„Otyłość nie jest ani wyborem, ani winą chorego. Nikt celowo nie dąży do tego, by zachorować” – mówi Agnieszka Liszkowska-Hała
– Często słyszę: „Mówisz tak, jakby każda osoba z otyłością była chora”. Pytam wtedy: a nie jest? – mówi Agnieszka Liszkowska-Hała, ambasadorka kampanii „Porozmawiajmy szczerze o otyłości”, prezeska Fundacji „SIŁA” działającej na rzecz osób z chorobą otyłościową, trenerka personalna, która sama choruje na otyłość, opowiada nam o swojej długiej drodze do diagnozy, a także o ogromnej mocy słów i empatii, której wobec chorych na otyłość nadal społeczeństwu brakuje.
Anna Sierant: Ludzie często myślą, że jeśli choruje na otyłość, to już od dzieciństwa czy wieku nastoletniego, a pani problemy ze zdrowiem zaczęły się później. Co początkowo wzbudziło pani niepokój?
Agnieszka Liszkowska-Hała: Było właśnie tak, jak pani powiedziała – nigdy nie miałam „nadprogramowych” kilogramów, zawsze byłam szczupła, kochałam i nadal kocham sport, jestem trenerką personalną i instruktorką sportów siłowych. Te pierwsze niepokojące zmiany zauważyłam w wieku 24 lat – pojawiły się obrzęki, napuchnięty brzuch i właściwie całe ciało. Zaczęłam się czuć bardzo niekomfortowo, po prostu źle, ale od razu szukałam też przyczyn. Najpierw eksperymentowałam z treningami, dodałam do nich m.in. bieganie, a efektów nie było widać – czułam, że coś te postępy blokuje. Mam dziś 43 lata, a dopiero 4 i pół roku temu udało się uzyskać pełną diagnozę – u mnie akurat przyczyną tych zmian były zaburzenia hormonalne, przede wszystkim związane z pracą tarczycy.
Okazało się, że od lat były one niezdiagnozowane – dopiero gdy zaszłam w ciążę i w jej ósmym miesiącu poszłam do ginekolożki, badania ruszyły we właściwym kierunku. Zaczęło się od uwagi lekarki, że „nie powinnam się tak objadać”. Odpowiedziałam, że nie objadam się wcale, przez całą ciążę byłam bardzo aktywna, nawet pod jej koniec mogłam sama pomalować sobie paznokcie u nóg. Po tej naszej wymianie zdań lekarka skierowała mnie na badania w kierunku Hashimoto, co zostało potwierdzone, wraz z towarzyszącą mu insulinoopornością.
Co poradziłaby pani osobie, która zauważa w swoim organizmie podobne zmiany do tych, które pojawiły się właśnie w pani przypadku?
Warto pamiętać, że otyłość to podstępna choroba, która potrzebuje czasu, by się rozwinąć. U każdego może być spowodowana różnymi czynnikami – wpływa na nią ponad 400 genów, więc niemalże co człowiek, to inny powód jej pojawiania się, inny przypadek. Dlatego tak ważna jest prawidłowa diagnoza, na miarę której uszyte zostanie leczenie. To leczenie przebiegać może różnie i na każdym etapie powinien o tym decydować lekarz, np. jeśli istnieje ku temu wskazanie, wykonuje się operację bariatryczną. Nieodłącznym towarzyszem leczenia otyłości jest modyfikacja stylu życia, czyli zdrowa dieta i dopasowana aktywność fizyczna. Wszystkich, którzy podejrzewają, że mogą chorować na otyłość, mierzą się ze zwiększoną masą ciała, odsyłam oczywiście do lekarzy, do specjalistów, którzy dobiorą najlepszy sposób postępowania w konkretnie ich przypadku. Najprościej mówiąc, chodzi o to, by doprowadzić do wyregulowania, ustawienia organizmu tak, by zaczął współpracować, funkcjonować (niemal) tak, jak u zdrowego człowieka.
Wiem, że często najtrudniejsze są początki – szukanie informacji, właściwych lekarzy, dlatego zachęcam do odwiedzenia strony kampanii „Porozmawiajmy szczerze o otyłości”, gdzie można znaleźć bazę medyków, wskazówki, jak powinny wyglądać pierwsze kroki w drodze do diagnozy. Ja tych informacji lata wcześniej nie posiadałam, a znacznie by mi to ułatwiło proces leczenia. Tym bardziej że działając na własną rękę, nawet jeśli bardzo się staramy – jak ja z moimi treningami – często nie idziemy do przodu, organizm daje nam czerwone światło, co zniechęca i może powodować, że wycofamy się z walki o swoje zdrowie, a to najgorsze, co możemy zrobić.
Jak pani – osoba zawsze aktywna, szczupła – poradziła sobie psychicznie z diagnozą?
To, że ta diagnoza brzmiała właśnie: „otyłość” było dla mnie szokiem. Pomyślałam: „Kurcze, serio?”. Przecież zawsze o siebie dbałam, byłam aktywna fizycznie, nie objadałam się. No właśnie – ale gdybym wtedy miała dzisiejszą wiedzę, podeszłabym do tego inaczej. Nie obwiniałabym się, nie wypierała tej informacji, wiedząc, że otyłość to nic innego jak choroba. Można ją leczyć, najlepiej podchodząc do tego leczenia kompleksowo, w moim przypadku pomogło m.in. zajęcie się kwestią hormonów i ułożenie właściwego jadłospisu.
Choroba otyłościowa może utrudnić również drogę do macierzyństwa. Czy było tak również w pani przypadku, a może dzięki ciąży udało się pani ruszyć w kierunku właściwej diagnozy?
Można tak powiedzieć, ponieważ wtedy lekarz zlecił odpowiednie badania. Ten właściwy kierunek ku diagnozie rozpoczął się więc już, gdy spodziewałam się dziecka. Patrząc wstecz: czy otyłość wpłynęła na to, że mamą udało mi się zostać po latach starań? Być może, ale unikałabym stwierdzenia, że to właśnie z jej powodu, że to na pewno ona była przyczyną. Nie szłabym w tę stronę.
Z badań zawartych w opracowaniu „Jak wspierająco mówić o chorobie otyłościowej?” wynika, że 85 proc. osób uważa, że otyłość to choroba, ale jednocześnie jako jej główne przyczyny podaje złe nawyki żywieniowe, zbyt małą aktywność fizyczną.
Chciałabym podkreślić, że otyłość nie jest ani wyborem, ani winą chorego. Nikt celowo nie dąży do tego, by zachorować. Bo jeśli na to, czy zachorujemy, miałyby wpływ wyłącznie błędy żywieniowe, nieregularne, niezdrowe jedzenie, to dlaczego część osób, mimo jedzenia po 23, mimo braku treningów, mimo uwielbienia dla fast foodów nadal jest szczupła? Ja z kolei w pewnym momencie jadłam za mało, nie dostarczałam organizmowi liczby kalorii wystarczającej do tego, by organizm mógł prawidłowo pracować, a jednak masa ciała nie zmniejszała się.
Niestety często słyszę wypowiedzi od osób chorujących na otyłość, że wstydzą się iść na stołówkę w miejscu pracy, bo ktoś pomyśli, że np. śniadanie to nie wiadomo który już ich posiłek w ciągu dnia. Gdy widzisz szczupłą jedzącą osobę, takie spostrzeżenia raczej nie przychodzą ci do głowy. Dużo mówi się też o tym, że powinniśmy spożywać 5 posiłków dziennie – a to znów nie zawsze się sprawdza. Komuś, kto ma kłopoty z insuliną, mogą wystarczyć 3, ale zbilansowane.
Mówi się, że język kształtuje rzeczywistość – co mówić, a czego nie mówić, żeby wesprzeć osoby z chorobą otyłościową? Np. słowo „gruby” 73 proc. osób z otyłością, ankietowanych przez twórców kampanii „Porozmawiajmy szczerze o otyłości”, uważa za obraźliwe, a często wielu ludziom używającym go wydaje się po prostu neutralne, podobnie traktują słowo „chudy”.
Słowa mają moc, gdy wypowiadamy je z empatią, okazują się ogromnym wsparciem, gdy tej empatii brakuje, mogą nie tylko zepsuć komuś dzień, ale zniechęcać, demotywować i po prostu ranić. Bardzo zachęcam do zapoznania się ze słownikiem „Jak wspierająco mówić o chorobie otyłościowej?”, czyli narzędziem opracowanym przez ekspertów z wielu dziedzin, które – mam nadzieję – wpłynie na nową kulturę komunikacji. Słownik można bezpłatnie pobrać ze strony kampanii www.ootylosci.pl. Zamiast „gruby” lepiej powiedzieć, jeśli już w ogóle musimy czyjś wygląd komentować, „mający/-a zwiększoną masę ciała”. To stwierdzenie nie stygmatyzuje.
Gdy myślimy o tym, czego nie mówić, do głowy przychodzą nam automatycznie właściwie tylko negatywne określenia, ale – co ciekawe, pierwszy raz o tym przeczytałam właśnie podczas lektury wspomnianego przez panią słownika – istnieje również negging, czyli komplementy niebędące komplementami, jak stwierdzenia: „Pasują ci te dodatkowe kilogramy”, „Dobrze się prezentujesz, mimo nadwagi”.
Tak, takie słowa nierzadko padają z ust osób, które pozornie prawią komplementy, ale pod tnimi kryje się dwuznaczność, która powoduje zmniejszenie pewności siebie u tak „komplementowanej” osoby. Myślę, że ważne są intencje – czasem ktoś chce dobrze, a wyjdzie inaczej, ale czasem to działanie z góry obliczone na to, by tak naprawdę komuś te skrzydła podciąć. Po co to robić, skoro słowami można też sprawić, że ktoś rozwinie skrzydła? Sama prowadzę grupy treningowe i cały czas powtarzam dziewczynom, które uczestniczą w zajęciach, że najważniejsze jest, by dobrze czuć się ze sobą. Zmotywowana i pełna energii „elka” jest lepsza niż mentalnie słaba „ikseska”.
Chciałabym też zapytać o rolę rodzica, partnera, rodzeństwa, przyjaciół – najbliższych osobie chorej na otyłość ludzi. Co oni mogą i powinni robić?
Pamiętajmy, że otyłość to choroba śmiertelna, o złożonej patogenezie, dlatego – jak w przypadku nowotworu – i tutaj najważniejsza jest empatia. Gdy słyszymy, że ktoś choruje na raka, budzi się ona w nas niejako automatycznie. Bo wiemy, że nowotwór to poważna choroba, która oczywiście może być wyleczalna. W przypadku choroby onkologicznej wykazujemy więc dużą wrażliwość, świadomość, raczej nie mówimy komuś choremu na raka płuc, że palił, nie dbał o swoje zdrowie. Nie hejtujemy, a wspieramy.
Z otyłością jest zupełnie inaczej. Przywołam tu jako przykład to powiedzenie, którego nie znoszę: „Mniej żryj, więcej się ruszaj”, które można usłyszeć nawet w gabinetach lekarskich. I ten pacjent, który tak się przygotowywał na pierwszą wizytę, denerwował się nią, gdy nie mieści się na krześle w gabinecie, od razu ma podcinane skrzydła po takich słowach. Ja też nie raz słyszałam od osób, które oglądały czy czytały wywiady ze mną: „Mówisz tak, jakby każda osoba z otyłością była chora”. A nie jest? Trudno nam zaakceptować, że otyłość jest chorobą, na którą składa się wiele czynników i która nie ma tendencji do samoistnego ustępowania. Dlatego uważam, że to bardzo ważne, by siebie i innych – także osoby z otyłością w naszym najbliższym otoczeniu – edukować.
Tej edukacji, świadomości powinna oczywiście towarzyszyć rozmowa. Sama, gdy usłyszałam: „Może zrobisz te konkretne badania? Myślę, że warto, bo możesz chorować na otyłość”, w końcu zaczęłam wychodzić ze złego samopoczucia, przestałam być wyłącznie rozczarowana, eksploatować mój organizm na treningach. Ta wiedza na temat otyłości jest tym bardziej ważna, że już teraz choruje na nią co czwarty Polak, a system ochrony zdrowia wkrótce może tego nie udźwignąć, wystarczy wspomnieć o takich powikłaniach jak rak jelita grubego czy cukrzyca typu 2. Otyłość dotyczy więc sporej liczby osób i ich bliskich. Pamiętam, gdy po jednym z wywiadów napisała do mnie córka kobiety z chorobą otyłościową: „Dziękuję za pani historię. Teraz wiem, że mama jest chora, że to nie jej uroda, nie wynik tego, że urodziła czwórkę dzieci i już nic z tym nie może zrobić”.
Agnieszka Liszkowska-Hała – ambasadorka kampanii „Porozmawiajmy szczerze o otyłości”, prezeska Fundacji Siła, trenerka personalna, instruktorka sportów siłowych
Zobacz także
„Chodzę do ginekologa tylko, kiedy naprawdę muszę. Nie chcę usłyszeć komentarza w stylu: ten fotel pani nie udźwignie” – mówi Katarzyna Głowińska
„Jak pani tyle waży, to ja nie wiem, czym panią znieczulić”. Galanta Lala opowiada, jak została potraktowana przez anestezjologa w szpitalu
„W gabinecie ginekologicznym usłyszałam: trzeba złapać się za mordę i przestać żreć” – mówi Natalia Skoczylas, grubancypantka
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Monika Olejnik przeprasza za pytanie o żonę Radosława Sikorskiego. „Od lat walczę z antysemityzmem”
Wielka Brytania: Śmierć pielęgniarki powiązana z przyjmowaniem leku odchudzającego w zastrzykach
Młodsza córka Dawida Kubackiego ma tę samą wadę genetyczną co jego żona. „Leki trzeba brać do końca życia”
Kino, mecz, pójście na ryby pomagają wychodzić z bezdomności. „Droga do normalności to długotrwały proces, bywa bardzo bolesny, ale często też jest uwieńczony sukcesem”
się ten artykuł?