Kinga Bartkowiak: „Terapeutyzowanie wszystkiego jest niezdrowe. Choćby żałoba. Żałobę trzeba przeżyć. Strata to część życia”
![Kinga Bartkowiak, psycholożka - Hello Zdrowie](https://www.hellozdrowie.pl/wp-content/uploads/2025/02/kinga-bartkowiak-1140x641.jpg)
– Nie jesteśmy w stanie uniknąć negatywnych doświadczeń, usunąć złych wspomnień, narodzić się na nowo. Ani leki, ani terapie nie są magicznymi różdżkami, które sprawią, że zniknie to, co złe. Tym bardziej że terapia polega właśnie na zrywaniu plastrów, czyli tych mechanizmów radzenia sobie, które przykrywają problem – mówi psycholożka Kinga Bartkowiak. Na czym polega pułapka przeterapeutyzowania? Czy treściami psychologicznymi można się przeciążyć lub sobie nimi zaszkodzić?
Alicja Cembrowska: W mediach społecznościowych jest coraz więcej kont dotyczących zdrowia psychicznego i psychologii. To dobre wieści?
Kinga Bartkowiak: Już na samym początku muszę odpowiedzieć jak typowa psycholożka: to zależy.
Od czego?
Od tego, kto te konta prowadzi, do kogo są kierowane i jakie dokładnie treści na tych kontach się pojawiają. Wzrost liczby kont edukacyjnych to większa dostępność i szansa, że treści te dotrą do osób, które ich potrzebują, a na przykład czekają w kolejce do psychiatry lub terapeuty. Myślę, że takie treści mogą być wsparciem, pierwszym krokiem do zrozumienia swoich trudności. Psychoedukacja jest ważnym elementem pracy psychologicznej i psychoterapeutycznej, zwłaszcza w nurcie, w którym pracuję, czyli poznawczo-behawioralnym.
Treści z mediów społecznościowych mają jednak tendencję do przekraczania swoich granic i ewoluowania w trendy. Ten proces nie omija zagadnień z zakresu psychologii. Jeszcze trzy lata temu co drugi profil opowiadał o wysokiej wrażliwości, potem o toksycznych związkach, teraz jest czas ADHD i autyzmu. I to nie jest tak, że uważam, że to źle, ale najpewniej pani również zauważa, że w tej “instagramowej psychoedukacji” jest wiele do poprawy. Chociażby dlatego, że wiele osób na podstawie takich treści się autodiagnozuje, co już pokazuje, że podstawowa lekcja nie została odrobiona. Diagnoza chyba powinna być przed psychoedukacją?
Jeżeli ktoś podejrzewa u siebie pewne problemy, to oczywiście najrozsądniej jest zgłosić się do specjalisty, który postawi diagnozę. Drugi aspekt to ryzyka, jakie niosą niektóre konta około psychologiczne. Wiele z nich nie jest prowadzonych przez specjalistów, chociaż te prowadzone przez specjalistów to też osobny temat. Niestety niektórzy w pędzie publikacji w mediach społecznościowych zapominają o rzetelności.
Media społecznościowe mają być szybkie i dawać proste, atrakcyjne treści.
I to jest chyba trochę ta pułapka. W kontekście kont psychologicznych otwiera to drogę do niekompetentnych porad i uproszczeń, które mogą prowadzić do błędnych wniosków i mylących autodiagnoz, zwłaszcza gdy nie skonsultujemy ich ze specjalistą.
Jednak często treści z Internetu stają się wskazówką, dają do myślenia i motywują, żeby sięgnąć po profesjonalną pomoc. Gorzej, jeżeli ktoś bierze je za pewnik i uznaje, że skoro na przykład sam zdiagnozował sobie ADHD, to może działać na zasadzie: “mam ADHD, prokrastynuję dalej, nic nie da się zrobić, taki jestem i koniec”. Autodiagnoza może zatem powodować tak zwaną samospełniającą się przepowiednię – człowiek zaczyna wszystko tłumaczyć diagnozą.
Lub wpadać we frustrację, bo porady z Internetu nie działają.
Zbytnie uproszczenie treści na temat zdrowia psychicznego może prowadzić do nieporozumienia i oczekiwania, że wystarczy wypełnić jakąś listę zadań, by poczuć się dobrze. Tak samo jest z hasłem: “Idź na terapię”.
Niektórzy mówią: “Byłem. I nic mi to nie dało”.
No właśnie. Bo terapię się robi. Nie tylko się na nią idzie na godzinę w tygodniu.
Kiedyś terapia była tematem raczej wstydliwym. Oczywiście, to dobrze, że te czasy mijają i z coraz większą otwartością rozmawiamy o zdrowiu psychicznym, ale mam wrażenie, że wahadło wychyla się w kierunku drugiej skrajności. Terapia staje się słowem wytrychem, wytłumaczeniem zachowań, które pozostawiają wiele do życzenia. Taką trochę wydmuszką, która nieraz właściwie nic nie znaczy.
Dlatego musimy podkreślać, że słowa “chodzę na terapię” nie zawsze oznaczają świadomą pracę nad sobą. Faktycznie bywa, że to zdanie staje się wytrychem. Pamiętajmy jednak, że terapia nie może być usprawiedliwieniem. Człowiek może na terapii pracować nad sobą, nad swoimi przykrymi doświadczeniami, ale to ostatecznie i tak od niego zależy, co zrobi z tym, co na terapii usłyszy, do jakich dojdzie wniosków, jakie będą jego kolejne decyzje i kroki.
”Terapeutyzowanie wszystkiego jest niezdrowe i niedobre dla zdrowia psychicznego. Choćby żałoba. Żałobę trzeba przeżyć. Strata to część życia. Jeżeli kilka miesięcy po śmierci bliskiego mamy w sobie gniew, żal, smutek, to nie jest to psychopatologiczne. To normalna reakcja”
W pani gabinecie często pojawiają się pacjenci, którzy “byli już na trzech terapiach i nic im to nie dało”?
Nie powiedziałabym, że często, ale zdarzają się takie osoby. W pierwszej kolejności zastanawiamy się, dlaczego po latach terapii nie ma zmiany. Bywa, że trudno ocenić tę zmianę, bo nie postawiono sobie celu, a terapia powinna mieć cel.
Niektórzy sabotują swój cel. Może wcale nie chcą zmiany. Pozycja ofiary bywa bardzo wygodna. Zastanawia mnie jeszcze jedna kwestia. Są ludzie, którzy nieustannie korzystają z nowych doświadczeń duchowo-psychologicznych. Latają na medytacje na Bali, biorą udział w treningach wdzięczności, kręgach, do tego chodzą na terapię. Jakkolwiek rozumiem, że każda z tych rzeczy może być wartościowa, to czy nie ma w tym korzystaniu z treści psychologicznych czegoś nałogowego?
Weźmy pod uwagę tę wcześniejszą sytuację, czyli ktoś chodzi na jedną, drugą i trzecią terapię, a nic się nie zmienia. Widzę tutaj co najmniej trzy kwestie, choć będzie to duże uproszczenie na potrzeby naszej rozmowy. Po pierwsze. Sprawa odpowiedzialności pacjenta za swoją motywację. Nie można nikomu wyprojektować woli, żeby coś zrobił. Druga rzecz to odpowiedzialność terapeuty, który powinien pamiętać, by na pierwszych sesjach uzgodnić z pacjentem realny cel terapeutyczny, ale też sprawdzać na sesjach, co dla pacjenta działa, a co nie.
Trzecia jest kwestia wspomnianej wygody. To paradoksalna wygoda, bo jednak z jakiegoś powodu przychodzimy po pomoc. Barierą bywają strategie radzenia sobie, z których korzystamy od lat. Jeżeli w dzieciństwie naszą strategią na przetrwanie było unikanie konfliktów, to prawdopodobnie w dorosłości będziemy robić podobnie, nawet jeśli przestanie nam to służyć.
Gdy zatem mówi pani o osobach, które idą i deklaratywnie chcą coś zmienić, ale tego nie robią, to od razu myślę o różnych strategiach radzenia sobie, które są już tak skostniałe, tak z pozoru bezpieczne i wygodne, że pomimo tego, że sprawiają trudności w życiu, to naprawdę trudno je zmienić.
A wiele osób próbuje je zmienić nie na terapii, a doraźnymi działaniami psychologicznymi wyszukanymi w mediach społecznościowymi.
Nagromadzenie kont z treściami psychologicznymi i coraz więcej usług z tego zakresu to element tzw. kultury terapeutycznej. Osobiście nie przeszkadzają mi wyjazdy jogowo-medytacyjne, podcasty o duchowości czy treści, które mają pozytywnie wpłynąć na nasze samopoczucie.
Problem pojawia się wtedy, gdy np. medialne osoby proponują metody niepoparte badaniami naukowymi lub usługi z poradnictwa psychologicznego bez odpowiednich kompetencji. I to może być to miejsce styku z osobami, które były już wcześniej na kilku terapiach. Widzę w nich osoby, które naprawdę cierpią, tylko nie wiedzą, w jaki sposób uzyskać pomoc. Być może zawiodły się na psychoterapii, więc szukają rozwiązania na ustawieniach hellingerowskich czy na duchowych wyjazdach, gdzie czasami podstawą pracy jest indywidualne doświadczenie prowadzącego.
Granica jest cienka. Co innego mówić o swoich doświadczeniach, co innego wejść na kolejny szczebel – poradnictwo. To powszechne zjawisko.
I dosyć niebezpieczne. To normalne, że łatwo utożsamić się nam z opowieścią, w której znajdujemy siebie. Taki emocjonalny, osobisty kontent jest również mocno promowany przez media społecznościowe. A zasięgi bywają kuszące.
W takich okolicznościach coraz większym problemem w Polsce jest brak ustawy o zawodzie psychoterapeuty i martwe przepisy ustawy o zawodzie psychologa. Osoby, które przekraczają tę cienką granicę, o której pani powiedziała, praktycznie nie ponoszą konsekwencji świadczenia usług około psychologicznych bez uprawnień.
Biorąc pod uwagę, że mamy dostęp do różnorodnych narzędzi, strategii, metod, nurtów, ekspertów i nieekspertów – kiedy powinna nam się zapalić czerwona lampka?
Na pewno warto zweryfikować, kim jest osoba, która dostarcza takich treści. Czy jest specjalistą zdrowia psychicznego, czy może podaje się za specjalistę lub to sugeruje, jednak trudno to określić, znaleźć informacje o szkole, dyplomie, potwierdzić kompetencje.
Kolejna kwestia to poziom prezentowanych treści. Uważajmy na zbytnie uproszczenia. Jeżeli osoba z TikToka w kilku sekundowym filmiku mówi, że zapętlanie jednej piosenki czy bałagan w pokoju to objawy ADHD, to lepiej być czujnym. Podobnie w przypadku kategoryczności, diagnozowania na podstawie kilku symptomów, ostrych osądów.
Oczywiście, choroby i zaburzenia są klasyfikowane, mamy listy objawów, jednak odnalezienie w nich siebie, jeszcze nie jest diagnozą. Mamy wiele czynników różnicujących, wykluczających, o których specjalista zdrowia psychicznego będzie pamiętał podczas zbierania wywiadu.
Kolejną czerwoną lampką jest poczucie, że pewne sposoby radzenia sobie, które przejęłam na przykład z wpisu na Instagramie, są dla mnie niekorzystne, przekraczają moje granice, a twórca tych treści upiera się, że skoro u mnie nie działają, to pewnie robię coś źle lub “nie chcę zmiany”.
Z treści, które mocno naciskają na afirmację, powinniśmy korzystać rozważnie. Choć wiele osób wierzy, że powtarzanie sobie pozytywnych sentencji przynosi korzyści i podnosi poziom samooceny, to efekty mogą być zupełnie inne. Są badania, które pokazują, że afirmacje w pewnych przypadkach wręcz pogarszają stan zdrowia psychicznego. Warto uważać na takie treści, w których kategorycznie jest podkreślane, że coś jest super, pomaga każdemu i nie wiąże się z żadnymi zagrożeniami.
Te zarzuty – o upraszczanie, chociażby – są celne również w przypadku wielu osób z dyplomami. Fajnie, że specjaliści coraz chętniej dzielą się wiedzą w mediach społecznościowych, ale niekoniecznie zawsze robią to “zdrowo”.
Tytuł psychologa, psychoterapeuty czy psychiatry nie daje monopolu na rzetelną wiedzę i brak pomyłek. Zachodzi tutaj jednak efekt autorytetu. Dla niektórych “dr” czy “mgr” przed nazwiskiem to znak, że wszystko, co ta osoba powie, jest wartościowe i zgodne z obecnym stanem wiedzy. A tak nie musi wcale być. Psychologia i psychiatria wymagają aktualizacji wiedzy. To właściwie ciągła nauka.
Uważam również, że specjaliści, którzy decydują się na działalność w mediach społecznościowych, powinni być uważni i czujni. Kuszące bywają skróty myślowe czy używanie słów obecnie trendujących, jak na przykład toksyk, narcyz, wampir energetyczny, ego. To, co dla eksperta z pewną wiedzą może być jasne, niekoniecznie takie będzie dla osób, które nie przewertowały literatury psychologicznej na studiach. Doskonałym na to przykładem są “ego” czy “narcyz”, które zupełnie inaczej rozumie się potocznie, a czym innym są dla psychoterapeuty czy psychologa.
”Jest tak zwany efekt horoskopowy. Polega na tym, że czasami w mediach społecznościowych trafiamy na opisy tak szerokie, niby dotyczące jakiegoś zjawiska czy zaburzenia, ale tak uogólnione, że okazuje się, że gdybyśmy wzięły 10 osób, to 9 uznałoby, że to o nich.”
Wiele osób korzysta z psycho kontentu niekoniecznie z powodów terapeutycznych. To dla nich zainteresowanie, pasja. Czy istnieje szansa na przeciążenie się takimi treściami i stracenie kontaktu z rzeczywistością? Do tego pytania zainspirowały mnie osoby, które mówią wyuczonymi zdaniami z podręczników psychologicznych czy rzucają poradami, które, mówiąc brutalnie, są totalnie od czapy.
Dobrze, że psychologia, zwłaszcza w obszarach dotyczących na przykład regulacji emocji, staje się coraz bardziej obecna w codziennym życiu. Natomiast zgadzam się, że jest takie ryzyko, że możemy popaść w skrajność, czyli przeciążenie treściami psychologicznymi.
Może też prowadzić do tego, że będziemy non stop w swojej głowie, że będziemy ciągle czytać, analizować każdą sytuację i że będzie to ciężka praca intelektualna. W psychoterapii bardzo ważny jest moment, kiedy ja ze swojej głowy wychodzę do rzeczywistości. Zaczynam doświadczać tu i teraz, nie tracę spontaniczności, nie mówię książkowymi formułkami, nie reaguję w wyuczony sposób, ponieważ wtedy mogę na przykład blokować swoje autentyczne emocje.
Ważne jest zatem nie tylko, co czytamy, ale też, a może przede wszystkim, jak wprowadzamy to w życie. Moim mottem jest zdanie: “Zdrowie psychiczne się robi”. Zdrowie psychiczne to konkretne działania. Jeżeli będę ciągle w formułkach, w swojej głowie, w podręcznikach i poradnikach, nie podejmę aktywizacji behawioralnej, nie wprowadzę w życie zmiany.
Niedawno z moją przyjaciółką, psycholożką Dominiką Fórmanek, założyłyśmy konto psychoedukacyjne na Instagramie. Zastanawiałyśmy się nad tym od kilku miesięcy, wiedząc, że na rynku medialnym jest wiele naprawdę dobrych psychoedukacyjnych kont i nie byłyśmy pewne, czy nasz profil może coś nowego wnieść. W końcu postanowiłyśmy stworzyć coś swojego, co będzie oddawało właśnie to, że zdrowie psychiczne się robi. Dostajemy pewną pulę genów i predyspozycji na starcie, na wiele sytuacji w życiu nie mamy wpływu, ale są też miejsca, gdzie ten wpływ mamy. I warto to wykorzystywać w codziennym dbaniu o siebie.
Niektórzy dużo czytają, ale też dużo wprowadzają w życie. Kolejnymi zadaniami, afirmacjami, treningami wdzięczności i uważności też można się przeciążyć. Nadmiar chyba nigdy nie jest korzystny.
Doprecyzuję. Dla mnie wyjściem ze swojej głowy nie jest robienie piętnastu ćwiczeń z podręcznika, zmuszanie się do prowadzenia dziennika emocji i uzupełniania fiszek o wdzięczności. Oczywiście nie zaprzeczam, że każda z tych rzeczy na różnych etapach może mieć wartość i nam służyć.
Z aktywizacją behawioralną chodziło mi o zwiększenie zaangażowania w wartościowe, satysfakcjonujące działania, które mają poprawić funkcjonowanie. Zatem jeżeli od roku prowadzę dzienniczek wdzięczności i losuję codziennie afirmacje, ale widzę, że to nie działa, to nie zaliczam tego do działań satysfakcjonujących, wartościowych i poprawiających funkcjonowanie. Nie zaczynajmy też od wielkich wyzwań. Jak przeczytamy, że sport jest zdrowy, to nie róbmy listy dziesięciu aktywności do wypróbowania, tylko idźmy na jogę, na spacer, porozciągajmy się. Aktywizacją w obszarze obowiązków będzie zrobienie prania, a nie generalne sprzątanie piwnicy.
To jest trochę jak u osoby z depresją, która nie jest w stanie umyć włosów czy zrobić posiłku. Nie poproszę jej w ramach aktywizacji behawioralnej, by codziennie notowała pięć rzeczy, za które jest wdzięczna. Poproszę, żeby jednego dnia spróbowała umyć zęby. A innego przebrała się z piżamy w codzienne ubranie.
Pomyślałam o jeszcze jednej pułapce przeterapeutyzowania. Z jednej strony oczywiście to, co czytamy, dopasowujemy do siebie, szukamy siebie w różnych treściach. Ale może to też rodzić pokusę “diagnozowania” i etykietowania innych.
Zaśmiałam się, jak pani zaczęła o tym mówić, bo to jest typowy efekt studenta pierwszego roku psychologii – gdy uczymy się o psychopatologii, to okazuje, że “to wszystko o nas” lub mamie, koleżance, wujku… To bardzo typowe, pamiętam, jak sama się na to łapałam. Nasz mózg lubi robić sobie szufladki i wkładać tam wiedzę, porządkować informacje.
Drugą rzeczą jest tak zwany efekt horoskopowy. Polega na tym, że czasami w mediach społecznościowych trafiamy na opisy tak szerokie, niby dotyczące jakiegoś zjawiska czy zaburzenia, ale tak uogólnione, że okazuje się, że gdybyśmy wzięły 10 osób, to 9 uznałoby, że to o nich.
Pułapką bezkrytycznie przyjmowanych etykiet jest ponownie to, o czym już mówiłyśmy – autosugestia, samospełniająca się przepowiednia. Jak widać mamy w tym obszarze naprawdę dużo zagrożeń.
Wydaje mi się jednak, że narzędzia psychologiczne i wiedza z tego zakresu rzadko są identyfikowane jako zagrożenie. Raczej niewiele osób pomyśli, że “jakieś tam afirmacje” mogłyby zaszkodzić.
To, co po naszej rozmowie czuję jeszcze mocniej niż zawsze to, że terapia kojarzy się z tym, co trudne w naszych życiach, co negatywne, co jest problemem. Natomiast dobrze by było, żebyśmy o terapii, ale i ogólnie pracy psychologicznej myśleli jak o zasobach. Każdy z nas ma zasoby, różnie się one ujawniają na różnych etapach życia.
Natomiast fajnie, żeby terapia te zasoby wydobywała i pokazywała człowiekowi, że on sobie może radzić też sam. Być samodzielnym. Że główna część terapii dzieje się między spotkaniami. To zwiększa poczucie skuteczności, sprawczości i wzmacnia takie poczucie, że ja sobie w następnej trudnej sytuacji poradzę. Wiem, że mam do kogo zadzwonić. Wiem, że rozwiązywałam podobny problem. To poczucie jest bardzo ważne.
Myślę, że obojętnie czy na psychoterapii, czy za sprawą podręczników lub kont w mediach społecznościowych, warto szukać swoich zasobów, a nie tylko psychopatologii. Takie terapeutyzowanie wszystkiego jest niezdrowe i niedobre dla zdrowia psychicznego. Choćby żałoba. Żałobę trzeba przeżyć. Strata to część życia. Jeżeli kilka miesięcy po śmierci bliskiego mamy w sobie gniew, żal, smutek, to nie jest to psychopatologiczne. To normalna reakcja. Jeżeli czuję stres przed nowymi zadaniami w pracy, to normalne. Jeżeli po kłótni z przyjaciółką mam gorszy nastrój przez kilka dni, to nic złego.
Chce pani powiedzieć, że nie na wszystko, co nas w życiu spotyka, konieczna jest terapia lub tabletka? Że nie możemy na każde bolące miejsce od razu naklejać plastra?
Nie jesteśmy w stanie uniknąć negatywnych doświadczeń, usunąć złych wspomnień, narodzić się na nowo. Ani leki, ani terapie nie są magicznymi różdżkami, które sprawią, że zniknie to, co złe. Tym bardziej że terapia polega właśnie na zrywaniu plastrów, czyli tych mechanizmów radzenia sobie, które przykrywają problem. Po zdjęciu plastra następuje grzebanie w ranie, oczyszczenie jej. To boli, a po tym procesie zostają blizny, bo przecież nie zapomnimy o tym, z czym przyszliśmy na terapię.
I tak, zgadzam się, że jak najbardziej warto pozwolić sobie na takie naturalne samoleczenie. Są diagnozy i problemy, przy których niezbędne są farmakoterapia i konsultacje ze specjalistą, bardzo mocno to podkreślam, ponieważ leki i terapia mogą realnie uratować życie. Ale jest też wiele zwykłych, życiowych, codziennych sytuacji, w których powinniśmy po prostu pozwolić sobie na naturalne reakcje. Z wieloma rzeczami jesteśmy w stanie sobie poradzić. Naprawdę nie zawsze potrzebujemy poradników, wpisów w mediach społecznościowych i psychologów. Terapia jest dla każdego, ale to nie znaczy, że każdemu jest potrzebna.
Kinga Bartkowiak – psycholożka szkoląca się psychoterapeutyczne w szkole poznawczo-behawioralnej. Pracuje na Oddziale Podwójnej Diagnozy i Leczenia Uzależnień w CM HCP w Poznaniu oraz w poradni psychologicznej, gdzie prowadzi sesje indywidualne oraz współprowadzi grupę psychoedukacyjną dla osób chorujących psychicznie. Na Instagramie razem z Dominiką Fórmanek działamy pod szyldem @ozdrowiupsychicznym
Zobacz także
![Barbara Wesołowska-Budka / fot. archiwum prywatne](https://www.hellozdrowie.pl/wp-content/uploads/2023/08/img_5172-kopia-850x425.jpg)
„Zaburzenia adaptacyjne to wynik silnej wrażliwości, naturalna reakcja organizmu na sytuacje przekraczające zasoby człowieka” – mówi psycholożka Barbara Wesołowska-Budka
![Dr. n. med. Grzegorz Mączka](https://www.hellozdrowie.pl/wp-content/uploads/2021/02/maczka1-1-kopia-850x425.jpg)
SESJA TERAPEUTYCZNA: Jesteś tym, kim myślisz, że jesteś
![na zdjęciu: kobieta opiera się głową o ścianę, tekst o Polakach hipochondrykach - Hello Zdrowie](https://www.hellozdrowie.pl/wp-content/uploads/2025/01/kobieta-oparta-glowa-o-sciane_adobestock-850x478.jpeg)
Polska, kraj hipochondryków. „Wiele osób nigdy nie poznaje diagnozy, bo nie trafiają do psychiatry”
Polecamy
![Maciej Kawulski filmu "Akademia Pana Kleksa. Tajemnica Golarza Filipa"](https://www.hellozdrowie.pl/wp-content/uploads/2025/02/maciej-kawulski-neuroroznorodnosc-hellozdrowie-850x478.jpg)
Reżyser „Pana Kleksa” podważa istnienie ADHD i autyzmu. Baba od polskiego wycofuje się z projektu
![zamyślona młoda kobieta - Hello Zdrowie](https://www.hellozdrowie.pl/wp-content/uploads/2025/01/kyle-broad-p9rqn2qcev0-unsplash-850x478.jpg)
Dorośli z diagnozą ADHD mogą żyć krócej niż rówieśnicy. Badania mówią o nawet 11 latach różnicy
![Katarzyna Bosacka przed studiem Dzień Dobry TVN](https://www.hellozdrowie.pl/wp-content/uploads/2025/01/katarzyna-bosacka-psychiatra-terapia-hellozdrowie-850x478.jpg)
Katarzyna Bosacka o terapii u psychiatry: „To był ten moment, po którym już było lepiej”
![Kobieta siedzi przy stole przed laptopem/ Tekst o diagnozowaniu depresji przez chatbota](https://www.hellozdrowie.pl/wp-content/uploads/2024/12/kobieta-adobestock_781676688-850x478.jpeg)
Szwedzki chatbot Alba diagnozuje depresję. Jest szybszy niż lekarz. Ma pomóc skrócić kolejki do specjalistów
się ten artykuł?