Przejdź do treści

Na 27 przedszkoli aż 25 odmówiło przyjęcia dziecka. Bo Grześ ma alergie pokarmowe

Chłopiec w trakcie spożywania posiłku
Warszawskie przedszkola odmawiały przyjęcia dziecka z alergiami pokarmowymi / Zdjęcia: Adobe Stock
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Takiego dziecka nie przyjmujemy” – to odpowiedź, którą otrzymywała od warszawskich placówek Anna Czarnecka, mama chłopca z alergiami pokarmowymi. Na 27 przedszkoli aż 25 odmówiło przyjęcia Grzesia, bo wymaga on podania adrenaliny w sytuacji wstrząsu anafilaktycznego. Przepisy mówią, że z jednej strony nie można podawać leku, a z drugiej lek podać trzeba. Kadra – mając wybór – wybiera pierwszy wariant.

Ma łącznie 27 alergii pokarmowych

Historia kilkuletniego Grzesia, którą opisuje portal Interia, pokazuje, jakie skutki codziennie rodzą luki w przepisach. Zgodnie z obowiązującą definicją pierwszej pomocy osoba, która udziela tej pomocy, nie ma możliwości podania leku na receptę, nawet jeśli lek ten jest dostępny na miejscu zdarzenia.

Lekiem na receptę jest tzw. EpiPen, czyli adrenalina do wstrzykiwań, która jest niezbędna w sytuacjach nagłego zagrożenia życia, szczególnie w przypadkach ciężkich reakcji alergicznych, gdzie liczy się każda sekunda. Dla zapewnienia jej skuteczności i bezpieczeństwa kluczowe jest zrozumienie poprawnego sposobu jej użycia. Mówiąc krótko: przeszkolenia. Nie wszyscy nauczyciele chcą się jednak tego uczyć. Tym bardziej, jeśli nie muszą, bo nikt nie nakłada na nich takiego obowiązku. Takie rozwiązanie rodzi szereg problemów i prowadzi do wielu absurdów, które często kończą się wykluczeniem. Jak ten, kiedy na 27 warszawskich placówek aż 25 odmawia przyjęcia dziecka.

Grześ ma stwierdzone 27 alergii pokarmowych. Na ewentualność wstrząsu anafilaktycznego ma przy sobie zawsze EpiPen w dwóch egzemplarzach. Konieczność podania adrenaliny okazała się problemem dla wielu placówek przedszkolnych.

Anna Czarnecka, mama chłopca, w rozmowie z Interią przyznaje, że wysłała maila do 27 przedszkoli zlokalizowanych na warszawskiej Białołęce. Z 25 otrzymała odpowiedź: „takiego dziecka nie przyjmujemy”. „Jedno przedszkole zgodziło się przyjąć Grzesia, ale… bez adrenaliny” – mówi, cytując treść maila z tej konkretnej placówki: „Niestety nie mamy możliwości przyjęcia dzieci wymagających podania adrenaliny w sytuacji zagrożenia”.

„Dlaczego moje dziecko nie może się rozwijać tak jak inne dzieci? Ani wyglądem, ani zachowaniem, ani właściwie niczym nie odbiega od innych rówieśników. Ma po prostu alergie” – komentuje mama chłopca.

Marta Będzikowska z mężem i córkami: Amelką i Tolą

Odmawiają, bo trzeba podać dziecku adrenalinę

Przyjąć chłopca zgodziła się tylko jedna placówka, najbardziej oddalona od jego miejsca zamieszkania – ponad godzinę drogi w jedną stronę. Ostatecznie rodzice chłopca podjęli decyzję o wyprowadzce z Warszawy do Legionowa, gdzie kontynuowali procedurę poszukiwania przedszkola. Tam od razu dwa przedszkola odpowiedziały, że przyjmą Grzesia z adrenaliną. Przyszła wychowawczyni z placówki, na którą się zdecydowali, zdobyła się na zasługujący uwagi gest.

„Powiedziała mi, że ona się nie boi. I że to jest dziecko, które zasługuje na to, by być z innymi dziećmi i alergie nie powinny stać temu na drodze. Miałam łzy w oczach” – mówi pani Anna w rozmowie z Interią.

Grześ trafił do przedszkola, w którym nie tylko jego wychowawczyni, ale także inne nauczycielki zostały przeszkolone z obsługi EpiPena. O tym, że ma on alergie, wiedzą też dzieci. Choć jego historia ma szczęśliwy finał, to takie lub podobne przeszkody na drodze do dostania się do placówki codziennie napotka wielu rodziców dzieci zagrożonych anafilaksją. Często podanie leku dziecku przewlekle choremu uzależnione jest od pisemnej zgody nauczyciela. Ci jednak nie chcą brać na sobie tej odpowiedzialności.

„Zasłaniają się tym, że nie mają takiego prawnego obowiązku – mogą, ale nie muszą, więc wybierają drugie. Tylko że udzielić pierwszej pomocy w przypadku zagrożenia życia trzeba zawsze, a podanie adrenaliny jest w przypadku anafilaksji właśnie ratowaniem życia. Jednak użycie tego leku nie mieści się jeszcze w definicji pierwszej pomocy, tylko z tego powodu, że jest lekiem wydawanym na receptę” – wskazuje absurd Agnieszka Panocka, adwokatka i założycielka Fundacji Allergia, w rozmowie z Interią.

Cień nadziei na zmianę

Okazuje się jednak, że podejmowane przez placówki próby uchylenia się od odpowiedzialności są zupełnie niezrozumiałe. Bo w przypadku wstrząsu anafilaktycznego podanie adrenaliny jest bezpieczne, o czym przekonuje prof. Zbigniew Bartuzi, przewodniczący Zespołu Polskiego Towarzystwa Alergologicznego ds. dostępności adrenaliny w szkole.

„Konsekwencje złego podania czy nawet przekroczenia zalecanej dawki są dużo mniejsze niż konsekwencje biernej postawy. Adrenalina jest lekiem, który w nadmiarze skutkuje zwiększeniem ciśnienia tętniczego, rozszerzeniem dróg oddechowych i zwiększeniem poziomu cukru we krwi, ale nigdy śmiercią” – informuje.

Możliwe, że wkrótce pomoc w sytuacjach zagrożenia życia dla chorujących przewlekle pacjentów może stać się bardziej dostępna. 19 lutego Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy o zmianie ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym oraz niektórych innych ustaw. Zakłada ona rozszerzenie definicji pierwszej pomocy. Zgodnie z nowymi zapisami, świadkowie zdarzeń będą mogli podawać nie tylko leki dostępne bez recepty, ale też te, które pacjenci muszą mieć przepisane przez lekarza – o ile znajdą się one na miejscu zdarzenia.

Źródło: Interia

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?