Przejdź do treści

„Nie jesteśmy uczeni, jak radzić sobie ze smutkiem i strachem”. Kamil Błoch o swoich zmaganiach z zaburzeniami odżywiania

Kamil Błoch / fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?

Jak sam mówi, „od kiedy pamięta, był gruby”. Zaczęło się w przedszkolu, ale na tamtym etapie się nie skończyło. Zaburzenia odżywiania ewoluowały, a on z czasem nauczył się, że nie chodzi tylko o jedzenie, ale również o emocje. Kamil Błoch, aktor, opowiada o swoich zmaganiach z chorobą i z samym sobą.

 

70 milionów. Tyle osób, jak wynika ze statystyk The Renfrew Center, choruje na zaburzenia odżywiania. I chociaż coraz więcej się o nich mówi, to temat chorujących mężczyzn wciąż jest pomijany. Dane National Institute of Mental Health z 2008 r. wskazują, że milion mężczyzn zmagało się wówczas z tym problemem, jednak kolejni eksperci podkreślają, że to liczba zdecydowanie niedoszacowana. Prawdziwa może sięgać aż 28 milionów. Aktor Kamil Błoch napisał felieton, w którym przyznał, że choruje na zaburzenia odżywiania. – Stereotypy związane z męskością mają dużo wspólnego z jedzeniem – przyznaje.

Anna Korytowska: Kiedy pierwszy raz poczułeś, że nie jesteś zadowolony ze swojego wyglądu?

Kamil Błoch: W przedszkolu, bo wtedy dzieciaki mnie wyzywały. Trudno mi opisać, co wtedy czułem. Na pewno pojawiła się złość, niezgoda. Wydaje mi się, że te wyzwiska, które słyszałem – „grubas”, „kiełbasa” – trafiały do mnie. Zdałem sobie sprawę, że jestem gruby, ale w tym też była najzwyczajniej w świecie przykrość, że ktoś mi to robi. Zastanawiałem się, dlaczego, dlaczego to się dzieje?

Jak wyglądała wtedy twoja relacja z jedzeniem?

Jako dziecko trochę nie miałem wpływu na to, co jem. Teraz uświadamiam sobie, że czuję bezradność jako dorosły wobec tego, co mnie wtedy spotykało. Nie miałem wpływu na to, że moi rodzice czy moi dziadkowie mnie przekarmiali. Że dawali mi jedzenie na znak miłości czy udowodnienia sobie, że mimo że są trudne czasy, bo to lata dziewięćdziesiąte, to jest dobrze, bo przynajmniej dzieci chodzą najedzone.

W swoim felietonie wspominałeś o jedzeniu jako języku miłości, ale to może być bardzo złudne działanie. Bo w konsekwencji jak ktoś cię częstuje, to nie odmówisz.

Szczególnie jak jesteś dzieckiem. To się teraz przekłada na duży dysonans. Bo kiedy teraz mnie ktoś czymś częstuje, to nie jest dla mnie oczywiste, jak zareagować. Zawsze to analizuję. Czy chcę coś zjeść, czy jestem głodny itd. Te mechanizmy z dzieciństwa widzę w swoich dzisiejszych dylematach.

A jak to ewoluowało? Jakiego rodzaju zaburzenia odżywienia u ciebie występowały?

Na pewno jako dzieciak, a potem nastolatek objadałem się kompulsywnie. Dopiero jako dorosły chłopak, kiedy wyjechałem z domu rodzinnego i pojechałem na studia, siłą rzeczy musiałem zadbać sam o siebie. I w końcu sam miałem kontrolę nad tym, co jem. Zacząłem być bardziej świadomy, jak jem i co jem. Ale potem na pewno przyszedł taki moment, że poza tym, że zacząłem się kompulsywnie objadać, to też zacząłem się głodzić. Od niedawna uświadamiam sobie, że to robiłem. Wtedy wydawało mi się to normalne – chcę schudnąć, chcę zmniejszyć swoją wagę, więc po prostu będę jadł mniej. Z tym że to nie było ograniczenie wprowadzone w zdrowy sposób. Często po prostu się głodziłem.

Kiedy nie jadłeś, odczuwałeś satysfakcję?

Tak. Każde odmówienie sobie jedzenia obracałem na swoją korzyść, poczucie zadowolenia z siebie. Przecież to jest silna wola. Czułem się wtedy lepszy.

A jak jest teraz?

Myślę, że na pewno jest luźniej, że mam dla siebie dużo więcej wyrozumiałości. Rozumiem, przez jakie skomplikowane procesy przechodzę. Moja dieta się komplikuje, ponieważ dochodzą do niej różne wykluczenia ze względu na alergię, natomiast nawet jeśli zdarza mi się nie jeść zgodnie z zaleceniami czy wbrew zdrowym i najgłębszym potrzebom swojego ciała, to staram się za to siebie nie obwiniać, bo wiem, że do niczego to nie prowadzi. Cały czas jestem w świadomym procesie oglądania tej i każdej przestrzeni swojego życia. W tej chwili mam dużą akceptację na różne wahania żywieniowe, bo wiem, że w konsekwencji dążę do osiągnięcia jakiejś harmonii i to się dzieje stopniowo.

Mówisz o procesie – zdrowienie do też proces. Kiedy dostrzegłeś problem?

Jak tylko wyjechałem z domu na studia. To był moment, w którym zobaczyłem, że jestem ja, osobny. To jest naturalna droga, że jak opuszczamy system rodzinny, to zaczynamy widzieć pewne rzeczy. Po drodze doświadczyłem terapii i psychoterapii, jednak o tym, że to, co mi dolega, to zaburzenia odżywiania, pomyślałem dosyć niedawno. Poza tym nie potrzebuję tych etykietek, one są dla mnie trudne. Za bardzo się do nich przywiązuję, a to nie jest potrzebne. Przynajmniej w moim przypadku. Natomiast nazwanie tego w ten sposób dało mi przestrzeń do zrozumienia i uznania wagi problemu. Zrozumiałem, co się ze mną dzieje w relacji z jedzeniem.

Nazwanie problemu „po imieniucoś narzuca?

Osobiście mam tak, że łatwiej jest mi używać zaburzeń odżywiania jako wymówki czy jakiegoś rodzaju usprawiedliwienia dla swoich zachowań. Nie widzę wtedy innych czynników. Etykieta obniża czujność, uważność na to, co się dzieje w środku. Z jednej strony nazwanie czegoś jest ważne. Z drugiej strony zawęża pewien ogląd.

Jem, żeby dać sobie miłość. To jest mój podstawowy mechanizm związany z jedzeniem. Skoro wszyscy w domu mnie karmili, żeby mi pokazać, że mnie kochają, że jest bezpiecznie, że się o mnie troszczą i jestem ważny, to jem, żeby tak się poczuć

Bo wskazuje, że zaburzenia dotyczą tylko odżywiania, a przecież tak silnie połączone są z emocjami.

Zawsze mnie to zastanawiało, jak patrzyłem na siebie, na swoją relację z jedzeniem i na to, jak świat o tym mówi. Że gdzieś indziej położony jest ciężar. Rozumiem, że są zaburzenia stricte związane z funkcjonowaniem układu pokarmowego, ale jest też ciężar kładziony na to, jak jemy. A to jest bardzo istotne, żeby znaleźć przyczynę. Co dzieje się w naszym zdrowiu psychicznym, że postępujemy tak, a nie inaczej? I to moim zdaniem jest kluczowe w mówieniu o otyłości czy nadwadze. Czasami przez media przetacza się informacja o tym, że tyle i tyle dzieci w Polsce ma nadwagę, tyle i tyle jest otyłych.

Ale to zawsze z czegoś wynika…

Właśnie! I zawsze kładzie się nacisk na sport, na regularność, a bardzo niewiele w tych kampaniach słyszę o przyczynie emocjonalnej. Skąd masz takie zmartwienia? Dlaczego tak jesz? Co próbujesz sobie jedzeniem zastąpić?

A co się kryło za twoimi schematami żywieniowymi?

Jem, żeby dać sobie miłość. To jest mój podstawowy mechanizm związany z jedzeniem. Skoro wszyscy w domu mnie karmili, żeby mi pokazać, że mnie kochają, że jest bezpiecznie, że się o mnie troszczą i jestem ważny, to jem, żeby tak się poczuć. Dać sobie przestrzeń komfortu i pokazać sobie, że się kocham. Ciekawe jest to, jak te wzorce u mnie działają na skrajnych biegunach. Bo jedzenie jest też u mnie wyrazem autoagresji i próbą poniżenia siebie. Mój tata jadł w kompulsywny sposób, takiego go pamiętam. W dzieciństwie się go bałem i to mi się tak skleiło, że jedzenie to z drugiej strony jest coś złego, robienie sobie krzywdy.

Miewałeś wyrzuty sumienia?

Staram się już tego unikać i od tego uciekać. Brać odpowiedzialność. Okej, dzisiaj zjadłem więcej, ale to już się wydarzyło. Wyrzuty sumienia niczego nie zmienią.

Pisałeś, że wzorce związane z jedzeniem dotyczą toksycznej męskości. W jaki sposób?

W moim odczuciu stereotypy związane z męskością bardzo powiązane są z jedzeniem. Wynika z nich np., że jak chłop jest gruby albo dużo je, to jest zdrowy.

I silny.

Dokładnie. To jest podstawowy stereotyp. Tak słyszę od rodziny – dobrze wyglądasz, pojedz sobie, musisz być zdrowy. A potem konfrontuję to z popkulturą, w której ciało jest w opresji. Męskie ciało ma wyglądać tak, a nie inaczej. Oczekiwania kulturowo-społeczne stają się coraz mocniej zarysowane. W rezultacie tworzy się dużo napięć.

Czasami przez media przetacza się informacja o tym, że tyle i tyle dzieci w Polsce ma nadwagę, tyle i tyle jest otyłych. Zawsze kładzie się nacisk na sport, na regularność, a bardzo niewiele w tych kampaniach słyszę o przyczynie emocjonalnej. Skąd masz takie zmartwienia? Dlaczego tak jesz? Co próbujesz sobie jedzeniem zastąpić?

I dlatego temat zaburzeń odżywiania u mężczyzn nie jest często poruszany?

Myślę, że tak. Że wpływ ma na to stereotyp, że mężczyźni nie przyznają się do bezradności, nie szukają pomocy.

Że kryją emocje. 12 na 15 samobójstw w Polsce popełniają mężczyźni.

Przede wszystkim nie jesteśmy uczeni, jak radzić sobie ze smutkiem i strachem, a to dwie mocno związane z depresją emocje. Tłumienie gniewu i złość też są bardzo o depresji. Dla mężczyzn najczęściej jest to strach, smutek i ból – to są rzeczy, których nie powinniśmy czuć. Kończy się to fatalnie. Albo mamy zawały, albo sięgamy po używki, albo niestety samobójstwo.

Czy jest coś, czego zaburzenia odżywiania cię nauczyły?

One chyba cały czas uczą mnie łagodności i wyrozumiałości dla siebie. Z każdą okazją do przetestowania siebie jest coraz łatwiej.

Czego mogę ci życzyć?

Dyscypliny.

Dlaczego?

Niedawno odkryłem, że to jest bardzo ważna wartość w moim życiu, którą przez całe życie bojkotowałem. Tak samo jak pokorę. Uważałem, że to są wartości służące opresji społecznej, natomiast odnajduję w dyscyplinie wiele pozytywów. Ona daje mi poczucie bezpieczeństwa. Mam tu na myśli dyscyplinę w postępowaniu zgodnie ze swoimi najgłębszymi potrzebami. Tymi, które dbają o harmonię, o zdrowy przepływ emocji, o bycie w kontakcie ze sobą. I to mam na myśli, mówiąc o dyscyplinie. Tego sobie życzę.

 

Kamil Błoch artysta, aktor filmowy i teatralny. Od 2019 roku zaangażowany w działanie Grupy Performatywnej Chłopaki, czyli kolektyw czułych mężczyzn – „męski krąg, w ramach którego pracuje w swoim gronie nad świadomą relacją z męskością i relacjami z innymi mężczyznami”. Instagram: instagram.com/kamil__bloch/

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?