Przejdź do treści

„Pacjenci opowiadają, że kiedy zażywają, czują się bezpieczni, wolni, schronieni, mogą oddychać, czują, że żyją”

Tekst o uzależnieniach, samotności i terapii psychoterapeutycznej. Na zdjęciu: Osoba z długimi włosami - HelloZdrowie
Podoba Ci
się ten artykuł?

Tragiczny paradoks relacji z czynnością czy substancją polega na tym, że zamykają drogę do zbudowania nowych, dobrych relacji. To powoduje, że osoby uzależnione są przerażająco samotne – mówi Bożena Maciek-Haściło, psychoterapeutka.

Nina Harbuz: Dlaczego się uzależniamy?

Bożena Maciek-Haściło: To zależy od kilku, nakładających się czynników. Biologicznych, psychologicznych i społecznych. Stworzono koncepcję „sera szwajcarskiego”, według której, każdy z nas ma pewne uwarunkowania sprzyjające zdrowiu. Jednocześnie, nosimy w sobie także podatność na zranienia, choroby, w tym uzależnienia. To są właśnie te „dziury w serze”. Z biologicznego punktu widzenia będą nimi genetyczne tendencje sprzyjające uzależnieniom. Na poziomie psychologicznym, należy je rozumieć jako małą wiarę we własne możliwości, słabą zdolność rozumienia siebie i mentalizacji, co wiąże się z brakiem umiejętności regulowania emocji, czyli rozpoznawania ich, nazywania, adekwatnego przeżywania i świadomości, do czego nas dana emocja pcha. Jeśli potrafimy regulować emocje, to umiemy je zatrzymać w sobie, zastanowić się nad nimi, zrozumieć je i wyrażać w adekwatny sposób. Np. gdy jesteśmy wściekli na dziecko lub szefa nie musimy od razu robić awantury.

Aspekt społeczny, to wszystko to, co złożyło się na nasz nieprawidłowy rozwój. Są to traumy, których doświadczaliśmy przez długi czas ze strony najważniejszych osób, czyli najczęściej rodziców. Przemoc, porzucenia i opuszczenia, zarówno fizyczne, jak i emocjonalne. Wpiszą się w to także wszelkie pozostawienia dziecka u dziadów, zwłaszcza we wczesnym etapie dzieciństwa, hospitalizacje, a współcześnie intensywne poświęcanie się pracy przez rodziców i szybkie powroty do niej, po urodzeniu syna lub córki. Jeśli czyjeś życie składa się z licznych dziur, a w trudnych emocjonalnie momentach życia będzie sięgać po substancję lub czynność, to jest duże prawdopodobieństwo, że dojdzie do uzależnienia.

Kobieta popijająca winko

Co uzależnienie od substancji albo czynności zastąpi?

Zastąpi inne sposoby uzyskiwania ukojenia. Człowiek w kontakcie z substancją czy czynnością doświadczy ulgi w cierpieniu i przyjemności. To, wywoła pragnienie i potrzebę, żeby tych uczuć zaznać ponownie. Okazuje się, że kolejne sięgnięcie po substancję lub czynność znów przyniosą poczucie szeroko i w różny sposób doświadczanego bezpieczeństwa. Przy braku innych kojących czynników, droga do uzależnienia nie jest daleka.

Kanadyjski lekarz Gabor Maté, który specjalizuje się w badaniu i leczeniu osób uzależnionych, wspominał kiedyś swoją pacjentkę. Ta kobieta była prostytutką, uzależnioną od heroiny. Powiedziała, że kiedy zażyła ją po raz pierwszy, po raz pierwszy w życiu, miała uczucie doświadczenia dobrej bliskości, ciepłego dotyku.

Pacjenci bardzo często opowiadają, że kiedy zażywają, to czują się bezpieczni, wolni, schronieni, wtedy mogą oddychać, czują, że żyją. Gabor Maté powiedział, że nie wszyscy ludzie, którzy doświadczyli traumy są uzależnieni, ale wszyscy uzależnieni, doświadczyli traumy i poza bezpiecznego przywiązania, czyli jako dzieci nie mieli możliwości czuć się bezpiecznie.

Bożena Maciek-Haściło

Jeśli osoba uzależniona nie nauczy się regulować swoich uczuć, nie zbuduje dobrych relacji, za mało będzie w jej życiu radości, spełnienia i satysfakcji, nie uda jej się, w sposób autentyczny, lepiej myśleć o sobie, tym ten proces zdrowienia będzie trudniejszy

Bożena Maciek-Haściło, psychoterapeutka

Czyli czynność albo substancja zastępuje relację. 

Tak, to wiąże się z myśleniem i rozumieniem uzależnienia w kontekście teorii więzi, czy teorii relacji z obiektem. Substancja lub czynność zastępują obiekt przywiązaniowy, którym kiedyś powinna być matka lub ojciec i stają się stałym towarzyszem, przyjacielem, wybawicielem i schronieniem. Trudno jest zrezygnować z czegoś takiego, gdy nie miało się w przeszłości innych, dobrych obiektów, czyli dobrych, bliskich, kochających osób. Tragiczny paradoks relacji z czynnością czy substancją polega na tym, że zamykają one drogę do zbudowania nowych, dobrych relacji. To powoduje, że osoby uzależnione są, w mojej ocenie, przerażająco samotne. Nawet wówczas, kiedy wokół nich kręci się wielu ludzi.

I to z powodu samotności przychodzą na terapię? 

Powody zgłoszenia są różne. Niektórzy mówią, że mają kłopoty w relacji z żoną lub mężem, inna osoba powie, że grozi jej lub jemu wyrzucenie z pracy, a jeszcze ktoś opowie, że wylądował w szpitalu, bo mu wysiadły parametry wątrobowe albo miał zapaść. Zaczynamy o tym rozmawiać, dopytuję o szczegóły i dosłownie po paru minutach wywiadu terapeutycznego okazuje się, że te kłopoty w relacjach, w pracy, czy też samotność, wiążą się z używaniem substancji lub czynności. I jest to niezwykle poruszające, jak szybko pacjenci zaczynają podzielać tę perspektywę. Ostatnio przyszedł do mnie pacjent, który jest przedsiębiorcą. Od pewnego czasu, coraz częściej nie wyrabiał się z obowiązkami w pracy, bo w poniedziałki kurował się po alkoholowo-kokainowym weekendzie. Wspólnicy zaczęli zwracać mu uwagę, że ma coś z tym zrobić.

istockphoto.com

Dobrze, że nie zaprzeczył, że to używki mają wpływ na to, jak funkcjonuje i zgłosił się na terapię.

Tradycyjna szkoła w ogóle uważa, że trudno wyjść z uzależnienia, jeśli nie uzna się swojej tożsamości alkoholika, narkomana czy np. seksoholika. Nie uważam, że jest to niezbędne do procesu zdrowienia. Natomiast zdarza się czasem, że ludzie potrzebują takiego określenia siebie i w taki sposób chcą budować swój rozwój, trzeźwienie i zmiany w życiu.

A w czym to może pomagać?

Moim zdaniem służy to podtrzymaniu dobrego obiektu, którym stała się substancja lub czynność, choć dzieje się to już w bezpieczny sposób, w trzeźwości. Według mnie, ważniejszym jest, żeby osoba radziła sobie z samotnością. Substancja lub czynność pomagały w kontakcie z innymi i byciu ze sobą, w znoszeniu bólu emocjonalnego, przezwyciężeniu poczucia alienacji, zwalczeniu nudy i pustki. Żeby jednak dokonała się prawdziwa zmiana w życiu człowieka, w relacjach z ludźmi czy w obszarze własnych emocji, to przede wszystkim, trzeba tę więź z substancją rozluźnić. I trzeba mieć świadomość, że substancja lub czynność, z jednej strony, bardzo dużo dawała, ale z drugiej, niosła ze sobą wiele trudnych konsekwencji. Dla niektórych, zdanie sobie z tego sprawy, będzie oznaczać konieczność całkowitej abstynencji.

Bożena Maciek-Haściło / Fot. Archiwum prywatne

Dla niektórych? A nie dla wszystkich?

Tak, nie wszystkich to dotyczy, bo jeżeli mamy do czynienia z uzależnieniem od czynności, to wręcz nie należy całkowicie zaprzestawać np. uprawiania seksu czy robienia zakupów. Jedzenia przecież też nie można odstawić.

Bożena Maciek-Haściło

Ludzie po traumie żyją w nieustannym zagrożeniu, że spotka ich coś złego ze strony drugiego człowieka. Ktoś ich zrani, zaatakuje, oszuka, zawstydzi, wyśmieje. W związku z tym, jest duże prawdopodobieństwo, że taki człowiek łatwo wycofa się i ucieknie

Bożena Maciek-Haściło, psychoterapeutka

Ten brak całkowitego rozstania z czynnością lub substancją utrudni proces zdrowienia?

Jeśli osoba uzależniona nie nauczy się regulować swoich uczuć, nie zbuduje dobrych relacji, za mało będzie w jej życiu radości, spełnienia i satysfakcji, nie uda jej się, w sposób autentyczny, lepiej myśleć o sobie, tym ten proces zdrowienia będzie trudniejszy. To przekonanie bierze się z założenia, że uzależnienie to nie tylko behawioralny mechanizm w postaci kompulsywnego zażywania, tylko że uzależnienia mają swoje źródła i wiążą się z przeżywaniem wewnętrznych konfliktów i trudności w sferze emocjonalnej i relacyjnej. Ma to swoje odzwierciedlenie w strukturze i biochemii mózgu. Są badania, dostępne także w literaturze polskiej, które wyraźnie wiążą doświadczenie traumy z uzależnieniem. Dlatego objawowe leczenie będzie skuteczne tylko dla niektórych osób. Dla wielu, brak zajęcia się sferą emocjonalną, będzie oznaczać częste powracanie do zażywania, bo zatrzyma się jedynie objaw picia, czy używania, a źródło, nadal nie zostanie nazwane i uleczone.

kobieta

To by oznaczało, że abstynencja jest mniej ważna niż zrozumienie powodów używania.

W moim przekonaniu, dochodzenie do długotrwałej abstynencji bądź kontrolowanego używania jest pochodną zmian zachodzących w życiu emocjonalnym i relacyjnym pacjenta. Osoba używająca nie mająca zdolności do przerwania zażywania musi skorzystać z pomocy farmakologicznej. Pacjent musi wiedzieć , że substancja jest tym, co z jednej strony go ratuje, ale z drugiej doprowadza do ogromu zniszczeń w jego życiu. Musi  współpracować w sprawie rezygnacji z substancji na rzecz zbliżania się do drugiego człowieka.

Czemu osobom używającym tak trudno jest szukać pomocy i prosić o nią?

To bardzo ważne pytanie, bo wielu bliskich osób używających nie rozumie tego. Ten kłopot związany z sięganiem po pomoc, wynika z tego, że substancja lub czynność sprawiły, że uniezależnili się od drugiego człowieka. Stało się w ich życiu tak, ponieważ ich wczesne relacje z ludźmi były niesatysfakcjonujące i bardzo trudne. Tak więc, mamy przed sobą człowieka, który ma poprosić o pomoc, w  sytuacji, gdy wszystko, co robił w życiu, prowadziło do tego, żeby po tę pomóc nie sięgać. Taka sytuacja rodzi wewnętrzny konflikt. Z jednej strony, chcą pomocy, a z drugiej, myślą, jak od niej uciec, bo to ich stawia w zależności. To jest jeden aspekt, a drugi, to świadomość, że ludzie po traumie żyją w nieustannym zagrożeniu, że spotka ich coś złego ze strony drugiego człowieka. Ktoś ich zrani, zaatakuje, oszuka, zawstydzi, wyśmieje. W związku z tym, jest duże prawdopodobieństwo, że taki człowiek łatwo wycofa się i ucieknie.

Bożena Maciek-Haściło

Tradycyjna szkoła uważa, że trudno wyjść z uzależnienia, jeśli nie uzna się swojej tożsamości alkoholika, narkomana czy seksoholika. Nie uważam, że jest to niezbędne do procesu zdrowienia

Bożena Maciek-Haściło, psychoterapeutka

To znaczy, że pacjentom z uzależnieniem trudniej jest wytrwać w terapii do końca? 

Tak, moim zdanie to pacjenci bardziej zagrożeni wypadnięciem z leczenia niż pozostali. Może to dziwnie zabrzmi, ale substancja jest ciągłą konkurencją dla relacji terapeutycznej, czy relacji w terapii grupowej. Zwłaszcza w początkowym okresie terapii to zmaganie się jest szczególnie uciążliwe, na którą stronę przechyli się szala. W późniejszym etapie, kiedy przychodzą trudne momenty albo w życiu pacjenta dzieje się coś przytłaczającego, zdarza się pacjentom schronić w substancję, wrócić do używania.

To przekreśla całą terapię?

Nie, czasem to nawet pomaga. Pracując w taki sposób, jak ja pracuję, czyli psychodynamicznie, doświadczeniowo należy się nie bać zapicia pacjenta czy powrotów do innych form używania. One są objawem tego, że cały czas, coś jest trudne w ich życiu. Dzięki takiej sytuacji można się temu przyglądać i odkryć, czym ta trudność jest. Oczywiście, nie można stracić pokory, bo zbyt częste powroty do używania mogą prowadzić do dramatu. Ufam, że dzięki pracy nad regulacją własnych emocji, pacjenci zaprzestają używania, bo zyskują w terapii nowe sposoby radzenia sobie z uczuciami. Kiedy zaczynają być w dobry dla nich sposób blisko innych ludzi, schronienie w substancji  czy czynności, przestaje być niezbędną do życia koniecznością.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?