Uważano, że jest mieszkaniem bogów i elfów, przytulano się do jego gałęzi, wierząc w moc zabierania chorób
Nie ma chyba drugiej rośliny, która byłaby bohaterką tylu wierzeń i magicznych rytuałów. Jest też jedną z roślin najlepiej przebadanych i naprawdę skutecznych w leczeniu wielu dolegliwości, a szczególnie w infekcjach i stanach obniżonej odporności. U progu jesieni prezentujemy czarny bez! Właśnie teraz można zbierać jego owoce.
W wielu kulturach wierzono, że ten wysoki, dorodny krzew jest mieszkaniem bogów, czarodziejek, elfów i czarta. Słowianie lokowali w nim duchy podziemia i miejsce połączenia świata żywych ze światem umarłych. Celtowie czcili czarny bez jako symbol nieśmiertelności, dla druidów było trzynastą, ostatnią rośliną roku, która symbolizuje śmierć i odrodzenie. Germanie składali pod krzewami bzu ofiary z mleka i piwa, a „holunder”, niemiecka nazwa czarnego bzu, dała imię czczonej przez nich bogini Holdzie, uważanej za matkę bogów i patronkę domowego ogniska.
Jeszcze w XVII i XVIII wieku w wielu źródłach pisanych znajdują się adnotacje o całkowitym zakazie wycinania czarnego bzu – argumentowano, że w jego korzeniach mieszka wąż, strażnik świata podziemnego. Nawet złamanie gałązki należało poprzedzić poproszeniem rośliny o wybaczenie. Jesienią bacznie obserwowano zachowanie rośliny, ponieważ bardzo złym znakiem, świadczącym o rychłej śmierci, było drugie kwitnienie.
Czarnego bzu nie należało ścinać czy palić, bo przynosiło to nieszczęście. Wierzono, że powieszony nad drzwiami domu strzeże od ataków złych duchów, czarów i pioruna. Rosnące w pobliżu domostwa krzewy miały zapewnić gospodarstwu pomyślność.
Do gałęzi czarnego bzu przytulano się, wierząc, że roślina ta ma dar „zabierania” chorób. Był też ulubioną rośliną podczas ceremonii ślubnych, dawano go młodej parze jako amulet. Wierzono, że modlitwa do krzewu wesprze ciężarną w szczęśliwym rozwiązaniu. Czarodziejskie moce czarnego bzu miały też chronić przed pokusą zdrady.
Hipokrates miał ponoć mawiać, że czarny bez jest jego podręczną apteczką. W zachowanych zapiskach znajdują się informacje na temat leczniczych właściwości wszystkich części rośliny – od korzeni po owoce. W jego czasach bez był lekiem stosowanym przede wszystkim na problemy żołądkowe. Starożytni Grecy wykorzystywali winny wywar z korzeni na ukąszenie węża, z liści robili opatrunki na owrzodzenia, owoce były składnikiem farby do włosów.
Rzymscy lekarze stosowali wywary z korzeni na odwodnienie i pili herbatkę z kwiatów podczas gorączki. Św. Hildegarda z Bingen zalecała go na oczyszczanie krwi, uważała także, że podawany karmiącej matce może pomóc jej produkować więcej pokarmu. Skrobaną korę bzu polecała na przeczyszczenie i wymioty.
Kwiaty czarnego bzu i syrop czy sok z jego owoców (ze względu na zawartość szkodliwej dla ludzi sambunigryny należy je obgotować, dlatego najlepszym sposobem wykorzystania jest zrobienie soku) były podstawowym produktem leczniczym w wiejskich kredensach. W polskiej medycynie ludowej mówiono, że jest „apteczką Pana Boga”. Napar z kwiatów był popularnym środkiem napotnym, bez ceniono także za jego właściwości uspokajające, oczyszczające krew i przeciwskurczowe. W średniowieczu miksturami z czarnego bzu leczono bóle głowy, uszu i zębów. Z owoców pędzono też wódkę uważaną za środek leczniczy na problemy z wątrobą, śledzioną, na guzy i obrzęki.
Dobra sława czarnego bzu przetrwała do naszych czasów. Zielarze zalecają suszone kwiaty na łagodzenie infekcji z kaszlem, ponieważ wykazują właściwości wykrztuśne i rozluźniające drogi oddechowe. Powszechnie wykorzystuje się go do produkcji preparatów do leczenia przeziębień, grypy czy anginy przebiegających z podwyższoną temperaturą. Jako środek napotny kwiaty czarnego bzu wspierają łagodny przebieg infekcji kataralnych i sprzyjają budowaniu odporności. Ponadto są stosowane jako środki moczopędne, łagodzące dolegliwości reumatyczne i napięcia nerwowe. Przetwory z owoców poprawiają i regulują przemianę materii.
Krzewy czarnego bzu rosną w Polsce na wielu stanowiskach słonecznych i cienistych. Roślina nie jest szczególnie wymagająca, rośnie bardzo szybko, nie przemarza. Kwiaty pojawiają się w czerwcu i lipcu, owoce na początku września. Zbiory owoców to wyścig ludzi z ptakami, bo czarne, drobniutkie kwaskowate kuleczki są ich przysmakiem. Zrywamy tylko owoce najbardziej dojrzałe – rozpoznamy je po kolorze, który powinien być prawie czarny.
Biało-żółte drobniutkie kwiaty mają intensywny, zapach i słodkawy pyłek, lubią je także pszczoły. Zawierają duże ilości kwasów organicznych i soli mineralnych, a do tego flawonoidy, garbniki i olejki eteryczne. Mają też bardzo dużo witamin – zbadano, że samej witaminy C w 100 g owoców jest nawet 35 mg, co stanowi nawet 60 proc. zalecanego dziennego zapotrzebowania. Oprócz witaminy C owoce bzu zawierają też witaminy z grupy B i witaminę A, wspierającą jego właściwości uodparniające. Owoce zawierają też całkiem sporo minerałów, m.in. żelaza, wapnia i fosforu.
Kwiaty i owoce czarnego bzu zbierajmy daleko od drogi. Nie będzie to trudne, bo nie znajdziemy chyba zagajnika, w którym nie byłoby choć jednego krzaka. Zielarze radzą, by na zbiory owoców wybrać słoneczny dzień, ale zaraz po deszczu. Czarne kuleczki będą wtedy bardziej soczyste. Sok możemy zrobić w sokowniku, ważne jest, by poddać je obróbce cieplnej, choćby dłuższej pasteryzacji – dowiedziono, że nie ma to wpływu na właściwości zdrowotne owoców. Kwiaty czarnego bzu delikatnie układamy w lekko zacienionym, przewiewnym miejscu, suche przechowujemy w szczelnie zamkniętym słoiku. Kiedy czujemy, że chwyta nas gorączka, możemy zaparzyć je wymieszane np. z kwiatami lipy czy zebranymi wczesną wiosną kwiatów podbiału. Świetnie smakują z sokiem malinowym i cytryną.
Oprócz suszenia kwiatów i robienia soków z owoców z czarnego bzu warto zrobić sobie orzeźwiający napój, łącząc kwiaty z wodą i z cytryną. Ja zamykam przesmażone owoce czarnego bzu w słoikach razem ze śliwką węgierką. Powstaje konfitura o wyjątkowo zrównoważonym smaku.
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Zimowit jesienny może zabić. Leśnicy ostrzegają: „To roślinny arszenik, 5-10 nasion to dawka śmiertelna”
Na rynku w Łęcznej usmażył jajecznicę. Miał do dyspozycji tylko patelnię, jajka i rozgrzane płyty chodnikowe
Ewa Grodzka-Szkółka: „Balkon na Miodowej jest zielony cały rok, jest przedłużeniem mojego mieszkania, moim zielonym pokojem”
Wkładasz tę roślinę do wielkanocnego koszyczka? Uważaj! Można się nią poważnie zatruć
się ten artykuł?