Maria Tymańska o sytuacji osób neuroróżnorodnych: „Jeśli system się nie zmieni, najmłodsi zapłacą za to najwyższą cenę”
Maria Tymańska umieściła w mediach społecznościowych poruszające nagranie, w którym podzieliła się historią dotyczącą swojego syna. Jej 10-letni Teo w szkole dostał niekontrolowanego wybuchu emocji. Reakcja ze strony kadry nauczycielskiej była zaskakująca. „Usłyszałam, że jeżeli nie odbiorę go ze szkoły w ciągu 15 minut, to zostanie wezwana do niego karetka, w domyśle, że dziecko zostanie zabrane do psychiatryka” – wyznała gorzko kobieta.
„Tak wygląda pomoc dla dzieci z problemami”
Maria Tymańska jest nauczycielką języka angielskiego, Dj-ką i pisarką. Była kiedyś związana z muzykiem, Tymonem Tymańskim, z którym ma dwoje dzieci – syna i córkę. Ostatnio podzieliła się z internautami poruszającym nagraniem, w którym opowiedziała, jak jej 10-letni syn Teo został potraktowany w szkole. Udostępniła nagranie w instagramowej relacji, by – jak podkreśliła – wzmocnić społeczną świadomość na temat wyzwań, z jakimi mierzą się rodzice dzieci z zaburzeniami. U jej syna kilka lat temu zdiagnozowano zespół Aspergera oraz ADHD.
„Mój 10-letni syn dzisiaj miał autystyczny meltdown. Dostałam telefon w trakcie pracy od osoby, która powinna być jego wsparciem w szkole, która powinna mu pomagać w takich sytuacjach. Usłyszałam, że jeżeli nie odbiorę go ze szkoły w ciągu 15 minut, to zostanie wezwana do niego karetka, w domyśle, że dziecko zostanie zabrane do 'psychiatryka'” – przekazała ze łzami w oczach.
Dalej powiedziała gorzko:
„Tak wygląda edukacja włączająca w naszym kraju. Tak wygląda pomoc dla dzieci z problemami. Tak wygląda wspieranie ich procesu adaptacji, socjalizacji. I tak wygląda ich terapia”.
Czym jest meltdown i jak na niego reagować?
Meltdown, o którym wspomina influencerka, to niekontrolowany wybuch negatywnych emocji. Występuje on u osób w spektrum autyzmu w chwili, kiedy przeżywają one stres. Nadmiar silnych bodźców sprawia, ze nie są one w stanie w pełni kontrolować swoich zachowań. Krzyczą, płaczą, reagują agresją. Ich zamiarem nie jest wymuszenie czegokolwiek na otoczeniu. Po prostu nie mogą nad sobą zapanować. Tak było właśnie w przypadku Teo.
Jak reagować, kiedy ktoś obok nas przeżywa meltdown? Najważniejsze jest, aby samemu zachować spokój i unikać wzmacniania negatywnych emocji. Upewnij się, że osoba jest w bezpiecznym miejscu, usuń ostre przedmioty. Bądź blisko, ale nie ingeruj zanadto. Niektórym potrzebna jest przestrzeń, nie chcą być dotykane. Unikaj prób przekonywania, uspokajania lub rozumowania z nimi, ponieważ może to tylko pogorszyć sytuację. Możesz obezwładnić autystyka tylko i wyłącznie wtedy, kiedy zagraża sobie lub innym. Na szczęście meltdown ustępuje po jakimś czasie sam.
Kiedy meltdown ustanie, daj tej osobie czas na regenerację. Nie oczekuj od razu normalnego funkcjonowania. Tego typu atak wyczerpuje. Obdarz ją zrozumieniem i wsparciem. Tego typu ataki często są wywoływane przez nadmiar bodźców sensorycznych. Spróbuj zidentyfikować, co mogło wywołać ten stan (np. hałas, jasne światło) i zapewnij odpowiednią stymulację sensoryczną (np. ciche, przyjemne dźwięki). Czasem źródłem jest stres, problemy z komunikacją czy nawet odejście od codziennej rutyny.
Ważne jest, aby rozumieć, że meltdown nie ma nic wspólnego ze złym zachowaniem czy kaprysami.
„Edukacja włączająca w Polsce to jest farsa”
Tymańska podkreśliła, że czuje się sfrustrowana reakcją szkoły. Zauważyła, że jest coraz więcej osób neuroróżnorodnych, natomiast w Polsce podejście do nich wcale się nie zmienia.
„My trafiamy na naprawdę fajnych nauczycieli, to nie jest tak, że wszyscy są źli, ale cały system i podejście, i myślenie jest tak naprawdę totalnie sfocusowane na tym, żeby zniszczyć dziecko i zniszczyć rodzica (…) Jak coś może się w tym kraju zmienić, to może wypadałoby, żeby zmieniło się właśnie to, bo dzieci tworzą naszą przyszłość” – podkreśliła.
Teo uczęszcza do zwykłej szkoły, bo, jak mówi jego mama, nie został przyjęty do szkoły specjalnej. Dlaczego?
„Edukacja włączająca w Polsce to jest farsa, to jest mit, to jest bzdura. W Gdańsku nie ma żadnej szkoły specjalnej, do której mogłabym wysłać Teo, ponieważ szkoły specjalne nie przyjmują dzieci w spektrum autyzmu w normie intelektualnej. Takie dzieci jak Teo mają sobie poradzić w szkole ogólnodostępnej” – przekazała Maria.
Podkreśliła, że ma świadomość trudnych zachowań swojego syna, ale jako rodzic robi, co może, by nad nimi pracować. „Orzeczenia, terapie, wszystko. I zamiast dostać jakąkolwiek pomoc z zewnątrz od osób, które mają wykształcenie i kompetencje, dostaję po prostu groźby, że dziecko umieszczą w „psychiatryku”, bo przewrócił biurko na lekcji. Ja mam naprawdę dosyć” – mówiła drżącym głosem.
„Jeśli system się nie zmieni, najmłodsi zapłacą za to najwyższą cenę”
Tymańska zwróciła się do matek, które mierzą się z podobnymi problemami. Jak przekazała, wierzy, że wspólnymi siłami zmienią sytuację w Polsce.
„Wierzę (..), że w końcu zostaną stworzone szkoły, które będą miały wykwalifikowaną kadrę i będą mogły pomagać naszym dzieciom, żebyśmy nie czuły każdego dnia, że jesteśmy ze wszystkim same” – powiedziała w nagraniu.
Wiele kobiet zareagowało na jej poruszające wyznanie. Chętnie też dzieliły się swoimi historiami. Jedna z matek napisała, że raz bez jej zgody do jej syna z zespołem Aspergera została wezwana karetka. Teraz, mimo że uczęszcza do szkoły z oddziałami integracyjnymi, „był zamykany w klasie, bo miał stwarzać zagrożenie”.
Influencerka przekazała później, że była na spotkaniu z dyrekcją szkoły, która stanęła na wysokości zadania i pracuje nad rozwiązaniem sytuacji.
Rozwiń„Nie zmienia to jednak faktu, że zamierzam wciąż walczyć o zwiększenie świadomości arcytrudnej rzeczywistości rodziców dzieci z zaburzeniami w naszym kraju. Jeśli system się nie zmieni, najmłodsi, bezbronni, zapłacą za to najwyższą cenę” – podsumowała.
Zobacz także
Polecamy
„Jeżeli nie słuchasz szeptów swojego ciała, to będziesz musiał usłyszeć jego krzyk” – mówi psychoterapeutka dr Agnieszka Kozak
Otyłość w czasie ciąży zwiększa ponad dwukrotnie ryzyko rozwoju autyzmu u dzieci – wskazują najnowsze badania
Marta Markiewicz: „Cały czas żyłam w przekonaniu, że coś jest we mnie popsute. Nie przyszło mi do głowy, że jestem alkoholiczką i narkomanką”
Agata Czaja-Michaud: „Znane powiedzenie z AA, że nie da się zrobić ogórka świeżego z kiszonego, mówi o tym, że jak ktoś się uzależnił, to nie ma już powrotu do picia towarzyskiego”
się ten artykuł?