Przejdź do treści

„Bez światła nasz mózg przestaje normalnie funkcjonować”. O tym, jak odróżnić chandrę od depresji sezonowej, mówi psychiatrka Anna Antosik-Wójcińska

dr Anna Antosik-Wójcińska /fot. archiwum prywatne
dr Anna Antosik-Wójcińska /fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Jeśli w zeszłym roku mieliśmy depresję w okresie zimowym i w tym roku ona nawraca w tym samym czasie, to najprawdopodobniej jest to sezonowe zaburzenie nastroju, a nie tylko chandra – mówi dr Anna Antosik-Wójcińska, psychiatrka, ordynatorka Oddziału Chorób Afektywnych w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.

 

Nina Harbuz: Co się dzieje w naszym mózgu, gdy dzień jest krótki i brakuje światła?

Dr Anna Antosik-Wójcińska: Bez światła nasz mózg przestaje normalnie funkcjonować. O tym, że światło jest niezbędne do życia, wiedzieli już uczeni w czasach starożytnych. Aretajos z Kapadocji twierdził, że osoby, które czują się gorzej, nie mają energii i pogrążone są w melancholii, należy wystawiać na światło, bo tylko ono przynosi poprawę i uzdrawia. Od tamtej pory przez całe wieki utrzymywało się przekonanie, że kiedy człowiek podupada na zdrowiu, w szczególności w miesiącach ciemnych, zimowych, to należy wysłać taką osobę do krajów, w których jest dużo słońca. Zdawano sobie sprawę, że gdy brakuje światła, to nasza energia życiowa spada i na nic nie mamy ochoty. Robimy się melancholijni i mało energiczni.

W Skandynawii, gdzie ekspozycja na słońce jest ograniczona, wyodrębniono specjalną jednostkę chorobową i nazwaną ją SAD [z angielskiego: Seasonal Affective Disorder].

W 1903 roku Duńczyk Niels Ryberg Finsen otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny za stworzenie oddziału, w którym leczono pacjentów światłem. Były to osoby, u których zdiagnozowano gruźlicę i często towarzyszące temu zaburzenia nastroju. Finsen wiedział, że światło może leczyć, ale pojęcie sezonowe zaburzenie nastroju, które oznaczało zmiany chorobowe spowodowane brakiem światła, wprowadził Rosenthal dopiero w latach 80. XX w. Wówczas przeprowadzono też pierwsze próby terapeutycznego wykorzystania sztucznego światła w leczeniu sezonowych zaburzeń nastroju. Tak więc fototerapia jako metoda terapeutyczna jest względnie młoda, a jej popularność i dostępność jest różna w poszczególnych krajach. Skandynawia jest jednym z obszarów, gdzie fototerapia jest bardzo popularna i to nie tylko na oddziałach szpitalnych, ale również w ośrodkach zdrowia. Także w miejscach pracy, w których zatrudnieni nie mają kontaktu z naturalnym, dziennym światłem albo ten kontakt jest ograniczony, używane są lampy do fototerapii. Od zwykłych lamp różni je widmo światła, jakie emituje żarówka. Jest to światło białe, czyli takie, jakie daje słońce.

Nie jest fototerapią siedzenie pod zwykłą lampą w domu ani zapalanie całej masy świateł w mieszkaniu. Fototerapią nie jest też wyjście na spacer zimowy, nawet w dzień, ponieważ w naszej szerokości geograficznej w miesiącach od września do kwietnia nasłonecznienie jest tak niskie, że (...) nie zdobędziemy w ten sposób wystarczającej dawki promieniowania słonecznego

Co wskazywałyby na to, że mamy do czynienia z sezonowymi zaburzeniami nastroju, a nie z chandrą?

Kiedy powtarzają się rokrocznie, w tych samych miesiącach. Np. gdy w zeszłym roku mieliśmy depresję w okresie zimowym i w tym roku ona nawraca w tym samym czasie. Szacuje się, że 2-4 proc. populacji ma pełnoobjawowe zaburzenia nastroju, czyli w okresie zimowym występuje epizod depresyjny, a wiosną, gdy wszystko budzi się do życia, stany hipomaniakalne. Niepełnoobjawowe zaburzenia nastroju, czyli gdy mamy do czynienia z łagodnym epizodem depresyjnym, który jednocześnie jest czymś więcej niż zwykłą chandrą, dotykają 5-10 proc. populacji.

Na jakie objawy powinniśmy zwrócić uwagę?

Zacznijmy od tego, że osoba, która nie ma sezonowych zaburzeń nastroju, zimą też ma prawo mieć obniżony nastrój i chandrę. Zimą jest się mniej aktywnym, chętnie leży się na kanapie, nakrywa kocykiem i pije ciepłą herbatę. Tylko jeżeli to obniżenie naszej energii życiowej zaczyna przybierać formę patologiczną, czyli jesteśmy smutni, przygnębieni, mamy trudności z wykonywaniem naszych obowiązków w pracy albo wręcz w ogóle nie jesteśmy w stanie im sprostać, ograniczamy spotkania  z ludźmi i wyjścia z domu, pojawiają się zaburzenia snu albo nadmierna senność, którą można opisać jako chęć przespania całego dnia, a gdy śpimy dużo, nadal jesteśmy zmęczeni, to wtedy nie jest to już tylko jesienno-zimowa chandra, tylko depresja sezonowa. Charakterystyczną cechą jest też wzmożony apetyt, w szczególności na słodycze, który prowadzi do znacznego zwiększenia masy ciała, np. o kilkanaście kilogramów. Niestety, te wszystkie objawy bardzo często są bagatelizowane.

I jakie mogą być tego skutki?

Skutkiem może być to, że jeśli objawy bagatelizuje sam chory i wzrusza tylko ramionami, twierdząc, że zimą taki stan jest naturalny i wielu osobom nic się nie chce, to nie dostanie odpowiedniego wsparcia. Gorzej, gdy to lekarz pomija symptomy, a to niestety się zdarza. Wówczas pacjent leczony jest tak, jakby miał kolejny epizod depresyjny i przyjmuje jedynie leki. A warto byłoby też wdrożyć postępowanie zapobiegające. I jest nim fototerapia, która przy okazji wspomaga leczenie depresji o łagodnym bądź umiarkowanym nasileniu i jest niezwykle skuteczną metodą leczenia sezonowych zaburzeń nastroju.

Christina Applegate

Czym dokładnie jest fototerapia?

Powiem najpierw, czym fototerapia nie jest. Nie jest fototerapią siedzenie pod zwykłą lampą w domu, ani zapalanie całej masy świateł w mieszkaniu. Fototerapią nie jest też wyjście na spacer zimowy, nawet w dzień, ponieważ w naszej szerokości geograficznej w miesiącach od września do kwietnia nasłonecznienie jest tak niskie, że nawet gdybyśmy przebywali na powietrzu cały dzień, to nie zdobędziemy w ten sposób wystarczającej dawki promieniowania słonecznego. Żebyśmy mogli mówić o fototerapii w kontekście leczenia, musimy naszemu organizmowi zapewnić odpowiednią dawkę luksów, czy naświetlenia odpowiednią dawką światła o określonej barwie i mocy. Optymalna wartość to 10 tys. luksów. Siadamy pod taką lampą na pół godziny, ustawiając ją w odległości 30 cm od oczu. Są też słabsze lampy do fototerapii, o mocy np. 2,5 tysiąca luksów, ale musielibyśmy wtedy siedzieć przy niej 2 godziny. Myślę, że mało kto ma na to czas.

Chyba że postawimy ją na biurku, przy którym pracujemy.

Owszem, ale istotna jest też pora, w jakiej się naświetlamy. Udowodniono, że fototerapia jest najskuteczniejsza, gdy odbywa się w godzinach porannych, najlepiej do godziny 9. Proces musi być powtarzany codziennie, przez minimum 14 dni. To minimalny czas, po jakim można zaobserwować poprawę. Dla osób aktywnych, którym trudno byłoby wysiedzieć codziennie pół godziny przed lampą, zaprojektowano świecące słuchawki. Działają w ten sposób, że dawka światła dostaje się do nerwów wzrokowych przez uszy i kość skroniową. Sesja ze słuchawkami trwa 12 minut dziennie. Część osób uważa, że na nich słuchawki oddziałują słabiej i są mniej skuteczne niż lampy. Ja uważam, że w dużej mierze to doświadczenie osobnicze i po prostu trzeba sprawdzić na sobie.

Co się zmieni dzięki fototerapii?

W pierwszej kolejności będziemy mieć więcej energii i poprawi się nasza aktywność. Niektórzy pacjenci deklarują, że na początku leczenia odczuwają lekki niepokój, który jednak ustępuje w kolejnych dniach. Odzyskują chęć do wykonywania codziennych czynności, a pokłosiem tego jest poprawa nastroju i zmniejszenie senności. Osoby, które miały poczucie, że byłyby w stanie przespać całą dobę, deklarują mniejsze zapotrzebowanie na sen. Bywa, że w zimowej depresji występuje bezsenność, która również ustaje dzięki światłoterapii, jednak w przypadku pacjentów, którzy nie mogą spać, naświetlania robi się wieczorem. W ten sposób osoby, które zasypiały przez 2-3 godziny, zaczynają zasypiać w ciągu 15 minut. Śpią też dłużej i spokojniej. Architektura snu się wyrównuje i normuje.

Zimą jest się mniej aktywnym, chętnie leży się na kanapie, nakrywa kocykiem i pije ciepłą herbatę. Tylko jeżeli to obniżenie naszej energii życiowej zaczyna przybierać formę patologiczną, czyli jesteśmy smutni, przygnębieni, mamy trudności z wykonywaniem naszych obowiązków (...) to wtedy nie jest to już tylko jesienno-zimowa chandra, tylko depresja sezonowa

A czy światłoterapię można przedawkować?

Nie można, ale też trzeba zachować uważność. Jeżeli codziennie naświetlamy się dłużej niż zalecane pół godziny, to nie zrobimy sobie krzywdy, możemy to robić nawet przez godzinę. Przestrzegam jednak przed siedzeniem kilku godzin pod lampą do światłoterapii, bo możemy rozregulować sobie zegar biologiczny.

Czy warto w okresie jesienno-zimowym dodatkowo zacząć suplementować witaminę D?

Zdecydowanie. Witamina D jest niezmiernie ważną witaminą w pracy całego układu nerwowego. Jest coraz więcej badań naukowych, które dowodzą, że bierze ona udział w procesach neuromodulacji i jest niezbędna do prawidłowego funkcjonowania neuroprzekaźników w mózgu. Gdy brakuje nam witaminy D, wzrasta nasza podatność nie tylko na depresyjne zaburzenia nastroju, ale także na występowanie stanów lękowych, niepokoju czy szeregu chorób fizycznych. Głównym źródłem dostarczania witaminy D jest wystawiana na ekspozycję słoneczną skóra. Ilość witaminy D, jaką powinno się suplementować, jest uzależniona od tego, jaki mamy naturalny jej poziom. Zachęcam więc, żeby przynajmniej raz w roku zrobić sobie badanie poziomu witaminy D3, żeby wiedzieć, ile dokładnie jej potrzebujemy.

Gdy w Instytucie Psychiatrii i Neurologii robiliśmy badania naszym pacjentom, okazało się, że bardzo niewielka liczba osób miała optymalny poziom witaminy D3. Większość ma jej stężenie w dolnych widełkach albo wręcz ma niedobory.

Jaki poziom jest odpowiedni?

Poziom optymalny mieści się w granicach 40-50 nanogramów na mililitr krwi, a większość populacji ma 25-30 nanogramów, czyli zdecydowanie za mało i zdecydowanie ma wskazanie do suplementacji. Mam pacjentów, którzy ze względu na charakter swojej pracy co miesiąc wyjeżdżają do krajów o wysokim poziomie nasłonecznienia. Przez tydzień czy dwa niemal całe dnie przebywają na słońcu i w ten sposób gromadzą zapas witaminy D w organizmie. Niemniej i tak zachęcam ich do zrobienia badania krwi, żeby sprawdzić poziom i ewentualne niedobory suplementować, by czuć się dobrze jesienią i zimą.

Czy czujesz obniżenie nastroju w sezonie jesienno-zimowym?

TAK
NIE
Zobacz wyniki ankiety

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?