„Niektórzy twierdzą, że używamy naszej diagnozy jako wymówki na lenistwo albo brak dobrego wychowania”. O życiu z ADHD mówi Ola Pflumio
– Słyszałam, że jest mnie wszędzie pełno, że ciągle gadam albo śpiewam, że wszędzie się pcham jako pierwsza albo że jestem za głośna. Dorastałam z poczuciem bycia „za bardzo” lub „niewystarczająco” jakaś. To na pewno negatywnie wpłynęło na moje poczucie własnej wartości – opowiada Ola Pflumio, kobieta, u której zdiagnozowano ADHD.
Klaudia Kierzkowska: Zdiagnozowano u pani zespół nadpobudliwości psychoruchowej – ADHD. Jak wyglądała droga do diagnozy?
Ola Pflumio: Moja droga do diagnozy raczej niewiele się różniła od drogi, jaką przechodzi większość dorosłych kobiet – od wyparcia i niedowierzania przez autodiagnozę aż do profesjonalnej diagnozy u psychiatry. Zaczęło się od podcastów, w których po raz pierwszy usłyszałam, że dorosłe kobiety mogą ADHD w ogóle mieć. I chociaż informacje, które wtedy do mnie na ten temat docierały, dość mocno ze mną rezonowały, to początkowo wypierałam myśli, że to może być w ogóle o mnie. Raczej myślałam, że każdy tak trochę ma, a ja jestem po prostu tą „zdolną, ale leniwą”, bałaganiarą, niezorganizowaną i zapominalską.
Dopiero kiedy trafiłam na filmik, który dokładnie opisywał objawy ADHD u dorosłych kobiet, zapaliła się w mojej głowie pierwsza czerwona lampka. Poczułam, że autorka opowiadała o mnie. Zgadzało się wszystko. Zaczęłam czytać, oglądać i słuchać wszystkiego, co dotyczyło tej tematyki. Jednak trochę czasu minęło, zanim dojrzałam do tego, by umówić się na konsultację do psychiatry. Obawiałam się, że jeśli dostanę diagnozę, to nie będzie już odwrotu, już na zawsze będę to ADHD mieć. Oczywiście psychiatra te przypuszczenia dość szybko potwierdził, bo w moim przypadku raczej nie było wątpliwości. Poczułam ulgę i ucieszyłam się, bo to trochę tak, jakby wreszcie po wielu latach jakiś brakujący, ale ważny element układanki wskoczył na swoje miejsce. Teraz jeszcze czekam na przeniesienie tej diagnozy i leczenia do Anglii, gdzie mieszkam.
ADHD zostało zdiagnozowane, kiedy była pani osobą dorosłą. Dlaczego diagnoza nie została postawiona wcześniej?
Nie było szans na to, żebym została zdiagnozowana jako mała dziewczynka albo nawet nastolatka. W latach 80. i 90., kiedy byłam dzieckiem, w Polsce takie diagnozy – o ile się w ogóle pojawiały – były raczej rzadkością i stawiano je chłopcom. Potem zaczęły się pojawiać częściej, ale był jeden problem – dziewczynki, zwłaszcza te ogólnie uważane za grzeczne, dobrze się uczące i niesprawiające problemów wychowawczych, były pomijane. Dzisiaj zresztą wcale nie jest pod tym kątem dużo lepiej.
Dziewczynki i kobiety częściej prezentują objawy związane z deficytem uwagi (choć słowo deficyt jest akurat dość niefortunne), rzadziej występuje u nas nadpobudliwość ruchowa, dlatego raczej nie zwracamy uwagi naszych rodziców, opiekunów czy nauczycieli. Z obawy przed odrzuceniem i w związku z chęcią bycia lubianymi, internalizujemy nasze objawy i dość szybko uczymy się je maskować, podczas gdy nasi nadpobudliwi koledzy z ławki raczej je eksternalizują. Czasem słyszymy ewentualnie, że jesteśmy takie „żywe srebro”. Dla niewprawnego oka niczym się nie wyróżniamy, a nikt przecież nie pyta nas o to, jakim kosztem się to maskowanie odbywa. I tak właśnie było w moim przypadku. Potrzeba było wielu lat szarpania się ze sobą, zanim mogłam ostatecznie trafić do specjalisty.
Mówi się „jak cię widzą, tak cię piszą”. Jak jako dziecko, a potem nastolatka była pani odbierana przez rówieśników? Spotkała się pani z nieprzyjemnymi komentarzami?
Miałam to szczęście, że zawsze byłam raczej lubiana przez rówieśników i rówieśniczki. Miałam wiele koleżanek na różnych etapach życia i nigdy nie czułam się wykluczona. Natomiast zdarzało mi się słyszeć, że za głośno się śmieję albo zbyt żywo na coś reaguję. W moim przypadku – co też nie jest wcale rzadkością – ta negatywna informacja zwrotna dość często, jeśli nie częściej, wypływała ze strony rodziców. Słyszałam, że jest mnie wszędzie pełno, że ciągle gadam albo śpiewam, że wszędzie się pcham jako pierwsza albo że jestem za głośna. Dorastałam z poczuciem bycia „za bardzo” lub „niewystarczająco” jakaś. To na pewno negatywnie wpłynęło na moje poczucie własnej wartości.
Niedawno wyczytałam, że pewien psychiatra oszacował, że dzieci z ADHD przez 12 pierwszych lat swojego życia słyszą aż do 20.000 więcej negatywnych komunikatów w stosunku do swoich neurotypowych rówieśników. Bez względu na to, jak dokładne są to szacunki, chyba dość oczywiste jest, że często otrzymywana negatywna informacja zwrotna raczej nie wzmacnia. Ze względu na koszty, które jako kobiety z ADHD ponosimy przez lata, wiele z nas dość wcześnie rozwija zaburzenia lękowe i/lub depresję. U nas to ryzyko depresji jest zresztą 2,5 razy większe niż w populacji ogólnej. Też miałam z tym problem.
Zdaniem niektórych, ADHD „mija” po 18. roku życia. Jednak pani przypadek pokazuje, że to raczej nie jest prawda.
Nie wydaje mi się, żeby nasze ADHD wiedziało, kiedy kończymy 18 lat i dostajemy dowód tożsamości. Pewne objawy mogą z czasem zanikać, jednak w większości przypadków utrzymują się one do końca życia. Czasem po prostu uczymy się z nimi żyć albo je maskować na tyle, że przestają być tak bardzo uciążliwe.
Jednak co ciekawe, w przypadku kobiet czasem bywa wręcz odwrotnie – w związku ze zmianami hormonalnymi na różnych etapach naszego życia może się okazać, że jest nam zdecydowanie trudniej radzić sobie z objawami, które wcześniej nie były tak widoczne. Jestem tego świetnym przykładem. Dla matek takim punktem zapalnym często jest moment pojawienia się dziecka. Mogą to być też jakieś duże zmiany w naszym życiu prywatnym lub zawodowym. Wiele osób zaczęło obserwować nasilenie objawów w czasie pandemii, wtedy zresztą zaczęły się „sypać” diagnozy osób dorosłych, niezdiagnozowanych w latach 80., 90. czy na początku lat 2000.
Zdarza się, że niektórzy mówią, że „wymyśliła” sobie pani tę dolegliwość? Że z ADHD zmagają się tylko dzieci i młodzież?
Osobiście nikt nigdy mi tak nie powiedział, ale widzę takie komentarze w różnych dziwnych zakątkach internetu. Są też osoby, które twierdzą, że ziemia jest płaska, ADHD w ogóle nie istnieje, a używamy naszej diagnozy jako wymówki na nasze lenistwo albo brak wychowania. Ciągle powtarzany jest też mit o tym, że Leon Eisenberg, uważany za ojca ADHD, sam na łożu śmierci wyznał, że ADHD nie istnieje, co jest oczywiście nieprawdą, bo jego słowa zostały po prostu przeinaczone i wyjęte z kontekstu. ADHD to zaburzenie neurorozwojowe, nauka nie ma wobec jego istnienia żadnych wątpliwości, a nasze mózgi nie zaczynają magicznie funkcjonować jak te neurotypowe po ukończeniu 18. roku życia. Ten problem dotyczy tak samo dorosłych, jak i dzieci, czasem po prostu w innym stopniu lub w inny sposób. Nadal czekam, aż ze swojego ADHD wyrosnę.
”Nie wydaje mi się, żeby nasze ADHD wiedziało, kiedy kończymy 18 lat i dostajemy dowód tożsamości. Pewne objawy mogą z czasem zanikać, to jednak w większości przypadków utrzymują się one do końca życia. Czasem po prostu uczymy się z nimi żyć albo je maskować na tyle, że przestają być tak bardzo uciążliwe”
Jak zmieniło się pani życie po postawieniu diagnozy?
Zmieniło się diametralnie na wielu płaszczyznach i to zdecydowanie na lepsze. Po okresie „żałoby” po utraconym życiu przyszło odpuszczenie. Okazało się, że wcale nie jest tak, że jestem zepsuta albo że ciągle za mało się staram. Mogłam wreszcie zacząć patrzeć na siebie i na to, co robię, z większą łagodnością. Dzięki farmakoterapii, psychoedukacji i wdrażaniu nowych strategii radzenia sobie, mogłam zacząć układać sobie te sfery życia, z którymi miałam największy problem. Mogłam wreszcie zacząć dostosowywać te strategie do siebie i swoich indywidualnych potrzeb. Zrozumiałam, że techniki, które działają w przypadku osób neurotypowych, na mnie działać nie będą ze względu na inne „okablowanie” mojego mózgu. Diagnoza popchnęła mnie w stronę pomocy innym osobom neuroróżnorodnym. Zaczęłam nagrywać podcast, w którym rozmawiam z innymi osobami zdiagnozowanymi w dorosłości, zaczęłam działać w social mediach i kształcić się, żeby ostatecznie móc zacząć pomagać innym osobom, które mają tak jak ja.
Przyjmuje pani leki, uczęszcza na terapię?
Historia farmakoterapii jest dość skomplikowana i bez wdawania się w zbędne szczegóły mogę powiedzieć, że biorę leki, ale w tej chwili niestety nie tak regularnie, jak bym chciała. Leki są absolutnie fantastycznym narzędziem, w niektórych przypadkach są niemal niezbędne do lepszego funkcjonowania. W wielu przypadkach są bardzo ważnym elementem wsparcia przy wdrażaniu nowych strategii radzenia sobie. Poza tym, po kilku terapiach ukierunkowanych na inne problemy, nie czułam, że akurat ta forma pomocy jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Postawiłam na solidną psychoedukację i zdecydowałam się na coaching ADHD, który na Zachodzie jest świetną alternatywą dla terapii poznawczo-behawioralnej i bardzo rozpowszechnioną formą pomocy.
Każdy z nas miewa gorsze dni. Czasami jesteśmy bardziej ruchliwi, nadpobudliwi. Gdzie jest ta granica między normą a zespołem nadpobudliwości ruchowej?
Zgadza się, każdy z nas czasem jest bardziej ruchliwy, każdy czasem o czymś zapomina albo ma trudności ze skupieniem. Jednak to stopień nasilenia tych cech czy objawów świadczy o tym, czy możemy mówić o ADHD, czy nie. Poza tym kluczowe jest też występowanie tych objawów w dzieciństwie. One czasem mogły być zamaskowane, tak jak w przypadku tych grzecznych, dobrze uczących się dziewczynek, ale specjalista, znający się na kwestiach neuroróżnorodności będzie umiał te symptomy rozpoznać i postawić diagnozę. Jeśli trudności z utrzymaniem uwagi czy nadpobudliwość i wnikające z niej napięcie pojawiają się dopiero na późniejszym etapie naszego życia, to najprawdopodobniej są wynikiem czegoś innego. Co oczywiście nie oznacza, że nie powinny być skonsultowane ze specjalistą.
Stworzyła pani podcast o ADHD i neuroróżnorodności. Co panią do tego skłoniło? Na czym pani najbardziej zależy?
Zaczęłam nagrywać podcast, bo w momencie, w którym sama szukałam informacji na temat ADHD u kobiet, niewiele ich znalazłam w języku polskim. Zaczęłam słuchać podobnych audycji w języku angielskim i to było niesamowite doświadczenie, móc poczuć, że nie tylko ja tak mam, że jest mnóstwo kobiet, które – mimo wielu różnic – doświadczały i doświadczają bardzo podobnych rzeczy. Postanowiłam przenieść ten format na polski grunt, żeby dać polskim kobietom poczucie przynależności i wspólnoty, którego sama doświadczyłam. I właśnie na tym najbardziej mi zależy od samego początku – żeby słuchające tego osoby, które ciągle żyły w przekonaniu, że to z nimi jest coś nie tak, mogły zrozumieć, że to po prostu otaczająca je rzeczywistość jest niewystarczająco dobrze dopasowana do ich potrzeb.
Chciałabym też dotrzeć do osób, które jeszcze nie wiedzą, że są atypowe, żeby dać im impuls do pójścia po pomoc. Nie ukrywam, że rozmowy te są dla mnie w równym stopniu terapeutyczne, a działalność ta pozwala mi budować społeczność wspierających się nawzajem osób.
”Każdy z nas czasem jest bardziej ruchliwy, każdy czasem o czymś zapomina albo ma trudności ze skupieniem. Jednak to stopień nasilenia tych cech czy objawów świadczy o tym, czy możemy mówić o ADHD, czy nie. Poza tym kluczowe jest też występowanie tych objawów w dzieciństwie”
Jest pani mężatką. Tak się zastanawiam, czy niektóre nieporozumienia czy kłótnie w związku (o ile takowe są) są wynikiem właśnie ADHD?
Muszę przyznać, że mój mąż jest wspaniałym, cierpliwym i wyrozumiałym człowiekiem i bardzo rzadko dochodzi między nami do kłótni. Natomiast mam wrażenie, że faktycznie większość nieporozumień wynikała i czasem nadal wynika z mojego ADHD albo raczej z naszego braku zrozumienia tego, że coś może być wynikiem mojej neuroatypowosci, a nie złych intencji, braku chęci czy lenistwa. Odkąd obydwoje wiemy, z czym się to moje ADHD wiąże, to dużo łatwiej jest nam się sprawnie w tych kwestiach komunikować.
Do czego osoba z ADHD powinna przywiązać największą uwagę? Na czym się skupić, by życie było spokojne i uporządkowane?
To jest bardzo trudne pytanie, bo to też jest bardzo indywidualna kwestia. ADHD to spektrum i każdy będzie mieć trudności na różnych polach i w różnym stopniu. Dlatego tak ważne jest zrozumienie tego, że żadne uniwersalne metody nie dadzą nam gwarancji na lepsze funkcjonowanie. I na tym bym się właśnie skupiała – na dostosowaniu tych strategii radzenia sobie do swoich osobistych potrzeb, bo każdy z nas inaczej będzie się mierzyć z prokrastynacją, zarządzaniem sobą w czasie, priorytetyzacją czy impulsywnością.
Moim zdaniem istotne jest też pogodzenie się z myślą, że nasze życie nigdy nie będzie tak spokojne i uporządkowane, jak życie zdrowych osób neurotypowych. Często na początku naszej drogi mamy nadzieję na to, że dzięki lekom czy terapii nagle zaczniemy magicznie funkcjonować tak jak inni ludzie wokół nas. Leki, psychoedukacja, terapia czy coaching to narzędzia, które sprawiają, że jest nam łatwiej, ale nigdy nie sprawią, że nagle staniemy się neurotypowi. Warto jest najpierw obniżyć poprzeczkę oczekiwań wobec samych siebie i dostosować ją do sposobu działania naszych mózgów, a dopiero potem działać. Ważne jest też, żeby nie skupiać się tylko na swoich słabszych stronach, ale też nauczyć się wykorzystywać te mocne, których przy ADHD wcale nam nie brakuje.
Kiedy jest pani rozdrażniona, zdenerwowana, pobudzona, potrafi pani nad sobą „zapanować”? Jaki jest pani najlepszy sposób na wyciszenie w nerwowej sytuacji?
Cieszę się, że padło to pytanie, bo dysregulacja emocji to kwestia, o której rzadko się mówi w kontekście ADHD, a jest realnym problemem wielu osób, szczególnie kobiet. To jednocześnie chyba najtrudniejszy element mojego ADHD, który próbowałam oswoić, jeszcze nie wiedząc, że jestem neuroatypowa. Po pierwsze, staram się nie tłumić tych negatywnych emocji. Daję im przestrzeń na to, żeby wybrzmiały – jeśli trzeba, to krzyczę (oczywiście nie na kogoś, tylko w przestrzeń) albo trzaskam drzwiami. Staram się je nazywać, a potem daję sobie czas na to, żeby ochłonąć. Zdecydowanie pomagają też proste różne techniki oddechowe albo zwykłe pójście na spacer, w celu „wychodzenia” złości. Jednak już sama świadomość tego, że ja te emocje przeżywam bardziej ze względu na moje ADHD, pomaga je oswajać.
Ola Pflumio – z wykształcenia filolożka, od ponad 10 lat pracuje w branży wydawniczej. Od niedawna podcasterka i coachyni w trakcie certyfikacji. W 2022 roku otrzymała diagnozę ADHD, która wywróciła jej świat do góry nogami. Od tamtej pory wie, że chce pomagać innym osobom borykającym się z podobnymi trudnościami, za pomocą treści, które tworzy oraz jako coachyni wspierająca osoby dorosłe z ADHD. Prywatnie mieszkanka Londynu, pałająca ogromną miłością do tego miasta, miłośniczka podroży oraz zapalona biegaczka, zmieniająca hobby jak rękawiczki
Zobacz także
„ADHD w naszym społeczeństwie jest niezrozumiane”. W jaki sposób objawia się u dorosłych?
„My tu narkotyków nie sprzedajemy” – kobieta usłyszała w aptece. Z czym muszą się zmagać osoby z ADHD?
„Coraz częściej pacjenci przychodzą z podejrzeniem u siebie ADHD – i nierzadko te domysły okazują się trafne” – mówi Wenesa Gajos
Polecamy
Liczba przypadków depresji okołoporodowej podwoiła się w ciągu dekady. Badacze odkryli przyczyny
„Owszem, dziś długość życia człowieka wzrasta, ale czy o taką jakość życia nam chodziło?” – pyta prof. Grzegorz Dworacki
Więzienie i wysoka grzywna za skorzystanie z usług surogatki za granicą. Włosi przegłosowali nowe prawo
Ma 71 lat, jest po wymianie stawu biodrowego i tańczy pole dance. Mary Serritella łamie stereotypy, a jej występy inspirują tłumy
się ten artykuł?