„Naszą misją od początku było wyjście z wulgarnej i przemocowej narracji wokół gadżetów erotycznych” – mówią założycielki queerowego butiku erotycznego

– Postanowiłyśmy stworzyć sklep, który wyrówna szanse i przyczyni się do wyeliminowania „orgasm gap”. Chciałyśmy pomóc kobietom i osobom z waginami odzyskiwać ich ciała, sprawczość i dać im szansę na przyjemność nie tylko za pomocą samych produktów, ale i języka, którego używamy – mówią Marta Brzezińska i Agata Ptak, założycielki queerowego butiku erotycznego LULA PINK.
Marta Szarejko: Łatwo dziś sprzedaje się przyjemność?
Agata: Niezbyt, szczególnie jeśli działa się tak, jak my, czyli auto-pasożytniczo! Zamiast skupiać się na rentowności, dużo oddajemy różnym fundacjom, finansujemy rozmaite wydarzenia. Poza tym wszystko robimy same, Marta zajmuje się stroną internetową, ja ogarniam butik logistycznie.
Marta: Liczą się drobiazgi: dbamy o to, by paczki były w 100 proc. ekologiczne, każdy element – łącznie z taśmą i etykietą – wykonany z papieru, do tego dochodzą kwestie estetyczne, dlatego bibułki w paczkach są w kolorach naszej marki, dodajemy wlepki i staramy się, żeby kontakt z nami był przyjemny jak używanie naszych gadżetów.
Od czego się zaczęło?
Agata: Od feminizmu!
Marta: Zaczynałyśmy w okresie Czarnych Protestów – rząd nas wkurzył, ja miałam też kryzys osobisty – mój partner zachorował na raka, byłam wypalona zawodowo. Potrzebowałam odświeżenia.
Agata: Marta grzebała w internecie i szukając gadżetów dla siebie, szybko się zorientowała, że rynek zabawek erotycznych przeszedł wielką ewolucję, o ile nie rewolucję.
Marta: Postanowiłyśmy stworzyć sklep, który wyrówna szanse i przyczyni się do wyeliminowania „orgasm gap”. Chciałyśmy pomóc kobietom i osobom z waginami odzyskiwać ich ciała, sprawczość i dać im szansę na przyjemność nie tylko za pomocą samych produktów, ale i języka, którego używamy.

fot. Cloud Ekert
Ostatnio słyszałam o wibratorze, który nazywał się „Gwałciciel XXI wieku”.
Agata: No właśnie, w świecie zabawek wciąż mocno obecna jest heteronorma i kultura gwałtu, dlatego naszą misją od początku było wyjście z wulgarnej i przemocowej narracji wokół gadżetów. Marta od początku miała konkretną wizję super-sex-bohaterki Luli Pink, która jest pudrowo różowa, ale też silna, i nie ma nic wspólnego z tendencyjnym sexshopem za kotarą, z feerią staroświeckich wibratorów.
Marta: Naszym celem było ściąganie gadżetów z całego świata projektowanych i produkowanych przez kobiety. Ważne było to, żeby pochodziły z kobiecych i queerowych, zaangażowanych start-up’ów. Znalazłam na przykład markę Wet For Her: to dziewczyny, które produkują zabawki dla lesbijek, na bazie własnych potrzeb i doświadczeń. Te gadżety w ogóle nie są falliczne, mają na przykład kształt dwóch palców.
Agata: Kolejnym priorytetem było wspieranie osób queerowych, szybko zaangażowałyśmy konsultantów, którzy pomogli nam zneutralizować opisy gadżetów na stronie sklepu. No i wytoczyłyśmy wojnę ageizmowi, do pierwszych sesji zdjęciowych zaprosiłyśmy starsze osoby, m.in. mojego dziadka, który pozował ze swoją żoną. Chodziło o to, żeby pokazać, że przyjemność jest dla wszystkich, niezależnie od wieku. A jeśli ktoś wcześniej o nią nie zadbał, może to zrobić teraz, z nami.
Marta: Pisały do nas matki, które kupowały gadżety swoim córkom. I na odwrót.
Agata: Zazdrościłam im takiej relacji, moja mama jest raczej uprzedzona, zdystansowana przez skojarzenia, które budzi nasza branża. Kiedyś dostała ode mnie różdżkę, zupełnie neutralną estetycznie, służącą do masażu limfatycznego i trochę się przestraszyła, ale po jakimś czasie biegała i pytała: Gdzie jest moja ładowarka?!
”Naszym celem było ściąganie gadżetów z całego świata projektowanych i produkowanych przez kobiety. Ważne było to, żeby pochodziły z kobiecych i queerowych, zaangażowanych start-up'ów. (...) wytoczyłyśmy wojnę ageizmowi, do pierwszych sesji zdjęciowych zaprosiłyśmy starsze osoby, m.in. mojego dziadka, który pozował ze swoją żoną. Chodziło o to, żeby pokazać, że przyjemność jest dla wszystkich, niezależnie od wieku”
Same testujecie gadżety?
Marta: Pewnie! Testujemy, oglądamy i poddajemy pogłębionej analizie. Musimy wiedzieć, co może się znaleźć w obrocie. W tej branży jest mnóstwo firm, które powstają na chwilę i produkują podróbki, które do niczego się nie nadają, a wręcz mogą być niebezpieczne. Mamy całe pudło gadżetów, które sprawdziłyśmy i nigdy nie zdecydowałyśmy się ich wprowadzić do sprzedaży.
Agata: Jako jedyne z Polski i jedne z niewielu w Europie uczestniczyłyśmy w tworzeniu pierwszej normy ISO dla analnych gadżetów erotycznych. To zresztą zabawna historia: szwedzką grupę roboczą zainspirowały badania przeprowadzone przez jednego z lekarzy pracującego na SOR-ze, według których prawie 50 proc. osób, które lądowało z czymś w anusie, miało w sobie analny gadżet erotyczny. Czyli on teoretycznie był do tego, do czego go używali, ale coś poszło nie tak.
Marta: Najczęściej był źle zaprojektowany. Kolejnym gadżetem, na który szczególnie uważamy to korki analne, które mają na przykład za małe podstawy. Jeśli chcesz zacząć przygodę z seksem analnym, powinnaś kupić zestaw treningowy i sprawdzić, który rozmiar i jaki materiał najbardziej ci pasuje. Ważne, żeby nie wkładać korka i nie zostawiać go na dłużej, na przykład nie wychodzić z nim do pracy. Ludzie często nas pytają: „Macie coś, co będzie wygodne przez cały dzień? Z czym będę mógł pójść do korpo?”. Tak też można, ale to wymaga ogromnej znajomości swojego ciała i wiedzy na temat gadżetów.
Co cieszy się największym zainteresowaniem?
Agata: Numerem jeden jest bezdotykowy masażer łechtaczki. To zwykle pierwszy zakup: klientki zaczynają od pingwinka albo jednego z podstawowych modeli wyposażonych w technologię fal powietrza, orientują się, że to rodzaj stymulacji, który chcą eksplorować, więc sięgają po gadżety, które oferują więcej – od aplikacji, w których samodzielnie można napisać program własnej masturbacji, albo oddać ster partnerowi i dać się zaskoczyć na odległość, po takie, które są już w zasadzie technologiczną fuzją funkcjonalności i wyobraźni.
Marta: Możliwe jest na przykład sterowanie muzyką – rytm wibracji dostraja się do dźwięków. Wkładasz jajeczko, wychodząc na miasto, idziesz na rave i ono się tam aktywizuje.
Agata: Niektóre osoby korzystają z napisanych już programów, wymieniają się nimi, dzięki czemu wiedzą, jak masturbują się inni i mogą wymienić się swoimi doświadczeniami. Wokół tych aplikacji powstają całe społeczności.
Marta: Wysoko plasuje się też tradycyjny królik. Klienci piszą, że mieli już wiele gadżetów, ale z nim przeżywają najlepsze orgazmy.
Agata: Jajeczko z elektrostymulacją to ostatnio hit.
Ono razi prądem?
Marta: Delikatnie stymuluje impulsem elektrycznym.
Agata: To akurat bardzo relatywne – Marta podczas jednego z warsztatów trzymała gadżet w rękach i powiedziała: „O, działa”, a inna osoba go tylko dotknęła i odskoczyła, jakby strzelił w nią piorun.
Marta: To subtelne impulsy, które miały służyć do ćwiczenia mięśni Kegla – zamiast luźnego ciężarka w kulce, który odbija się przypadkowo i powoduje krótki przykurcz, impuls sprawia, że mięsień napina się i rozluźnia, a przy okazji daje przyjemność.
Agata: W waginie odczuwa się go zupełnie inaczej, niż trzymając w dłoni – tam impuls rozchodzi się przewodzony przez nasze płyny. Mamy dodatkowe lubrykanty z drobinkami złota, które przewodzą impuls skuteczniej.
Agata: Ciekawe są też pulsatory, które mają ruchy frykcyjne, poruszają się do przodu i do tyłu. Potrafią uderzać w określone części ciała.
Marta: No i realistyczne dilda. Po wielu skomplikowanych, fantazyjnych gadżetach zatęskniłyśmy za klasyką.
Agata: Kolorowe, ręcznie wykonane, wybierane przez kobiety na przekór patriarchalnej narracji. Paleta realistycznych dild jest dość szeroka. Klasyk nigdy nie wyjdzie z mody, u nas znajdziecie go w kolorach flagi osób biseksualnych czy transpłciowych.
”Jako jedyne z Polski i jedne z niewielu w Europie uczestniczyłyśmy w tworzeniu pierwszej normy ISO dla analnych gadżetów erotycznych. To zresztą zabawna historia: szwedzką grupę roboczą zainspirowały badania przeprowadzone przez jednego z lekarzy pracującego na SOR-ze, według których prawie 50 proc. osób, które lądowało z czymś w anusie, miało w sobie analny gadżet erotyczny. Czyli on teoretycznie był do tego, do czego go używali, ale coś poszło nie tak”
A co z tymi mniej realistycznymi? Widziałam ostatnio dildo w kształcie penisa smoka, które zostawia jajo.
Agata: Mamy kilka takich propozycji, ale czasem jednak się wahamy: gadżety fantasy skupiają się często na fetyszyzacji młodych, niedorosłych osób, a my nie chcemy przemycać przemocowych treści.
Macie też sporo wegańskich produktów.
Agata: Biodegradowalna Gaia, czyli ekologiczny wibrator wykonano z plastiku, którego bazą jest skrobia kukurydziana, więc poddany odpowiedniej obróbce po prostu się rozłoży. To zresztą świetny pomysł na pierwszy gadżet: cenowo dostępny, ma prostą mechanikę: zwiększasz tylko wibracje pokrętłem, i to wszystko. Nie ma żadnych guziczków.
A gadżety BDSM? Faktycznie wzrosła ich popularność po „50 twarzach Grey’a”?
Agata: Ludzie się bawią i eksperymentują, ale kupują raczej podstawowe gadżety.
Marta: Kajdanki.
Agata: Jakaś packa.
Marta: Coś, co tylko estetycznie przypomina im BDSM.
Agata: Staramy się w tej kategorii też wprowadzać wegańskie produkty, ale to trudniejsze – jednak fetysz skóry wiąże się z konkretnym zapachem i przede wszystkim historią, tradycją.
Marta: I mocą. Wytrzymałość skóry wegańskiej jest jednak znacznie słabsza. Dlatego idziemy na kompromis: mamy produkty skórzane, rzemieślnicze, które pochodzą z niewielkich manufaktur.
Co odeszło w niepamięć?
Agata: Gorzej niż kiedyś sprzedają się kulki gejszy, minęła na nie moda. Ale może to wcale nie jest takie złe? Kiedy święciły triumfy, wiele osób używało ich źle i mogło sobie zaszkodzić. Kobiety wiedzą już, że kulki trzeba dobrać dobrze, a ich medyczne zastosowanie przede wszystkim skonsultować. I że muszą być wykonane z odpowiednich materiałów.
Marta: To, co nas niezmiennie cieszy, to coraz większa świadomość. I może łatwo się jej nie sprzedaje, ale na pewno z każdym rokiem ludzie coraz mądrzej kupują przyjemność.
Zobacz także

Joanna Keszka: Do pochwy wkładamy rzeczy dobre. To dotyczy zarówno gadżetów, jak i penisów

Krzysztof Tryksza: „Dobry seks to seks bez kontroli. Gdy pojawią się lęk, wstręt, obrzydzenie – to jest granica, która wyznacza pole naszej swobody”

„Całkowicie mnie obrzydza to, co nasza kultura robi kobietom” – mówi Lena Dunham, aktorka i reżyserka kultowego serialu „Dziewczyny”
Podoba Ci się ten artykuł?
Polecamy

Mikey Madison z Oscarem dla najlepszej aktorki. Odbierając statuetkę, podziękowała pracownicom seksualnym

Ginekolożka skrytykowana za słowa o zmuszaniu się do seksu. „To brak podstawowej wiedzy na temat seksualności”

„Każdy seks bez zgody jest gwałtem”. Od czwartku obowiązuje nowa definicja gwałtu

Karla Sofía Gascón pierwszą transpłciową aktorką nominowaną do Oscara. Historyczny moment!
się ten artykuł?