„Ważny jest ruch, ale równie istotne jest to, jaki on pozostawia w nas ślad”. O Metodzie Feldenkraisa i edukacji ruchowej jako drogi do samopoznania mówi Marta Górna-Wiszniewska
– Podczas treningów sportowych chodzi o to, żeby jak najwięcej wycisnąć, jak najbardziej się wysilić. Zrobić coś na maksa, żeby był konkretny efekt. Tu nie. Chodzi o to, żeby wykonywać każdy ruch jak najbardziej płynnie, lekko i bez bólu. Dobrze, jeśli zmniejszysz też zakres i wysiłek. Ma być komfortowo – mówi Marta Górna-Wiszniewska, założycielka Neuropracowni, nauczycielka Metody Feldenkraisa w trakcie szkolenia.
Marta Szarejko: Mam wrażenie, że łatwiej powiedzieć, czym Metoda Feldenkraisa nie jest, niż czym jest. Jaka jest twoja definicja?
Marta Górna-Wiszniewska: Metoda nie jest terapią, nie jest procedurą medyczną, nie jest treningiem sportowym ani rehabilitacją. Choć przez to, że wykorzystuje naturalną zdolność układu nerwowego do ciągłej nauki i budowania nowych połączeń neuronalnych, może wspierać wszystkie te dziedziny. To edukacja ruchowa, a jednocześnie droga do poznawania i rozwijania siebie. Poza tym Metoda reguluje układ nerwowy – ważny jest w niej ruch, ale równie istotne jest to, jaki on pozostawia w nas ślad.
Jak na nią trafiłaś?
Marzyłam o tańcu, ale mam wrodzoną wadę kolan, która mi go uniemożliwiła. Szukałam więc formy ruchu, która byłaby dla mnie bezpieczna, a jednocześnie pasjonująca. Byłam po wielu doświadczeniach ruchowych: improwizacyjnych, tanecznych, terapeutycznych, ale żadna metoda tak bardzo mnie nie poruszyła. Pierwsza lekcja była jak grom z jasnego nieba: doświadczyłam, jak głęboko w sobie mogę poczuć ruch. I zrozumiałam, że nie muszę przechodzić operacji.
Tego samego chciał uniknąć Moshe Feldenkrais, twórca Metody…
Który doznał kontuzji kolana, ale podczas treningu – Moshe był mistrzem świata w judo, piłkarzem. Zresztą nie tylko zapalonym sportowcem, ale też inżynierem i fizykiem. Uczył się u Marii Curie-Skłodowskiej, pracował w laboratorium jej córki, Irene Joliot-Curie. Ale jak skwitowała karierę Moshe jego matka: „Mogłeś być noblistą, zostałeś masażystą”. Feldenkrais wybrał pomaganie innym, pracował nad znalezieniem takiej formy ruchu, która będzie lekka, łatwa i przyjemna, a jednocześnie rozwojowa. Stworzył tysiące lekcji.
Czym się inspirował?
Poza judo i neurobiologią, wczesnymi etapami rozwoju człowieka, momentami, w których najszybciej rozwija się nasz układ nerwowy. Dlatego podczas niektórych lekcji przypominamy sobie, jak poruszaliśmy się, będąc dzieckiem, kiedy uczyliśmy się obracać, siadać, wstawać. W ten sposób na nowo szukamy lekkiego i naturalnego ruchu, który może nam zastąpić nawykowy sposób poruszania się. Feldenkrais nazywał go ruchem mechanicznie optymalnym, czyli takim, w którym równomiernie rozkładamy obciążenie między kręgosłupem, stawami i grawitacją. Poza tym Feldenkrais inspirował się terapią ericksonowską, w której bardzo ważne są zasoby pacjenta, jego moc sprawcza.
I podążanie za nim – terapeuta nie ma gotowego scenariusza, raczej rozpoznaje sytuację i dla każdego tworzy nową terapię.
Ten aspekt też łączy ją z Metodą Feldenkraisa: każdy jest swoim autorytetem. Dlatego prowadząc lekcję, nie występuję jako ekspert, nie pokazuję sekwencji ruchów, tylko o nich mówię. Dzięki temu każdy ma szansę poszukać ruchu w sobie, bez wzorca z zewnątrz. Nikogo nie poprawiam, nie koryguję. Jeśli czujesz, że twój ruch jest lekki, a oddech płynie, to najwyraźniej twoja droga. I nikt nie musi ci o tym mówić.
Jak to konkretnie wygląda?
Większość lekcji odbywa się na leżąco, czasem na siedząco, rzadziej na stojąco. Są takie, w których turlamy się, przechodzimy do siadu, ale i takie, w których zajmujemy się ruchami żuchwy lub stopy. Niezależnie od tego, czym poruszamy, każda lekcja wpływa na nas jako całość. Zwykle trwa 40, 50 minut i ma swój scenariusz, który podlega interpretacji prowadzącego. Nie jest to recytowanie wiersza, raczej jazzowa improwizacja na konkretny temat, utwór, kompozycja tworzona w głębokim kontakcie ze sobą i z innymi.
Pamiętasz lekcję, która na początku zachwyciła cię najbardziej?
Szczególnie zapamiętałam lekcję, podczas której miałam skupić się na oczach: obracałam w wyobraźni gałki oczne wokół ich osi, patrzyłam w głąb czaszki. To była lekcja, która odsłoniła ważną dla mnie część metody skupiającą się na wyobraźni, angażującą układ nerwowy tak samo, jak realnie wykonywany ruch.
Zrozumiałaś, że nawet jeśli jakiś ruch jest niemożliwy fizycznie, możesz go sobie wyobrazić?
Nowe połączenia neuronalne możesz tworzyć, nie tylko wykonując ruch, ale też wyobrażając go sobie. Dlatego z metody mogą korzystać osoby po udarach, kontuzjach, takie, które czują ból. Każdą lekcję możesz wykonać w bezruchu, zresztą robiłam to, będąc w ciąży, kiedy nie mogłam już leżeć na plecach ani na brzuchu. Wyobrażałam sobie ruch, od początku do końca, z wszystkimi detalami. Inną lekcję zrobiłam podczas rezonansu magnetycznego, który zawsze był dla mnie trudnym doświadczeniem – dzięki temu zyskałam poczucie bezpieczeństwa i przestrzeni.
Wróćmy do lekcji – kładę się na kocu, słucham scenariusza lekcji i wykonuję ruch. Co konkretnie do mnie mówisz?
„Poczuj, jak kontaktujesz się z podłogą, jak leży twoja głowa, plecy, obie łopatki, miednica. Porównaj obie strony ciała – może jedna część leży wyżej, druga niżej? Sprawdź to”. Próbuję zaangażować cię w aktywną obserwację. Potem mówię, jaki wykonać ruch, a ty sprawdzasz, czy on jest w twoim ciele możliwy. Jeśli tak, to na ile. Jeśli nie – wyobrażasz go sobie. Między sekwencjami ruchów są przerwy, ale one też polegają na aktywnym obserwowaniu ciała i ruchu.
”Podczas niektórych lekcji przypominamy sobie, jak poruszaliśmy się, będąc dzieckiem, kiedy uczyliśmy się obracać, siadać, wstawać. W ten sposób na nowo szukamy lekkiego i naturalnego ruchu, który może nam zastąpić nawykowy sposób poruszania się”
Chodzi o to, żebym uwewnętrzniła pytania na temat własnego ciała i potem zadawała je sobie?
Przede wszystkim o to, żebyś była bardziej świadoma swojego ciała. Niektórzy już na początku lekcji otwierają oczy, siadają i sprawdzają – potrzebują czasu, żeby przerzucić swoją uwagę z zewnątrz do środka. Nie uczy się nas tego – wiemy, jak wyglądamy na zewnątrz, ale nie mamy nawyku zwracania uwagi na czucie głębokie.
Co dalej?
Mówię na przykład: podnieś prawą rękę, wyprostuj ją, unieś do sufitu, połóż, i powtarzaj ten ruch wiele razy. Spraw, żeby był lekki, łatwy i przyjemny – to jedna z czołowych zasad Moshe. Powtarzaj go nie dla samych powtórzeń, tylko po to, żeby za każdym razem dostrzec coraz więcej szczegółów. Przyjrzyj się, jak unosi się łopatka, co dzieje się z obojczykiem, szyją, głową. I przede wszystkim: zmniejsz wysiłek.
To mój ulubiony komunikat, bardzo ożywczy w dobie ciągłego słuchania o tym, że trzeba dać z siebie więcej.
Jesteśmy obłożeni tak wielką ilością obowiązków w pracy i w życiu prywatnym, że kiedy nagle słyszymy „zmniejsz wysiłek”, wybijamy się z rytmu i różnie na to reagujemy. Czasem to zaskoczenie, innym razem ulga.
Przyzwyczailiśmy się do tego, że jeśli nie wkładamy wysiłku, to praca nie jest wartościowa. Mało tego: pewnie jesteśmy cwaniakami.
I marnujemy czas. Podczas treningów sportowych chodzi przecież o to, żeby jak najwięcej wycisnąć, jak najbardziej się wysilić. Zrobić coś na maksa, żeby był konkretny efekt. Tu nie. Chodzi o to, żeby wykonywać każdy ruch jak najbardziej płynnie, lekko i bez bólu. Dobrze, jeśli zmniejszysz też zakres i wysiłek. Ma być komfortowo.
Co, jeśli konkretny ruch boli?
Zrób milimetr, sprawdź, gdzie zaczyna się ból. Może dojdziesz do dwóch centymetrów? Może to będzie twój wygodny zakres? Dla niektórych osób to bardzo trudne: dwa centymetry? Tylko tyle? Jak to nagle udźwignąć?! Każdy musi znaleźć swój wygodny zakres, w poszanowaniu ograniczeń i możliwości. Oba bieguny są tak samo ważne.
Poza lekcjami grupowymi są też indywidualne. Czym się różnią?
Grupowe nazywamy lekcjami „Świadomości poprzez ruch”, a indywidualne „Integracją funkcjonalną”. Podczas tych drugich inicjuję ruch dotykiem, a nie głosem. Praktykuje się je na specjalnym stole, który na pierwszy rzut oka wygląda jak stół do masażu, ale my nie masujemy, więc stół jest inny: niższy, szerszy, stabilny. Najpierw lekcje indywidualne wydawały mi się trudniejsze, ale szybko przekonałam się, że to ta sama delikatność, czułość i szacunek, tylko przekazywana innymi narzędziami.
”Metoda jest demokratyczna, w jednej sali możesz spotkać seniora, nastolatka, księgowego, dziennikarkę, tancerza, kobietę w ciąży i osobę z chorobą Parkinsona albo po udarze. Nie ma tu wyjątków, każdy potrzebuje rozwoju i regulacji układu nerwowego”
Jakie są reakcje?
Różne, tak jak ludzie. Czasem to ulga, wdzięczność, wzruszenie. Jakby ktoś, kto wstaje ze stołu, zrzucił z siebie jakiś ciężar. A czasem przyjemność, niesamowita energia. Zdarza się, że ktoś wychodzi, a potem dzwoni i mówi: „Ale ja biegłam na ten przystanek, jak jakaś rącza łania!”.
Dla kogo jest ta metoda? Pisze się o niej, że najbardziej kochają ją artyści i sportowcy.
Metoda jest demokratyczna, w jednej sali możesz spotkać seniora, nastolatka, księgowego, dziennikarkę, tancerza, kobietę w ciąży i osobę z chorobą Parkinsona albo po udarze. Nie ma tu wyjątków, każdy potrzebuje rozwoju i regulacji układu nerwowego. Metoda Feldenkraisa może nam towarzyszyć na każdym etapie życia. U mnie sprawdziła się zarówno w dobrych, jak i trudniejszych momentach: kiedy umierali moi bliscy, byłam w ciąży, po narodzinach mojego dziecka, w chorobie.
Co w tobie zmieniła?
Poza tym, że stała się moją pracą i największą pasją, jest narzędziem, które wspiera moją codzienność, właściwie się z nią zlało, więc trudno mi ją wypreparować, obejrzeć i stwierdzić, jak konkretnie zmienia moje życie. Ona jest moim życiem, przenika wszystkie jego sfery.
Patrzysz teraz obsesyjnie, jak poruszają się ludzie?
Oczywiście! Myślę: „Ależ się ciekawie zorganizowała”. Albo: „Jak on się podniósł!”. Zastanawiam się, jak to możliwe, że ktoś w taki sposób wstał albo się obrócił. Patrzę na ruch jak na zagadkę, a nie coś, co natychmiast trzeba skorygować. I dodatkowo wiem, że na pytanie – jak on to zrobił i z czego to wynika? – może być wiele odpowiedzi.
Marta Górna-Wiszniewska – założycielka Neuropracowni. Nauczycielka lekcji „Świadomości poprzez ruch” Metodą Feldenkraisa, w trakcie szkolenia w Instytucie Feldenkraisa w Wiedniu. Terapeutka świadomej pracy z ciałem, teoretyczka tańca
Zobacz także
„Joga to nie wyścig. Chodzi tylko o to, żeby się czuć dobrze w swoim ciele, nauczyć się je szanować i akceptować” – mówi Aldona Filipiuk, instruktorka Ashtanga joga
„Nie oddzielam tego, co dzieje się w głowach moich pacjentów, od tego, co dzieje się w ich ciałach” – mówi Magdalena Kicińska, fizjoterapeutka
„Podstawową różnicą pomiędzy mną a stomatologiem jest to, że stomatolodzy wsadzają wiertarki do buzi, a ja tylko palce” – o fizjoterapii stomatologicznej mówi Karolina Mrozińska
Polecamy
Fizjoterapeuta Tomasz Sobieraj: „Nerw błędny to klucz do zdrowia. Tylko trzeba go lepiej poznać i wiedzieć, co mu służy”
Menopauza może wywołać zaburzenie funkcji poznawczych. Wiadomo, jak temu przeciwdziałać
„Orzecznictwo w Polsce jest straszne i niesprawiedliwe. Choroba wpływa na całe moje życie, a z drugiej strony muszę walczyć z systemem” – mówi Alicja żyjąca z niepełnosprawnością ukrytą
Kiedy warto udać się do neurologa? Jakie choroby leczy?
się ten artykuł?