Przejdź do treści

Menstruacyjna rewolucja z majtkami WIMIN. Krótka historia tego, jak pożegnałam plamy na spodniach

Karolina Rogaska /fot. archiwum prywatne
Karolina Rogaska /fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?

Przez lata podczas okresu męczyłam się z przeciekami, które plamiły pościel lub spodnie. Tampony i kubeczki, które mogłyby pomóc z tym problemem, zupełnie mi nie pasowały. Myślałam, że już zawsze będę „skazana” na podpaski i zapieranie plam. Do czasu, aż odkryłam majtki menstruacyjne. Miałam wiele obaw, ale uznałam, że spróbuję przetestować te marki WIMIN. Przeczytajcie, co z tego wynikło.

 

Majtki menstruacyjne WIMIN to pewność, wygoda i ochrona w każdym okresie. Kupisz je w sklepie Hello Zdrowie!

 

Plamy, otarcia i zapalenia pęcherza

Odwracasz się tyłem do koleżanki i prawie bezgłośnie szepczesz: „sprawdź, czy przeciekło”. To sytuacja, która zdarza się większości z nas podczas miesiączki. Najgorzej zawsze było na początku okresu i nocą, kiedy mimowolnie przekręcałam się z boku na bok, podpaska się przesuwała, a ja budziłam się z plamą na pościeli. Zła na cały świat, że poza comiesięcznym bólem, muszę znosić przeciekanie i wznosić błagania do wszystkich świętych, żeby zabrudzenie zeszło.

Do tego moje okolice intymne były podrażnione w trakcie miesiączki. Nieprzyjemny, plastikowy materiał podpasek odparzał mi skórę – szczególnie latem. Czułam też wilgoć, która co kilka miesięcy doprowadzała do zapalenia pęcherza.

Koleżanki polecały tampony lub kubeczki menstruacyjne, ale u mnie nie wchodzą one w grę. Kilkukrotnie robiłam do nich podejścia, ale źle się układały, uwierały. Nie pasują do mojego ciała. Do tego, gdzieś z tyłu mojej głowy krył się lęk, że tampon utknie i będą z tego kłopoty. Wiem, to irracjonalne myślenie, ale dodatkowo zniechęcało mnie do korzystania z tej formy zabezpieczania się podczas okresu.

Byłam przekonana, że muszę przywyknąć. Pogodzić się z tym, że pewnych czynności zwyczajnie nie mogę robić w trakcie miesiączki.

Dwie kobiety

Oczekiwania i wątpliwości

Nadzieja na zmianę sytuacji pojawiła się, gdy po raz pierwszy usłyszałam o majtkach menstruacyjnych. Zobaczyłam, że polecają je dziewczyny, które obserwuję na Instagramie. Opowiadały, że czują się jak w zwykłej bieliźnie, ale są skutecznie „chronione”. Zachwalały też aspekt ekologiczny użytkowania majtek: można z nich korzystać kilka lat, dzięki czemu skutecznie redukuje się produkcję śmieci (podczas obfitego okresu potrafię zużyć nawet 30 podpasek!).

Przy tym się opłacają. Nawet jeśli kosztują około 100 złotych i kupuje się trzy pary, to wciąż (bardzo!) opłacalne. Przyjmijmy, że posłużą pięć lat – 300 złotych to nasz cały wydatek na ten czas. Przy typowych środkach higinicznych wydaję podczas okresu średnio 15 złotych (duża paczka podpasek plus opakowanie wkładek), co w perspektywie pięcioletniej daje… 900 złotych. Różnica jest ewidentna.

Karolina Rogaska /fot. archiwum prywatne

Karolina Rogaska /fot. archiwum prywatne

Czułam się zachęcona, ale mimo to, miałam wiele wątpliwości. Czy majtki na pewno nie będą przeciekać? Czy nie będę się w nich czuła jak w pampersie? Jak będzie wyglądało pranie? Co jeśli okażą się niewygodne? Z jakich materiałów są robione – w końcu też mogą podrażniać? Jak jest z ich chłonnością? Na szczęście nadarzyła się okazja, by znaleźć odpowiedź na te pytania. Otrzymałam do przetestowania majtki marki WIMIN (ich koszt to 90 złotych). Uznałam, że warto spróbować, skoro i tak tyle czasu zastanawiałam się nad tego rodzaju produktem.

Do sprawdzenia akurat tych z WIMIN, dodatkowo zachęcał mnie fakt, że są produkowane w Polsce z krajowych materiałów. Przekonał mnie też opis składu majtek:

  • naturalna bawełna z jonami srebra, która pozwala oddychać, a jednocześnie działa antybakteryjnie,
  • dzianina chłonna zapewniająca, że nic nie wycieknie i nie zrobią się odparzenia,
  • warstwa ochronna dodatkowo zabezpieczająca przed plamami, co było dla mnie szczególnie ważne,
  • koronkowe wstawki sprawiające, że bielizna wygląda po prostu ładnie. W niczym nie przypomina tej noszonej przez Bridget Jones, a tego też się obawiałam.
Maja Kotala / fot. Sewing Together

Jak sprawdziły się majtki WIMIN podczas obfitego okresu?

Kurier z majtkami menstruacyjnymi WIMIN dotarł do mnie akurat drugiego dnia okresu – kiedy jest on najbardziej intensywny. Nie czekałam, tylko wzięłam się za testowanie. Byłam zaskoczona, jak przyjemny w dotyku jest materiał, z którego są wykonane majtki. Jednocześnie od razu pożałowałam jednej rzeczy: chociaż wzięłam bielizną o rozmiar większą niż normalnie noszę, mogłam wybrać jeszcze większy rozmiar. Podczas miesiączki jestem opuchnięta, a z mojego brzucha robi się balonik – gumka w majtkach wpijała się w niego, gdy siadałam. Myślę, że majtki z metką L byłyby idealne.

Według zapewnień producenta majtki mają być chłonne jak cztery tampony – nie mam wątpliwości, co do tego, że są. Nosiłam je przez kilka godzin, czułam się komfortowo, nic nie przeciekało, chociaż się poruszałam albo siadałam w przeróżnych pozycjach. Prawie zapomniałam, że mam okres – majtki są na tyle cienkie, że nie czuje się, że nosi się coś „specjalnego”.

Co ważne, majtki pozostawiają uczucie suchości. Nie ma mowy o wilgoci, która bardzo źle wpływa na mój układ układ moczowy. Za każdy razem, gdy szłam do łazienki, byłam zaskoczona, że majtki wciąż wyglądają tak, jakby miesiączki właściwie nie było. Co więcej, nie pojawił się nieprzyjemny zapach, który czujemy, gdy krew miesza się z plastikiem z podpaski. Dodało mi to dużo pewności siebie i bez obaw o plamy wybrałam się na spacer z przyjaciółkami.

Karolina Rogaska /fot. archiwum prywatne

Karolina Rogaska /fot. archiwum prywatne

Karolina Rogaska /fot. archiwum prywatne

Po powrocie wzięłam się za część użytkowania, która budziła we mnie wiele obaw, czyli za pranie. Majtki menstrucyjne WIMIN trzeba zaprać w zimnej wodzie (ja użyłam dodatkowo mydła w płynie), zanim wrzuci się je do pralki (nastawionej na 40 stopni). Krew bardzo szybko z nich „schodzi” i cała operacja z zimną wodą zajęła mi zaledwie kilka minut. Wahałam się jeszcze, czy wrzucać do pralki inne rzeczy, czy też uprać bieliznę samodzielnie, ale uznałam, że nie ma co się rozdrabniać. Odetchnęłam z ulgą, gdy okazało się, że nic nie zafarbowało. Po wysuszeniu majtki były gotowe do kolejnego użycia. Tym razem postanowiłam je sprawdzić nocą. Znów byłam pozytywnie zaskoczona: żadnych plam na pościeli i uczucie suchości po obudzeniu się.

Cieszę się, że mogłam sprawdzić te majtki, bo to dla mnie prawdziwe odkrycie i niesamowita ulga. Z pewnością wyposażę się w jeszcze dwie pary. Jeszcze nie do końca mogę uwierzyć, że koniec plam i odparzeń to nie piękny sen, a rzeczywistość. Może mnie ktoś uszczypnąć?

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?