Karolina Mints, Polka mieszkająca w Izraelu: Czuję się trochę tak, jakbyśmy żyli w innych światach. Ta nierówność w dystrybucji szczepionek jest przerażająca
– Mam w Polsce rodziców, którzy nie mogą jeszcze się zaszczepić, a u nas szczepionka praktycznie leży na podłodze i można ją sobie wziąć – mówi w rozmowie z Hello Zdrowie Karolina Mints – Polka, która od sześciu lat mieszka w Izraelu, gdzie prowadzi własną firmę turystyczną i bloga o Izraelu Israel Friendly.
Ewelina Kaczmarczyk: Izrael zaszczepił już niemal połowę ludności i został okrzyknięty liderem szczepień. Jak myślisz, skąd taki sukces?
Karolina Mints: Przede wszystkim warto zaznaczyć, że Izrael ma niewielką populację – ponad 9 mln osób. A tych osób uprawnionych do szczepienia, czyli w przedziale wiekowym 16 plus, jest ok 6 mln. I rzeczywiście, połowa z nich dostała już pierwszą dawkę.
Jak to się udało? Moim zdaniem jest kilka powodów. Przede wszystkim jesteśmy w trakcie kampanii wyborczej – już czwartej w ciągu dwóch lat. Więc premier walczy o przetrwanie, uzyskanie głosów. Po drugie, jest ogromna kampania informacyjna w mediach. Praktycznie bez przerwy rozmawiamy o tym, jak wygląda przebieg choroby, czy szczepienia mają skutki uboczne, jeśli tak to jakie, ile procent Izraelczyków już się zaszczepiło. Cały czas widzimy przykłady konkretnych ludzi, którzy się nie zaszczepili i zachorowali.
Trzecia sprawa to priorytetowa umowa premiera Benjamina Netanjahu z prezesem Pfizera. Dostaliśmy szczepionki rzeczywiście szybko i w dużej ilości, na specjalnych warunkach. Ale też jesteśmy zobowiązani jako kraj do dostarczania w zamian wszelkiego rodzaju informacji. Warto dodać, że społeczeństwo Izraela idealnie nadaje się do badań ze względu na bardzo zróżnicowaną populację pod względem genetycznym. W Izraelu mamy Żydów i wiele mniejszości przybyłych z całego świata. Więc jesteśmy pewnego rodzaju laboratorium.
Niepokoi cię to?
My, jako społeczeństwo nie braliśmy udziału w rozmowach Netanjahu z prezesem Pfizera. Nie wiedzieliśmy, jakie warunki wynegocjowano, za ile kupiliśmy szczepionki, do czego się zobowiązaliśmy. 1,5 mln Izraelczyków, którzy jeszcze nie zostali zaszczepieni, wciąż zastanawia się, czy to jest dla nich dobre, czy żadna z teorii konspiracyjnych na pewno nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Ja podjęłam swoją decyzję na podstawie bardzo racjonalnych przesłanek i wiary w naukę. Po swoich obu dawkach czułam się dobrze i nie miałam żadnych skutków ubocznych, poza oczywiście bolącą ręką. Więc żyję w spokoju ze swoją decyzją.
Już przyjęłaś obie dawki?
Tak, tak naprawdę przedziały wiekowe działały tylko na początku, ale bardzo szybko to się zmieniło. Po prostu każdy, kto chce, może się zaszczepić. Również osoby, które nie są Izraelczykami – pracują nielegalnie, są imigrantami. Od kilku dni szczepieniami objęto też palestyńskich pracowników, którzy na co dzień przekraczają granicę z Izraelem, by tu pracować. Bardzo się z tego cieszę i mam nadzieję, że może uda się także wesprzeć szczepienia w Autonomii w ogóle, ale to już wielka polityka.
Podejrzewam, że jeśli w Polsce szczepionka byłaby dostępna właściwie dla każdego tak jak u nas, to nie byłoby takiego bajzlu z zapisami. Ja jestem trochę „na pograniczu” Izraela i Polski. W Polsce mieszkają moi rodzice, którzy nie mają dostępu do szczepionki, a u nas szczepionka praktycznie leży na podłodze i można ją sobie wziąć. Czuję się trochę tak, jakbyśmy żyli w innych światach. Ta nierówność w dystrybucji szczepionek jest dla mnie przerażająca.
”Nie staliśmy nigdy przed problemem, że musimy czekać na swoją kolej. Ja dostałam swoją pierwszą dawkę szczepionki 11 stycznia (a mam 35 lat!), a Netanjahu, zaledwie trzy tygodnie wcześniej - 20 grudnia”
Kiedy jeszcze w Izraelu priorytetowo szczepiono lekarzy i osoby starsze, to i tak osoby spoza tych grup mogły się zaszczepić, jeśli zostały niewykorzystane dawki. W Polsce to byłoby nie do pomyślenia.
Ty wychodzisz z założenia, że szczepionki to jest dobro reglamentowane, a my nawet nie zdążyliśmy tego poczuć. Jesteśmy trochę jak takie pączki w maśle. Nie staliśmy nigdy przed problemem, że musimy czekać na swoją kolej. Ja dostałam swoją pierwszą dawkę szczepionki 11 stycznia (a mam 35 lat!), a Netanjahu, zaledwie trzy tygodnie wcześniej – 20 grudnia. Gdy rozpoczęła się kampania szczepień, powiedział: „Będzie bardzo dużo, będzie dla wszystkich, do końca marca będziecie zaszczepieni”. Myślę, że nawet sam się nie spodziewał, że ten proces będzie przebiegał aż tak szybko. Zdarzało się, że swoją dawkę przyjmowało nawet 200 tys. osób dziennie.
Lista miejsc, gdzie można się zaszczepić przeciw COVID-19 jest zadziwiająca! IKEA, targi, centra handlowe, bar w Tel Avivie…
Weź pod uwagę, że u nas jest bardzo dobra pogoda przez cały rok, 300 słonecznych dni w roku. Mimo tego, że jest środek zimy, to jest słonecznie i ciepło. W takich warunkach bardzo łatwo na przykład zorganizować namiot ze szczepieniami na Placu Rabina – tak jak to było na początku. Więc po pierwsze sprzyja nam pogoda. Po drugie, Izraelczycy lubią być razem. Więc jak jest zbudowany duży punkt szczepień, to dużo osób lubi się przyłączać do tych, którzy się szczepią i uczestniczyć razem z nimi w tym doświadczeniu.
Ja na przykład zaszczepiłam się w teatrze, w centrum kultury. Ważne, żeby to był duży budynek, żeby można było trzymać dystans, a jednocześnie, żeby było możliwe zbudowanie wielu stanowisk do szczepień. A jeśli chodzi o bar w Tel Avivie, to było to coś w rodzaju happeningu. A pojawił się dlatego, że Izrael ma problem z młodymi ludźmi, którzy są często sceptyczni wobec kampanii szczepień. Część z nich jeszcze się waha, a część słucha różnych teorii antyszczepionkowych i fake newsów. Więc tutaj głównie chodziło o to, żeby w taki „cool” sposób przekonać młodych ludzi, że szczepienie jest proste. Można wejść do baru, dostać szczepionkę i wyjść.
I nawet dostać drinka po zaszczepieniu się.
Tak, bezalkoholowego. W IKEI jest pewnie podobny pomysł – na zasadzie: „Słuchaj, nie masz czasu? To my cię znajdziemy tam, gdzie akurat jesteś”. A Izraelczycy uwielbiają kupować meble, więc sporo ludzi wpada do IKEI. Oprócz tego za zaszczepienie się oferowane są różne rzeczy. Nie tylko drinki bezalkoholowe, ale też posiłki, np. tradycyjne danie izraelskie czulent, desery czy kawa. Restauratorzy i właściciele kawiarni starają się w różny sposób zmotywować Izraelczyków, żeby się zaszczepili.
To niesamowite, że do promocji szczepień, oprócz państwowych instytucji, włącza się też wiele prywatnych firm.
Jest wiele lokalnych inicjatyw ludzi, którzy prowadzą swój biznes i wierzą w szczepionki, i po prostu chcą, żeby w końcu to całe szaleństwo się skończyło. Po to, żeby wrócić do normalności, do pracy. Zdają sobie sprawę z tego, że jeśli dostatecznie dużo osób nie zostanie zaszczepionych, to cała kampania się nie uda i będziemy żyć od zamknięcia do zamknięcia. Dla zbyt wielu przedsiębiorców jest to nie do zaakceptowania. 50 proc. to nie 80 proc., a to właśnie 80 proc. przybliża nas do odporności stadnej.
Ale jest też spory przywilej od państwa – tzw. „zielona przepustka” dla zaszczepionych. Dzięki niej mogą korzystać z siłowni i basenów, uczestniczyć w wydarzeniach sportowych czy koncertach. Niektórzy odbierają to jako przejaw dyskryminacji.
W Izraelu jest ogromna debata na ten temat. Z tym, że to nie jest do końca jest tak, jak to jest opisywane w niektórych mediach, że ktoś nie może pójść na siłownię, jeśli się nie zaszczepił. Po prostu wykonywanie testu co kilka dni jest uprzykrzające życie. A nikt nie śpieszy się do punktów badań, bo to zajmuje ogromnie dużo czasu. Byłam w nich cztery razy i za każdym razem była kolejka, a do tego dochodzą też korki, bo punkty są często w innych miastach. Więc jest to w pewnym sensie dyskryminacyjne.
Z drugiej strony jednak, siłownie czy wydarzenia kulturalne to czasem ogromne skupiska ludzi i to dość logiczne, że muszą być wprowadzone jakieś ograniczenia, żeby wyjść z pandemii, z tego całego „zaklętego kręgu”.
”Każdy z nas ma dziś poczucie zagubienia w gąszczu informacji. Trudno odróżnić rzeczywistość od wymysłów. Izrael niczym się nie różni od innych krajów w tym zakresie”
Wciąż jest w Izraelu spora grupa osób, do których to nie trafia. Wyraźnie widać w społeczeństwie nurt antyszczepionkowy?
Na pewno część z 1,5 mln osób, którzy jeszcze nie zostali zaszczepieni, to antyszczepionkowcy. Mówi się, że to grupa stanowiąca kilkaset tysięcy Izraelczyków. Są to ludzie, którzy są mocno przekonani, że szczepionki przeciw COVID-19 to zagrożenie – dla życia, dla przyszłości ludzkości, i mają bardzo silne poczucie misyjności. Mam wrażenie, że są to osoby, które się bardzo boją i chcą przekonać jak najwięcej ludzi do odwrotu ze „ścieżki szczepień”. I ja ten lęk rozumiem, ale on nie może wpływać na bezpieczeństwo całego społeczeństwa.
Tym bardziej, że wiemy dziś, jak można manipulować treściami w internecie. Tysiące ludzi i prywatnych firm na nieprawdziwych, konspiracyjnych teoriach zarabia ogromne pieniądze. A ich misja brzmi niewinnie: my jesteśmy niszowym źródłem informacji, to my ci powiemy prawdę, której nie pokazują główne media. Każdy z nas ma dziś poczucie zagubienia w gąszczu informacji. Trudno odróżnić rzeczywistość od wymysłów. Izrael niczym się nie różni od innych krajów w tym zakresie.
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Ciężkie infekcje COVID-19 mają zaskakujący wpływ na rozwój raka
Zmutowany groźny wirus w warszawskich ściekach. GIS wydał pilny komunikat
Nowe szczepionki przeciw COVID-19 będą dostępne od 25 października. Ekspert: „to musztarda po obiedzie”
Dyrektorzy szkół we Wrocławiu zastraszani przez antyszczepionkowców. Powodem szczepienia przeciw HPV
się ten artykuł?