowałam też z osobami w żałobie, którą bardzo trudno jest społecznie przeżyć. Na przykład po kimś, kto wyszedł z domu i już nie wrócił, albo nie można było się z nim pożegnać, bo relacja nie była oficjalna. A równocześnie społeczeństwo ma swoje reguły, ustala, kiedy żałoba jest normalna, a kiedy nie. Często odzyskiwanie siebie, zarówno po PTSD, jak i po żałobie, polega na skupieniu się na sobie, a nie na tym, czego oczekują ludzie. Tutaj siła społeczności bywa toksyczna.
”Co najczęściej wydarza się, gdy jesteśmy roztrzęsieni, np. po wypadku? Dostajemy zastrzyk albo tabletkę uspakajającą. Układ nerwowy niezmiennie stoi po naszej stronie, ale my, ludzie, nauczyliśmy się wstydzić naszych reakcji na stres. W ogóle wstydzimy się traumatyzacji”
Mówimy o tym, że osoby z PTSD unikają miejsca czy sytuacji, która spowodowała traumę. A co jeśli nadużycie miało miejsce w szkole? Dziecko unika jej, a otoczenie zrzuca to na karb nerwicy szkolnej albo co gorsza – lenistwa ucznia.
Czytałam o badaniach przeprowadzonych w Niemczech, w ciekawej książce pt. „Tajemnice odporności psychicznej”. Okazuje się, że po dziewczynkach w wieku przedszkolnym bądź szkolnym często nie widać nadużyć, bo są „grzeczne”. Możemy niczego nie zauważyć, bo ich zachowanie się nie zmienia. U chłopców częściej przechodzi to w skrajne reakcje, agresji albo wycofania. Na przykład przestają chodzić do szkoły. Czasem dziecko tylko trochę gaśnie. Możemy się nie zorientować, bo ono nas chroni. Dzieci często chronią rodziców przed obciążeniem, ale też wstydzą się tego, co przeżywają i tego, co im się przytrafia. Jeżeli dorosły człowiek wstydzi się, że powódź zmiotła jego dom, to co dopiero dziecko, które może być uwikłane w konflikt. Nie ma złotej reguły, ale kiedy coś się drastycznie zmienia w zachowaniu dziecka, tam kierowałabym swoją uwagę. Wszystkie zmiany w łaknieniu, kiedy dziecko gorzej śpi, nie interesuje się tym, czym się interesowało, mówi o sobie źle, w sposób bardzo krytyczny, jest bardziej rozregulowane niż było, reaguje nieadekwatnie. Nie zakładałabym, że dziecko powie nam coś wprost, niezależnie od wieku. Nastolatek w ogóle może niczego nie powiedzieć. Jako rodzic starałabym się też odsłonić z pewnymi własnymi trudnościami. Dziecko czasami żyje legendą rodzica, który sobie ze wszystkim poradzi. Warto wplatać tematy relacyjne w codzienną rutynę, momenty intymności z dziećmi, kiedy jesteśmy z nimi sam na sam. Zresztą wymienione wyżej problemy nie zawsze muszą oznaczać traumatyzację. To może być po prostu przeciążenie układu nerwowego. Łatwo może się przydarzyć to po dwóch latach pandemii, do której dzieci nie mogły się przygotować. To w ogóle jest sedno szeroko rozumianej traumy – to jest coś, na co układ nerwowy nie może się przygotować.
Tak jak nie mogliśmy się przygotować na wojnę, która trwa w Ukrainie. Obrazy pokazywane w mediach są przerażające. Czy oglądając takie rzeczy, ktoś, kto jest bardziej wrażliwy, może być narażony na PTSD?
I wrażliwy, i niewrażliwy. Wszyscy są narażeni na traumatyzację. Wrażliwy może to poczuć, może na to jakoś zareagować. Często psychologowie, którzy pracują na pierwszej linii, mówią, że są „silni”, „hardzi”. Paradoksalnie to bardziej naraża nas na traumatyzację, tylko ona dotknie nas z opóźnieniem. Zagrożenie ze strony drugiego człowieka dla układu nerwowego jest sytuacją skrajnie trudną. Dla nas, jako gatunku, człowiek jest gwarantem przeżycia. Jesteśmy bardzo społecznym stworzeniem i jeśli przemoc i śmierć przychodzą ze strony drugiego człowieka, to naprawdę niewiele układów nerwowych jest na to odpornych. A jeśli są odporne, martwiłabym się, czy to nie przypadkiem spektrum psychopatii, a nie objaw zdrowia.
Każdy z nas jest narażony na tę traumę, więc mocno ograniczyłabym ekspozycję na wojenne obrazy, bo obrazy mózg przetwarza inaczej niż słowa. Obrazy przyswajamy bez obróbki i możemy trafić na zdjęcie, na którym nasz układ podkorowy się „zatnie”. Nam się wydaje, że „było minęło”, a podkorowe struktury będą cały czas mielić te obrazy. Dobrą techniką jest świadome pielęgnowanie obrazów przeciwnych. Wykorzystuje się ją m.in. w terapii somatic experiencing, którą pracuję. Tam, gdzie układ nerwowy obsesyjnie przykleił się do jakiegoś drastycznego obrazu, staram się jak najmocniej pielęgnować obrazy na przykład czułości, troski, miłości. Warto oglądać filmy i opowiadać sobie o przejawach miłości i człowieczeństwa.
Można powiedzieć, że pandemia zaktywizowała to już w bardzo wielu osobach, niektórzy nazwali ją trzecią wojną światową. Pandemia zaktywizowała też wiele traum transgeneracyjnych – przypomnijmy sobie wykupywanie cukru, makaronu. Teraz mamy w dodatku sytuację mordu, ludobójstwa i bestialstwa i to, myślę, aktywizuje rzeczy, do których pandemia w nas się nie dokopała. Nie wszyscy potrzebują terapii, ale zachęcałabym, żeby o siebie nawzajem zadbać, żebyśmy się teraz nie odcinali od innych. Żebyśmy pytali bliskich: „Myślisz, że nadal jestem w dobrej formie?”. Czytałam wskazówki dla liderów, którzy są na polu walki. Jedna ze wskazówek, moim zdaniem genialna, brzmiała – jeżeli jesteś liderem na polu walki, to znajdź sobie kumpla, osobę, do której będziesz codziennie dzwonił i sprawdzał z nią, czy jesteś jeszcze w stanie walczyć. Chodziło też o osoby, które zajmują się niesieniem pomocy humanitarnej, nie tylko o żołnierzy. Czyli mamy taką osobę, która powie nam: „Ej słuchaj, możesz odpocząć”. Albo: „Może jednak zrób sobie detoks na dwa dni od mediów, albo na dwa tygodnie. Jak się coś wydarzy, będziesz wiedział”. Myślę, że ocalą nas społeczności i relacje zbudowane na zaufaniu. Te, w których ktoś się o nas troszczy. Będą przeciwwagą dla tego, co słyszymy. Dla ludzi, o których czasami trudno pomyśleć, że są ludźmi.
Sabina Sadecka – uczy terapii traumy, wykłada na uniwersytecie SWPS. Stale pracuje terapeutycznie, specjalizując się w terapii traumy. Swoją pracę poddaje regularnej superwizji indywidualnej u Rikke Kjelgaard i grupowej: u Marii Kasprowicz z WTTS i u superwizorów Somatic Experiencing.
Zobacz także
„Depresja to gniew skierowany do środka. Agresja wobec innych może być jednym z jej objawów” – mówi psycholożka Urszula Struzikowska-Marynicz
„Matczyna rana przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Ale można ją uzdrowić” – mówi Aneta Gajda-Boryczko, terapeutka
„PTSD z pracy? Znam takie przypadki” – mówi Dorota Minta, psycholożka i psychoterapeutka
Polecamy
„Zdrowie psychiczne to nie tylko brak choroby”. Jak uwolnić się od nadmiernego stresu i paraliżującego lęku, tłumaczy psychoterapeuta Nikodem Ryś
„Pociekły mi łzy ulgi, że wszystko jest OK”. Natalia Klimas-Bober opowiedziała o lęku o dzieci
„Jeżeli nie słuchasz szeptów swojego ciała, to będziesz musiał usłyszeć jego krzyk” – mówi psychoterapeutka dr Agnieszka Kozak
Michalina: „Czasem fantazjowałam o tym, że rozumiem matematykę. Ale częściej rano wymiotowałam ze strachu”. Czym jest HMA?
się ten artykuł?