„Pijemy, kiedy chce nam się pić, a nie wtedy, kiedy mamy wodę pod ręką”. O trudnych czasem powrotach do seksu po porodzie opowiadają ginekolog i psycholożka
„Seks już nigdy nie będzie taki sam”, „będę TAM zbyt luźna”, „nie będę już podniecać mojego faceta”, „wszystko mnie będzie bolało” – to tylko garść niewielu obaw, jakie mają odnośnie seksu kobiety po ciąży i porodzie. Ile w tym prawdy? Wyjaśniają: ginekolog-położnik i seksuolog Maciej Kowalczyk oraz psycholożka i seksuolożka Magdalena Boniuk.
Aneta Wawrzyńczak: Istnieje coś takiego jak „dobry” czy „właściwy” moment powrotu do współżycia seksualnego po porodzie?
Maciej Kowalczyk, ginekolog-położnik i seksuolog: Nie ma odpowiedzi podręcznikowej. Wie pani, pijemy, kiedy chce nam się pić, a nie wtedy, kiedy mamy wodę pod ręką. Tak samo jest ze sferą seksualności człowieka. Odpowiedź na pani pytanie brzmi więc: wracamy do współżycia po porodzie wtedy, kiedy znów pojawia się potrzeba zbliżenia. Choć według zaleceń należałoby powstrzymać się od współżycia przez okres połogu, czyli sześć tygodni. Ale życie to weryfikuje.
Takiej odpowiedzi się spodziewałam. Czyli, mówiąc krótko: to bardzo indywidualna kwestia.
Tak możemy to ująć. Znam młode pary, które podejmują współżycie nawet dwa tygodnie po porodzie, choć teoretycznie nie jest to zalecane. Ale widać matka natura tak u nich decyduje, szybko pojawia się u nich potrzeba kontaktu seksualnego i ten kontakt jest dla nich satysfakcjonujący. Z drugiej strony znam również osoby, u których mija osiem miesięcy od porodu – i nic.
Porozmawiajmy o tym drugim przypadku…
W takiej sytuacji możemy mieć do czynienia z pewnymi nieprawidłowościami, często jest to związane z zaburzeniami czy problemami w związku, które wymagają przynajmniej porady, jeśli nie terapii seksuologicznej czy psychologicznej. Bo podłoże tego jest zazwyczaj głębsze i wymaga próby wyjaśnienia. To sytuacja, kiedy najczęściej jedna strona nie przejawia zainteresowania kontaktami seksualnymi.
Kobieta?
Nie mogę zaprzeczyć. Faktem jest, że macierzyństwo przynosi głębsze spełnienie niż tacierzyństwo. U mężczyzny narodziny dziecka to pewne usatysfakcjonowanie, zaspokojenie ambicji posiadania potomka. U kobiety na początkowym etapie to jest głębsza więź.
To kobieta zachodzi w ciążę, nosi dziecko w sobie przez dziewięć miesięcy, rodzi je, karmi piersią i tak dalej.
Też, ale tu chodzi mi raczej o przywiązanie, które wiąże się z szeroko pojętym spełnieniem kobiecości. Sam fakt posiadania potomstwa jest zazwyczaj dla kobiety bardzo gratyfikujący, zaspokaja potrzebę spełnienia, niekiedy odsuwając na dalszy plan sferę cielesną. Mężczyźni patrzą na to nieco inaczej, potrzebują tej fizyczności. Dlatego często dochodzi na tym tle do dysonansu, który czasem kończy się konfliktem, czy nawet zakończeniem związku.
Tak już to obmyśliła matka natura. Badania pokazują, że w mózgu ciężarnej kobiety zachodzą zmiany, które utrzymują się do około dwóch lat po porodzie.
Ponadto pierwsze dwa lata życia dziecka są z reguły ciekawsze dla kobiety, niż dla jej partnera, który bardziej stoi z boku i czeka. A cierpliwość męska jest inną cierpliwością, mężczyzna ma naturę łowczego. Dobrze jest więc, jeśli się udaje partnerom dojść do konsensusu i wypośrodkować ten czas do około roku.
”Znam młode pary, które podejmują współżycie nawet dwa tygodnie po porodzie, choć teoretycznie nie jest to zalecane. Ale widać matka natura tak u nich decyduje”
Trzeba też pamiętać, że mężczyzna w międzyczasie znajduje formę rozładowania napięcia seksualnego – i wcale nie mówię tu o zdradzie. Dla kobiety z kolei trywialność zaspokojenia czy rozładowania napięcia w sytuacji macierzyństwa może być nie tyle szokująca, co dystansująca. Dlatego wczesny okres macierzyństwa jest trudny i dlatego tak ważne jest, by znaleźć formę zbliżenia, która będzie jednocześnie satysfakcjonująca dla obu stron i pozwoli przez niego przejść.
Podobnie bywa z drugiej strony przy impotencji, zaburzeniach prostaty, zaburzeniach naczyniowych u mężczyzny. Jeżeli nie uda się znaleźć innego rozwiązania, równie satysfakcjonującego, to te związki nie wytrzymują próby czasu.
To jeszcze słowo o parach z drugiej strony barykady, które wracają do współżycia bardzo szybko. Wspomniał pan, że jest to niezalecane.
Chodzi przede wszystkim o kwestie epidemiologiczne, czyli nieco większe ryzyko infekcji. Ale trzeba na to patrzeć z bardzo dużą dozą tolerancji, bo to sytuacja podobna do na przykład złamanej ręki: u jednej osoby zagoi się w dwa tygodnie i będzie mogła powrócić niemal do pełnej sprawności, u drugiej nawet po sześciu tygodniach kość nie zabliźni się w pożądanym stopniu.
Tak samo jest z powrotem do płodności i gotowością do kontaktów seksualnych. Jeżeli poród przebiegał gładko, nie doszło do nacięcia krocza, pęknięć, rozdarcia szyjki macicy, szybko skończyły się odchody krwiste, jednym słowem: organizm szybko wrócił do zdrowia, to nie ma ku współżyciu przeciwwskazań. A podręcznikowe sześć tygodni połogu to rozwiązanie arbitralne dla całej populacji kobiet: młodszych, starszych, pierworódek, wieloródek, z uszkodzeniami okołoporodowymi większymi i mniejszymi. I nie należy tego traktować sztywno, partnerzy sami najlepiej czują, kiedy powrót do współżycia jest dla nich bezpieczny.
Nie znalazłam takich danych dla Polski, ale według statystyk z Wielkiej Brytanii co piąta para wraca do współżycia po miesiącu, co dziesiąta po pół roku, zdecydowana większość czeka rok, a nawet dwa lata.
Proszę pamiętać, że istotny jest tu nie tylko przebieg porodu i tempo powracania do zdrowia fizjologicznego. Trzeba przeanalizować trochę wcześniej, jak wyglądała sytuacja, jak przebiegała ciąża, jaka jest przeszłość prokreacyjna, na przykład czy para „wpadła”. Bo to może być czynnikiem hamującym przed powrotem do współżycia.
Żeby nie było „powtórki z rozrywki”.
Właśnie. Zahamowanie następuje też wtedy, gdy doszło w przeszłości prokreacyjnej pary utraty ciąży bądź gdy była ona bardzo wyczekiwana. W takiej sytuacji dziecko jest wartością o wiele cenniejszą niż bardziej przyziemne funkcjonowanie seksualne. Czyli: opieka nad nim jest istotniejsza niż obcowanie cielesne. Dlatego nie można wszystkiego wrzucać do jednego kosza, każdy z nas jest inny, każda para jest inna, ma inne problemy.
A czy jest jakaś różnica między porodem siłami natury a cesarskim cięciem?
Teraz wszystko tak się powywracało, że muszę być bardzo wyczulony, gdy zadaje mi pani takie pytanie.
Dlaczego?
Ponieważ należymy do nielicznych krajów, gdzie odsetek cięć jest bardzo wysoki. A poza tym wygląda na to, że pewne kwestie ulegną zmianie, bo okazuje się, że to, czym sugerowano się jeszcze kilka lat temu, nie do końca jest prawdą. Mówiło się na przykład, że po cesarskim cięciu musi minąć przynajmniej rok, zanim kobieta zajdzie ponownie w ciążę. A już zdarzają się przypadki, kiedy faktycznie mija rok – ale pomiędzy porodami. I robiąc drugie cięcie w tak krótkim odstępie czasu, nie stwierdzamy żadnych nieprawidłowości. Co oczywiście nie znaczy, że należy polecać zachodzenie w ciążę błyskawicznie.
”Sam fakt posiadania potomstwa jest zazwyczaj dla kobiety bardzo gratyfikujący, zaspokaja potrzebę spełnienia, niekiedy odsuwając na dalszy plan sferę cielesną”
Porody, czy to siłami natury, czy przez cesarskie cięcie, mają różny przebieg. Czy w związku z tym konieczna – albo przynajmniej zalecana – jest konsultacja z ginekologiem przed powrotem do współżycia seksualnego? Czy wystarczy zdać się na własną intuicję?
Myślę, że człowiek ogólnie powinien mieć w życiu osoby, na których może polegać: znajomego prawnika, fryzjera, dentystę, kosmetyczkę – i to dotyczy również ginekologa. Dobrze by było, żeby to był człowiek, który jest zweryfikowany. Idealnie – gdyby brał udział w porodzie i był w stanie później prawidłowo zinterpretować, co się wtedy działo i co później dzieje się z ciałem danej pacjentki.
Co wcale nie jest proste, bo teraz bardzo często kobiety w ciąży „chodzą” do kogoś innego, a ktoś inny „obsługuje” poród. Lekarz powinien znać parę, wiedzieć, czy miały miejsce jakieś schorzenia w czasie ciąży – niedoczynność tarczycy, nadciśnienie, cukrzyca. Znajomość tych faktów i ich odpowiednia interpretacja może pomóc w prawidłowym doradztwie.
Co z powodami bardziej natury psychologicznej. Na przykład: z jednej strony kobieta czuje, że już jest gotowa na powrót do seksu, już jest w niej ta chęć, natomiast ma jakieś związane z tym obawy, czy nie jest zbyt „luźna”, czy dalej podoba się swojemu partnerowi.
Są takie obawy. Także związane z tym, że partner niby nie powinien uczestniczyć w porodzie, bo może to wywołać u niego impotencję.
Spotkałam się też z tym.
I ja właśnie z tym polemizuję, u prawdziwego mężczyzny nie ma opcji, żeby doszło do impotencji z tego powodu. Bo, za przeproszeniem, nie kocha się z kroczem, tylko z kobietą.
Moja mama mówi, że najważniejszym organem seksualnym jest mózg.
Mózg i serce. A to, co mamy na „dole”, jest tylko dodatkiem. Kobiety jednak nieraz eksponują czy wyolbrzymiają pewne aspekty, chociażby mówiąc: „zobacz, jak mi opadły piersi” i myśląc, że jej partner zwróci na to uwagę. A to nieprawda, kiedy dochodzi do zbliżenia, mężczyźnie jest to naprawdę obojętne. Moim zdaniem nie należy na takie rzeczy zwracać uwagi, a już na pewno nie zmieniać swojego stosunku do partnera. Nawet luźność pochwy nie musi być negatywna, bo wtedy zbliżenie może być głębsze, pełniejsze, bardziej dynamiczne czy namiętne.
Ponoć mężczyźni nie mieliby pojęcia, że istnieje cellulit, gdybyśmy im nie wmówiły, że go mamy.
Właśnie o to chodzi. Facet widzi takie rzeczy dopiero, gdy powie mu o nich kobieta. A odbiór człowieka, do którego mamy emocjonalny stosunek, nie zmienia się z dnia na dzień. Powiedzmy, że spotykamy kogoś z widocznym trądzikiem – jeśli jest to osoba nam nieznana albo znana pobieżnie, to zauważamy u niej deficyt cery. Co innego, gdy osobie, którą akceptujemy i kochamy, ni stąd ni zowąd wyskoczy coś na twarzy. Bo ta zmiana nie zmienia naszej postawy wobec niej, nie ma żadnego znaczenia. Tak samo jest ze zmianami fizycznymi u kobiety po porodzie.
Aneta Wawrzyńczak: Seks po ciąży i porodzie to temat wstydliwy?
Magdalena Boniuk, psycholog i seksuolog: Zależy dla kogo. Niektóre osoby w ogóle nie mówią o seksie, jest dla nich tematem tabu. I myślę, że poród tutaj niczego nie zmienia.
A to, jakie zmiany, rewolucję wręcz, przechodzi ciało kobiety – zarówno fizycznie, jak i psychicznie – też jest dla niektórych tabu?
Gojenie fizjologiczne a psychologiczne to są dwie różne sprawy. Jeżeli chodzi o psychologiczne, to jest kwestia bardzo indywidualna. Są kobiety, które po miesiącu już współżyją, co nie do końca jest zgodne z teoriami medycznymi.
Generalnie mówi się o okresie 6 tygodni połogu. Ale to jest bardzo ogólnie określony czas, każda kobieta inaczej przez połóg przechodzi.
Dokładnie tak. I na przykład te kobiety, które wracają do współżycia wcześniej, po miesiącu, mówią, że nie odczuwają żadnego dyskomfortu, ani fizycznego, ani psychologicznego. Z drugiej strony są kobiety, które nie współżyją pół roku po porodzie. A niektóre w ogóle mają problem z powrotem do życia seksualnego. I jest to ewidentnie blokada psychologiczna
Jaka konkretnie? Co powoduje taką blokadę?
Powody są bardzo różne. Nie zawsze jest to fizyczność, często jest to zapatrzenie się w dziecko, jego rozwój, wychowanie, skupienie się na tym. Także brak odpoczynku wpływa na to, że ten seks nie jest w głowie kobiet, trzeba wstać, nakarmić, posprzątać, seks nie jest dla nich po prostu istotny. Czasami kobiety odkrywają po porodzie, że w zasadzie przed ciążą seks również dla nich się nie liczył, chodziło im o dziecko. Czasami dochodzą do takich wniosków.
Seks był tylko środkiem do osiągnięcia celu?
Właśnie. Te kobiety często sobie to uświadamiają po porodzie, czasem uświadamia im to mężczyzna – mąż czy partner.
I co wtedy?
Wtedy trafiają do mnie (śmiech). Trzeba dojść do przyczyny, skąd wzięło się jeszcze przed porodem, przed ciążą to, że libido nie wychodziło naturalnie, z potrzeby współżycia, rozładowania napięcia seksualnego, tylko z potrzeby posiadania dziecka.
”Czasami kobiety odkrywają po porodzie, że w zasadzie przed ciążą seks również dla nich się nie liczył, chodziło im o dziecko”
Udaje się dojść do przyczyny – i tę blokadę odwrócić?
Wszystko zależy od chęci i własnej pracy pacjentów, ale generalnie tak.
Ze statystyk brytyjskich wynika, że sporo kobiet rok, nawet dwa lata po porodzie dalej nie podejmuje kontaktów seksualnych.
Bo są kobiety, które nie chcą za bardzo wrócić do współżycia. I często biorą dziecko do łóżka jako pretekst, żeby nie współżyć z partnerem, żeby, brzydko mówiąc, wyrzucić go z łóżka. Niektóre matki potrafią latami spać z dziećmi (nie będąc świadomym, że oddalają się przez to od partnera), pracowałam na przykład z panią, która spała z pięcioletnim dzieckiem. Przez co seks w ich związku w ogóle nie miał racji bytu.
Ci wyrzuceni partnerzy też do pani trafiają?
Tak, bardzo często chcą przyprowadzić swoje partnerki – i bardzo często się to udaje.
I jak się udaje taka terapia? Wyobrażam sobie, że przyprowadzona przez partnera młoda matka, która uświadamia sobie, że spanie z dzieckiem traktuje jako pretekst, by nie współżyć, wpada w poczucie winy.
Właśnie nie, najczęściej pojawia się zaprzeczenie: absolutnie, przecież tego wymaga sytuacja. Co nie jest do końca prawdą, bo jedne kobiety śpią z dziećmi, inne nie. Po drugie – można zasypiać z dzieckiem, ale niekoniecznie przesypiać całą noc. Są różne rozwiązania.
Kiedy zatem powinna zapalić się w głowie kobiety lub jej partnera czerwona lampka, że abstynencja po porodzie jest symptomem jakiegoś problemu, a nie naturalnym dochodzeniem do siebie po ciąży i porodzie?
Nie można tego określić, granica jest naprawdę płynna. Chodzi o zachowania, na które powinniśmy zwrócić uwagę. Na przykład to, o czym mówiłam wcześniej: jeżeli uznaję, że chcę spać z dzieckiem i mówię bardzo jasno mężowi, że ma się wynosić na kanapę. Powinnam się wtedy zastanowić, dlaczego tak naprawdę go wyrzucam. Bo nie powinnam dążyć do tego, żeby mąż spał oddzielnie.
Powinnam usiąść z nim i o tym porozmawiać, zastanowić się, co z tym zrobić. I znaleźć inne rozwiązanie (zgodne z potrzebami i oczekiwaniami obojga partnerów) niż to, które przychodzi niektórym najłatwiej, to znaczy rozdzielanie się na noc. Bo jeżeli już ten partner wyjdzie z łóżka, to często później tworzą się niepotrzebne granice.
I to jest najważniejszy wyznacznik?
Nie najważniejszy, jeden z wielu. Bo zdarza się, że partner jest jedynym czy głównym żywicielem rodziny i cała opieka nad dzieckiem spada wtedy na kobietę. Wtedy są inne sygnały: czy w ciągu dnia szukamy kontaktu z partnerem, czy jesteśmy ze sobą, czy obok siebie. Jeśli spędzamy wszystkie wolne chwile oddzielnie, to znaczy, że coś niedobrego się dzieje w tym związku.
Bo wtedy nie ma pretekstu do zbliżenia…
Nie ma pretekstu, nie ma chęci. Więź nawiązuje się wtedy, kiedy jesteśmy razem, jesteśmy blisko, rozmawiamy ze sobą. Jeżeli mamy tak zorganizowany czas, że tego brakuje, to więź się rozluźnia.
A może chodzi o to, że kobieta ma chęć być blisko partnera, ale boi się, że jeśli odstawi dziecko do łóżeczka, to będzie znaczyło, że jest wyrodną matką?
Ale przecież spanie z dzieckiem w ogóle nie jest tego wyznacznikiem. Czy dbam o to, żeby było przytulane, najedzone, żeby miało sucho, żeby nie działa mu się krzywda – to są wyznaczniki tego, czy jest się dobrą matką. Matka nie ma w swojej roli wpisanego spania z dzieckiem.
A bariery psychologiczne związane z cielesnością? To znaczy: chciałabym, ale boję się, że moje ciało za bardzo się zmieniło, że już się nie podobam partnerowi, że zauważy bliznę, rozstępy, opadnięte piersi?
Wtedy radzę pacjentkom, żeby komunikowały chęć zbliżenia, niekoniecznie zaś, że na przykład rozstępy je zawstydzają, czy przed tym zbliżeniem powstrzymują. To jest stara zasada: nie pokazujemy partnerowi tego, co nam się w nas nie podoba. Natomiast pokazujemy to, że jest w nas chęć i obserwujemy, co się dzieje. Jeżeli partner ma ochotę na współżycie, to znaczy, że nie przeszkadza mu parę kilo więcej czy luźniejsza skóra.
Naprawdę, nie spotkałam się w gabinecie z sytuacją, żeby partner powiedział: będę chciał współżyć z moją żoną, ale niech się doprowadzi po porodzie do porządku. Na ogół przekonują, że chcą, że nie widzą żadnych zmian negatywnych u partnerki. A wręcz przeciwnie, często mówią, że dla nich jest to pozytywne, że nabrała na przykład kobiecych kształtów. Bardzo często mężczyźni są teraz bardzo świadomi i naprawdę wychodzą naprzeciw swoim kobietom. Ja wiem, że kobiety się wstydzą, ale żeby nie wygasła ta relacja, pokazujmy, że mamy ochotę. To jest ważny sygnał.
Można przecież zastosować delikatne maskowanie: przygaszone światło, świece, zakrywająca wstydliwe dla kobiety fragmenty ciała koszulka czy body…
I to wręcz może działać na plus, mężczyźni bardzo lubią takie dodatki. Jeżeli pożądanie jest silne, to inne rzeczy schodzą na dalszy plan. A jeżeli te mniejsze rzeczy tak bardzo urastają, to jednak znaczy, że pożądanie nie jest zbyt duże.
Jeszcze słowo o mężczyznach: zdarzają się komentarze, że jeżeli mężczyzna uczestniczy w porodzie, to przeżywa tak traumatyczny dla niego widok, że to u niego następuje blokada.
Obecność przy porodzie a oglądanie pewnych scen to są dwie różne rzeczy. Mężczyzna może, a jeśli chce, to powinien, być obecny przy porodzie.
Ale nie musi stać na pierwszej linii frontu.
I tego moim zdaniem powinien pilnować personel medyczny. A nie zawsze tak się dzieje, zdarza się, że lekarze popełniają tutaj błąd, wołając partnera w takim momencie. Co nie oznacza, że to koniec, że przez to już nigdy nie będzie współżył ze swoją partnerką. Ale przez moment faktycznie może się zablokować.
Co z pojawiającą się po porodzie dyspaurenią (bólem przy stosunku), pochwicą wtórną, tokofobią (lękiem przed porodem)?
Zdarzają się, ale są to zdecydowanie rzadsze sytuacje. Wtedy pracuje się z taką pacjentką, terapia seksuologiczna ma odpowiednie do tego narzędzia i kobiety z tego wychodzą. Bo wszystko tkwi w głowie. Lęk przed zajściem w ciążę jest bardzo istotnym elementem wpływającym na poziom libido, konkretnie – na jego naprawdę znaczne zmniejszenie.
”Jeżeli nie uprawiamy seksu i zakładamy, że damy sobie jeszcze pół roku, to jest bardzo zła decyzja. Bo wystąpi efekt kuli śnieżnej”
To częsty problem?
Nie prowadzę statystyk, ale zdarzają się takie pacjentki. Najczęściej powodem jest wychowanie wyniesione z domu pt. tylko nie uprawiaj seksu, bo jeszcze przyniesiesz dziecko. Wtedy u kobiety pojawia się w głowie konotacja, że seks równa się dziecko i że właściwie nie ma nad tym kontroli, nie ma zaufania do antykoncepcji, stosunek jest traktowany wręcz technicznie, na pewno nie jako przyjemność. A to rodzi problemy i blokady. Powodami tokofobii może być też skoncentrowanie na karierze czy obawa przed chorobami genetycznymi.
Zawsze trzeba wtedy szukać pomocy specjalisty czy można sobie z tym poradzić samemu?
Staram się nie używać słowa zawsze, więc nie powiem, że zawsze trzeba szukać pomocy. Natomiast wtedy, kiedy sobie nie radzimy z tym problemem, czas nie działa na naszą korzyść. Jeżeli nie uprawiamy seksu i zakładamy, że damy sobie jeszcze pół roku, to jest bardzo zła decyzja. Bo wystąpi efekt kuli śnieżnej.
Są jakieś korzyści z seksu po porodzie?
Jak zawsze (śmiech). Jeżeli jest partnerstwo, jest związek, rodzina, to nie ma sytuacji, kiedy by ten seks nie przyniósł korzyści. Zarówno ze względów fizycznych, jak i psychologicznych. Fizyczne są oczywiste, myślę, dla wszystkich, na przykład ćwiczenie mięśni, nie tylko Kegla, czy spalanie kalorii (śmiech). Ale nie tylko dla fizyczności się kochamy. A psychologiczne to przede wszystkim podtrzymywanie i zacieśnianie więzi i bliskości, to jest największa rola seksu.
Zobacz także
Katarzyna Figura: Kobiety zostały zniewolone i wsadzone w klatkę emocjonalną. Tkwią w więzieniu swojego ciała, umysłu i uczuć
„Nie dotykaj mojego brzucha bez pytania! Nie jest dobrem wspólnym” – pisze prawniczka Patrycja Pieszczek-Bober
Macierzyństwo po 40. czy 50. niedługo stanie się normą? Przełomowe badanie naukowców
Podoba Ci się ten artykuł?
Polecamy
Natalia Fedan: „Chwalone dzieci wcale nie mają lepiej. One niosą ciężki plecak z oczekiwaniami”
„Każdy lęk może być zaburzeniem, jeśli odbiera nam komfort życia”. Pięć milionów Polaków przynajmniej raz w życiu będzie mieć napad paniki
Dr Katarzyna Wasilewska: „Mogłybyśmy częściej odpuścić sobie ten wyścig o bycie najlepszą matką i dać więcej luzu sobie oraz swoim dzieciom”
„To choroba, której reguł codziennie uczymy się na nowo”. Katarzyna Kazimierowska i jej osobista historia cukrzycy typu 1
się ten artykuł?