Mówi, co picie matki w ciąży zrobiło z jej dzieckiem. Wstrząsające słowa pielęgniarki

Statystyki są zastraszające: codziennie w Polsce sprzedawane są trzy miliony tak zwanych małpek, a Polacy piją więcej niż w okresie PRL-u. Książka „Alkohol. Piekło kobiet” Moniki Sławeckiej pod matronatem Hello Zdrowie ukazuje portret Polek, które stykają lub zmagają się z chorobą alkoholową. Są wśród nich kobiety znane i nieznane, aktorki i pielęgniarki, dyplomatki i sprzedawczynie. Szczere wyznania kobiet dotkniętych nałogiem i tych, które próbują im pomóc, pozwalają odnaleźć odpowiedź na pytania, które nie zawsze chcemy sobie zadawać. Gdzie leży granica? I co możemy zrobić, jeśli ją przekroczymy?
Poniżej publikujemy fragment książki „Alkohol. Piekło kobiet”. Nie jest to – jak większość innych jej rozdziałów – wywiad z osobą uzależnioną obecnie lub w przeszłości, ale wyznanie pielęgniarki Beaty Sławeckiej, która opisuje, z jakimi konsekwencjami dla dziecka wiąże się picie kobiety w ciąży. Poznajcie historię jej małego podopiecznego – Maksa.
Mam wielkie szczęście, że na mojej drodze stanął chłopiec wyjątkowy, który uczy ludzi w swoim otoczeniu o tym, jak wielkie szczęście mają, że urodzili się, mając wpływ na siebie i swoje życie. Maks takiego szczęścia nie miał. Jego matka była narkomanką i alkoholiczką, ciąża nie zmieniła jej destrukcyjnego stylu życia, powodując upośledzenie i chorobę dziecka.
Od urodzenia Maksymilian nie może żyć bez respiratora, maszyna zastępuje mu płuca w całości, odżywia się wyłącznie pozajelitowo. Skazany jeszcze przed swoim urodzeniem na piętno choroby FAS (Alkoholowy Zespół Płodowy, charakteryzuje się szerokim spektrum uszkodzeń płodu) jest uzależniony od troski i wrażliwości ze strony obcych ludzi, a personel medyczny nie zawsze, niestety, wykazuje się empatią.
Zespół uszkodzenia płodu w przypadku mojego chłopca miał miejsce już wewnątrzmacicznie, łożysko, które pobierało i odżywiało płód toksynami od alkoholu i narkotyków, nieodwracalnie zniszczyło i zaburzyło jego fundament neurologiczny, psychiatryczny i ogólnoustrojowy.
FAS to tak naprawdę wyrok za coś, czego nie zrobił. Nigdy nie będzie miał szansy na to, żeby wstać, iść przed siebie, a co dopiero poczuć, czym jest piękno, podróż w nieznane, relacja z kimś. Jego własna matka pozbawiła go wszystkich tych uroków życia. Wzlotów i upadków. To jest trudne do zaakceptowania, gdy się na niego patrzy. Na jego niewinność, bezbronność, brak samodzielności. Będzie płacił za błędy własnej mamy całe życie. Życie, które wbrew diagnozom wszystkich lekarzy wydłuża się, bo Maks zaznał od personelu medycznego troski, współczucia i miłości, której nie była w stanie dać mu uzależniona od alkoholu matka. Patrzysz na zdeformowane ciało, które jest przykute do łóżka, widzisz w oczach ból i łamie ci się serce. Bo przecież każde dziecko, na które patrzysz, z którymi masz kontakt – oczywiście poza wyjątkami – ma nogi, ręce, siłę, energię i wachlarz możliwości. Bo w oczach dzieci nie ma lęku, tylko nieposkromiona energia i chęć życia. Od początku, gdy się nim opiekuję, włączył się u mnie mechanizm lwicy, która dba o najmniej zdrowe dziecko, chroni je przed wszystkim tym, co złe, robi wszystko, co może, żeby zobaczyć na jego twarzy spokój, modli się o uśmiech.
Każdy dzień Maksa to wyzwanie i walka z bólem. Staram się robić dla niego wszystko to, co mogę, żeby tego bólu widzieć jak najmniej. To, co mogę mu dać, to na pewno moja obecność, a patrząc na jego reakcje, widzę i czuję, że to dla niego wielki skarb. W pracy robię wszystko, żeby być przy nim jak najwięcej, czuwać i dbać o niego. On zasługuje na to, żeby ktoś z nim był, czuł, że jest akceptowany i kochany. Patrzę, jak uśmiecha się przez sen, gdy próbuję złapać jego niewykształconą rączkę, ucieka, nie znając i nie wiedząc, czym jest dotyk. Jego instynkt samozachowawczy powoduje, że boi się każdej interakcji z zewnętrznym światem. Boli mnie, że jedyny pewnik na tym świecie, jakim jest czułość i dotyk osoby, która go pokochała bezwarunkowo, nigdy nie będzie przez niego zrozumiany, a nawet tolerowany. Czasami mam nadzieję, że nie rozróżnia tego, co dobre lub złe dla niego. Że to jest dla niego płynna granica. Bo jego życie, ten ciężki krzyż, który nosi, jest nieludzki. Są takie momenty, po których widać, że Maksiu to prawdziwy facet, wyczulony na dźwięki i głosy. Słyszy samochody, motocykle, a już najwyższą formą uciechy były liczne syreny. Śmiał się wtedy na głos, chcąc, żeby ich odgłosy nigdy nie mijały.
Szybko zaczął rozróżniać także mój głos i cieszyć się na jego dźwięk. Wtedy na jego twarzy gościł szeroki uśmiech i spokój, wszystkie jego bolączki i nerwy na chwilę ulatniały się, jak za dotknięciem magicznej różdżki.
Dźwięki malowały mu obrazy, których nie dawały oczy – urodził się z 90 proc. zanikiem wzroku.
Trudno mi jest na to patrzeć, a on niesie ten krzyż dwadzieścia cztery godziny na dobę, każdą minutą i sekundą dzielnie i cierpliwie.
W całym nieszczęściu Maksia jest element pozytywny – chłopiec może przebywać w dobrej, monachijskiej klinice, ze względu na zabezpieczenie finansowe. Jego matka pochodziła z bardzo bogatej rodziny, zapiła się na śmierć, zapisując mu dwa domy. Nie ma nikogo obok siebie z krewnych, jego sprawami majątkowymi i opłatami zajmuje się specjalnie do tego wynajęty adwokat. To takie dziwne, gdy patrzysz na niego, że nigdy nie będzie miał szansy skorzystać z tych zasobów finansowych. Nie pójdzie do dobrej szkoły, nie objedzie świata, nie kupi sobie samochodu. Wszystkie te rzeczy, wspomnienia, przeżycia nie będą miały szansy być mu dane.
Patrząc na naszą relację, wiem, że droga, którą idziemy, jest cholernie trudna. Trzeba cały czas wspomagać się żartem, humorem, żeby nie zapaść się po prostu w odmęt czarnych myśli. Ale chcę, żeby ten chłopiec czuł, że ma kogoś. Że jest ktoś, kto go rozumie i kocha. Chce dla niego wszystkiego tego, co najlepsze. Może to wystarczy, żeby przeszedł przez ten niesprawiedliwy świat z mniejszym bólem i chociaż odrobiną szczęścia?
O autorce:
Monika Sławecka (ur. 1987) – absolwentka filmoznawstwa i scenariopisarstwa. Od ponad dekady pracuje w branży filmowej i telewizyjnej. Współpracowała jako asystentka reżyserów Marcina Wrony, Macieja Sobocińskiego (polska edycja Saturday Night Live) i Marcina Ziębińskiego. Dotychczas zajmowała się pisaniem reportaży (w tym głośnych Balet, który niszczy i Porwania), a także pracowała przy scenariuszach wielu polskich filmów.
Polecamy

„Nowotwory wcale nie są dziś częstsze niż dawniej. Po prostu żyjemy dłużej i lepiej je diagnozujemy” – mówią autorzy książki „Bunt komórek”

Cierpisz na endometriozę? Chcesz wiedzieć, jakie masz opcje leczenia? Te warsztaty są dla ciebie!

Endometrioza po cesarskim cięciu. Skąd się bierze i jak ją leczyć?

Czy o raku można opowiadać mądrze, rzeczowo, ale z humorem? Oni udowadniają, że tak
się ten artykuł?