Przejdź do treści

„Opieranie się na założeniach medycyny alternatywnej to granie w hazard ze swoim zdrowiem” – mówi mgr Laura Krumpholz, edukatorka medycyny opartej na dowodach

Laura Krumpholz - Hello Zdrowie
Laura Krumpholz / fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Mity medyczne kontra medycyna oparta na dowodach. Jak się w tym nie pogubić? – Jeśli mamy dane naukowe potwierdzające sens stosowania jakiejś metody z zakresu medycyny alternatywnej, to nie jest to już medycyna alternatywna, tylko medycyna oparta na dowodach – podkreśla Laura Krumpholz, farmaceutka, która objaśnia tę tematykę na profilu @nieanegdotycznie.

 

Ewa Podsiadły-Natorska: Jest pani edukatorką w zakresie medycyny opartej na dowodach. Jakich informacji pani szuka, na co zwraca uwagę?

Laura Krumpholz: Medycyna oparta na dowodach – z angielskiego „evidence based medicine” (EBM) – to ustrukturyzowane naukowo podejście do zdrowia, które polega na tym, że np. podejmując decyzję, jak leczyć pacjenta, uwzględnia się najbardziej wiarygodne, aktualne dane naukowe na równi z preferencjami pacjenta oraz doświadczeniem klinicznym specjalisty. Największe wyzwanie związane z EBM polega na tym, że trzeba nauczyć się właściwiej weryfikacji danych. Niestety, nauka nie działa tak prosto, jak nam się wydaje; nie wystarczy znaleźć jednej publikacji i przeczytać wnioski autorów. Trzeba dobrze zrozumieć, jakie są rodzaje badań naukowych, które badania są bardziej, a które mniej wiarygodne i jakie wnioski można wyciągać z których badań. Nie można opierać się wyłącznie na wybranych publikacjach – trzeba całościowo spojrzeć na dowody naukowe i umieć wyciągnąć z nich prawidłowe wnioski.

To jest coś dla pacjentów, czy raczej dla przedstawicieli ochrony zdrowia?

Moim zdaniem pacjenci wręcz powinni z tego korzystać, problem jednak leży w tym, o czym powiedziałam wcześniej, czyli w umiejętności wyciągania właściwych wniosków, od tego więc są medycy, żeby przedstawić pacjentowi wiarygodne informacje w przystępny sposób. Chodzi o to, aby zrozumieć, jak działa nauka, a przy tym stać się odpornym na manipulacje i strategie marketingowe, bo producenci często sięgają do haseł w stylu „udowodniona naukowo skuteczność”, choć gdy przyjrzeć się bliżej badaniom, ciężko zgodzić się z tym przekazem.

Załóżmy więc, że taki pacjent siada przed komputerem i wpisuje w Google hasło: „skuteczny lek na grypę”. Wyświetla mu się oczywiście mnóstwo stron i reklam. Jak w tym gąszczu ma się nie pogubić? Jak ma się w nim odnaleźć?

Niestety, odnalezienie się w gąszczu informacji wydaje się bardzo trudne, dlatego właśnie działam w internecie, żeby pewne rzeczy wyjaśniać.

Rekomenduję jednak – co oczywiście nie jest łatwe – aby najpierw, w spokojnych warunkach, odnaleźć godne zaufania źródła dotyczące zdrowia. Są w internecie popularyzatorzy wiedzy, lekarze, farmaceuci, pielęgniarki, naukowcy, którzy przekazują rzetelne informacje, tworzą treści edukacyjne. Różne uniwersytety robią też opracowania popularno-naukowe.

Jeżeli natomiast musimy wygooglować coś na szybko, to moim zdaniem przede wszystkim warto zwrócić uwagę, czy podany jest autor artykułu. A może jest to artykuł anonimowy, napisany przez sztuczną inteligencję? Druga sprawa, czy podane są źródła naukowe i jakie.

Kolejna wskazówka jest taka, że warto zwrócić uwagę, czy artykuł jest sponsorowany. Nie każdy artykuł sponsorowany jest niewiarygodny, ale ryzyko jest wtedy większe.

Mam jeszcze jedną podpowiedź: wydźwięk artykułu. Jeżeli w medycynie coś brzmi zbyt pięknie, żeby było prawdziwe, to prawdopodobnie jest… zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Gdy jest napisane, że dana substancja zmieni świat, to prawdopodobnie jest to…

Ściema.

No właśnie.

Czy powinniśmy się profilaktycznie odrobaczać? Eksperci przedstawiają fakty i mity na temat pasożytów chorobotwórczych

Na drugim biegunie do EBM są mity medyczne. Dlaczego pacjenci w nie wierzą?

 

Nie tylko pacjenci, ale również medycy. Jest takie zjawisko jak „błędy poznawcze”. Każdy z nas im ulega – ja również. Błędy poznawcze zaburzają percepcję rzeczywistości. To takie uproszczenia wprowadzane przez nasz mózg, które sprawiają, że mamy zniekształcony obraz prawdy. Na przykład jednym z błędów poznawczych jest to, że jeżeli o czymś usłyszymy dużo razy, to wydaje nam się bardziej wiarygodne, a przecież niekoniecznie są ku temu racjonalne przesłanki. Coś w tym rzeczywiście jest, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Tyle, że staje się prawdą dla naszego mózgu. Błędem poznawczym jest też efekt placebo albo przekonanie, że jeżeli jakieś zjawisko występuje jedno po drugim, to znaczy, że jedno było przyczyną drugiego, a nie koniecznie tak jest. Czasem jesteśmy przekonani, że skoro wzięliśmy lek, a objawy ustąpiły, to na pewno stało się tak za jego sprawą. Tymczasem łagodne dolegliwości często ustępują same.

Przykład takiego mitu?

Wapno na alergię. To coś, co poza Polską prawie nigdzie nie występuje. Nie ma dowodów naukowych na to, żeby wapno miało działać w przypadku alergii. W Polsce kilka lat temu zostało przeprowadzone badanie kliniczne, w którym to sprawdzono – i wyszło, że to nie działa. Ale to jest tak: objawy alergii zwykle ustępują samoistnie po jakimś czasie. Ludzie jednak biorą wapno i kilka godzin później mówią, że im pomogło. Sęk w tym, że objawy prawdopodobnie przeszłyby i bez wapna.

Jakie inne mity medyczne powielane są najczęściej?

Powszechna wiara w to, że szpinak stanowi bardzo dobre źródło żelaza. Mit ten prawdopodobnie wynika z błędu, który opublikowano ok. 100 lat temu. Przez 100 lat z tym mitem nie zerwaliśmy, bo tak to już jest, że gdy dane przekonanie od dawna jest w obiegu, to trudno je wyeliminować.

Zwłaszcza że, jak już pani wspomniała, także medycy powielają mity medyczne.

Tak, bo oni też często od lat żyją w przekonaniu, że coś działa. Medycy to też ludzie i też ulegają błędom poznawczym jak każdy człowiek. Bywa, że nikomu nie przychodzi do głowy, aby podać coś w wątpliwość. Po co, skoro sam/a to stosowałem/am i mi pomogło?

Z czym najczęściej zwracają się do pani internauci?

Często dostaję pytania o reklamy, tzn. ktoś zobaczył reklamę suplementu diety albo leku i pyta mnie, czy to działa. Bardzo często dostaję też rolki, TikToki oraz posty dotyczące medycyny alternatywnej (chociaż ja tego określenia bardzo nie lubię). Otrzymuję to w ramach ciekawostki albo gdy ktoś ma jakąś wątpliwość, czy te treści są zgodne z nauką, czy to jednak pseudonauka.

Jednym z błędów poznawczych jest to, że jeżeli o czymś usłyszymy dużo razy, to wydaje nam się bardziej wiarygodne, a przecież niekoniecznie są ku temu racjonalne przesłanki

Właśnie, medycyna alternatywna, czyli altmed. To też jest coś, co podejmuje pani jako edukatorka. W tym temacie jest pani na „nie”?

Jestem zdecydowanie na „nie”. Uważam, że w medycynie trzeba kierować się przede wszystkim nauką, a to nijak się ma do tzw. medycyny alternatywnej, która co do zasady z nauką jest sprzeczna lub w żaden sposób nieudowodniona. Jeśli mamy dane naukowe potwierdzające sens stosowania jakiejś procedury z tzw. altmedu, to nie jest to już altmed, tylko medycyna oparta na dowodach! Opieranie się na założeniach medycyny alternatywnej to granie w hazard ze swoim zdrowiem. Najczęściej nie mamy bowiem informacji, jak dana interwencja medyczna wpłynie na nasze zdrowie. Pomoże nam czy zaszkodzi? W przypadku terapii przebadanych naukowo mamy jasno określone szanse, czy coś zadziała. Znamy ewentualne ryzyko związane ze zastosowaniem danej substancji. Natomiast wiele „altmedowych” rzeczy z logicznego punktu widzenia jest skrajnie mało prawdopodobnych, że mogłyby nam pomóc. Najprostszy przykład to homeopatia, sprzedawana niestety również w aptekach.

Sami lekarze – choć pewnie nie wszyscy – przepisują leki homeopatyczne. Co o tym sądzić?

Że to nieetyczne i niezgodne z zasadami wykonywania zawodów medycznych, wręcz niezgodne z prawem, ponieważ w ustawie o zawodzie lekarza oraz w ustawie o zawodzie farmaceuty jest jasno zdefiniowane, że w pracy musimy kierować się aktualnymi wytycznymi i bieżącą wiedzą. Homeopatia absolutnie nie spełnia tych przesłanek. Jej przepisywanie jest złe pod wieloma względami. Podstawą wiedzy farmaceutycznej jest to, że efekt zależy od dawki. Ta dawka nie może być ani za mała, ani za duża. W lekach homeopatycznych substancji aktywnych praktycznie nie ma, tam są rozcieńczenia na poziomie milionów! Jak więc taki produkt może leczyć?

Laura Krumpholz - Hello Zdrowie

fot. archiwum prywatne

To w czym tkwi problem? Polacy są zabiegani, nie mają czasu weryfikować informacji? A może zawód lekarza wciąż cieszy się tak dużym autorytetem, że co lekarz powie, uważamy za święte?

Nie ograniczałabym tego do Polaków. Wiara w mity medyczne jest obecna na całym świecie; aktywne grupy altmedów istnieją właściwie w każdym kraju. Homeopatia wywodzi się z Niemiec i tam się ją uwielbia. Nasz mózg jest niestety leniwy i zasłyszane lub przeczytane informacje przyswajane są automatycznie. Jeżeli coś jest mówione powszechnie, to nie podajemy tego w wątpliwość. Nie mamy odruchu, aby wszystko sprawdzać. Jeśli przeczytamy coś na Instagramie, traktujemy to jako fakt – niezależnie od tego, czy znamy twórcę treści, czy sprawdziliśmy źródło itp. Nie jesteśmy w stanie funkcjonować w ten sposób, żeby wszystko analizować.

Co więc pani zaleca? Zachować dystans do informacji?

Tak. Pamiętajmy, że mózg łatwo nas oszukuje. Nie jest tak, że ja w swojej dziedzinie wiem wszystko i każdą, nawet najmniejszą informację weryfikuję. Udało mi się natomiast dojść do momentu, w którym staram się wątpić. Niekoniecznie wszystko sprawdzać, ale starać się mieć w głowie, że informacja, jeśli jej nie zweryfikowałam, może nie być prawdziwa.

Odniosę się jeszcze do tego, czy bezkrytycznie ufamy lekarzom – myślę, że to zależy od człowieka. Jest takie przekonanie, co do zasady dobre, że jak lekarz powie, to jest to bardziej wiarygodne niż coś z internetu. Owszem. Ale jest duża grupa pacjentów, która ma swoje określone przekonania powstałe na bazie mitów i nie przekona jej nawet lekarz. Sztandarowym i bardzo szkodliwym przykładem jest przekonanie, że antybiotyki są na ciężkie choroby – nie na choroby bakteryjne, tylko na wszelkie ciężkie choroby. Jeżeli pacjent ma wyjątkowo dokuczliwe przeziębienie albo grypę, 40 stopni gorączki, wszystko go boli, to uważa, że potrzebuje antybiotyku, który działa przecież tylko na bakterie. Idzie więc do lekarza, ale lekarz mówi „nie”, bo w przypadku choroby wirusowej, a takimi są przeziębienie i grypa, antybiotyk nie tylko nie pomoże, ale może wręcz szkodzić. Taki pacjent jest zły, uważa, że lekarz nie docenił ciężkości stanu jego zdrowia.

Pamiętajmy jeszcze o jednym – rolą lekarza, farmaceuty, pielęgniarki, fizjoterapeuty nie jest podjęcie za pacjenta decyzji: będziesz brał ten lek.

Tylko?

W idealnej sytuacji medyk powinien przedstawić pacjentowi opcje terapii i zaproponować najlepszą z możliwych w danym przypadku. Przedstawić korzyści i ryzyko związane z jej stosowaniem. Natomiast to pacjent decyduje, czy z terapii skorzysta.

 

Laura Krumpholz – farmaceutka, magistra Drug Discovery and Development, doktorantka na wydziale farmaceutycznym. Od ponad dwóch lat w sieci promuje podejście Medycyny Opartej na Dowodach – obala mity medyczne, punktuje metody leczenia, które nie mają poparcia w nauce, uczy, jak decyzje o zdrowiu podejmować racjonalnie. Popularyzuje naukę na Instagramie i YouTube.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.