Mój partner przestał mnie pociągać – co teraz? O zmieniającej się chemii i pożądaniu w związkach rozmawiamy z psychoterapeutą
„Kiedyś nie mogliśmy oderwać rąk od siebie, dziś wolę się wyspać niż inicjować seks”, „Dawniej normą było, że kochaliśmy się kilka razy w tygodniu. Teraz mam ochotę może raz w miesiącu”, „Nie podnieca mnie jak kiedyś…”. Problem, gdy jedna osoba traci zainteresowanie seksualne drugą, nie jest rzadki. Nasz ekspert przekonuje, że warto dopuścić taką możliwość, że nie zawsze przez cały czas trwania relacji będziemy pożądać swojego partnera tak samo, jak na początku związku, a klucz do satysfakcji znajduje się w nas. „To jest właśnie paradoks uprawiania seksu – trzeba zacząć od siebie, samoakceptacji i nieuciekania przed prawdą o sobie” – mówi Tomasz Żółtak, psycholog, psychoterapeuta z kliniki PsychoMedic.pl.
Małgorzata Germak: Często słyszymy, że seks to barometr związku. Czy naprawdę jest tak, że jeśli uprawiamy go mniej, to znaczy, że coś w relacji dzieje się złego?
Tomasz Żółtak: To stwierdzenie wydaje się być fałszywej natury. Ja bym się pod tym nie podpisywał. Krąży dużo przekłamań dotyczących tego, jak traktować pożycie seksualne i w jaki sposób ono świadczy o relacji. W wyniku rozpowszechnionych w przestrzeni publicznej nieporozumień pary przeżywają wiele dramatów. Barometrem związku jest bardziej więź emocjonalna między partnerami i to, jak oni są z tej więzi usatysfakcjonowani. Natomiast seks jest dopiero efektem tego. Spojrzenie, które jest zawarte w tym pytaniu, zakłada wąską perspektywę. Nie traktujemy relacji między dwojgiem ludzi jako całości, ale wyjmujemy jeden fragment i na jego podstawie uogólniamy, czy ten związek ma sens istnienia, czy nie. Niekoniecznie mniej seksu to źle. Tu w ogóle nie chodzi o ilość.
Jednak co do ilości, to internet jest pełen pytań o to, jak często powinno się uprawiać seks w parze. Więc zapytam i ja: ile to jest dobrze?
Nie ma norm. Od jakichś 60 lat prowadzone są badania socjologiczne, które pokazują pewną próbkę statystyczną tego, jak to wygląda. Jeśli się zagłębić w te wyniki, to okazuje się, że są one bardzo różne w różnych krajach i populacjach, a także przedziałach wiekowych. Jeżeli odpuścimy na chwilę liczby i spojrzymy na konkretny dylemat konkretnej pary, to zobaczymy, że nie ilość jest ważna, ale jakość tego, co się dzieje między partnerami. Moglibyśmy w tym momencie powiedzieć, że ta dyssatysfakcja wynikająca z mniejszej ilości zbliżeń niż wskazują na to potrzeby, jest ciekawym sygnałem, że coś w tym związku się zmienia. To jakaś trampolina, warto się od niej odbić i zacząć przyglądać się relacji, temu, co się dzieje między mną a partnerem/partnerką.
A tego nie da się zrobić bez szczerej rozmowy…
Podstawą dobrego seksu jest relacja oparta na wielu fundamentach, a jednym z nich jest rozmowa. Jeśli coś mnie w tym seksie nie satysfakcjonuje, to trudno oczekiwać, że partner się tego domyśli. Tylko poprzez otwarte komunikowanie swoich potrzeb i gotowość, aby o nich rozmawiać, istnieje szansa na to, aby spróbować razem pochylić się nad tym problemem. I zobaczyć, co można zrobić, żeby związek był bardziej satysfakcjonujący i seks wyższej jakości.
A co w sytuacji, kiedy w wieloletnim związku jedna z osób jest coraz mniej zainteresowana seksualnie swoim partnerem?
To jest bardzo rozległe zagadnienie i dotyka wielu kwestii, np. libido, które w różnych momentach związku może układać się na różnym poziomie. Potrafi się tak dziać, że czujemy, że ta druga osoba nie wywołuje w nas takiego podniecenia jak kiedyś. Tyle, że już sam punkt wyjścia zakładający, że rolą partnera jest wywoływanie u nas pożądania, jest fałszywy. Tak do tego podchodząc bardziej skupiamy się na rozładowywaniu napięcia niż na chceniu partnera. Bardziej używamy wtedy drugiej osoby do tego, aby zaspokoić swoje potrzeby, a nie chcieć z nim być blisko.
A nie uważa pan, że trudno budować związek z kimś, do kogo nie czuje się chemii?
Kieruje nami potrzeba przypominająca głód intymności. Wydaje się jednak, że to nie jej zaspokojenia pragniemy. Jeśli rozmawiamy o pewnym przyciąganiu na poziomie seksualnym, to punktem wyjścia znowu nie jest atrakcyjność fizyczna partnera, lecz bardziej sprawdzenie tego, czy ja przy tej osobie czuję się akceptowanym, bezpiecznie i wartościowo. Jeśli odpowiedzi na te pytania brzmią „tak”, jestem w stanie otworzyć się na kolejny etap, jakim jest moja własna seksualność. Jeżeli partnerzy czują się ze sobą dobrze, to chemia nie jest elementarnym czynnikiem.
”Najpierw warto skupić się na sobie i swoim dyskomforcie wywołanym tym, że mam mniejsze libido. Ekstremalnie ważnym elementem jest samorozwój, bo tylko poprzez akceptację siebie i tego, że w różnych momentach życia jesteśmy istotami ułomnymi, wadliwymi możemy pogłębić intymną więź w relacji”
Czyli nie powinniśmy traktować seksu jako punktu wyjścia, tylko naturalną konsekwencję tego, co łączy dwoje ludzi?
Żeby była jasność – seks w wielu relacjach i spotkaniach służy tylko do tego, żeby rozładować napięcie seksualne, które w sobie mamy. Natomiast odnosimy się do długofalowego cieszenia się z odkrywania własnej seksualności. Trudno jest o tym mówić przy jednorazowych spotkaniach seksualnych. Jeżeli zależy nam na seksie wysokojakościowym, to ma on szansę zaistnieć wtedy, kiedy relacja jest pogłębiona.
Wracając do tematu, w internecie można przeczytać mnóstwo historii osób, które straciły zainteresowanie seksem ze swoim mężem czy dziewczyną. „Kiedyś nie mogliśmy oderwać rąk od siebie, teraz wolę się wyspać”, „Zmuszam się, w nadziei, że mi się zachce” – to niektóre z wypowiedzi. Z pana doświadczenia, to częsty problem w parach?
Wydaje się, że tak, jest to powszechny problem, ale wynika z mitologii. Będąc w długotrwałej relacji zakładamy, że seks ma być zawsze na tym samym poziomie i nie powinien się zmieniać. A to błąd. Jeśli przyjmiemy, że zbliżenie seksualne jest efektem wielu czynników, które dzieją się w relacji, to należy spodziewać się okresów, w których będziemy się dobrze czuli z partnerem w łóżku, ale będą i takie, kiedy tego seksu nie będzie. I to wcale nie świadczy o tym, jaka jest więź między dwojgiem ludzi. W moim gabinecie spotykam się z parami, które w odniesieniu do innych uprawiają seks bardzo rzadko, a mimo wszystko są usatysfakcjonowane ze swojego pożycia seksualnego. Warto dopuścić taką możliwość i traktować jako normalne, że nie zawsze przez cały czas trwania relacji będziemy pożądać swojego partnera tak samo jak na początku związku. Mówiąc partnerzy mam na myśli zarówno pary heteroseksualne, homoseksualne, w całym obszarze LGBT.
Jeśli partnerzy uprawiają mniej seksu niż kiedyś, ale oboje są z tego zadowoleni, to nie ma problemu. Co jednak w sytuacji, jeśli to jedna strona straciła zainteresowanie partnerem i źle się z tym czuje?
Pierwszym obszarem wartym zbadania jest to, co się dzieje na poziomie fizycznym i psychicznym między partnerami. Dodatkowo warto przyjrzeć się samemu sobie i temu, w jakim punkcie życia jestem, na czym mi zależy, jaki jest mój poziom dojrzałości i samoakceptacji. Łatwo jest szukać przyczyn swojego niezadowolenia we współżyciu w drugiej stronie. Ale wtedy zawsze zabrniemy w ślepy zaułek. Jeśli dyssatysfakcja seksualna występuje w naszym związku, to ona nie leży w partnerze, tylko jest efektem naszej relacji samego ze sobą. Klucz do satysfakcji znajduje się w nas, a nie w drugiej osobie. Oczywiście mogą być sytuacje, w których spadek libido jednej ze stron wynika z niehigienicznego życia bądź leków, które przyjmuje. Ale to czynniki, z którymi można sobie poradzić, wcielając pomocne zasady w życie. Jednak jeżeli jeden partner stroni od seksu, a druga strona ma na niego ochotę i wyraźnie nie ma innych czynników, to problem z pewnością leży gdzieś w więzi pomiędzy nimi.
Jak się z tym rozprawić, czyli jak rozmawiać
Najpierw znaleźć w sobie otwartość i sprawdzić, na ile ja ze swoimi potrzebami jestem w stanie otworzyć się przed moim partnerem. Warto też wyczuć gotowość partnera do takiej rozmowy i… gadać. Często w parze zamiast otwartego dialogu dochodzi do projekcji, wyobrażamy sobie różne myśli, stany emocjonalne, które wydaje nam się, że tkwią w partnerze. A tak naprawdę są kwestią naszej głowy. Dopiero gdy przełamiemy tę barierę projektowania sobie tego, co ta osoba mogłaby sobie o nas pomyśleć czy powiedzieć, jesteśmy w stanie zawiesić to na kołku i otworzyć się na samych siebie w dialogu z partnerem, dopiero wtedy mamy szansę na konstruktywną rozmowę.
Czy bez osób trzecich, czyli psychoterapii może się to udać?
Na początku zawsze zalecamy, żeby partnerzy najpierw spróbowali rozwiązać problem we dwójkę, bo oni znają się najlepiej i to pomiędzy nimi jest przestrzeń na to, żeby rozmawiać o takich rzeczach. Może pomóc też takie pytanie, które ja często zadaję, kiedy para do mnie przychodzi. Brzmi ono: Dlaczego uważacie, że nie powinniście mieć takiego problemu, z jakim przychodzicie? Odpowiedzenie na to bardzo otwiera oczy, bo okazuje się, że ta dysfunkcja seksualna występująca między partnerami bywa wspomnianą przez mnie trampoliną. Jeżeli uda im się przejść tę próbę, to często okazuje się, że namiętność odradza się i jest wyzwalająca. Ale do tego potrzeba zaangażowania dwóch stron.
Dzisiejsze czasy raczej nie sprzyjają pogłębianiu więzi emocjonalnych. Zgodzi się pan?
Na pewno, choć to wynika z moich obserwacji, a nie z badań, którymi mogę się podeprzeć. Nie sprzyjają bliskości i więzi. To też jest sytuacja wieloczynnikowa. W wielu sytuacjach kłopot tkwi w kapitalizmie, pogonią za posiadaniem, co z kolei osłabia więzi rodzinne, pomiędzy partnerami, oddala ludzi od siebie. Krecią robotę robią też media społecznościowe, tzn. promowanie postaw, które mają niewiele wspólnego z rzeczywistością, szerzenie mitów na temat atrakcyjności człowieka skupiając się na wyglądzie. Na pewno pogłębianiu więzi nie sprzyjają relacje online, które w ostatnim czasie stały się jednym z podstawowych sposobów komunikowania się. Takim czynnikiem jest też kryzys wartości oraz chaos, który panuje, jeśli chodzi o dzisiejszą sytuację ekonomiczną i polityczną w Polsce. Para tworzy system, który nie pozostanie bez wpływu na uwarunkowania zewnętrzne, w jakich przyszło jej funkcjonować.
”Już sam punkt wyjścia zakładający, że rolą partnera jest wywoływanie u nas pożądania, jest fałszywy. Tak do tego podchodząc bardziej skupiamy się na rozładowywaniu napięcia niż na chceniu partnera. Bardziej używamy wtedy drugiej osoby do tego, aby zaspokoić swoje potrzeby, a nie chcieć z nim być blisko”
Jak w takim razie dbać o relację w takich trudnych czasach?
Sposobem na zdrową, dojrzałą relację jest troska o samego siebie. Głównie chodzi o nabywanie umiejętności regulowania własnych emocji w dojrzały sposób. Samodzielne radzenie sobie z własnymi uczuciami jest fundamentalnym warunkiem dobrej relacji. Jeżeli uda nam się być ze sobą w zgodzie i nie opuszczać siebie samego w trudnych chwilach, będąc ze swoimi emocjami i zauważając je, to wtedy jest duża szansa na stworzenie dobrej jakościowo więzi z drugim człowiekiem. To z kolei pozwoli nam się otworzyć na drugiego człowieka, również w aspekcie seksualnym.
Jak to zrobić, jak żyć w zgodzie ze sobą?
Nie ma uniwersalnego przepisu dla wszystkich. Każdy we własnym zakresie powinien opracować strategię nabierania swojego niepowtarzalnego kształtu. Natomiast jeżeli czujemy, że zabrnęliśmy z ślepy zaułek, bądź brakuje nam narzędzi, wiedzy czy partnera do rozmowy, to od tego jest instytucja psychoterapeuty albo przyjaciel, którzy pomagają nam wrócić do siebie.
Czy pociąg seksualny może nie być związany ze wspomnianą jakością relacji, ale z tym, jak ja się zmieniam i moje ciało, np. po narodzinach dziecka albo pod wpływem hormonów?
Energia seksualna, którą czujemy w odniesieniu do innych osób, nie jest stała. Rzeczywiście jest to zależne od wielu czynników – to mogą być hormony, wiek, cykl menstruacyjny u kobiet, problemy natury psychicznej i emocjonalnej, tryb życia, używki. Ale to może się też wiązać z etapem związku – inny pociąg między partnerami jest na początku relacji, potem zmienia się w jej trakcie, inny jest po kryzysie czy kłótni.
Jak na nowo rozbudzić pożądanie?
Najpierw warto skupić się na sobie i swoim dyskomforcie wywołanym tym, że mam mniejsze libido. Ekstremalnie ważnym elementem jest samorozwój, bo tylko poprzez akceptację siebie i tego, że w różnych momentach życia jesteśmy istotami ułomnymi, wadliwymi możemy pogłębić intymną więź w relacji. To ma też związek z tym, jak wygląda nasze ciało, czego nie potrafimy, jakie błędy popełniamy. Najpierw to wszystko trzeba się nauczyć akceptować. Wtedy dopiero będziemy w stanie zacząć rozmawiać z drugą osobą na zasadzie gotowości, będziemy potrafili otworzyć się przed partnerem – na siebie, swoje potrzeby, na niedoskonałości, które mamy. To z kolei pogłębi naszą więź i dalej stanie się przyczyną tego, że seks zacznie nam dawać większą satysfakcję. Radzenie sobie z typowymi problemami w relacji wymaga więc bardziej osobistego rozwoju niż nabywania specyficznych umiejętności i technik.
Czyli znowu wracamy do tego, że trzeba zacząć od siebie…
To jest właśnie paradoks uprawiania seksu – trzeba zacząć od siebie, od samoakceptacji, od nieuciekania od siebie, otwartości na samego siebie i prawdy o sobie. Często to, co robimy, jest formą ucieczki od prawdy, zużywamy na to bardzo dużo energii. W największym skrócie chodzi o to, aby tworzyć związek, w którym mamy odwagę i przestrzeń stawać się coraz bardziej sobą poprzez zachowanie naszej unikatowości.
Jeżeli wszystko, o czym rozmawiamy, nie zadziała, i problem braku ochoty na seks z partnerem nie zniknie, warto namówić drugą osobę i pójść do specjalisty? Do jakiego?
To kwestia indywidualna, ale ja bym zaczął od psychoterapeuty, bo być może problem, który dotyczy partnerów, jest bardziej natury psychologicznej. Moje doświadczenie pokazuje, że większość kłopotów łóżkowych, z którymi przychodzą pary, to właśnie ta kwestia. Jeśli psychoterapeuta uzna, że warto skonsultować się z seksuologiem, to skieruje do odpowiedniego specjalisty. Myślę, że jeżeli w partnerach jest potrzeba posiadania bliskiej więzi z drugim człowiekiem i para utknie w ślepym zaułku, to nie trzeba nikogo specjalnie namawiać na taką wizytę. To się samo dzieje. Oczywiście często jeszcze towarzyszą temu stereotypy, że do psychoterapeuty idą osoby z głębokimi zaburzeniami, ale na szczęście pogląd ten zmienia się w społeczeństwie. Wydaje mi się, że to już nie jest takie duże wyzwanie, jak było kiedyś. Paradoksalnie w kontekście tego, co się przyjęło, pary chętnie rozmawiają o swoich dylematach łóżkowych w gabinecie terapeutycznym. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni. To wymaga oczywiście odpowiedniego podejścia i doświadczenia terapeuty, umiejętności rozmawiania o tym obszarze, ale to nie jest tak, że trzeba partnerów ciągnąć za uszy.
Ile z tych par, które przychodzą do psychoterapeuty z problemami łóżkowymi, jest w stanie poradzić sobie, a ile się rozstaje?
Mówiąc dość ogólnie, nie podpierając się statystykami, większość par trafiających do terapeuty, u których jest gotowość do przyjrzenia się relacji po obu stronach, udaje się pokonać te trudności. Jest jakaś część, może 20-30 procent, które postanawiają się rozstać i pójść inną drogą.
Czy da się kogoś kochać i tworzyć z nim udany związek bez seksu?
Da się, jeżeli tak czują dwie osoby i razem im to pasuje. Spotykam takie pary, które podejmują świadomą decyzję o zrezygnowaniu z tej formy okazywania sobie czułości. Robią to w inny sposób, który dla nich jest satysfakcjonujący. Nie zawsze to musi być tylko seks.
Tomasz Żółtak – psycholog, psychoterapeuta dorosłych i par z PsychoMedic.pl
Polecamy
„Sztukę flirtowania trzeba aktualizować” – mówi seksuolożka Patrycja Wonatowska
WHO alarmuje: Nastolatki uprawiają seks bez zabezpieczenia. „Zbieramy gorzkie owoce zaniedbania edukacji seksualnej”
Gorąco, sucho, emocjonalnie. Joanna Kuzdak i Maciej Korzeb o wspólnym przeżywaniu jej menopauzy
Jak wydłużyć stosunek? Praktyczne porady dla mężczyzn i kobiet
się ten artykuł?