Monika Tarnowska: Ekran jest dla dzieci oczywistym wyborem – bywa tam kolorowo, ciekawie, dynamicznie i nie ma pandemii
– Nasza aktualna rzeczywistość jest niezwykle doskwierająca. Obwinianie rodziców za to, że dzieci siedzą przed komputerem, nikomu nie służy i zamyka dyskusję dotyczącą zdrowego korzystania z ekranu. A sęk w tym, by nie tylko dzieci, ale i rodzice nauczyli się mówić otwarcie, że jest im trudno – mówi psychoterapeutka, koordynatorka Poradni dla Dzieci i Młodzieży Ośrodka Intra, dr Monika Tarnowska.
Marianna Fijewska: Gdy umawiałyśmy się na wywiad, zapytałam, czy zgodzisz się porozmawiać o uzależnieniach dzieci i młodzieży od internetu. Poprawiłaś mnie, używając pojęcia „wsiąkanie w ekran”. Co to właściwie oznacza?
Dr Monika Tarnowska: Kłopotliwe korzystanie z urządzeń elektronicznych wcale nie musi wiązać się wyłącznie z uzależnieniem od internetu. „Wsiąkanie w ekran” nie jest oczywiście pojęciem naukowym, tylko próbą nazwania szerokiego katalogu zjawisk – także takich sytuacji, gdy nie mamy do czynienia stricte z uzależnieniem. Wspólnym mianownikiem tych zjawisk jest to, że człowiek ma trudność z oderwaniem się od ekranu, przez co gorzej się czuje, zaniedbuje swoje obowiązki, nie osiąga zamierzonych celów, a jego kontakty z otoczeniem pogarszają się.
Co sprawia, że dzieci i młodzież nie mogą się oderwać od ekranu?
Granie, oglądanie filmików, oglądanie, jak gra ktoś inny, przeglądanie mediów społecznościowych, czatowanie ze znajomymi… Właściwie wszystko to, co ma do zaoferowania ekran. Powiedziałaś o fascynacji, a wsiąkanie w ekran wcale nie oznacza wyłącznie wsiąkania z ciekawości, to może być wsiąkanie z nudów, z bezradności, z bezsilności lub braku energii. W pracy z dziećmi i młodzieżą obserwujemy, że nauka zdalna wyczerpuje zasoby energetyczne znacznie bardziej niż nauka „na żywo”. Podczas gdy siedem czy osiem lekcji w szkole nie przekraczało możliwości nastolatka, w formie online staje się wysiłkiem nie do zniesienia. Niejednokrotnie po takim czasie młody człowiek nie ma energii na nic innego, niż dalsza aktywność przed ekranem. Wiem, to paradoks, a jednak myślę, że każdy z nas miał sytuacje, w których scrollował media społecznościowe lub oglądał serial, mając tego jednocześnie po dziurki w nosie. Dzieci zostały pozbawione możliwości wychodzenia z domu i często nie widzą dla siebie żadnej alternatywy. Ekran jest dla nich oczywistym wyborem – bywa tam kolorowo, ciekawie, dynamicznie i nie ma pandemii. Poza tym z badań jasno wynika, że nadmierna aktywność przed ekranem powoduje w młodych ludziach trudności z hamowaniem wszelkich niepożądanych zachowań, innymi słowy, im więcej czasu w świecie wirtualnym, tym trudniej powiedzieć sobie „stop”.
”Nauka zdalna wyczerpuje zasoby energetyczne bardziej niż nauka 'na żywo'. Podczas gdy 7 czy 8 lekcji w szkole nie przekraczało możliwości nastolatka, w formie online staje się wysiłkiem nie do zniesienia. Często po takim czasie młody człowiek nie ma energii na nic innego, niż dalsza aktywność przed ekranem. To paradoks, a jednak myślę, że każdy z nas miał sytuacje, w których scrollował media społecznościowe, mając tego jednocześnie po dziurki w nosie”
Jakie są najczęstsze powody uzależnienia od ekranu?
W przypadku części osób korzystanie z ekranu obniża poziom lęku i napięcia. Poza tym może dawać dziecku coś, czego bardzo mu brakuje. Miałam w terapii chłopca, który przyznał, że grając w grę, czuje się wartościowy, jest kimś ważnym, bo osiąga znakomite wyniki. Inni gracze go podziwiają. W realu sytuacja wyglądała inaczej – miał problemy z rówieśnikami i wiele innych trudności. Każdy, kto wsiąka w ekran, ma ku temu swoje indywidualne powody – zwykle jest to mieszanka czynników środowiskowych i wewnętrznych właściwości danej osoby. Aktualnie dochodzi do tego jeszcze pandemia, która działa jak katalizator.
Przygotowując się do naszej rozmowy, trafiłam na badania, które mówią o tym, że nadmierne korzystanie z ekranu jest silnie związane z występowaniem ADHD. Czy mogłabyś powiedzieć coś więcej na temat udowodnionych już naukowo konsekwencji wsiąkania w ekran?
Warto wspomnieć o badaniu ABCD – Adolescent Brain and Cognitive Development, które rozpoczęło się w 2015 roku na grupie 9- i 10-letnich dzieci. Pomysłodawcy tego programu badawczego chcą na przestrzeni czasu badać m. in. to, w jaki sposób korzystanie z ekranu wpływa na rozwój młodych ludzi. Z dotychczas opublikowanych danych wynika, że u dzieci, które z ekranu korzystały najwięcej, znacznie częściej stwierdzano objawy zaburzeń związanych z deficytem uwagi oraz zachowaniami destrukcyjnymi. Oznacza to, że dzieci te częściej były nadpobudliwe, rozkojarzone, a także prezentowały zachowania opozycyjne czy agresywne. Okazało się ponadto, że bierne korzystanie z ekranu, czyli konsumowanie danych treści, np. scrollowanie, jest negatywnie skorelowane z inteligencją i to nie tylko z inteligencją płynną, czyli zdolnością do rozwiązywania nieznanych problemów, ale też z inteligencją skrystalizowaną, czyli opartą na zgromadzonej dotychczas wiedzy.
Korzystanie z ekranu ogłupia?
Nadmierne i bierne korzystanie – prawdopodobnie tak. Jednak nie wiadomo jeszcze, co jest przyczyną, a co skutkiem. Być może niższa inteligencja sprawia, że dzieci chętniej korzystają z ekranu w sposób bierny, a może to bierne korzystanie wpływa na inteligencję. Wiadomo jednak także, że aktywne korzystanie, czyli np. granie, nie ma negatywnego związku z inteligencją.
Które konsekwencje wsiąkania w ekran robią na tobie największe wrażenie?
Chyba najbardziej porusza mnie to, że nadmiernie korzystające z ekranu młode osoby mają problemy z rozumieniem, nazywaniem i wyrażaniem swoich stanów emocjonalnych. Jeśli ktoś przez większość dnia jest skupiony na pochłanianiu danej mu wirtualnej rzeczywistości, nie zastanawia się nad tym, jak się czuje, na co ma ochotę, czy jest znudzony, czy wypoczęty, radosny czy smutny. Mózg uczy się bowiem, że ma skupiać się tylko na tym, co zewnętrzne i przestaje rozwijać umiejętność snucia refleksji na temat wewnętrznych przeżyć. Konsekwencją takiego stanu rzeczy są duże kłopoty komunikacyjne m.in. z rodzicami, którzy zaniepokojeni pytają dziecko, co słychać albo jak się czuje, na co ono wzrusza ramionami. Bo samo nie wie. Rozmowa utyka. Rodzic się denerwuje i dochodzi do kłótni. Szanse na porozumienie maleją.
Jak zatem rodzic ma rozmawiać z dzieckiem, które wsiąka w ekran? Zakładając, że chce z nim rozmawiać, bo wiele mówi się o tym, że tablet przejmuje funkcje smoczka i w domu jest spokój.
„Tablet to nie smoczek” stało się ostatnio bardzo popularnym stwierdzeniem, w którym faktycznie wybrzmiewa negatywna ocena rodzica. Rzeczywiście od jakiegoś czasu w społeczeństwie pojawiła się negatywna narracja na temat rodziców, bo przecież „gdyby zajmowali się dziećmi, nie byłoby problemu”. Ale sytuacja, zwłaszcza w ciągu tego i ubiegłego roku, jest znacznie bardziej skomplikowana. Nasza aktualna rzeczywistość jest niezwykle doskwierająca. Obwinianie rodziców za to, że dzieci siedzą przed komputerem, nikomu nie służy i zamyka dyskusję dotyczącą zdrowego korzystania z ekranu. A sęk w tym, by nie tylko dzieci, ale i rodzice nauczyli się mówić otwarcie, że jest im trudno i mają serdecznie dość ograniczeń i wynikającego z nich osamotnienia, ale także natłoku zadań w rzeczywistości online.
Wydaje mi się, że dorośli wpadają w pułapkę sztucznego optymizmu. Sądzą, że muszą udawać przed młodymi ludźmi, że radzą sobie doskonale, co budzi niepokojące poczucie niespójności i zaprzeczania doświadczeniu. Gdy płynący ze strony rodzica przekaz jest niespójny – co innego rodzic deklaruje, a co innego mówią jego gesty, ton głosu i inne zachowania – wówczas nie jest dla dziecka tak wspierający, jak chciałby być. Narastające zmęczenie i napięcie kumulują się zwłaszcza wtedy, gdy nie potrafimy nazywać i akceptować tego, co aktualnie się z nami dzieje. Wówczas często zarówno dorosły, jak i dziecko woli uciekać w rzeczywistość wirtualną. To sytuacja, w której dwie strony nie widzą siebie nawzajem.
”Narastające zmęczenie i napięcie kumulują się zwłaszcza wtedy, gdy nie potrafimy nazywać i akceptować tego, co aktualnie się z nami dzieje. Wówczas często zarówno dorosły, jak i dziecko woli uciekać w rzeczywistość wirtualną. To sytuacja, w której dwie strony nie widzą siebie nawzajem”
W całej dyskusji o uzależnieniach od ekranu nie bierze się pod uwagę złożoności sytuacji domowych, zwłaszcza w czasie pandemii. Mając na uwadze zarówno dobro rodzica, jak i dziecka – jak zaczęłabyś rozmowę z dzieckiem, które dziesiątą godzinę spędza przed swoim laptopem?
Na to nie ma algorytmów. Ważne jednak, by być szczerym, dlatego dobrze zacząć rozmowę od prawdziwej informacji, np.: „Jak ci minął dzień? Ja spędziłam przed ekranem osiem godzin i już nie mogę!”. Zaczekałabym, co odpowie dziecko. Być może będzie to coś w stylu: „Ja też już nie mogę! Miałem matematykę, muzykę, biologię… a pani od geografii powiedziała, że jesteśmy beznadziejni!”. Taka wymiana zdań, bez sztucznego heroizmu ze strony rodzica, jest znakomitym początkiem do budowania głębokiego porozumienia. Skoro przyznaliśmy przed sobą, że jesteśmy zmęczeni i mamy dość, możemy się w tym wesprzeć i wspólnie poszukać aktywności, która byłaby relaksująca i nie wiązała się z ekranem. Nie chodzi o to, by zaraz robić coś produktywnego, ale o to, by razem odpocząć.
A co jeśli dziecko w ogóle nie odpowiada? Jeśli nie jest gotowe na interakcje z rodzicem?
Jeśli dziecko jest na tyle zatopione w wirtualnej rzeczywistości, że milczy, rodzic może skomentować to, co widzi, np.: „Wyglądasz na zmęczonego/ zestresowanego/ znudzonego…”, wtedy dziecko być może jakoś się do tego odniesie. Albo przytaknie, albo zaprzeczy, ale dla nas będzie to już cenna informacja. Myślę, że najtrudniejsza w rozmowach ze swoimi dziećmi jest dla rodziców sytuacja, w której dziecko zupełnie rodzica ignoruje, bo ekran jest dla niego o wiele ciekawszy.
Jak wtedy spowodować, by dziecko lub nastolatek wrócili do rzeczywistości? Zwłaszcza gdy przed ekranem spędzają już kolejną godzinę.
Jeśli zależy nam na zbudowaniu z dzieckiem relacji, zwykle negatywna ocena tego, co robi, jest ślepą uliczką. Poza tym rodzic, który rozlicza, też jest przez dziecko rozliczany. Jeśli spędza codziennie przed ekranem większość dnia, bo praca, bo film, jak może wymagać od dziecka, by tego nie robiło? To bardzo ważne, by rodzic wiedział, ile godzin dziennie dziecko spędza przed ekranem, a także by stawiał granice dotyczące tej aktywności w czasie pozaszkolnym. Rodzic jest tu jednak modelem – łatwiej o budowanie zdrowych nawyków wtedy, gdy dotyczą one wszystkich domowników, dorosłych też.
Kluczem do porozumienia jest więc brak hipokryzji?
Powiedziałabym raczej, że autentyczność i otwartość. Może warto zapytać dziecko, o czym jest ta gra, która tak go zaangażowała? Jaką odgrywa w niej rolę? Co jest w tym najfajniejsze, a co go przestrasza? Tak jak mówiłam wczesnej, część dzieci ma problem z oceną swoich wewnętrznych stanów. Jeśli zaczniemy od prostych pytań, które pomogą nam zrozumieć, co takiego w tej grze czy innej aktywności ekranowej fascynuje nasze dziecko, jest duża szansa na nawiązanie kontaktu z nim. Nie chodzi mi o to, by wdawać się w zawiłe dyskusje o grach, ale o próbę zrozumienia świata swojego syna czy córki. Jeden z moich pacjentów uzależnił się od gry, której fabuła była w jakimś sensie analogiczna do jego rzeczywistości. Zrozumienie tego połączenia było punktem przełomowym w naszej pracy. Zbudowaliśmy pomost między światem wirtualnym, w którym niejako utknął, a rzeczywistością.
Dzieci, nastolatkowie, ale i my – rodzice, jesteśmy bezbronni wobec nowych technologii. Dopiero uczymy się, co znaczy zdrowe korzystanie z ekranu. Jakie proporcje czasowe są odpowiednie i jak skutecznie się „wyłączać”. Misją psychoterapeutów zajmujących się dziećmi i młodzieżą jest to, by bez oceniania rodziców, mówić o badaniach i sposobach na profilaktykę uzależnień od ekranu. Dzięki temu, że nauczymy się chronić nasze dzieci, jest duża szansa, że gdy dorosną, będą eksplorować świat i cieszyć się życiem, zamiast biernie oczekiwać, iż to świat, niczym ekran, wyjdzie do nich z superatrakcyjnym przekazem.
Polecamy
Dziewczynce przez pomyłkę wpisano męską płeć w akcie urodzenia. „Nie mogę uwierzyć, że to nieodwracalne” – komentuje ojciec
„Wielu Polaków boi się mówić po angielsku – szczególnie wśród innych Polaków”. Jak skutecznie nauczyć się angielskiego, mówi Arlena Witt
Carl the Collector to kreskówkowy szop w spektrum autyzmu. Ma za zadanie budować zrozumienie i empatię
„Mam wspomnienie strasznego pragnienia”. Pokolenie 30- i 40-latków o tym, czego brakowało im w szkole
się ten artykuł?